Ten sam jednak uspokajający rytm serca wyznaczał upływ czasu. Kolejne sekundy, z których każda coraz głośniej przypominała o tym, że powinna się odsunąć. Zrobiła to więc, choć wcale nie miała na to ochoty. Uśmiechnęła się, odwzajemniając spojrzenie Ignisa.
Nawet wtedy, kiedy zajęli już miejsca, a uśmiechnięta kelnerka przyjęła, a następnie przyniosła zamówienia, Maeve nie mogła oprzeć się wrażeniu, że wciąż czuje dłoń gładzącą ją po głowie. I to uczucie sprawiło, że nie przeraziła się ponownie, gdy znów wrócili do nachalnego wróża, który przecież zapowiedział, że jeszcze wróci, a później bez większych trudności odepchnęła myśli o nim, by zmienić temat rozmowy. Oczy wróżki rozbłysły, gdy Ignis wspomniał o swoim nauczycielu muzyki.
– Mam przeczucie, że mogłabym się z nim dogadać – uśmiechnęła się. Mnóstwo książek, roślin i zamiłowanie do herbaty wydawały się wystarczającymi wspólnymi tematami, by uznać kogoś za niemal bratnią duszę. Wróżka spojrzała w stronę rośliny, którą wskazywał Ignis. Wyprostowała się i spojrzała na Ignisa z jeszcze większym zainteresowaniem.
– Ta róża kiedyś stała w wazoniku jako pojedynczy, ścięty kwiat. Ivy mówiła, że ktoś musiał ją tutaj zostawić, bo znalazła ją na stoliku. Kwiat zdumiewająco się trzymał, więc postanowiła spróbować go ukorzenić i faktycznie, to niesamowite, że się udało i wciąż się trzyma. Jest przepiękna, prawda? I tak cudnie pachnie… Bardzo lubię rośliny, ale nie jestem pewna, czy z wzajemnością – roześmiała się cicho na wspomnienie wielu doniczek stojących w jej domu, z których część niestety nie miała tego szczęścia przetrwać jej opieki, choć naprawdę się starała. Upiła łyk herbaty. – Sama byłam ciekawa, co to za kwiat, ale nie mogłyśmy go znaleźć ani w sieci, ani w żadnym leksykonie. Skoro twój nauczyciel muzyki je ma, to pewnie wie, skąd pochodzą? Możesz go zapytać? – Różowe skrzydła zadrżały w nagłej ekscytacji. Zupełnie tak, jakby oto nadarzyła się okazja na odkrycie jakiejś wielkiej tajemnicy. Z miernym skutkiem spróbowała się uspokoić na widok zdziwionej nieco miny Ignisa.
– Myślę, że mogę, przy najbliższej okazji – potwierdził, wyraźnie rozbawiony nagłym ożywieniem wróżki.
– A może… opowiesz mi o nim coś więcej? O twoim nauczycielu. Panu Macleodzie, prawda? – poprosiła, splatając dłonie i opierając na nich podbródek. Nie umknęło jej, że w tych kilku zaledwie słowach ton Ignisa stał się cieplejszy, bardziej miękki, taki, jakim mówi się, gdy wspomina się coś z ogromnym uczuciem. Podobna, choć oczywiście nie taka sama, wdzierała się w jego głos, gdy wspominał przyjaciół i narzekał na Dantego. Tyle wystarczyło, by Maeve zrozumiała, że nauczyciel muzyki był dla Ignisa kimś bardzo ważnym, a skoro tak było, to chciała dowiedzieć się nieco więcej. Oczywiście, o ile muzyk zechce się tym z nią podzielić. Przyglądała się genashiemu, gdy ten na krótki moment zapatrzył się w parujący w filiżance napar.
– To właściwie dzięki niemu jestem dziś tym, kim jestem… – zaczął po chwili namysłu. Wróżka nie przerywała mu, wsłuchując się w opowieść, śmiejąc się wtedy, kiedy była na to przestrzeń i zachowując powagę w odpowiednich momentach. Nim się obejrzeli, stojące przed nimi filiżanki całkowicie opustoszały i trzeba było zamówić kolejne napoje.
– Trochę podobnie było z moją mamą – zaczęła, gdy Ignis zakończył swoją opowieść. – Gdy trafiłam do moich rodziców, nie pamiętałam kompletnie nic ze swojej przeszłości… nadal nie pamiętam, ale teraz radzę sobie z tym dużo lepiej, właśnie dzięki niej. Przerażało mnie to, że nie wiem, kim jestem, to było naprawdę potworne. I wtedy mama powiedziała: Skoro nie wiesz, kim jesteś, bądź, kim tylko chcesz. – Maeve uśmiechnęła się do tego wspomnienia. – Tak właściwie zaczęła się moja przygoda z aktorstwem. Wcielając się w różne postacie, szybko odkryłam, że bardzo to lubię. Chociaż zdecydowanie moją pasją jest raczej malowanie. Przy malowaniu nie muszę się bać, że w środku spektaklu nagle wszystko zapomnę. – Spuściła na chwilę wzrok, po czym uśmiechnęła się do Ignisa.
– Właściwie to… mam coś dla ciebie – powiedziała Maeve po krótkiej chwili ciszy, pochylając się nad swoją torbą. Wahała się już od dłuższego czasu, czy faktycznie wręczyć Ignisowi tkwiący w kolorowym plecaku bilet do teatru. Bardzo chciała, by przyszedł, by tym razem ona mogła mu pokazać swoje umiejętności by mu się… podobało. No właśnie. To ostatnie było największym problemem, choć bardzo mocno konkurowało z nim uczucie rozczarowania, jeśli Ignis stwierdzi, że jednak nie chce przyjść. Mogło tak przecież być, mogło się okazać, że teatr to kompletnie nie jego bajka. Dyskretnie przełknęła wielką gulę, która nagle zaległa w jej gardle. Jeśli powiedziało się a, trzeba było powiedzieć i b. wyjęła więc z plecaka białą kopertę i przesunęła ją w stronę Ignisa po stole.
– To bilet na Upiora w Operze. To musical i pomyślałam, że mógłby ci się spodobać… – Już chciała powiedzieć, że gra w nim jedną z głównych ról, ale ugryzła się w język, to nie był przecież żaden argument. – Oczywiście zrozumiem, jeśli nie będziesz mógł przyjść. – Uśmiechnęła się na dowód, że mówi szczerze i naprawdę nie miałaby do niego żalu. Do niego nie, choć bardzo bała się właśnie takiej reakcji, a serce tłukło w piersi w oczekiwaniu na odpowiedź. Wiedziała, że Ignis jest zajęty, wiele czasu spędzał w studio z zespołem, ćwicząc, komponując nowe piosenki, ustalając trasy czy wydając płyty. To wszystko zajmowało czas i Maeve liczyła się z tym, że zwyczajnie nie wpasuje się w zaplanowany grafik.
Objęła dłońmi pustą filiżankę, kryjąc ich drżenie. Starała się za wszelką cenę nie gapić na Ignisa, by spróbować wyczytać reakcję z jego twarzy. W końcu świat się nie skończy, jeśli jej odmówi… prawda? Ukradkiem jedynie spoglądała, jak genashi patrzy na bilet, czytając tekst wypisany eleganckim fontem.
– Naprawdę, bardzo chętnie przyjdę. Kogo grasz w spektaklu? – zapytał z uśmiechem Ignis, a zdradzieckie skrzydła od razu musiały wydać wróżkę, zdradzić to, jak bardzo cieszy się na jego słowa. Uniosły się lekko, zadrżały, puszczając świetlne zajączki i mieniąc się w słońcu. Kobieto, uspokój się, skarciła się w myślach, niemal siłą przyklejając skrzydła na nowo do pleców. Zastanawiała się, kto na ten widok pierwszy umarłby ze śmiechu: Dante czy Sapphire.
– Christine – odpowiedziała cicho. Ignis pokiwał głową.
– Główna rola, tak? Stresujesz się?
– Trochę – powiedziała i miała ochotę odgryźć sobie język za to wierutne kłamstwo. – To znaczy… bardzo – przyznała, tym bardziej nieco bardziej zgodnie z prawdą. – Ale dużo ćwiczę. Z partiami tanecznymi pomaga mi moja koleżanka, świetna tancerka. Twierdzi, że jest szansa, że sobie poradzę – Maeve uśmiechnęła się lekko. – Cóż, przynajmniej zamierzam zrobić wszystko, aby tak właśnie było. Cieszę się, że przyjdziesz – powiedziała, chociaż zdaje się, że żadne słowa nie były już potrzebne. Bez względu na to, jak bardzo starała się to ukryć, zdradzało ją absolutnie wszystko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz