31 października 2024

Od Bashara – Halloween
Tonight i wanna give it all to you (II)

Tylko ordynator był niezadowolony z powodu nowej sytuacji życiowej Bashara – reszta załogi szpitala cieszyła się jego szczęściem, a jeśli pan doktor nie zostawał tak chętnie na dyżurach i nie brał zmian w trakcie przeróżnych świąt, stanowiąc plan awaryjny dla tego, kto układał grafik na dany tydzień, to cóż, trudno, taki los. Sam Bashar nie spodziewał się, że w ledwie rok jego priorytety zmienią się tak bardzo, a Halloween stanie się dla niego okazją do zrobienia czegoś niestandardowego, zaskoczenia kogoś, kogo w swoim życiu nie planował.
Pamiętał poprzednie święta i to, jak wyglądały. Najpierw, gdy jeszcze studiował, spędzał je z matką, każde w innym pokoju, gdy on siedział nad podręcznikami i notatkami, matka zaś kręciła się w kuchni albo przysypiała w dużym pokoju, czekając na dzwonek do drzwi i obdzielając krążące po domach dzieciaki tymi kilkoma wypieczonymi własnoręcznie ciasteczkami. Wiele tego nie było, stypendium i mizerna pensja, na dodatek przychodząca zawsze z opóźnieniem, nie starczały na to, by normalnie kupić jakieś słodycze w sklepie, zostawały więc te nieco nieforemne ciastka, przybierające kształt rozlanych duszków i krzywych dyń, lecz choć tak niewyględne, to nadal smaczne i chrupiące.
Potem, gdy mieszkał sam, żyjąc głównie pracą, jego mieszkanie często pozostawało ciemne i puste, a ktokolwiek z przebierańców dzwonił do drzwi, mając w sercu nadzieję na ciastka i cukierki, spotykał się z głuchą ciszą, gdy młody rezydent kręcił się po izbie przyjęć bądź próbował skraść bezcenne minuty snu gdzieś na szpitalnej kozetce. Czasem zdarzało się, że lekarskie mieszkanie zapraszało złotym światłem sączącym się z okien, a ktokolwiek odważnie zapukał w lakierowane drewno, mógł liczyć na wodospad łakoci wypełniający nadstawiony koszyczek. Dzieciaki w okolicy nie miały wiele, Bashar nie widział problemu w tym, by podzielić się z nimi namiastką swego szczęścia.
Wycinanie dyń miało dla niego słodko-gorzki posmak, przyprawiony wspomnieniami poprzedniego życia, ten jednak szybko pierzchnął, gdy czyjeś dłonie, silne i zaborcze, zamykały się na nim, czyniąc proces wycinania co najmniej problematycznym. Nie pierwszy raz dana czynność nasączała się dla niego smutkiem i tęsknotą, by wraz z upływem czasu te negatywne uczucia powoli wietrzały, pozostawiając ciepło dawnych wspomnień, wzbogacone o nowe, świeższe wrażenia. Taki był już los długowiecznych istot, że świat wokół nich się zmieniał, a ci, którzy poddawali się upływowi czasu, przychodzili i odchodzili, pozostawiając po sobie kolejne blizny.
Bashar zapalił umocowaną we wnętrzu dyni świeczkę, ostatni raz poprawił jeszcze halloweenową kompozycję na stole i zapadł się w objęcia Dantego, podziwiając sezonową dekorację. Jak na razie nie zamierzał martwić się upływającym czasem. Póki trwała radość, pragnął się nią cieszyć, nie myśląc o nieuniknionym.


Drzwi zamknęły się za Dantem, Bashar podszedł jeszcze do okna, zapalił lampkę, by było go dobrze widać i pomachał syrenowi na pożegnanie, uśmiechając się lekko, nie mogąc doczekać, aż mężczyzna ujrzy, co takiego wymyślił.
Może nie było to wiele, w końcu na Halloween przebierali się prawie wszyscy, jego pomysł zaś nie zawierał skomplikowanego kostiumu, lecz Bashar nie uważał, by rzeczy musiały koniecznie być skomplikowane, by robiły wrażenie. Nie miał wiele czasu, miał jednak sporo doświadczenia z makijażem, dlatego gdy tylko lampka w oknie zgasła, mężczyzna szybkim krokiem ruszył do łazienki, zagarnął dla siebie lustro i jedną z licznych kosmetyczek. Precyzyjnie naniesione kreski wydobyły naturalną drapieżność demonicznego spojrzenia, Bashar uśmiechnął się jeszcze do swego spojrzenia w lustrze, nim przypadł do szafy, wyciągnął zaplanowane elementy garderoby. Każdy z nich osobiście szyty przez Dantego, w zamyśle miał tworzyć poważną, profesjonalnie wyglądającą kompozycję, idealnie pasującą do typowego sposobu, w jaki Bashar się ubierał. Lecz klasyczne kroje miały to do siebie, że wystarczyło zmienić nieco detali, dodać pewne drobiazgi, i klasyczny krój stawał się czymś dużo bardziej interesującym, pasującym do kompletnie innej okazji. Jeszcze biżuteria, tę też Bashar wybrał z wyprzedzeniem i trzymał w ich skrzynce, w kompletnie nieprzyciągającym uwagi miejscu. Ostatnie spojrzenie w to wysokie lustro w salonie i demon był gotowy ściągnąć tego jednego, jedynego śmiertelnika, na wybraną przez siebie, grzeszną drogę.


Muzyka ryczała z głośników, parkiet drżał rytmicznym brzmieniem, ciemność lśniła dziesiątkami pulsujących świateł. Ta chwila, niczym przerażająca istota, dziecię wiecznej nocy, rządziła się swoimi prawami, zacierała granice między tym co ludzkie i oswojone, a pradawne, złe i nienazwane. Bashar uśmiechnął się, przymknął oczy, otarł policzkiem o policzek syrena.
— Mój Dante — wydobyło się z piersi wraz z głębszym pomrukiem, a demon uśmiechnął się tak, jak uśmiechał się jedynie za zamkniętymi drzwiami.
Wiele wieczorów i nocy w swoim życiu spędził na parkiecie, więcej, niż Dante mógłby przypuszczać i zapewne więcej, niż sam syren to zrobił, choć, to trzeba było przyznać, Bashar robił to w nieco innych okolicznościach. I teraz działało to na jego korzyść.
Prócz mowy kwiatów, ludzie zapomnieli i o innych, subtelnych sposobach przekazania pewnych treści, jednym z tych sposobów zaś był taniec. Kogo poprosić do tańca, kiedy, na jakich zasadach – wszystko to były sposoby przekazania swych intencji, lecz nawet, jeśli rodzice zmusili dziecko, by poświęciło komuś czas, dało się to zrobić w taki sposób, by nikt nie miał wątpliwości, że zainteresowanie to zostało wymuszone. Dało się też okazać coś zgoła przeciwnego. Jeden gest, jedno spojrzenie i uśmiech potrafiły pokazać oddanie, przywiązanie, podziw i uczucie – wszystkie te emocje, które mieszkały w sercu Bashara i budziły się za każdym razem, gdy tylko jego spojrzenie spoczęło na syrenie. I teraz właśnie mężczyzna zamierzał to okazać.
Splótł dłonie z tymi silnymi, bokserskimi, pociągnął mężczyznę dalej, na środek parkietu, samą siłą rozpędu ich obydwu czyniąc miejsce między tańczącymi, wpasowując się idealnie pod to pulsujące światło. Uśmiechnął się do Dantego, uśmiechem nie mającym w sobie niczego stosownego, ani krzty pokory, obmył spojrzeniem zapowiadającym grzech, zmusił, by ktokolwiek, kto spojrzałby na ich dwójkę, jak poddają się rytmowi muzyki, patrzył tylko na Dantego, skąpanego w złocie i niebiańskim blasku. Światło rozlało się po złotej farbie, zaigrało w złotych włosach, przemknęło przez rozchełstaną koszulę. Mięśnie, godne solmaryjskiej rzeźby, uśmiech niczym ze starodawnego portretu, gracja warta teatralnej sceny – Dante brylował na parkiecie, jego światło podkreślone i obramowane demoniczną ciemnością, gorącem uczucia i oddania, skupiającym całą uwagę na syrenie. Bashar uśmiechnął się, pociągnął mężczyznę bliżej, zaraz wprawił w obrót, szybki i trudny technicznie, lecz tak widowiskowy, możliwy tylko dzięki temu, jak doskonale syren odpowiadał na najdrobniejszy jego gest.
Rubinowe oczy zmrużyły się z satysfakcją, niepokorny uśmiech nie schodził z oblicza. Dobrze, że Dante nie zmęczył się za szybko. Będzie miał siłę na całą zabawę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz