Ulice otaczające rozległą fabrykę trwały w zupełnej stagnacji. Noc na dobre osiadła się w ciasnych alejkach okolicy, ciężką płachtą cieni okrywając pobliskie drogi oraz chodniki, gdy cisza – wyraźnie insynuująca, iż wszelacy pracownicy od dobrej już chwili spędzali wieczór poza wielkimi magazynami zakładu – rozlewała się leniwie po całej powierzchni dzielnicy, otulając budynki oraz potencjalnych ich mieszkańców przyjemną, śpiącą atmosferą. Żarówki starych, obetonowanych latarni pomrugiwały zupełnie bez rytmu, jakiegokolwiek schematu, regularności. Stellaire spało. A przynajmniej jego obrzeża, które dzisiejszej nocy infiltrować miała dwójka samozwańczych egzekutorów.
Mishka i Yonki. Yonki i Mishka. Zatwardziała aktywistka z wieloletnim doświadczeniem w głośnych protestach oraz ewentualnych rozróbach i młody, ciekawski – przynajmniej na tyle ciekawski, by przyłączyć się do dzisiejszej ofensywy zielonowłosej elfki – chłopak, z zapałem chcący czerpać wiedzę o tajemniczych, anarchistycznych sztukach. Mieszanka dość wybuchowa, mogłoby się wydawać, iż również na tyle niebezpieczna, by stojącą obok fabrykę obrócić w proch, rozebrać na kawałki, być może nawet zrównać z ziemią, a na jej zgliszczach postawić zielony park. Mishka jednak swe nauki wolała rozpocząć od czegoś spokojniejszego, rozruchu na dobry początek. Dlatego dzisiejszego wieczora mieli wtargnąć wyłącznie na teren budowy powstającego skrzydła; nowego oddziału owej firmy, która w mniemaniu farmerki wystarczająco długo zakłócała już spokój mieszkańcom okolicy oraz przyczyniała się do dalszego zaśmiecania wszystkich terenów peryferii.
Mishka uniosła pytająco lewą brew, zmierzyła młodego chłopaka od góry do dołu. Yonki, z uśmiechem na ustach i iskierką podekscytowania w oku, nie odwracał swojego spojrzenia od wysokiej elfki, cały czas wyczekując od niej odpowiedzi na swoje pytanie. Mishka jednak milczała, wciąż próbując pojąć, co właśnie zobaczyła. Owszem, magia była dość powszechna na zamieszkiwanym przez dziewczynę odłamku, lecz brak jakiegokolwiek z nią bliższego kontaktu sprawiał, iż ta była dla Mishki wciąż wielką, trudną do pojęcia niewiadomą.
— Byłbyś mnie w stanie tego nauczyć? Jest to w ogóle do nauczenia, czy wiesz, trzeba się z tym urodzić i tak dalej? — zapytała po dłuższej chwili, klepiąc paluszkami swój zielony podbródek. — Przyznam, niezwykle by mi się taka umiejętność przydała. Szczególnie, jak trzeba… No, wiesz… Zgubić kogoś w tłumie, czy coś. Wtopić się w tłum, o! To byłoby niezłe. Albo całkowicie móc zmienić swój wygląd, wiesz, jak zmiennokształtni, czy jak oni tam mają! Teraz jestem zielona, a pół sekundy później czerwona. Normalnie jak światła na przejściu dla pieszych. No, dojechane.
Yonki westchnął z lekkim zakłopotaniem, otworzył usta gotów do odpowiedzi.
— Albo nie, nie mów mi. Bo pewnie to niemożliwe i byłoby mi przykro. A dzisiejszej nocy nie może być mi przykro. Mamy sporo do zrobienia, mam nadzieję, że jesteś gotowy.
Łobuzerski uśmieszek wkradł się na dziewczęce lico, Mishka sięgnęła ręką do starego, zdezelowanego plecaka. Wyciągnąwszy z niego skrawek niechlujnie zwiniętego papierka, rozłożyła własnoręcznie przyrządzoną mapę kompleksu na pobliskiej ławce i skinieniem głowy przywołała do siebie młodego chłopaka.
Zielony paluszek elfki wylądował na wyjątkowo krzywo naszkicowanym czworokącie.
— Interesuje nas to miejsce, plac budowy. Stąd go nie widać, znajduje się po drugiej stronie fabryki, więc będziemy musieli obejść kilka magazynów – najlepiej od lewej strony, od torów i pól. Nie chcemy kręcić się przy głównej ulicy, gdzie w każdej chwili mogą nas zauważyć jacyś pobliscy mieszkańcy, strażnicy czy coś. — Yonki kiwnął głową na znak zrozumienia, Mishka kontynuowała. — Nie powinna się tam kręcić żadna ochrona. Z moich tajnych źródeł wynika, że wszyscy siedzą raczej w środku, za dużo się po zewnętrznych terenach nie szlajają. Jeśli jednak okaże się, że przypadkiem się na któregoś natkniemy, bierzemy dupy w troki i znikamy. Nie dyskutujemy z emerytami, którzy muszą spędzać noce w jakichś małych budkach, bo emerytura nie starcza im na godne, spokojne życie, rozumiemy się? Jeśli dojdzie do tego, że niestety na miejscu pojawi się policja, wtedy zezwalam na użycie przemocy. Przemoc wobec policji jest zawsze usprawiedliwiona.
— Dobra — westchnął chłopak, próbując jakkolwiek nadążyć za wylewającymi się z Mishki słowami. — Strażnicy emeryci dobrzy, policjanci źli.
Elfka kiwnęła z zadowoleniem głową, posłała Yonkiemu szeroki uśmiech.
— Dokładnie tak. Szybko łapiesz młody. Aha, chyba że widzisz, że strażnik to żaden starszy pan, tylko napakowany drab – wtedy również zezwalam na narobienie takiemu jegomościowi kłopotów, dobra? Kurde, w końcu kto normalny idzie z własnej woli do takiej roboty? — Dziewczyna odwróciła się w stronę Yonkiego, postukała piąstką po głowie. — Wracając, nasz cel na dzisiaj to opóźnić budowę, lub w ogóle do niej nie dopuścić. Czyli pozbywamy się sprzętu robotników, psujemy maszyny, tego typu sprawy. Tylko najlepiej po cichu, bez większego bałaganiarstwa. Poprzecinamy kilka kabelków, poodkręcamy kilka śrubek i spadamy w spanko, do łóżek. No, to by było chyba na tyle. Jakieś pytania?
Mishka zwinęła karteczkę w niechlujny rulonik, szybkim ruchem ręki wpychając ją do jednej z kieszeni czarnego plecaka. Yonki westchnął, popatrzył na swoją towarzyszkę. Dłoń chłopaka powędrowała do jego podbródka, a prosty nosek zmarszczył się lekko, informując Mishkę o zachodzących w yonkiego głowie procesach, gonitwie myśli i próbie dokopania się do jakichkolwiek wątpliwości, które mogła zostawić za sobą niedawna, przydługa nieco wypowiedź elfki. Zresztą, dziewczyna zupełnie by się nie zdziwiła, gdyby owych wątpliwości znalazło się dość sporo. Od zawsze miała pewne problemy z konstruowaniem logicznych wypowiedzi, znacznie lepiej odnajdując się w otaczającym ją chaosie i pozostawianym przez jej myśli nieładzie.
— Maszyny? Jakie maszyny? — zapytał Yonki, nie odwracając spojrzenia od zielonowłosej elfki. — Że te… no… samochody? Auta? Coś w tym stylu?
Mishka ściągnęła brwi, w zielonej tęczówce błysnęła iskierka zwątpienia, niemej podejrzliwości. Nie było to zdecydowanie pytanie, którego się spodziewała.
— No, jak to jakie? Budowlane, nie? Wiesz, koparki i ten teges. Może jakiś walec, spychacz, dźwig, coś w ten deseń. Chyba… wiesz, co to za rzeczy, co?
Yonki zamarł.
— Koparki? — Dłonie chłopaka wylądowały w kieszeniach czarnej bluzy, wzrok uciekł gdzieś na bok. Nim Mishka zdążyła jednak cokolwiek z siebie wykrztusić, Yonki kontynuował. — Totalnie. Totalnie wiem, co to koparki czy te, no… spychacze i tak dalej. Totalnie.
Elfka odetchnęła z ulgą, nie poddając słów swego towarzysza żadnym wątpliwościom, po czym uniosła prawą rączkę, przesuwając wzrok na złotą tarczę przestarzałego zegarka. Kiwnęła głową.
— Wspaniale, bo czas nas goni, a my nie stajemy się coraz młodsi. Dawaj młody, nie ma co się ociągać!
Okolica wokół torów była całkowicie skąpana w cieniach nocy. Brak jakiegokolwiek światła nie ułatwiał tułaczki wokół kompleksu, jednak Mishka – ze swym elfim, wyczulonym wzrokiem – dzielnie prowadziła ich dwójkę przed siebie, dokładnie pod sam plac budowy, który wcześniej przedstawiła Yonkiemu na własnoręcznie odrysowanej mapie. Choć co do magicznych zdolności chłopaka nie miała już żadnych wątpliwości, wciąż nie mogąc być pewną, czy jej towarzysz radzi sobie równie dobrze w ciemnościach co ona, przy jakiejkolwiek mniejszej, bądź większej przeszkodzie łapała za jego ramię, nie chcąc, by ten przypadkiem wykręcił sobie nogę, czy zdarł niepotrzebnie kolana.
Z pospiesznym tempem Mishki wystarczyło zaledwie kilka minut, by ostatecznie mogli zatrzymać się przed dzielącym ich od celu wysokim, drucianym płotem. Teren budowy był zupełnie opustoszały; otaczająca ich dwójkę cisza wydawała się na tyle ciężka, że również zielonowłosa potrzebowała chwili, by dobrze zastanowić się nad swoim następnym ruchem, nie mogąc pozwolić sobie na jakiekolwiek szelesty, zbędny hałas. Wreszcie jednak kucnęła, zsunęła z ramion czarny plecak. Poszukując w jego czeluściach odpowiednich narzędzi do przedostania się na drugą stronę, zwróciła się do Yonkiego.
— Dobra, teraz musimy jeszcze tylko jakoś pokonać ten płot i możemy brać się do roboty. Na całe szczęście mam tutaj coś, co idealnie nada się do poprzecinania tych wszystkich malutkich druci-
Yonki był po drugiej stronie.
Elfki nie powinno to dziwić, prawda? Yonki miał w końcu skrzydła i zupełnie się z nimi nie ukrywał. Słyszała o magicznych stworzeniach, które z różnych przyczyn wstydziły się swojego pochodzenia, przynależności, niecodziennych aspektów własnego oblicza. Dwukolorowe skrzydła były jednak integralną częścią jej towarzysza, o której sama Mishka wydawała się zupełnie zapomnieć. Być może potężne lotki umknęły jej gdzieś w cieniach nocy, a być może – całkowicie skupiona na działaniu – nigdy nie rozejrzała się wokół postaci Yonkiego, cały czas trzymając wzrok tylko i wyłącznie na jego młodziutkiej twarzyczce.
Mishka westchnęła, wyciągnęła z plecaka niewielkie kombinerki.
— Tak, wiem. Magia — fuknęła, zatrzymując spojrzenie na sylwecie chłopaka, zupełnie jakby sama chciała się upewnić, czy nie umknęły jej jeszcze jakiekolwiek jego charakterystyczne cechy.
Niech to, pomyślała. Przecież jestem elfem, nie? Czy elfy nie powinny być bardziej magiczne od ludzi, coś w tym stylu?
— Takim to jednak dobrze — mruknęła pod nosem, przecinając pierwszy drucik dzielącej ją od Yonkiego siatki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz