Dlatego też przez wzgląd na babcię co roku jeździła w rodzinne strony, by dopełnić tak ważnych dla babci rytuałów, odwiedzić jej grób, powiedzieć, jak bardzo za nią tęskni i że właściwie to może już niedługo spotkają się ponownie. W tym roku nie miało być inaczej – a jednak było. I Kindra miała niejasne przeczucie, że tym razem, to jedno uchybienie babcia jej wybaczy.
Nigdy dotąd nie przebierała się na Halloween, a przynajmniej nie aż tak. Zwykle wystarczała maska i czarny płaszcz, jednak święto to w Novendii rządziło się swoimi prawami. Niemal w każdym sklepie można było nabyć sztuczną krew, przerażające, mniej lub bardziej realistyczne maski, całkiem pomysłowe i te bardziej tandetne dekoracje. Na początku w ogóle nie zamierzała szukać kostiumu, a po prostu przyjść do Ilary ubraną całkiem normalnie. Ale tak się złożyło, że to kostium znalazł ją. Ryzykowny, to prawda, bo po tym wszystkim, co usłyszała, wcale nie miała pewności, że nie wywoła nim u Ilary przykrych wspomnień. Z drugiej jednak strony był idealny do tego, by pokazać, że Kindra naprawdę piratki słucha. I że jej historia jest dla niej ważna.
– No dobra… – mruknęła do siebie, uważnie przyglądając się sobie w lustrze. Kostium, choć bardzo ładny, był zdecydowanie jakąś wariacją na temat ubioru pirackiego, bo zdolność bojowa w czymś takim była zwyczajnie niemożliwa. Biała koszula, brązowe, wysokie buty i dopasowane spodnie jeszcze były jakoś do przeżycia. Podobnie jak ozdobny, granatowy płaszcz z czerwoną podszewką i wielki, piracki kapelusz, który Kindrze jako pierwszy rzucił się w oczy. Była oczywiście plastikowa szabla, choć całkiem nieźle wykonana.
Jedynymi wątpliwościami i krytycznym spojrzeniem obdarzyła czarny gorset, który teraz trzymała w dłoniach. Wydawało jej się, że to już za wiele, choć kobieta w sklepie przekonywała ją, że ładnie dopełni strój i dopiero dzięki niemu będzie seksowną piratką. Choć Kindra miała wrażenie, że po prostu całkowicie się zbłaźni.
– No dobra… – westchnęła. Objęła swoją talię grubym materiałem usztywnionym fiszbinami. Skrupulatnie go zapięła, po czym chwyciła za sznurki z tyłu i pociągnęła.
Pociągnęła mocniej. I mocniej.
Coś w końcu pękło z trzaskiem.
I z pewnością nie były to jej własne żebra. Poczułaby.
Zmarszczyła brwi rozpięła materiał i ściągnęła go z siebie. Dwie fiszbiny odznaczały się pod materiałem w miejscu pęknięcia.
– A, jebać to – skwitowała Kindra, odrzucając bezużyteczny już gorset na łóżko. Znów spojrzała w lustro, poprawiła pas z przypiętą, plastikową szablą, przeczesała palcami rozpuszczone i pokręcone włosy, nałożyła na głowę kapelusz. I tak jest zajebiście.
Zadzwoniła do drzwi i odetchnęła głęboko. Nie martwiła się tym, że jako jedyna mogła wpaść na pomysł przebrania się. Nawet jeśli zrobi z siebie jedynie idiotkę, to było to warte, o ile rozbawi Ilarę. Znacznie bardziej martwiło ją coś innego. Obiecała sobie, że jeśli sprawi dziewczynie przykrość, rozbije tą swoją orczą czaszkę o najbliższą ścianę.
Nim jednak postanowienie do końca wybrzmiało w jej głowie, drzwi otworzyły się. Kindra już chciała rzucić jakimś błyskotliwym, może nieco usprawiedliwiającym jej wybór powitaniem, ale słowa uciekły, zanim jeszcze na dobre się pojawiły. Spojrzała na Ilarę, zmierzyła ją zdumionym spojrzeniem od stóp do głów. I ledwo się powstrzymała, żeby nie wybuchnąć śmiechem. Poległa, gdy z ust Ilary padło kadetko.
– I co teraz? Pięćdziesiąt pompek za okazanie braku szacunku, pani sierżant? – zapytała, stawiając pod drzwiami Ilary na korytarzu mały lampion. Ognisko nie wchodziło w grę, więc tyle musiało wystarczyć. Weszła do środka. Jej płuca od razu wypełnił zapach przygotowanych pyszności. Kompletnie inny niż ten, który czuła u babci Zaryi, ale jednak niósł ze sobą coś… przyjemnego. Ciepłego i domowego. Coś, za czym od lat tęskniła.
Ilara roześmiała się.
– Myślę, że dałabyś zrobić dwa razy więcej. I to na jednej ręce – powiedziała z uśmiechem, krzyżując ramiona na piersi. Kindra uśmiechnęła się.
– Zrobię wszystko, cokolwiek mi każesz. Pięknie ci w mundurze – powiedziała, jednak zaraz taktycznie skupiła się na zdejmowaniu plecaka i zaglądaniu do jego zawartości, gdy dostrzegła wykwitający na twarzy kobiety rumieniec. A jednak spojrzenie uciekało w jej stronę. Wyglądała uroczo.
– Dziękuję, Kindra. – Ilara odchrząknęła cicho, znów uśmiechnęła się szeroko, by znów nabrać pewności siebie. – Tobie też… czy znalazłoby się w twojej załodze jeszcze jedno miejsce? Może pomyślałabym o zmianie ścieżki kariery. – Przejęła wielką torbę cukierków od Kindry. Orczyca westchnęła i z zadumą pokręciła głową.
– No nie wiem… gdybyś dołączyła do mojej załogi, ta pewnie zbuntowałaby się szybko i to ty zostałabyś kapitem. – Zdjęła ze swojej głowy kapelusz i założyła go na głowę Ilary. Palcami przeczesała rozsypane loki. – Co tak pięknie pachnie?
– Miałam trochę czasu, więc pomyślałam, że przygotuję nam trochę potraw z moich rodzinnych stron. – Ilara wsypała cukierki do miski. Kindra znów sięgnęła do plecaka.
– Ja też coś przyniosłam. To drobiazg, ale… nauczyłam się go piec od mojej babci. Robiła najlepszy chleb na świecie. – Orczyca wyciągnęła wypiek w stronę Ilary. Bochenek miał kształt poplątanego wieńca. Dziewczyna wzięła go w ręce i uśmiechnęła się.
– Zaraz znajdę miejsce na stole.
Zasiadły do kolacji, a Kindra spróbowała każdej przygotowanej przez Ilarę potrawy, każdą głośno chwaląc. Od stołu odrywały je jedynie kolejne dzwonki do drzwi, po których otwarciu dzieciaki chórem wołały CUKIEREK ALBO PSIKUS!. Butelka wina powoli pustoszała, podobnie jak talerze i miska z cukierkami.
Ten koniec października był tak bardzo inny od wszystkich poprzednich. A i tak Kindra nie zamieniłaby tego wieczoru na nic innego. .
– Ilara… – zagadnęła Kindra, gdy już obie zaległy na kanapie po przepysznej uczcie, niezdolne ruszyć ani ręką, ani nogą. W tym stanie Kindra nie zrobiłaby nawet dwóch pompek. – Tak pomyślałam… oczywiście jeśli nie masz czasu czy ochoty, zrozumiem, ale zwykle co roku jeżdżę do Medwii, w moje rodzinne strony, odwiedzić grób babci. Pomyślałam, że może… zechciałabyś się ze mną wybrać? – Spojrzała na kobietę obok. Nie chciała tam tym razem jechać sama. Wiele by dała, by Ilara się zgodziła. I jak się okazało, wcale nie musiała zaprzedawać za to duszy.
– Z przyjemnością.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz