Podobnie jak w przypadku Yule, Bashar nie przykładał się do obchodzenia Nowego Roku zgodnie z narzuconymi tradycjami, podchodząc do niego po prostu jak do kolejnej daty w kalendarzu, nie przejmując się tym, że jego opowieści o tym, jak spędził ten czas, nie zostaną uznane za ciekawe czy godne zazdrości. Z noworocznych zabaw i tradycji wybierał te, które mu pasowały i które go bawiły, więc jeśli miał możliwość spędzenia Nowego Roku tak, jak mu pasowało, kończyło się to najczęściej czytaniem książki do późna, może oglądaniem filmów, no i zerknięciem na transmisję pokazu fajerwerków o północy.
Oczywiście, że Bashar często lądował na dyżurze. I o ile w trakcie Yule dyżur był spokojny, lekarz większość nocy przesypiał spokojnie na kozetce, bo kto by sobie coś zrobił, skoro wszyscy siedzieli w domach, zajadając się świątecznymi przysmakami, o tyle zabawy związane ze zmianą rocznej daty w kalendarzu to była zupełnie inna bajka. Ratownicy w karetkach mieli pełne ręce roboty, przywożąc podpitych poszkodowanych, którym po procentach wydawało się, że każdy pomysł z kreatywnym odpaleniem fajerwerków jest genialny i na pewno wyjdzie. Dłonie obrócone w medwiedańską wycinankę, oparzenia, najczęściej twarzy, oraz oczy, które uratowałby tylko cud – tego nocnego dyżuru nikt nie chciał brać. Rzecz jasna, oprócz Bashara, niewidzącego problemu w tym, by zająć się pacjentami przywożonymi do niego w takim stanie, jakby wrócili prosto z linii frontu.
Teraz to częste branie noworocznych dyżurów obróciło się na jego korzyść, będąc solidnym argumentem za tym, by tym razem ktoś inny zmierzył się z powodzią pacjentów. Bashar nie miał problemów z tym, by tego specjalnego dnia uwolnić się od wszystkich swych obowiązków i wieczór spędzić w zaproponowany przez Dantego sposób.
Musiał przyznać, że martwił się trochę, czy nie będzie tak, że obaj zmarzną w chłodnym, morskim powietrzu, a ciągnąca znad ciemnej toni bryza nie sprawi, że jedyne, o czym będą marzyli, to powrót do domu. Lecz organizatorzy zadbali o komfort uczestników, pogoda zaś, znana o tej porze ze swej kapryśności, postanowiła tym razem bawić się razem z ludźmi, ukazując gładkie, gwiaździste niebo, uciszając nieco morze oraz chłodny wiatr.
Bashar podążał u boku Dantego, ich splecione dłonie nie potrzebowały nawet rękawiczek, mimo chłodnego powietrza otulającego plażę. Lekarz trzymał się blisko, od czasu do czasu kryjąc za szerokimi plecami, pozwalając postawniejszemu mężczyźnie utorować im obydwu drogę wśród bawiących się osób. A osób było sporo, bo i sporo rzeczy działo się na plaży.
Oddalili się już nieco od sceny, gdzie kolejne zespoły muzyką umilały innym oczekiwanie na wybicie północy. Światła błyskały, głośniki huczały, szum morza do reszty ginął wśród tańczących, bawiących się pod sceną osób, próbujących wykrzyczeć wersy piosenek wraz z wokalistami. Do północy pozostało jakoś podejrzanie mało czasu – Bashar był pewien, że ledwie przyszli, zdążyli zerknąć tylko na stoiska z grami, że Dante dopiero co zajął się rzutkami i przyniósł mu wygranego pluszaka, lecz czas u boku syrena płynął jakimś innym tempem, lecąc nazbyt szybko, i nim demon się obejrzał, minęła jedenasta.
Zniknęli w ławicy amatorów streetfoodu, przepływającej między nieprzeliczonymi stoiskami, oferującymi chyba każdą przekąskę, jaką można sobie było tylko wymarzyć. Bashar stanął na palcach, usiłując dostrzec ponad głowami innych źródło tego apetycznego, lekko słodkiego zapachu.
— Szukasz czegoś konkretnego? — spytał Dante, dostrzegając to błądzące spojrzenie.
— Wydaje mi się, że czuję zapach jalebi — odparł, wracając wzrokiem do syrena. — Ale nie jestem pewien, tu pachnie po prostu wszystkim.
Dante parsknął śmiechem.
— Nie mam pojęcia, co to jest to jalebi, ale jeśli chcesz, to zaraz je znajdę.
— To taki deser z Bharatu.
— Z Bharatu? — Uśmiech zrzedł na twarzy Dantego. — Nie no, pewnie, może być z Bharatu, czemu nie.
Kciuk Bashara zakreślił uspokajające koło na wierzchu bokserskiej dłoni. Słyszał nieco o przebojach Dantego z kuchnią z tego kraju, a raczej z pewnym konkretnym kucharzem.
— Nie martw się, to nic ostrego. Jalebi są słodkie, w smaku trochę jak churrosy. Nawet podobnie się je robi – po prostu trzeba wylać ciasto na głęboki olej i usmażyć.
— Churrosy z Bharatu, no dobrze… — Dante zawiesił głos, popatrzył w stronę stoisk, zmrużył lekko oczy. — Wyglądają jak takie pomarańczowe kłębki… spiralki?
— Tak, to one.
— Straszna kolejka… — Wampirze kły błysnęły w łobuzerskim uśmiechu. — Wetniemy się w sam środek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz