Oderwała wzrok od telefonu, gdy ekspedientka podsunęła w jej stronę elegancko zapakowany w pozłacany papier prezent. Pajęczyca posłała jej najbardziej promienny uśmiech, jaki tylko była w stanie, po czym schowała najpierw telefon, a później zapakowane perfumy.
– Szczęśliwego Yule i Nowego Roku! – zawołała przesłodzonym tonem, wychodząc ze sklepu. Teraz chyba miała już wszystko. Musiała jedynie poczekać, aż dostanie adres i będzie mogła wysłać Sorenowi prezent. Domyślała się, że na same święta może już nie zdążyć. W końcu słynny model, a przy okazji zabójca, wyjątkowo pilnie strzeże swojej prywatności. Znacznie bardziej niż każda inna istota. Liczył się jednak gest, a nie termin sam w sobie. Miała nadzieję, że mężczyzna ucieszy się bez względu na to, jaka data będzie widnieć w kalendarzu.
– No! Jesteś wreszcie! – Connor pokręcił głową z dezaprobatą. Rękawy białej koszuli miał podwinięte, a ciemne włosy nieładzie. Ariel stał przy lustrze, poprawiając krawat. Złociste włosy spływały po jego plecach, nienagannie zaczesane. – Przebieraj się, idziemy na kolację.
Charlie obrzuciła spojrzeniem przystrojone biuro. Nie mogła oprzeć się wrażeniu, że z własnego klubu przeniosła się do pracowni pewnego typa, który pracował jedynie raz do roku, ale za to bardzo intensywnie. Pokręciła lekko głową, uśmiechając się.
– Miałam nieco więcej spraw do załatwienia, niż myślałam – odpowiedziała, odstawiając torby. – Nie podglądaj! – skarciła Connora, który usiłował zajrzeć do środka. – Bo rózgę dostaniesz, a nie prezent.
– Obiecujesz? – Mężczyzna uśmiechnął się, spoglądając na Charlie sugestywnie. Roześmiał się, gdy przewróciła oczami. – No, przebieraj się, mamy rezerwację i nie chcemy, żeby przepadła.
Charlie nie opierała się. Gdy poprawiała makijaż, przeglądając się w lusterku, znów mimowolnie wróciła myślami do Sorena. Ciekawe, jak on spędza ten czas? Nieustannie zerkała też na telefon, chociaż przecież wiedziała, że zdobycie adresu Acedii wcale nie będzie tak szybkie i łatwe. Na czas kolacji po prostu wyłączyła urządzenie. W końcu to był moment tylko dla ich trójki.
– To chyba do ciebie – Ariel podsunął ją złożoną na pół karteczkę. Przy koszuli miał nowe spinki do mankietów z białego złota, które podarowała mu na święta. Arachnesa spojrzała najpierw na kartkę, a później na elfa, unosząc w zdumieniu brwi. Ten wzruszył tylko ramionami.
Wzięła od niego kartkę i rozłożyła ją. Uśmiechnęła się na widok napisanego kolorowym długopisem numeru telefonu, a później dostrzegła też niewielki dopisek, wyraźnie nakreślony w pośpiechu, zupełnie jakby autor bał się, że nagle się rozmyśli. Przez dłuższą chwilę wpatrywała się w kartkę, a później zerknęła na paczkę, która wciąż stała na jej biurku. Może był lepszy sposób niż wysyłka? Skoro Sorenowi jej brakowało, to mogła przecież wręczyć mu prezent osobiście. W duchu musiała przyznać, że nie spodziewała się, że to w ogóle możliwe. Nie chodziło o fałszywą skromność, jednak nie przypuszczała, że model, który może mieć dosłownie każdego, będzie myślał o kimś takim, jak ona. Odpakowała karton, wyjmując pięknie zapakowane perfumy i przełożyła je do niewielkiego, czarnego plecaka. Takiego, jakiego używała w dawnych czasach, gdy odbierała bogatym i dawała pewnej biednej – sobie samej.
Informacje o miejscu zamieszkania Sorena Acedii dostała popołudniem, w dniu poprzedzającym Nowy Rok. Przeprosiła Connora i Ariela, zostawiając klub i noworoczną imprezę pod ich opieką i obiecując, że odbiją to sobie za jakiś czas, gdy inni będą leczyć noworocznego kaca. Nie mogła mieć pewności, że zastanie modela w domu, jednak nic nie stało na przeszkodzie, aby poczekać, aż ten powróci z imprezy i wtedy wręczyć mu prezent. Mogła też tak zwyczajnie, po prostu do niego zadzwonić. Mogła się z nim umówić na spotkanie i wtedy wręczyć mu podarek. Mogła też zjawić się bez zapowiedzi, ale jak każda cywilizowana istota, najpierw zapukać nim wpakuje mu się do mieszkania. Ale cóż – to kompletnie nie było w jej stylu.
Choć ulice były rozświetlone milionami światełek, a migoczący srebrem śnieg dodatkowo odbijał to światło, to jednak udało jej się znaleźć odrobinę cienia, w którym mogła się skryć. Spojrzała w górę, mrużąc oczy przed płatkami śniegu, które rozpuszczały się na bladych policzkach pajęczycy. Siódme piętro – mogło wydawać się wysoko, jednak dla niej, wspinającej się na najwyższe wieżowce stolicy, było zaledwie spacerkiem, przy którym nawet specjalnie się nie zmęczy. Poprawiła plecach, pozbawione palców rękawiczki i przylgnęła do ściany, wspinając się po niej zgrabnie, unikając kolejnych okien, w których migotały światełka. Doskonale wiedziała, do którego zmierza, choć dopuszczała do siebie jakiś margines błędu. Cóż, głupio wyjdzie, jeśli włamie się nie do tego mieszkania, co trzeba.
Stary zestaw wytrychów zadziałał bez zarzutu. Nawet nie wyszła specjalnie z wprawy, o czym świadczyło to, że już po kilku sekundach zamek w oknie kliknął cicho, a mieszkanie Sorena stanęło przed nią otworem. Weszła cicho do środka, zamknęła za sobą okno i rozejrzała się.
W salonie było ciemno, jednak mieszkanie z całą pewnością nie było puste, o czym świadczył strumień światła dobiegający z korytarza, a także donośny głos modela odbijający się echem od ścian łazienki, w której musiał być. Charlie uśmiechnęła się lekko pod nosem, ostrożnie stawiając kroki i nie wydając najmniejszego dźwięku. Ściągnęła z głowy kaptur i rozwichrzyła dłonią czarno-białe włosy. Zakradła się pod drzwi łazienki, nasłuchując uważnie.
– Gimme, gimme, gimme a maaaan aaaaafter midniiiiiiight!!! – Śpiewał Soren po drugiej stronie drzwi, a pajęczyca z trudem stłumiła parsknięcie śmiechem. Dźwięki, które dobiegały z łazienki, świadczyły o tym, że ma jeszcze trochę czasu, zanim mężczyzna opuści swoją świątynię piękna i mogła się trochę rozejrzeć. Nie omieszkała z tego skorzystać.
Zdjęła plecak i położyła go na podłodze w salonie. Przeszła się wzdłuż ścian obwieszonych zdjęciami Sorena – zarówno takimi prosto z sesji zdjęciowych, jak i zaprojektowanymi przez najlepszych grafików okładkami największych czasopism. Przy każdym zatrzymywała się na krótką chwilę, zupełnie jakby nie przedstawiały tej samej osoby, a kogoś, komu musi przyjrzeć się na nowo. Głos mężczyzny wciąż dobiegał do niej z łazienki, więc nie spieszyła się. Szła tak, aż nie dotarła do kolejnych drzwi, za którymi znalazła kuchnię.
Stare nawyki dały o sobie znać. Z miejsca ruszyła w stronę lodówki, chociaż nie spodziewała się, że znajdzie tam cokolwiek prócz wody mineralnej i ewentualnie jednego awokado – w końcu była w mieszkaniu modela. Dlatego też zamarła, gdy otworzyła drzwi i okazało się, że we wnętrzu urządzenia nie mieszka jedynie światło, a półki uginają się wręcz od przysmaków. Wyciągnęła rękę, jednak zawahała się, przebiegając spojrzeniem po kolejnych potrawach, aż w końcu sięgnęła po pierwszą z brzegu apetycznie wyglądającą przekąskę. Wsunęła ją do ust i nawet nie próbowała stłumić cichego westchnienia przyjemności.
Wyprostowała się, gdy śpiewy w łazience umilkły, łącznie z szumem wody. Przełknęła, otarła usta i wróciła do salonu, by wyjąć z plecaka prezent. Spojrzała w stronę drzwi łazienki, gdy te otworzyły się, a z czeluści łazienki, w kłębach pachnącej pary, wyłonił się nie kto inny, jak samo bóstwo w postaci Sorena Acedii.
– Sore… – zaczęła, jednak wtedy mężczyzna krzyknął. W ostatniej chwili uchyliła się przed lecącą w jej stronę szczotką do włosów.
– ZŁODZIEJ! – darł się Soren, rozpaczliwie szukając jakiejś broni, którą mógłby spacyfikować włamywacza. Charlie uniosła ręce.
– Soren, to ja! Charlie! – krzyknęła, próbując powstrzymać kolejną falę śmiechu. Dopiero gdy brzmienie głosu i znaczenie słów kobiety dotarło do modela, ten przestał się miotać w poszukiwaniu broni. Spojrzał na nią, mrugnął kilka razy.
– Podobno ci mnie brakuje – powiedziała, wyciągając z kieszeni karteczkę, którą kilka dni temu wcisnął w szparę w drzwiach The Web. Uśmiechnęła się, gdy dostrzegła, że na twarzy mężczyzny szok ustępuje miejsca szczeremu uśmiechowi.
– No tak, ale myślałem, że zadzwonisz – powiedział, opierając dłonie na biodrach. Charlie wzruszyła ramionami.
– Mogłam, ale chciałam ci zrobić niespodziankę. Poza tym… mam coś dla ciebie – powiedziała, wyciągając w jego stronę pakunek. – Skojarzyły mi się z tobą i jakoś tak… – dodała, próbując stłumić tę irytującą niepewność, gdy odwijał papier. Zerknęła na niego badawczo. Wypielęgnowane, idealnie równe brwi mężczyzny podjechały w górę, a chwilę później uśmiech na jego ustach jeszcze się poszerzył. Zachichotał.
– To… bardzo ciekawe – powiedział w końcu, tym razem to ją wprawiając w zdumienie. – Tak się składa, że też coś dla ciebie mam – powiedział. Spojrzała za nim, gdy zniknął na chwilę w pokoju, by powrócić z ładnie zapakowaną paczką. – To dla ciebie – wysunął podarek w jej stronę, nie spuszczając z niej wzroku.
Charlie przyjęła paczkę z lekkim wahaniem. Odpakowała ją jednak pospiesznie, gdy szok zastąpiła ciekawość. Przyglądała się przez chwilę perfumom w eleganckim opakowaniu, zanim po prostu ryknęła śmiechem, podobnie jak Soren.
– Nigdy nie wierzyłam w przeznaczenie, ale teraz jest wyjątkowo trudno nie wierzyć, że nie maczało w tym swoich paluchów – przyznała, oglądając uważnie pajęczy flakon. Zazwyczaj nie używała perfum. Stary nawyk jeszcze z czasów, gdy włamywanie się do cudzych domów było normą, a nie okazyjną chęcią zrobienia znajomemu niespodzianki. Zdjęła zatyczkę perfum i rozpyliła za uszami bez chwili wahania. Chwilę później otoczył ją ciężki, ale przyjemny i otulający zapach.
– I jak? Pasuje? – zapytała Sorena, podchodząc nieco bliżej. Spojrzenie złotych oczu oderwało się na chwilę od fioletowego flakonu i przeniosło na arachnesę. Mężczyzna wziął głęboki wdech i uśmiechnął się.
– Pasuje.
Charlie skinęła lekko głową i znów spojrzała na pajęczą butelkę. Ścisnęła ją mocno w dłoni.
– Więc… chciałam cię tylko odwiedzić i dać ci prezent. Miał pójść kurierem, ale po twojej wiadomości nie mogłam się powstrzymać, żeby nie przyjść osobiście – przyznała i uśmiechnęła się do niego szelmowsko. – Dziękuję za perfumy, są piękne. Nie będę ci jednak przeszkadzać. Na pewno masz plany na noworoczny wieczór… – urwała, gdy Soren machnął ręką.
– Nic, czego nie dałoby się odwołać. Chętnie powitam Nowy Rok z tobą – powiedział lekko, uśmiechając się. – To co… może napijesz się czegoś?
Arachnesa uśmiechnęła się. Znów spojrzała na flakon perfum w swojej dłoni.
– Chętnie – odpowiedziała, ruszając za Sorenem do kuchni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz