— Chyba was wszystkich pogięło — powiedział z całą stanowczością Merlin.
To nie miało tak wyglądać, ale cóż poradzić.
Falkor rósł jak na drożdżach, młody smok zdawał się coraz większy każdego dnia, Merlin zaś został postawiony przed trudnym problemem poradzenia sobie z tym. Bo co prawda Falkor w miarę się go słuchał, lecz jeśli trzeba było go podnieść, pomóc mu się na coś wdrapać, lub przyjąć falę smoczej miłości, objawiającą się radosnym wskoczeniem w ramiona, sytuacja robiła się problematyczna i Merlin nie wiedział, jak do tego podejść. Swymi rozterkami podzielił się z nikim innym, jak ze swymi znajomymi ze szkoły, i ku swej rozpaczy, dostał od nich konkretne rozwiązania.
— Ale serio – musisz zacząć chodzić na siłownię — powtórzył mu Hawthorn. Guinevere pokiwała z namaszczeniem głową, dodając swój głos do tego pomysłu, Merlin zaś skrzywił się, totalnie nie widząc siebie w takim przedsięwzięciu.
— Przecież ja nigdy nie byłem na siłowni — jęknął, kręcąc głową. — To się nigdy nie uda. I jeszcze płacić trzeba. Czy ja wyglądam na gościa, którego stać na takie rzeczy?
— Też nigdy nie byłam — wtrąciła Bernadette, a jej uśmiech nie zwiastował niczego dobrego. — Ale kiedyś musi być ten pierwszy raz. Gdybyś chciał, możemy pójść tam razem. Mam już obczajone jedno naprawdę fajne miejsce…
— Bercia, ja nie wiem, czy to jest taki dobry pomysł…
Merlin niby protestował, lecz skoro spotkał się z jednolitym frontem, stopniowo przychylał ucha pomysłowi, Bernadette zaś, będąc kobietą, dla której człowiek tak prostego charakteru, jak Merlin, nie miał szans ukrycia własnych uczuć, od razu przywołała na twarz ten lekki, wszystkowiedzący uśmiech.
— Jeśli będzie kiepski, to najwyżej nie będziemy dalej chodzić. Ale weź, Merlin — obdarzyła go jeszcze szerszym uśmiechem, zatrzepotała rzęsami. — Jak pójdziemy razem, to nie będzie to takie dziwne, prawda? I ja już mam tam obczajone zajęcia, widziałam nawet takie, które by ci się podobały…
— Serio?
— Pewnie! — Uśmiech Bernadette odsłaniał nawet ósemki. — Mam wideo, zaraz ci pokażę, na pewno się przekonasz!
Merlin pokiwał niepewnie głową, ale usiadł bliżej dziewczyny, zerknął w wyświetlacz telefonu, gdy Bernadette szukała odpowiednich filmików. Guinevere i Hawthorn wymienili wiele mówiące spojrzenia, dziewczyna wzruszyła nieznacznie ramionami, ni to pochwalając rozwój wypadków, ni to wątpiąc w końcowy rezultat.
— No więc tu mam zajęcia, co ja bym chciała pójść — wyjaśniła Bernadette, pokazując pierwszy filmik. Merlin wybałuszył oczy, odsunął się lekko.
— Ale to jest… To jest chyba dla facetów, nie?
— No właśnie! — Bernadette aż pokraśniała z zachwytu. — Sami muskularni mężczyźni, pocący się nad sztangą, to idealnie dla mnie!
— A ta sztanga nie jest ciężka? Podniesiesz ją w ogóle?
Dziewczyna prychnęła.
— Wezmę sobie takie obciążenie, że na pewno dam radę. A jak będę umierać, to na pewno któryś z panów mi pomoże. — Uśmiech nabrał tej charakterystycznej, rozmarzonej barwy.
— Bercia, ale ja z tymi ciężarami to za kija…
— Dlatego dla ciebie mam inne zajęcia — uspokoiła go od razu.
Merlin co prawda chciał być silniejszy, by móc podnieść albo złapać Falkora, ale wiedział bardzo dobrze, że starcie z profesjonalnymi ciężarami na pewno nie wyjdzie w jego wykonaniu. Bernadette poklikała coś w telefonie, odpaliła mu kolejny filmik.
Grupa pań, ubranych w ładne, dopasowane stroje, leżała sobie na długich matach, podnosząc rytmicznie nogi, trzymając w kostkach miękkie piłki. Wideo przeskoczyło, panie leżały teraz bokiem, unosiły biodra nad matę, uśmiechając się szeroko, kiwając w takt muzyki. Kolejny przeskok, panie leżały tym razem na brzuchu, w dłoniach miały niewielkie ciężarki, unosiły nad matę ledwie barki.
Całość wyglądała dość spokojnie i prosto, Merlin stwierdził, że co takiego trudnego może być z przewalaniu się na macie.
— To wygląda w miarę okej — zauważył ostrożnie. Bernadette trąciła go ramieniem, nie przestając suszyć zębów.
— To pilates. Na pewno ci się spodoba.
Merlin był kłębkiem nerwów. Bernadette ogarnęła jakieś takie sprytne, noworoczne karnety, że chłopak nawet nie wiedział, że taka promocja istnieje.
— To jest bardzo dobra opcja — powiedziała mu. — Zobacz, masz siedem wejść i tydzień na zrealizowanie ich. Dopóki przychodzisz, to nic nie płacisz, ale za każde opuszczone wejście musisz zapłacić karę. Im więcej opuścisz, tym droższe wejście, więc to motywuje, żeby przyjść!
— No motywuje, serio — mruknął Merlin, odklikując swoją kartę na wejściu. Kobieta na recepcji posłała mu pogodny, zachęcający uśmiech. — Jak przyjdę siedem razy, to wszystko za darmo?
— Pewnie! Widzisz, motywacja na nowy rok!
— Motywacja, tak… — odparł, powątpiewanie wciąż dźwięczało w głosie.
W szatni tłum, pełno mężczyzn popylających między szafkami, z ręcznikami przewieszonymi przez ramię, z zarysowanymi ładnie mięśniami, z shakerami w dłoniach, drogimi smartwatchami na nadgarstkach i słuchawkami na uszach. Merlin skitrał się gdzieś w kącie, przebrał szybko, kryjąc pod ręcznikiem, starając się nie rzucać spojrzeniem nigdzie, poza zawartość swojej szafki, krępując się tym, że nikt wokół niego się w ogóle nie krępował. Zamknął zamek na kłódkę, zgarnął butelkę z wodą, choć nie wiedział, na ile będzie mu potrzebna, i podreptał pod swą salę. Ubrał się w swój zwyczajowy strój na wf, lecz szybko pożałował tej decyzji. Większość bywalców siłowni odziana była w firmową mikrofibrę, czy jakkolwiek się ten nowoczesny materiał nazywał, wyglądała super, jak prosto z katalogów sklepów sportowych. Merlin okrył się częściowo ręcznikiem, obciągnął sprany T-shirt, wyszedł z szatni, przylgnąwszy do ściany. Znalazł Bernadette, uśmiechnął się do niej słabo.
— Mogliśmy nie przychodzić…
— Co ty gadasz! — Dziewczyna pacnęła go w ramię. Ona była stosownie ubrana – w dopasowany kolorystycznie, obcisły komplecik w ładnych, morskich barwach, do tego jeszcze miała odlotowo różowy ręcznik i pastelową butelkę na wodę. Zdecydowanie wyglądała jak wytrawna bywalczyni siłowni, idealnie komponowała się z ławicą innych, czekających na zajęcia dziewczyn.
— Weź, teraz to serio widać, że nigdy nie byłem na siłce…
— Kiedyś musi być ten pierwszy raz! — pocieszyła go, Merlin zaś naprawdę wolałby nie dostać kolejnego kuksańca pod żebra. — Tu jest pełno osób, co przyszły pierwszy raz, nikt nie zwróci na ciebie uwagi.
— Oby… — mruknął pod nosem, nadal nieprzekonany.
A potem właściwa godzina wybiła, Merlin czmychnął na ten cały pilates, Bernadette zaś zmierzyła się ze swymi sztangami.
Oboje tego pożałowali.
Szybko okazało się, że leżenie na macie i machanie nogami w powietrzu, to o wiele poważniejszy biznes, niż by się człowiek spodziewał, Merlin zaś odpadł w pierwszych dziesięciu minutach, akurat gdy skończyło się to łagodne rozciąganie i rozgrzewanie mięśni. To niewinnie wyglądające kółeczko okazało się zabójcze, piłka nie chciała dać się podnieść, wałek to było legitne narzędzie tortur, zaś koc, który miał ponoć ułatwiać ćwiczenia, nic nie dawał i Merlin po prostu nie dawał rady. Starzał się, czy co?
Bernadette wyturlała się ze swych zajęć cała czerwona, mokra i zdyszana, jakby uciekła kanibalom z kotła.
— Nigdy więcej — wydyszała, patrząc na czekającego na nią Merlina.
Chłopak pokręcił głową, przerażenie odmalowało się na twarzy.
— Bercia, ale my mamy jeszcze sześć wejść…
Dziewczyna obdarzyła go zmęczonym, pokonanym spojrzeniem. Westchnęła głęboko, uderzyła dłońmi o uda, klaśnięcie rozległo się w powietrzu, przyciągnęło uwagę innych ćwiczących.
— Porażka nie wchodzi w grę, Merlin — powiedziała twardo.
— Porażka? Bercia, oboje ledwie stoimy…
— Nic nie szkodzi! — Bernadette wyszczerzyła do niego zęby. — Słuchaj, jakiego hot chłopaka tam widziałam…
Merlin wywrócił oczami.
— Bercia, serio…
— No ale weź! W moim wieku, pomógł mi zdjąć step z całego tego stosiku, to musi coś znaczyć!
Chłopak wywrócił oczami. Ale chciał przecież być silniejszym, podnosić bez problemu Falkora i poradzić sobie, gdy smok wskoczy mu w ramiona, jak to miał w zwyczaju! Tymczasem zaś pierwsze starcie z siłownią i ćwiczeniami pokazało mu, że to będzie naprawdę ciężka batalia i ten tydzień darmowych wejść to nawet nie jest coś, co by mu choć trochę pomogło… Ech, te ćwiczenia to serio były przereklamowane.
W tamtym momencie poczuł lekki dotyk w okolicy ramienia, odwrócił się, natrafił spojrzeniem na jakąś dziewczynę.
— Hej… Wpadniesz jutro na pilates? — spytała, uśmiechając się.
Ładny miała ten uśmiech, taki pogodny i szczery. Luźna koszulka trochę wisiała na ramionach, nadruk You can do it! był już lekko sprany, wysoki kucyk sypał się od leżenia na macie, a dłonie zaciskały się na starannie poskładanym ręczniku. A potem jej wzrok powędrował do Bernadette, uśmiech nieco przygasł.
— Ze swoją dziewczyną, oczywiście…
— Z Bernadette? — Merlin zerknął na koleżankę, zaraz pomyślał o tym, że skoro dziewczynę absolutnie poskładały sztangi, to może pilates będzie okej. — Pewnie, wpadniemy. Dzięki!
Nieznajoma obdarzyła ich kolejnym uśmiechem, skinęła głową, oddaliła się w stronę strefy kardio, wsiadła na wiosła.
— Merlin, ty serio nic nie ogarnąłeś? — spytała Bernadette.
— Ale o co chodzi?
— Laska się do ciebie dostawiała!
— Co? Do mnie?!
— Do ciebie!
Chłopak podążył wzrokiem w stronę strefy kardio. Dziewczyna była ładna, wysportowana, do tego miała butelkę dopasowaną kolorystycznie do noszonego przez nią stroju.
— Chyba cię pogięło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz