12 stycznia 2024

Od Maeve – Nowy Rok

Oczywiście, że za nic w świecie nie przegapiłaby noworocznego koncertu Voxów, co Sapphire złośliwie jej wypominała, bredząc coś o ślinieniu się do wokalisty zespołu, na co wróżka reagowała jedynie wymownym przewróceniem oczu. Oczywiście był to stek bzdur… no, może nie aż taki, jak wróżka próbowała wmówić przyjaciółce. Ale nawet jeśli chciała tam pójść dla Ignisa, to jednocześnie dla muzyki, którą tworzył. Muzyki, która poruszała serce i wywoływała prawdziwy sztorm w głowie, jak żadna inna. 
Bilety przyjęła z wdzięcznością, stawiając na pełny szczęścia uśmiech niż rzucenie się mężczyźnie na szyję z wdzięczności. Uznała, że taki wyraz zadowolenia będzie najodpowiedniejszy i nie wprowadzi nikogo w zakłopotanie, choć prawda była taka, że gdyby to był ktokolwiek inny z jej przyjaciół, nawet by się nie zastanawiała, tylko uściskała go mocno, bo przecież właśnie w ten sposób okazywała swoją radość. O czym wiedział na przykład Dante. Syren, obecny przy wręczaniu biletów, posłał dziewczynie najbardziej znaczące spojrzenie, jakie tylko potrafił, a wyczuwalne wokół niego rozbawienie sprawiało, że miała ochotę mu przywalić. Nie każdy lubił być przytulany, tak? Istniały granice, których należało przestrzegać, a ostatnie czego chciała, to zrazić do siebie genashiego. W końcu to było bardzo miłe z jego strony, że o niej pomyślał i dał jej te bilety, chociaż wcale nie musiał tego robić. Czuła, że to będzie najlepsze zakończenie roku, jakie tylko mogła sobie wymarzyć. I faktycznie, nie zawiodła się. 
Nawet Sapphire dała się ponieść całkowicie muzyce i przestała skupiać swoją uwagę na wróżce i jej zainteresowaniu wokalistą zespołu. Fajerwerki, które rozświetliły nocne niebo równo o północy, w żaden sposób nie mogły się mierzyć z tą eksplozją mającą miejsce chwilę wcześniej na scenie. Wydawały się wręcz za ciche i zbyt blade w porównaniu do tego, jak bardzo Vox Metallica dała czadu. A może po prostu jej się tak tylko wydawało przez tę magię, która wciąż unosiła się w powietrzu i mrowiła skórę.

Naprawdę czekała na to, żeby spotkać się z Dantem i Ignisem i wygłaskać wszystkie kotki, jakie tylko nawiną jej się pod rękę. Pierwszy wypad w nowym roku musiał się odbyć w jakimś fajnym, nowym miejscu, zatem padło na niedawno otwartą kocią kawiarnię, w której żadne z nich jeszcze nie miało okazji być. Kilka razy dopytywała Dantego, czy na pewno chce się tam wybrać i narażać swoje zdrowie (a może nawet życie!) na atak ostrych zębów i pazurków, jednak syren za każdym razem ją zapewniał, że jasne, spoko, że on jeszcze pokaże Zapałce, jak się głaszcze kotki i ten zepsuty bojler może się wypchać. Uznając to za ostateczną zgodę, dogadała z chłopakami godzinę, obiecując sobie, że na pewno się wyrobi i się nie spóźni, choć tak wiele było do zrobienia.
I oczywiście, że jednak trochę się spóźniła. Wizyta u rodziców przeciągnęła się trochę, podobnie jak wcześniejsza próba, więc ostatnie metry do kawiarni właściwie przebiegła sprintem takim, na jaki pozwalał jej zdradziecki śnieg i lód. Ostatnie, na co miała ochotę, to wyrżnąć się, zrobić z siebie pośmiewisko i wylądować w szpitalu. Byłby piękny początek nowego roku, nie ma co. 
Zatrzymała się w końcu i rozejrzała uważnie. Z ust wydobył się obłok pary, gdy westchnęła, próbując dojść do siebie po biegu. Sięgnęła zmarzniętymi nieco palcami po kryjący się w kieszeni telefon, by jeszcze raz sprawdzić numer budynku i upewnić się, że w ogóle jest w dobrym miejscu, a poza tym to jest spóźniona tylko kilka minut.
Uniosła brew, widząc wiadomość od Dantego. Jeszcze przez kilka sekund łudziła się, że po prostu już rozpoczyna swój spam na temat jej spóźnienia, ale złudzenia rozwiały się na widok jakichś niezbyt przekonujących wyjaśnień i przeprosin odnośnie nieobecności. Zmrużyła lekko oczy i już chciała odpisać, kiedy pokręciła głową i po prostu znów wcisnęła telefon do kieszeni. Serio, obu syrenom należało porządnie przetrzepać łuski za te całe intrygi. 
Położyła dłoń na klamce kawiarni i zajrzała przez szybę do środka. Uśmiechnęła się lekko, widząc skrytego za iluzją muzyka na kanapie i łaszącego się do niego kota. Odetchnęła cicho, palcami przeczesała wzburzone loki i weszła do środka. W zarumienione policzki z miejsca uderzyło ciepło, a do nosa dotarł apetyczny zapach gorącej czekolady. Uśmiechnęła się do genashiego, podeszła do lady, by u młodej, uśmiechniętej dziewczyny zamówić porcję tego słodkiego, boskiego napoju, by w końcu dotrzeć do zajmowanej przez Ignisa kanapy.
Uśmiechnęła się lekko, wciąż przeczesując palcami miękkie, ciemne futerko kota, który niby spał, ale jednocześnie mruczał głośno jak traktor, wciąż przyklejony do uda genashiego. 
– Często zajmuje się klasyką. W takim… najbardziej klasycznym wydaniu też, ale często sięga po scenariusze ze zmienioną perspektywą, ukazując dziejące się w sztuce wydarzenie z zupełnie innej strony i zmieniając ich wydźwięk – zerknęła na genashiego, próbując wyczuć, czy rozmowa o tym go nie zanudza. Nazwisko Foresthella było dość znane i na pewno się je słyszało, jeśli przynajmniej choć trochę interesowało się teatrem. Ignis, najwyraźniej nie należał do tych osób, jednak czy powinno ją to w jakiś sposób dziwić. Wzruszyła lekko ramionami. – Jedne z najgłośniejszych to Wyniosłość i Awersja lub Intryga w kwadracie. To ostatnie jest musicalem – dodała i uśmiechnęła się lekko, widząc, że muzyk ożywił się nieco. – Lubisz musicale? – zapytała, choć chyba znała już odpowiedź. Mężczyzna skinął głową.
– No to naprawdę trzeba mieć talent, żeby ogarniać wszystko na raz: grę, śpiew, często też taniec… – pokręcił lekko głową, a Maeve przytaknęła mu.
– To prawda. Choć wydaje się, że sam w sobie spektakl jest znacznie lżejszy niż, jak to niektórzy mówią poważne sztuki, to jednak wymaga ogromu pracy. Przy czym sam Foresthell jest prawdziwym perfekcjonistą – roześmiała się cicho. – Dostanie u niego roli i sprostanie jej to naprawdę wyzwanie. – Znów spojrzała na Ignisa, uśmiechając się nieco nieśmiało. – Może… jeśli uda mi się dostać tę rolę, to tym razem ja załatwię dla ciebie bilety?
– Jasne. Chętnie przyjdę. – Ignis odwzajemnił uśmiech i podrapał rozlanego na nim kota pod brodą. Motywacja Maeve, żeby zdobyć tę rolę, jakby wzrosła, nie mając nic wspólnego z noworocznym postanowieniem. 
Zerknęła na rudego kota, który wciąż przyglądał im się z szafki, jakby na poważnie rozważając, czy uczynić im ten zaszczyt i położyć się na wyciągniętym genashim. Uniosła dłoń, a delikatna, złota iskierka zatańczyła na ścianie. Wróżka roześmiała się cicho, gdy kot poderwał się, usiłując pochwycić tę drobną iluzję w łapki. 
– A twoje postanowienia? – zapytała po chwili zabawy z kotem, wciąż nie odrywając spojrzenia od zwierzaka polującego na iluzorycznego świetlika z wielką determinacją. Ignis zastanawiał się przez chwilę.
– Więcej grać z chłopakami – powiedział w końcu, a Maeve w końcu spojrzała na niego, unosząc brwi. 
– Masz w planach zamieszkać w studiu? – zapytała nieco złośliwie, nie mogąc powstrzymać uśmiechu. 
– Gdyby tylko się dało – odpowiedział z rozbawieniem. – Chciałbym też w końcu zaplanować trasę koncertową na inny odłamek, ale nie do Senkawy. Byłoby świetnie, gdyby mój nauczyciel śpiewu zgodził się wziąć udział w którymś kawałku…
– Pan Macleod, tak? – zapytała. Ignis wspominał już kiedyś o swoim nauczycielu, a ton, z którym wypowiadał to nazwisko i tlące się w nim emocje, gdy o nim wspominał, sprawiły, że mężczyzna zapadł wróżce w pamięć. 
– Tak, właśnie on – potwierdził. 
– W takim razie mam nadzieję, że wszystko się uda. Będę trzymać za to kciuki – powiedziała, znów zerkając na kota, który wylądował ciężko na kanapie w pogoni za świetlikiem. Sięgnęła do niego dłonią, jednak trącił ją puchatą łapką, myląc palce wróżki z zabawką. Dziewczyna znów się roześmiała. 
Wyglądało na to, że czekał ich naprawdę pracowity rok. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz