… poddając się słabości, odwrócił się i obrzucił tęsknym spojrzeniem dolinę zalaną blaskiem zachodzącego słońca. Wydawała się tak spokojna i cicha, jak złudzenie, któremu poddałby się, gdyby nie migające w oknach domów światła i dym unoszący się z kominów. Wiedział, że widzi ją po raz ostatni i zapragnął wyryć sobie jej obraz pod powiekami. Mocniej zacisnął palce na rączce drewnianej laski, usta zmieniły się w wąską kreskę, gdy próbował powstrzymać ogarniające go wzruszenie. Kochał to miejsce, kochał tych ludzi, a jednak musiał odejść, odwrócić się i zostawić za sobą. Serce zabiło mu mocniej, gdy pomyślał o nieznanym. Rzucił dolinie ostatnie spojrzenie i…
– Orion? – Szekspir trącił puchatą łapką nogę fauna, a duże, brązowe oczy wpatrzyły się w pisarza. Ten zamrugał kilka razy, poprawił okulary, które zaczęły zjeżdżać mu z nosa i spojrzał na wolpertingera. – To dziś, prawda?
Orion zamrugał, zdezorientowany. Odsunął się nieco od biurka, dopiero teraz odczuwając zmęczenie wywołane długim wpatrywaniem się w błyszczący zimnym światłem ekran laptopa. Pogładził dłonią napięty kark i uniósł nieco podbródek, gdy zwierzak wskakiwał mu na kolana, by nie oberwać w twarz porożem.
– Co dziś? – zapytał Orion, gładząc miękkie, zajęcze futerko. Ogonek zwierzaka poruszył się niespokojnie.
– No… dziś ludzie będą hałasować i wybuchać te kolorowe ognie. Słyszałem to już dziś kilka razy i… boję się.
Mężczyzna westchnął cicho, wciąż głaszcząc wolpertingera. Spojrzał w stronę okna, gdzie granatową ciemność rozświetlały elektryczne światła latarni. Pogrążony we własnych myślach, snuciu kolejnej historii, nawet nie zauważył, gdy dzień płynnie przeszedł w wieczór, a później noc. Wstał od biurka, wciąż trzymając Szekspira przy sobie i wyjrzał na ulicę. Widział roześmianych ludzi, zmierzających na noworoczne imprezy. Spod kurtek wystawały fragmenty barwnych, błyszczących kreacji. Uśmiechnął się lekko pod nosem, gdy zobaczył, że ktoś próbuje nie poślizgnąć się na niebotycznie wysokich szpilkach, gdy nieopatrznie dał krok na oblodzony fragment chodnika. Faun mocniej przytrzymał Szekspira, gdy z oddali doleciał huk wystrzelonych przedwcześnie fajerwerków. Podążył wzrokiem za barwnym, świetlnym pióropuszem, który na krótką chwilę rozjaśnił nocne, pozbawione gwiazd niebo.
Zapomniał, że dziś rok dobiega końca. Gdyby nie Szekspir, prawdopodobnie przepracowałby cały wieczór, nieświadomy tego, że od następnego dnia data całkowicie się zmienia. Co prawda Ruby coś wspominała o imprezie, na którą chciała go zaprosić, ale teraz wychodziło na to, że dobrze, że odmówił, bo i tak zapomniałby, aby się na niej pojawić i menadżerce może byłoby przykro. Chyba nawet wtedy powiedział, że przecież nie może zostawić Szekspira samego, bo wolpertinger boi się fajerwerków, jak widać, już nieco zawalił to postanowienie, by zapewnić zwierzakowi jak najwięcej spokoju.
– Nie musisz się bać. Jesteśmy razem, nic ci nie grozi – powiedział łagodnie Orion, uspokajająco drapiąc go za uchem. Zwierzak wtulił się w pierś mężczyzny i nieśmiało wyjrzał za okno, wciąż przyklejając długie uszy do puchatego ciałka.
– A co, jeśli jeden z tych ogni wpadnie do mieszkania? – zapytał wciąż zaniepokojony. Duże, zajęcze oczy błądziły po niebie, jakby już teraz szukały lecącego w ich stronę pocisku.
– To się raczej nie zdarza – odparł Orion, uśmiechając się lekko. Wolpertinger poruszył noskiem, wyraźnie niezadowolony.
– Nie podoba mi się to, że są takie głośne… – poskarżył się.
– Mnie też – przyznał Orion, śledząc wzrokiem kolejną grupkę imprezowiczów. – Jeśli mam być szczery, to zdecydowanie wolę zimne ognie. Są ładniejsze i cichsze. Wolpertinger uniósł łepek, by spojrzeć na opiekuna.
– Zimne ognie? Co to? Brzmi dziwnie. – Orion uśmiechnął się, widząc, że zwierzak stracił na chwilę zainteresowanie tym, co działo się za oknem.
– Chyba mam gdzieś w szafie jakąś napoczętą paczkę. Jeśli chcesz, mogę ci pokazać. – Szekspir poruszył noskiem, wyraźnie zainteresowany.
Orion odstawił zwierzaka na podłogę i podszedł do stojącej przy ścianie komody. Kolejno otwierał szuflady, w których panował niesamowity bałagan, czyniąc go jeszcze większym, gdy szukał wspomnianych zimnych ogni. Mruczał coś pod nosem na temat porządków, które odkładał na kolejny rok, gdy w końcu wyciągnął wymęczone, kartonowe pudełko z kilkoma pałeczkami. Trzy nich były jeszcze całe.
– No więc, zgodnie z tradycją, odpalimy je o północy, żeby powitać nowy rok – zaproponował. Usiadł na podłodze, obok legowiska, w którym ułożył się Szekspir.
– Ludzie chyba lubią świętować nadejście nowego roku razem. Nie jest ci smutno, że jesteś sam? – zapytał nagle, wpatrując się w Oriona.
Ten uśmiechnął się lekko. Fioletowe oczy spojrzały gdzieś w dal, poza pokój, poza dom, poza Stellaire. Na ten krótki moment powróciły wspomnienia. Drobne, różnokolorowe iskierki zimnych ogni łaskoczących w odsłonięte, nieco zmarznięte dłonie. Lśniące oczy, w których odbijał się ich blask i szeroki uśmiech na roześmianej, przystojnej twarzy. Zimna, ale jakże przyjemna w dotyku dłoń, która przypadkiem, choć Orion wmawiał sobie, że wcale nie, trąciła rękę pisarza. Wzniesiony za przyszłość toast i krótki uścisk, który ciało mężczyzny wciąż pamiętało, jakby to działo się właśnie teraz. To był jedno z nielicznych i jednocześnie ostatnie przyjęcie noworoczne, jakie Orion obchodził. O ile przyjęciem można było nazwać spotkanie we dwoje.
– Orion? – cichy, miękki głos wolpertingera wyrwał pisarza ze wspomnień. Ten drgnął lekko i podrapał zwierzaka za uszami.
– Przecież nie jestem sam – odpowiedział w końcu na zadane wcześniej pytanie. – Jesteśmy tu razem i wspólnie możemy świętować nadejście nowego roku. Wiesz, ludzie mają w zwyczaju wymyślać noworoczne postanowienia. Jest coś, co chciałbyś zrobić w nadchodzącym roku? – spytał, wciąż odciągając uwagę zwierzaka od tego, co działo się na zewnątrz. Szekspir fuknął cicho, zupełnie jakby chciał parsknąć z pogardą.
– Przecież wszystko jest idealnie. Mogę wygrzewać się na parapecie kawiarni, ludzie mnie głaszczą i dają przysmaki. Po co to zmieniać? – zapytał i podrapał się za długim uchem tylną łapką. – A ty? Masz jakieś noworoczne postanowienia jak reszta dwunożnych? – Spojrzał na opiekuna z zainteresowaniem.
Orion zamyślił się na krótką chwilę. Czy powinien cokolwiek zmieniać? Może gdyby… nie, to było bez sensu. To wszystko się skończyło, a Nowy Rok tym dobitniej mu to uświadamiał. Zupełnie jakby ktoś wziął ostry nóż i odciął przeszłość, dając do zrozumienia, że to jest skończone i niczego nie da się już zmienić.
– Nie – powiedział w końcu. – Jest dobrze tak, jak jest. Poza tym, z tego, co zauważyłem, noworoczne postanowienia często kończą się na samych słowach. Wyparowują, nim upłynie miesiąc. Na dłuższą metę, nie mają najmniejszego znaczenia. Wiesz, wydaje mi się, że ludzie je wymyślają, bo tak właśnie powinno się robić. Czują presję otoczenia, więc wpadają na jakieś absurdalne pomysły, o których bardzo szybko zapominają. – Spojrzał na tkwiący na nadgarstku zegarek. – No, mało brakowało, a przegapilibyśmy północ – zauważył. Właściwie, ani trochę by się nie zdziwił, gdyby faktycznie mu się to przydarzyło. Pewnie masowa eksplozja fajerwerków przyprawiłaby o zawał ich oboje. – Poczekaj… cholera, nie wiem, gdzie mam zapalniczkę. – Orion poderwał się i stukając racicami w drewnianą podłogę, zaczął się miotać w poszukiwaniu zapalniczki, albo chociaż zapałek, którymi mógłby zapalić zimne ognie. Zerkał przy tym nerwowo na zegarek, choć przecież tak naprawdę nie miało to żadnego znaczenia.
W ostatniej chwili udało mu się znaleźć zapałki. Wrócił do wolpertingera, niosąc ze sobą także szklaneczkę whisky i przysmak dla zwierzaka.
– Trzy… dwa… jeden… – powiedział cicho. Oboje drgnęli niespokojnie, gdy fajerwerki zaczęły strzelać z każdej strony, a ich blask wdzierał się do niewielkiego mieszkania nad kawiarnią. Orion zapalił pałeczkę, a białe iskierki zaczęły strzelać z niej na wszystkie strony. Uśmiechnął się lekko. Szekspir drgnął, w pierwszej chwili niespokojnie, ale później przysunął się, by się lepiej przyjrzeć.
– Podoba mi się. Jest ładne i znacznie cichsze niż to za oknem – powiedział. Przyjął smaczka, którego podsunął mu Orion.
– Cieszę się – wciąż trzymając pałeczkę zimnego ognia w jednej ręce, drugą sięgnął po szklankę z whisky i upił łyk. – Wszystkiego najlepszego w nowym roku, Szekspirze.
– Wszystkiego dobrego, Orionie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz