To miały być ich pierwsze wspólne walentynki.
Radagast dalej nie mógł uwierzyć, jak udało mu się w ogóle doprowadzić do tego, że jego długoletnie wzdychanie do Andrei przerodziło się w pełnoprawny związek, i po głębszym zastanowieniu się i starannej analizie faktów doszedł do wniosku, że taki stan rzeczy wyniknął zupełnie bez jego udziału. On wzdychał i wzdychał, a Andrea po prostu pewnego dnia stwierdziła, że dosyć tego wszystkiego, i od tamtego momentu byli razem.
Co nie zmieniało faktu, że skoro zbliżały się walentynki, Radagast postanowił przejąć inicjatywę – jego starszy brat miał doświadczenie w tym, jak być świetnym chłopakiem dla kobiety spoza swojej ligi, toteż Radagast postanowił zasięgnąć ekspertyzy, podejść do problemu profesjonalnie i z rozmysłem. Młodzieniec był przekonany, że zebranie odpowiedniej ilości danych, skrupulatna analiza oraz porady kogoś doświadczonego, znającego się na rzeczy, obdarzonego nie tylko wiedzą teoretyczną, ale i zaznajomionego z praktyką, są niezawodnym przepisem na sukces. Już uśmiechał się pod nosem, wynotowując porady znalezione w internecie, już bębnił palcami po biurku, widząc wyraźne trendy pojawiające się w wyszukiwaniach.
— Najważniejsze, żebyś był szczery w tym, jak okazujesz jej uczucia — powiedział mu Rincewind, Radagast zaś czuł, że oto się przygotował i wszystko pójdzie zgodnie z planem.
— Idziemy na strzelnicę! — zawołała Andrea, w trzech słowach kładąc kres wszystkim jego planom.
Cztery godziny wybierał odpowiednią restaurację, miał cały arkusz kalkulacyjny z porównaniem cen, opinią klientów i rankingiem dań, które mogłyby przypaść do gustu Andrei. Potem pół godziny ćwiczył przeróżne scenariusze, nim odważył się zadzwonić do restauracji, zarezerwować dla nich stolik. Długo wybierał też film, wersję (wahał się między 2D i 3D, w internecie wspominali, że okulary w niektórych kinach są kiepskie, niespecjalnie widać efekt, dla odmiany pokazy z iluzjami 5D miały być trudne w odbiorze dla osób z chorobą lokomocyjną, do których on się zaliczał, więc…), wybierał też strój na tę specjalną okazję, no i sam prezent dla Andrei, bo co to za walentynki, jak nie przyniesie swej wybrance chociaż kwiatka. Plany, przygotowania, zestawienia, tabele…
— Ale że ja też? — spytał niezbyt mądrze.
Andrea się roześmiała. Była taka śliczna, że Radagast na moment stracił wątek.
— Pewnie! Bez ciebie nie idę, no weź!
— A tam nie trzeba być pod opieką osoby dorosłej?
I znów ten pogodny śmiech, dziewczyna otoczyła go ramionami, pozwoliła zapaść się trochę na jej piersi.
— Przecież już jesteś pełnoletni, głuptasie. — Pogłaskała go po włosach. — Najpierw pójdziemy postrzelać, będzie super i Barney na pewno odpali nam dodatkową rundkę, tak po znajomości. Potem pójdziemy na burgery do MegaBite! Mary Lou już obiecała nam ten fajny stolik przy kuchni, a na wieczór mam bilety na motocrossa. Pamiętasz, jak chciałeś ze mną pójść, ale się rozchorowałeś?
— Pamiętam.
Poklepała go po policzku.
— To akurat to sobie odbijemy.
Broń słabo leżała mu w rękach, kolba opierała się o chudą pierś, a dłonie pociły się, podtrzymując śrutówkę. Andrea stała tuż obok, profesjonalnym spojrzeniem oceniała jego postawę.
— Podnieś trochę łokieć.
Łokcie Radagast miał dwa, miał więc pięćdziesiąt procent szansy na to, by losowo wybrać nie ten łokieć co potrzeba, i, jak to często bywało w takich momentach, szansę tę odważnie wykorzystał. Andrea pokręciła głową z rozczuleniem.
— Ten drugi łokieć.
Spróbował, jego postawa rozsypała się do reszty, lufa zakołysała się, nie mierząc już nawet specjalnie w cel.
— Pokaż, pomogę ci trochę.
To powiedziawszy, Andrea stanęła tuż za nim, pochyliła się, dłonie spoczęły na biodrach.
— Tu musisz stanąć trochę po skosie, nie tak na wprost — odezwała się tuż przy jego uchu, nim Radagast poczuł stanowczy dotyk między łopatkami. — Trzymaj plecy proste. Nie garb się do celownika, po prostu przechyl lekko głowę, ale nie zaokrąglaj pleców. Łopatki razem.
Łopatki Radagasta chyba nigdy wcześniej nie były tak blisko.
— Ramiona idą na boki, nie przyciskaj łokcia do żeber. Broń ma odrzut, musisz go na siebie przyjąć i stać stabilnie. Kolbę opierasz tutaj. — Sięgnęła, przesunęła gumową osłonę, w jednej chwili napór broni przestał go uwierać w obojczyk. — A tu podtrzymujesz lufę. I jeszcze jedna rzecz.
— Hm?
Rozbawienie brzmiało w głosie Andrei.
— Oddychaj.
Z głośników leciało wpadające w ucho country, między stolikami przewijali się kelnerzy na wrotkach, a ceglana ściana jaśniała nowym neonem. Buchało ciepłem z otwartej kuchni, powietrze wypełniał zapach dobrze przypieczonej bułki, musztardy i wołowiny prosto z ognia. Wzrok Andrei uciekał od czasu do czasu w stronę grilla i uwijających się przy nim kucharzy, palce bębniły niecierpliwie po drewnianym blacie. Po strzelnicy nawet Radagast umierał z głodu, aż sam się zdziwił.
— Strzelanie nie jest wysokowysiłkowym sportem. To znaczy, wymaga precyzji i skupienia, ale jeśli się zastanowić, to przez cały czas większość ciała pozostaje w bezruchu, więc ubytek kaloryczny nie powinien być tak duży…
— …a i tak człowiek zjadłby potem całą krowę — dokończyła za niego Andrea, wracając wzrokiem do Radagasta. — Może to kwestia tego skupienia, co? Jak siedzisz nad książkami, to też potem jesteś głodny.
— Prawda, mózg potrzebuje dużo cukrów prostych do sprawnego funkcjonowania.
— To ty musiałeś przed strzelnicą zjeść paczkę cukru, poszło ci świetnie.
Radagast zająknął się, zarumienił, splótł dłonie na blacie.
— Jak już udało mi się przyjąć poprawną postawę — mruknął cicho, uśmiechnął się, gdy dłonie Andrei odnalazły jego własne.
— Pierwsze koty za płoty. Poza tym jak już strzeliłeś, to prawie wszystko w sam środek.
— Czytałem trochę o technikach skutecznego celowania… Wiesz, żeby nie łączyć w myślach tylko muszki z celem, tylko myśleć o tym tak, jak ci senkawańscy łucznicy…
Andrea przechyliła głowę.
— Co łucznicy mają do strzelania z broni palnej?
— Chodzi o taki matematyczny problem związany z geometrią odcinka i tym, ile płaszczyzn da się poprowadzić przez daną liczbę punktów w przestrzeni.
Kelnerka wyhamowała tuż przy ich stoliku, postawiła burgery, życzyła smacznego i znów odjechała w stronę kuchni. Rozmowa urwała się, gdy oboje zajęli się jedzeniem. Andrea wgryzła się w swojego burgera z takim zapałem, aż plaster pomidora wyjechał z drugiej strony, plasnął na talerz. Radagast uśmiechnął się z rozczuleniem, popatrując na już ubrudzony sosem nos. Andrea przełknęła, posłała mu uśmiech.
— To jak to jest z tą geometrią?
Dobrze, że bilety na motocrossa miały miejscówki, bo zasiedzieli się w tym MegaBite, gdy rozmowa przeszła na typy broni, wygodę trzymania i statystyki sprzedaży danych egzemplarzy, które Radagast przypadkiem zapamiętał, potem zjechali na przeróbki i majsterkowanie przy broni, potem na polowania, potem padł pomysł, żeby może wybrać się gdzieś za miasto, jak już oboje ogarną się trochę z zajęciami i zima puści, bo jakkolwiek Andrea była w stanie zebrać plecak i namiot, i zniknąć gdzieś w górach zimą, tak Radagast był zwierzęciem miejskim, nawykłym wygodzie i spokojowi, najbardziej podobały mu się szlaki polecane dla rodzin z dziećmi.
W końcu Andrea i Radagast dotarli na arenę, przecisnęli się między ludźmi, klapnęli na przeznaczonych sobie, plastikowych siedziskach.
— Mamy świetne miejsca — zauważył Radagast, doceniając lokalizację pozwalającą im wygodnie objąć spojrzeniem całą arenę, mając wszystkie te wzniesienia lekko pod kątem, akurat tak, by matematyka nie pozwoliła im przegapić żadnego szczegółu.
— Hector odpalił tacie swoje, a on zawsze ma najlepsze, jego brat pracuje tu na kasie.
Radagast zerknął na nią z zaskoczeniem.
— A Hector to przypadkiem nie był ten taki… Z taką…
— …kryminalną przeszłością? Tak, to ten sam — Andrea wyszczerzyła zęby. — Tyle razy lądował na dołku za to czy tamto i guzik to dało, ale jak został ojcem, to no… postanowił się wziąć za siebie i o — wskazała gestem arenę. — Na dobre mu to wyszło.
Radagast zarwał noc, ucząc się o wszystkich tych figurach i obrotach, które zawodnicy wykonywali w powietrzu, czytając o co sławniejszych riderach i ich specyficznych technikach, więc gdy tylko pierwszy zawodnik wyjechał na arenę, a Andrea ścisnęła go za rękę, wlepiając pełne oczekiwania spojrzenie, czarodziej był gotowy.
— Biorąc pod uwagę jego preferencje, mamy osiemdziesiąt procent szans na to, że zacznie od klasycznego 360…
— Czyli będzie mega!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz