14 lutego 2025

Od Bashara – Walentynki
The defining moment, the collision of stars (II) [AU]

Map królewskiego zamku było dobre kilkanaście. Na jednych widać było wyłącznie oficjalne komnaty, inne ukazywały tajemne przejścia, lecz nie wszystkie, i chyba tylko jeden książę wiedział naprawdę, jaki dokładnie był rozkład pomieszczeń starodawnej twierdzy. Wieki mijały, kolejni właściciele zamku rozwijali swą siedzibę, pojawiały się kolejne elementy, nowe skrytki oraz tajemnice, o istnieniu starych zaś zapominano, gdy sekret rozmywał się w przeszłości, blednąc wraz z upływającym czasem.
Półka z książkami z cichym pomrukiem wróciła na swe miejsce, nawet prowadnice zniknęły, a niewielki salon, w którym do tej pory książę oddawał się lekturze, opustoszał tak, jakby nikt w nim tego wieczora nie przebywał. Chłód tajemnego przejścia otulił ich enigmatyczną ciszą, rozświetloną jedynie ciepłem dotyku, szczerym śmiechem z głębi serca. Parę kroków, kilka stopni, jeszcze jeden zakręt, Bashar sięgnął po jakąś dźwignię, otworzyły się kolejne, ukryte drzwi.
Na mapach pomieszczenie było niczym więcej, jak tylko masywną ścianą nośną, starą i potwornie grubą, akurat taką, by stabilnie unieść część obronnej wieży. Lecz przejście zaginało się wraz z zaklętymi glifami, prowadząc gdzieś, gdzie przestrzeń rozmywała się ku innemu wymiarowi, splatając się z nierzeczywistym, ulotnym woalem astralnego zaklęcia. Komnata, większa w środku, niż na zewnątrz, przypominała amalgamat ażurowego kamienia, kompletnie niepasującego do zwalistej sylwetki zamku, i nocnego nieba, lecz nie tego, które śmiertelnicy mogli oglądać każdej nocy, rozpościerającego się nad ich głowami. Nie, tutaj gwiazdy były tak blisko, zdawały się wręcz zachęcać, by wyciągnąć po nie rękę, zatopić palce w srebrzących się mgławicach, dotknąć barwy spoza granic czasu.
Dante przystanął, objął wzrokiem przestwór aksamitnej nocy, zamrugał w zdziwieniu, gdy magia objawiła mu się w pełnej krasie rozmigotanego światła.
— Jak tu pięknie — westchnął, przeniósł spojrzenie na księcia. — Gdzie my właściwie jesteśmy?
— Czy to ważne? — spytał Bashar, wzruszając ramionami, posyłając swemu paladynowi niewiele mówiący uśmiech. — Chodź, mój Dante. Mam dla ciebie coś jeszcze.
To powiedziawszy, książę chwycił wyrobioną rękojeścią miecza dłoń, pociągnął syrena ku środkowi pomieszczenia, tam, gdzie chłodny kamień podłogi osłaniały puchate koce i wygodne poduszki. Miękkie, haftowane subtelnym srebrem, o stonowanych barwach i gładkiej fakturze, same przypominały delikatne obłoki, zapraszające do tego, by wyłożyć się wśród nich, przymknąć oczy, na moment zakosztować beztroskiego czasu będącego udziałem niebiańskich istot. Bashar usiadł między poduszkami, oparł się wygodnie o jeden z wałków, pociągnął za sobą Dantego, lekkim pchnięciem w ramię sprawił, że syren zapadł się w przyjemnej miękkości, a błogi uśmiech sam wypłynął na wargi. Książę przez moment sycił wzrok widokiem złocistych loków rozsypanych wśród aksamitów, nim pochylił się do swego paladyna, usta znów odnalazły ciepło jego warg.
— Myślałem o tym, czego najbardziej nam brakuje — podjął po chwili, układając się wygodniej, niezobowiązująco wplatając dłoń w jasne włosy.
— To czegoś nam brakuje? — spytał Dante z rozbawieniem, posyłając swemu księciu ten swój charakterystyczny uśmiech, wyrywając z piersi następcy tronu rozbawione parsknięcie.
— Teraz niczego, prócz może przekąsek, ale i o te zadbałem.
Bashar zerknął w stronę uprzednio przyniesionego koszyka pełnego kąsków sera i mięsa, pokrojonych owoców, wyboru orzechów, słodyczy i czegoś dobrego do wypicia. Głodni jeszcze nie byli, poza tym leżało się tak miło, Dante był tak blisko, książę postanowił nie ruszać się nigdzie, skoro wyraźnej potrzeby ku temu nie było.
— Jak o wszystko.
— Dobre pomysły same przychodzą do głowy, kiedy o tobie myślę.
Ich palce splotły się instynktownie – te smukłe, książęce, ozdobione starodawnym sygnetem, jakoś tak naturalnie zniknęły w ciepłym uścisku szorstkich dłoni paladyna, nawykłych walce i przemocy, lecz przy księciu delikatniejszych niż najdroższe aksamity.
— Pomyślałem, że brakuje nam czasu i spokoju, tych momentów, gdy żadnego z nas nie wzywają obowiązki ani palące zadania — powiedział Bashar. — Dlatego zainteresowałem się dawniejszymi przekazami o istnieniu tej komnaty w zamku.
— Te gwiazdy wyglądają zjawiskowo, naprawdę, Bashar… Nawet lepiej, niż prawdziwe.
— A to ta mniejsza z mocy komnaty — odparł książę. — Czas płynie tu inaczej.
— Czas zawsze płynie inaczej, kiedy jesteśmy razem.
Uśmiech Bashara poszerzył się, nabrał innej barwy. Mężczyzna wyswobodził jedną dłoń z uścisku tylko po to, by łagodnym gestem pogłaskać policzek syrena.
— Płynie szybciej, niż na zewnątrz — wyjaśnił, zrobił lekką pauzę, gdy brwi Dantego uniosły się w zdziwieniu, głowa lekko przekręciła. — Nie o wiele szybciej, ale za każde półtorej godziny spędzone tutaj, poza granicą komnaty upłynie tylko jedna godzina. Kiedyś ten pokój był używany do długich posiedzeń rady, by dało się przedyskutować wiele spraw, lecz by te godziny nie zajmowały całego dnia. Albo by się przygotować, kiedy trzeba było szybszej reakcji i decyzji ze strony władcy.
— Obecne użycie o wiele bardziej mi się podoba.
— Mnie też.
Iluzoryczne gwiazdy lśniły miękkim światłem, na moment zapadła cisza, gdy czas rozciągnął się, i nie gonił ich tak bardzo, pozwalając trochę dłużej cieszyć się swoim towarzystwem.
— Wiesz, też pomyślałem o tym, czego nam brakuje — podjął Dante, unosząc się na łokciu. Dłoń sięgnęła skrytej na piersi kieszonki. — Gdy jestem w zamku, wiem, że zawsze znajdziesz sposób, żeby być razem, ale nie mogę przecież cały czas siedzieć bezczynnie, jak ten spalony brykiet. Dlatego…
Złoto błysnęło w dłoni, zalśniło głęboką czerwienią rubinu, jednego z ulubionych kamieni szlachetnych księcia. Dante wyciągnął drobiazg w stronę Bashara.
— Znalazłem w mieście jubilera, całkiem zręcznego, a potem wziąłem tego niebieskiego klauna i przekonałem go, żeby przydał się na coś i pomajstrował trochę z tymi tutaj rubinami. I z rubinami przy moim mieczu.
Bashar sięgnął, wziął lśniący złotem przedmiot. Przeniósł wzrok na Dantego, skinął głową, by ten kontynuował.
— To lusterko. Wypowiedz moje imię, a ukaże ci, gdzie jestem.
— I czy jesteś bezpieczny — dodał Bashar, uśmiechając się.
Otworzył lusterko, a srebrzysta powierzchnia zalśniła zaklętą w niej magią. Z pozoru wydawało się, że przedmiot jest po prostu pięknie wykonaną, drogą ozdobą, godną książęcej dłoni, lecz to niewytłumaczalne ciepło i czająca się na granicy odczuwania wibracja zdradzały, że za metaliczną powierzchnią kryje się coś więcej, a te wielofasetkowe krople czerwieni łączą się ze sobą czymś więcej, niż tylko subtelnym, kwiatowym motywem.
— Już nie tylko listy powiedzą ci, czy wszystko u mnie w porządku.
— Zdejmujesz z mojego serca wielki ciężar, Dante — przyznał Bashar, zamykając lusterko, chowając je we własnej kieszeni. — Zresztą, nie pierwszy raz.
— Kiedy ostatnio mi się to zdarzyło? — spytał paladyn z rozbawieniem.
— Każdego dnia, Słońce — odparł książę, przyciągając mężczyznę bliżej. — Prawdziwa miłość dokładnie to robi, a nasza przecież właśnie taka jest.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz