14 lutego 2025

Od Octavii - Walentynki
My bloody valentine (I)

Octavia obudziła się tego ranka jeszcze bardziej rozwścieczona istnieniem bogów, niż kiedykolwiek wcześniej. Co wydało jej się zresztą bardzo dziwne, bo przecież absolutnie każdego dnia przeklinała ich w duchu, życząc im wszystkiego, co najgorsze. Dlaczego więc tego ranka nienawiść zdawała wylewać się z niej uszami, dusząc ją przy tym wszechobecną makabrą?
Dziewczyna przeciągnęła się, zmarszczyła brwi i sięgnęła po swój prawie rozładowany telefon. Musiała sprawdzić, czy przypadkiem nie obudziła się w innej rzeczywistości, w której bogowie bez żadnych ograniczeń stąpają wśród zwykłych, normalnych i szanujących się istot. I ku własnemu niezadowoleniu zdała sobie sprawę, że w pewnym sensie dokładnie tak było. Walentynki. To znane jej dobrze z zeszłego roku święto miłości. Octavia słyszała, że w niektóre wyjątkowe dni, a zwłaszcza w tak huczne obchody, obecność bóstw staje się bardziej odczuwalna, niż w jakikolwiek inny czas w roku. A to oznaczało tylko jedno. Ten przeklęty bóg miłości, Walenty czy jak mu tam do cholery było, musiał się gdzieś tu kręcić. Co za durne imię.
Octavia zaśmiała się pod nosem i podłączyła telefon do kontaktu. To zdecydowanie wyjaśniałoby, dlaczego obudziła się w tak paskudnym, zabójczym wręcz humorze. Powinna była się spodziewać, że każdy odstęp od normy, wszystkie niesprawiedliwości i gorycze jej życia związane są w jakiś sposób z bogami. To w końcu zawsze była ich wina.
Anielica gwałtownie podniosła się z łóżka i z pewną agresją wymalowaną na twarzy zaczęła się szykować.
Musiała coś zrobić. Nie mogła przecież pozwolić, żeby to monstrum bezkarnie kręciło się po świecie, rujnując humor nie tylko jej, ale też wszystkim innym istotom w Stellaire. Ba, byłaby współwinna nieszczęściu całego tego miasta, gdyby tak po prostu pozostała bierna. I normalnie wcale by jej to nie obchodziło, być może cieszyłaby się nawet smutkiem wszystkich wokół, ale nie potrafiłaby się na to zebrać, gdy w grę wchodzili bogowie. Octavia wytężyła wszystkie swoje komórki mózgowe, a wiele ich przecież nie było. Musiała działać szybko, jeśli chciała powstrzymać nadciągającą na Stellaire falę goryczy. Jeszcze zostanie bohaterką, jeszcze wszyscy jej za to podziękują.
Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko do własnego odbicia w lustrze. Gdy tylko skończyła domalowywać drugą, czarną jak smoła kreskę, raz jeszcze sięgnęła do telefonu. Bez większego zastanowienia wybrała numer swojej najlepszej przyjaciółki. Wiedziała, że z planami tak wrażliwymi i tajnymi jak ten, od którego zależały losy całego miasta, mogła zaufać tylko i wyłącznie Zahrze. Nie było w końcu na tym świecie nikogo innego, kogo Octavia wolałaby mieć u swego boku w tak ważnej chwili.
— Przyjedź do mnie za godzinę. To bardzo ważne.
Zahra oczywiście nie zawiodła, pojawiając się w przedsionku kościoła o umówionej godzinie. Z szerokim uśmiechem na ustach. To chyba był jeden z powodów, przez które Octavia tak bardzo ceniła sobie przyjaciółkę. Za to, że zawsze była. Tak po prostu, nie zadając żadnych zbędnych pytań, nie kwestionując wyborów anielicy. A Octavia była jej za to niesamowicie wdzięczna.
Po szybkim przywitaniu, dziewczyna złapała przyjaciółkę za rękę i zaprowadziła ją do ołtarza. I choć na co dzień był on zawalony kocami i pustymi opakowaniami po przekąskach (to tu dziewczyny spędzały większość swojego czasu, kiedy Octavia zapraszała ją do siebie), teraz wydawał się on dziwnie czysty. Jeśli nie liczyć oczywiście ogromnego, ułożonego z czarnej soli pentagramu, naostrzonego noża i porozkładnych wokół świec liturgicznych. Gotka widziała, że przyjaciółka co jakiś czas zerka w ich stronę pełnymi ciekawości oczami. Octavia mogłaby przysiąc, że kilka razy machnęła nawet ogonem. I strasznie ją to z jakiegoś powodu rozczuliło.
Przyklęknęła obok pentagramu, skinieniem głowy pokazując Zahrze, żeby zrobiła to samo.
— No więc…hm. Chcę zabić boga. Tego Walentego, czy jak mu tam. Strasznie mnie denerwuje od rana. — Octavia wzruszyła ramionami i spojrzała przyjaciółce prosto w oczy. — Pomyślałam sobie, że to byłby dobry trening przed zabiciem tego no wiesz…mojego. I potrzebuję twojej pomocy. No bo…muszę kogoś złożyć w ofierze. I tak sobie pomyślałam, że nie wyobrażam sobie w tej roli nikogo innego, niż ciebie. — Położyła dłoń na ramieniu przyjaciółki. — Rozumiesz…nie mogę złożyć w ofierze byle kogo. A ciebie bardzo lubię i ci ufam…i yhm tak. Bardzo lubię, po prostu.
Zahra przez chwilę milczała, ale, co szczerze mówiąc trochę Octavię zaskoczyło, zgodziła się od razu. I wcale przy tym nie protestowała, ani trochę. Mogłoby się wydawać, że pomysł gotki był według niej najnormalniejszy na świecie. Ba, wyglądała na całkiem podekscytowaną tym planem. A kiedy tak mówiła, Octavia z jakiegoś powodu nie potrafiła oderwać wzroku od jej ust. Wpatrywała się w nie bez końca, powoli przestając zwracać uwagę na to, o czym tak właściwie mówiła Zahra.
Nagła, grobowa cisza sprowadziła ją z powrotem na ziemię.
— Co? Tak, yyy…masz rację. Oczywiście. Po prostu połóż się na środku pentagramu. I no, uważaj, żeby go za bardzo nie rozmazać, bo wtedy nie zadziała. A ja wezmę księgę.
Stare, opasłe tomisko znalazła kiedyś przy przenoszeniu kościelnych gratów. Krwistoczerwona okładka od razu rzuciła jej się w oczy, a kiedy zdała sobie sprawę, że księga pełna jest dziwnych inkantacji…modlitw, których podobno używano kiedyś do kontaktu z bogami, nie potrafiła tak po prostu wrzucić jej do piwnicy wraz z resztą szpargałów. Wiedziała, że kiedyś jej się do czegoś przyda. I miała rację.
Otworzyła książkę na zaznaczonej wcześniej stronie. Zgodnie z zaklęciem, bóg miał pojawić się od razu po przeczytaniu słów modlitwy, wstępując w ciało złożonej w ofierze istoty. I to właśnie w ten sposób Octavia zmusi Walentego do przyjęcia materialnej formy i po prostu go zabije. W końcu, jak trudne mogłoby to być. Nie był on przecież potężnym bogiem. Na silniejszych od niego oczywiście by to nie zadziałało, ale dziewczyna wierzyła, że zdoła wykorzystać słabości Walentego na swoją korzyść.
Oparła książkę na swoich udach, przysunęła nóż bliżej siebie i zwróciła się do przyjaciółki.
— Gotowa?
Ale gdy tak spoglądała ku Zahrze, poczuła, jak ogarnia ją dziwny smutek. Jakby nieistniejące serce kłuło ją z każdej strony i wywracało do góry nogami. Czuła dziwny opór przed złożeniem jej w ofierze. Co strasznie ją zaskoczyło, nic nigdy wcześniej nie blokowało jej przecież przed odebraniem komuś życia. I być może gdyby na ołtarzu leżał teraz ktokolwiek inny, dziewczyna nawet nie zawahałaby się przed przelaniem cudzej krwi. Nie, nie mogła teraz wątpić w swój plan, było już za późno żeby się wycofać.
Octavia położyła więc dłoń na policzku przyjaciółki, delikatnie muskając go kciukiem i odwróciła jej głowę ku sobie. Żeby raz jeszcze, ten jeden ostatni raz spojrzeć jej w oczy.
— Będzie mi ciebie brakować, wiesz? Dziękuję, że to dla mnie robisz. — Podziękowania ześlizgnęły się z jej języka z ogromną trudnością. Nawet w stronę Zahry zdawały się one dziwnie nienaturalne. Jakby wdzięczność po prostu nie leżała w jej naturze.
Przyglądała się jej jeszcze przez chwilę, nim przeniosła swoją uwagę na książkę, gotowa do rozpoczęcia rytuału. Nie mogła się teraz wycofać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz