14 lutego 2025

Od Eliasa – Walentynki
The precious moments we share

Nie powinno było ich tu być — Pearlward nie figurowało w ich planach podróżnych, nie leżało im nawet po drodze. A jednak, za sprawą przypadkowego spotkania i impulsywnej decyzji Jarrela, stanęli oto przed jedną z lokalnych karczm, witani przez całą rodzinę właściciela — człowieka, którego ocalili tego dnia na szlaku przed atakiem potworów. Standardowo Alastair został oddelegowany do prowadzenia dyskusji z gospodarzami, podczas gdy Elias z pozostałą dwójką towarzyszy trzymali się raczej na uboczu.
— Zdajesz sobie sprawę, że przez twoje fanaberie i fochy będziemy mieć co najmniej dwudniowe opóźnienie? W takim tempie to nigdy nie dotrzemy do Ker'ozisa! — Ahvi syknęła ściszonym głosem na Jarrela, a Elias z ciekawością nastawił uszu, wyczuwając z doświadczenia zbliżającą się kłótnię.
— A co miałem przepuścić taką okazję? Powiedzieć "nie", gdy proponowany jest nam darmowy nocleg w największym mieście w promieniu dwustu kilometrów?
— Tak! To właśnie powinieneś był zrobić!
— Nie ma mowy! Ciągacie mnie po największych dziurach, a na dodatek jest w cholerę zimno. Potrzebuję, chociaż dnia odpoczynku wśród cywilizacji!
— Zaraz to ci mogę zafundować odpoczynek wieczny!
Ich wcześniejsze próby dyskrecji spełzły na niczym i praktycznie zaczęli na siebie wrzeszczeć, co zaalarmowało Alastaira i innych wokół.
— No już, uspokójcie się, pan Nestar — skinął w stronę wycofującego się do wnętrza budynku karczmarza — wspomniał mi, że w mieście odbywa się dzisiaj turniej rycerzy i festyn z okazji Dnia Świętego Walentego. — Uśmiechnął się nagle szeroko. — I tak sobie pomyślałem, że może wybierzemy się tam trochę rozerwać, w oczekiwaniu aż przygotują nasze pokoje?
Było późne popołudnie, nie mieli żadnej roboty do wykonania, więc nic im nie stało na drodze, aby przejść się na rynek i przyłączyć się do zabawy, jednak Elias jako jedyny z całej grupy nie podzielał entuzjazmu towarzyszy. Wolał zostać w karczmie i poczytać w spokoju grymuary, o czym ich od razu poinformował.
Uzdrowiciel załamał ręce.
— Chyba sobie żartujesz! Przez to, że jesteśmy cały czas w drodze, to zawsze nas omija to święto! Musimy wykorzystać to, że akurat jesteśmy dzisiaj w mieście!
— Ja nic nie muszę. Jeśli tak bardzo chcecie iść, to idźcie, ale beze mnie. Mnie żaden Walenty i jego dzień nie interesuje.
Jarrel spojrzał bezradnie na Alastaira, który z łagodnym uśmiechem stanął przy boku elfa.
— Myślę, że warto, chociaż zobaczyć co dzieje się na mieście, nie wiadomo kiedy natrafi nam się kolejna taka sposobność na chwilę relaksu.
— Dla mnie relaksem jest czytanie magicznych ksiąg.
Alastair mimo to nie dał za wygraną i ciągnął dalej:
— Chodź z nami, jeśli ci się nie spodoba, to po prostu wrócisz do karczmy. Co ty na to?
Czarodziej zerknął kątem oka na uśmiechniętego mężczyznę, który cierpliwie czekał na jego finalną decyzję. Wychodziło na to, że tym razem tak łatwo się nie wymiga ze wspólnego spędzania czasu.
— Niech będzie — odparł w końcu beznamiętnie, a Jarrel zaśmiał się zwycięsko.



Turniej okazał się być jednym z tych typu estor, czyli pojedynków na kopie. Na rynku było już tłoczno. Chorągiewki z herbami szeleściły na lekkim wietrze, zbroje połyskiwały w słabym zimowym słońcu, konie parskały podniecone przed nadchodzącą walką, a widownia wypełniona aż po brzegi huczała rozmowami widzów i wystrojonych dam, o których względy mieli potykać się rycerze.
Grupa poszukiwaczy z zainteresowaniem przyglądała się temu całemu wydarzeniu i pierwszym pojedynkom, którym towarzyszyły mniej lub bardziej udane szarże, trzaski łamanego o tarczę drewna i okrzyki ludzi, gdy jeden z wojowników prawie nie wyleciał z siodła.
Elias mógł przysiąc, że nawet z daleka słyszał szeptane przez zalotników słodkie obietnice wiecznej miłości, które oblewały szlachcianki rumieńcem i wprawiały je w przyjemne zawroty głowy.
I elf patrzył na to wszystko, chłonął panującą wokół atmosferę, jednak pozostawał niewzruszony wobec wyniosłych wyznań zakochanych. Dla niego był to zaledwie zwykły pokaz, moment próżnego pochwalenia się swoimi umiejętnościami przed wybranką serca, która może na koniec uda omdlenie, oczekując, że silne ramiona rycerza na białym koniu obejmą ją w bezpiecznym uścisku. Ile z tych par tak naprawdę wytrwa próbę czasu? Ile z nich pozostanie sobie wiernych? Ile z tych uczuć jest prawdziwe i nie są jedynie wystawione na pokaz przed ciżbą? Nie wiedział tego i w sumie aż tak go to nie obchodziło. Było mu to wręcz całkowicie obojętne.
— Może pójdziemy zerknąć, co ciekawego sprzedają na festynie? — zaproponował nagle Alastair, który przez cały ten czas przyglądał się ukradkiem czarodziejowi i gdy tylko wyczuł u swego towarzysza pierwsze oznaki znudzenia, postanowił wkroczyć do akcji.
— O tak. Pora coś wrzucić na ząb — poparł go Jarrel, który już zacierał ręce z myślą o znalezieniu pierwszego lepszego stoiska z mocnymi trunkami. — Musimy zaszaleć, póki jeszcze mamy jakiekolwiek pieniądze!
— Znowu przepijesz całe swoje oszczędności? — mruknęła ponuro wojowniczka.
— Nie twoja sprawa. Zajmij się lepiej swoją marną garścią monet i przestań mnie rozliczać!
— Będę cię rozliczać, bo musimy potem złożyć się wspólnie na prowiant!
— Niech Elias kupi, on i tak praktycznie na nic pieniędzy nie wydaje, tylko kisi je w kieszeni, prawda Eliasie?
Elf nawet na niego nie spojrzał. Odwrócił się na pięcie i zaczął iść w stronę rozstawionych nieopodal straganów.
— Nie udawaj, że mnie nie usłyszałeś! — Jarrel od razu pognał za nim, a Ahvi westchnęła ciężko i dołączyła do nich, pozostawiając rozbawionego Alastaira w tyle. Bohater nie śpieszył się z dołączeniem do reszty, zamiast tego pozwolił sobie na spokojny spacer i uważne przyglądanie się rozstawionym na rynku straganom, wypełnionym pachnącymi przyprawami, rękodziełem, czy nawet lokalnymi przysmakami, których zapach unosił się w powietrzu, pobudzając apetyt każdego przechodnia. Gdzieś dalej uliczni grajkowie wygrywali taneczne piosenki, a kuglarze zabawiali rozchichotane dzieci.
Alastair starał się ignorować natarczywe nawoływania wystawców i wciskane mu pod nos pachnące olejki i eliksiry „gwarantujące miłosny sukces". Uśmiechał się lekko i łagodnym głosem zbywał każdą z podobnych propozycji. To nie było to, czego szukał.
Już miał zamiar przyspieszyć kroku i przyłączyć się do towarzyszy, gdy nagle jego wzrok przykuło niewielkie stoisko na uboczu. Zaintrygowany przystanął przy nim i przywitał się uprzejmie z obsługującą go kobietą. Nie próbowała mu niczego sprezentować ani wymusić kupna jej towarów, zamiast tego lekkim skinieniem głowy pozwoliła mu na obejrzenie wystawionej biżuterii.
— Eliasie! — zawołał nagle do stojącego kilka metrów dalej elfa, który przysłuchiwał się z kamienną twarzą głośnym negocjacjom prowadzonym przez Jarrela i poczekał, aż ten do niego podejdzie. — Spójrz tylko jakimi pięknymi rzeczami pani tu handluje, może wybierzesz coś dla siebie? — Czarodziej spojrzał na niego pytająco. — Oczywiście ja płacę, potraktuj to jako drobny prezent ode mnie.
— Prezent? Z jakiej okazji?
— Cóż... chciałbym po prostu odwdzięczyć ci się za wszystko, co dla nas robisz.
— Niepotrzebnie.
— Ależ nalegam.
Elias zamilkł na moment, bijąc się z myślami.
— Czy tamtej dwójce też masz zamiar oferować takie podarki?
Alastair zarumienił się, oczy zaszkliły się lekko, a jego uśmiech stał się odrobinę szerszy, tak jakby czarodziej powiedział właśnie coś niezwykle zabawnego.
— Nie do końca. Może innym razem. To jak? Podoba ci się coś stąd?
Elf zamyślił się i na pozór beznamiętnie rzucił wzrokiem na rozłożone błyskotki.
— Ten. — Wskazał na srebrny naszyjnik, kątem oka wyłapując drgnięcie kącików ust Alastaira.
— Szybko poszło.
Elias mruknął coś niewyraźnie w odpowiedzi i podczas gdy jego towarzysz zajął się uregulowaniem płatności, postanowił ruszyć dalej, wiedząc, że ten drugi i tak go zaraz dogoni. Jarrel został dalej przy straganie z jedzeniem i mocniejszymi napojami, gdzie nadal próbował się targować z wystawcą o zejście z ceny alkoholu. Ahvi gdzieś zniknęła z pola widzenia.
— Eliasie. — Elf zatrzymał się i spojrzał na bohatera, który stanął naprzeciwko niego, wymownie wyciągając w jego stronę naszyjnik.
— Ach tak. Dziękuję. — Czarodziej wyciągnął rękę, aby odebrać przedmiot, jednak Alastair nie oddał go od razu.
Zamiast tego uśmiechnął się łagodnie, jak zawsze — z tym samym ciepłem i życzliwością. Trzymany w jego dłoni drobiazg błyszczał w promieniach zachodzącego słońca, jednak nic nie mogło się równać z radosnym blaskiem jego zielonych oczu. Elias patrzył na niego w milczeniu, a jego zwykła powściągliwość zmieniła się nagle w zaskoczenie, gdy stojący przed nim mężczyzna bez słowa zawiesił na jego szyi łańcuszek.
Elf nie był przyzwyczajony do takich momentów. To uczucie rozwijające się w jego piersi było dziwne, nowe, niezrozumiałe — a jednocześnie... przyjemne.
Alastair zaśmiał się lekko.
— Pasuje do ciebie — Jego głos był cichy, jednak nawet pomimo panującego wokół hałasu Elias był w stanie wychwycić jego szept unoszący się na zimnym powietrzu. Bohater uniósł rękę i delikatnie odgarnął zbłąkany kosmyk czerwonych włosów, zanim jego palce musnęły srebrny, wysadzany kamieniami szlachetnymi medalion w kształcie gwiazdy.
Czarodziej nie wiedział, co powiedzieć, zaklęty w czasie, w tym jednym momencie.
— Eliasie! Chodź szybko! Znalazłam jakiś obiecujący grymuar, musisz go zobaczyć!
Głos Ahvi przerwał panującą między nimi ciszę. Elf ledwie zdążył zarejestrować jej sylwetkę, gdy wojowniczka dopadła do niego, chwyciła jego dłoń i zaczęła energicznie ciągnąć go w swoją stronę. Elias wciąż czuł chłód medalionu na skórze, a ciepło palców Alastaira jeszcze nie zdążyło całkowicie zniknąć. Zerknął za siebie, ukradkiem obserwując drugiego mężczyznę. Poczuł lekkie szarpnięcie za rękę.
— Nie ociągaj się!
Bohater uśmiechnął się jedynie, tak jakby nic się nie stało, a Elias pomimo zawahania po chwili poddał się i podążył bez słowa sprzeciwu za kobietą.
Alastair odprowadził ich wzrokiem.
— Biorąc pod uwagę jego opóźnienie emocjonalne — Jarrel zaszedł go od tyłu, obładowany kilkoma butelkami bimbru — to powinieneś być bardziej bezpośredni ze swoimi uczuciami.
— Nie ma takiej potrzeby. Chciałbym, żeby zrozumiał to w swoim czasie. Nie mam zamiaru go w tym pospieszać.
Uzdrowiciel westchnął ciężko i wywrócił oczami.
— Chłopie, życia ci braknie.
Alastair roześmiał się i wzruszył delikatnie ramionami.
— Prawdopodobnie masz rację — uniósł głowę ku wieczornemu niebu — ale i tak poczekam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz