20 lutego 2025

Od Yonkiego do Mishki

Yonki był tak bardzo podekscytowany tą całą przygodą! Już w momencie, w którym Mishka rozłożyła mapę i zaczęła opisywać ich zadanie, poczuł ten dreszczyk emocji, wyobraził sobie, jak to wszystko epicko będzie wyglądać! Co prawda, niektóre rzeczy przywoływały nad jego głowę znak zapytania, ale wierzył, że mimo to sobie poradzi! Żadne maszyny nie stały mu na przeszkodzie, ani kokardki, ani spinacze!
Poruszanie się po terenie fabryki było bardzo super! Przemykanie tak w cieniu i uważanie na potencjalnych strażników przypominało mu o kilku dawnych przygodach, w tym tych haveruńskich. Nieraz się zakradał do jakichś miejsc, czy to sam, czy z kimś, więc miał pewne doświadczenie, aczkolwiek nie potrzebował go zbytnio używać, bo tutaj to była bułka z masłem. Jeszcze elfka prowadziła, więc jedynie musiał za nią podążać.
Po jakimś czasie przystanęli; od celu dzieliło ich jedynie ogrodzenie w formie metalowej siatki. Było ono dosyć wysokie, wyższe nawet od Mishki, ale nie stanowiło żadnej przeszkody dla Yonkiego, który po prostu wypuścił z pleców skrzydła i przeleciał na drugą stronę. Niestety nie pomyślał, że jego zielona towarzyszka może nie mieć tak łatwo. Okazało się, że elfy nie latały (ciekawe zatem, czemu Cheoryeon raz mu powiedział, że w jakimś odległym miejscu elfy mieszkały na drzewach).
Trochę niezręcznie ukrył skrzydła, ukradkiem pozbył się dziur na ubraniach, by następnie zbliżyć się do ogrodzenia. Mishka postanowiła nie myśleć za dużo o tym, co się przed chwilą stało, a skupiła się na misji. Nim chłopiec zdołał zaproponować przeniesienie jej nad płotem, elfka przystawiła do siatki dziwne narzędzie przypominające szczypce kraba. Metalowa część zacisnęła się na drucie, który szybko puścił.
— Daj mi chwilę, zaraz się z tym uporam — rzuciła cicho, przecinając kolejne fragmenty.
Yonki spoglądał na nią, podrapał się w tył głowy. Powinien jej jakoś pomóc. Otworzył usta, lecz nie wydostał się z nich żaden dźwięk – bóg się rozmyślił. Może właśnie nie chciała, żeby ją pociągnął do góry? Inaczej by chyba sama zaproponowała takie rozwiązanie.
Potrząsnął głową, włosy lekko zafalowały. Mniej myślenia, więcej działania! Po prostu jej pomoże z ogrodzeniem.
Mishka zajmowała się płotem, przed dobrą chwilę skupiona tylko na tym. W końcu jednak (być może przez zauważenie kątem oka trochę podejrzanych ruchów ze strony swego współuczestnika przygody) postanowiła zerknąć w kierunku chłopaka. Popatrzyła na niego, wtem zamarła.
Yonki gołymi rękami rozrywał druty.
Czując na sobie spojrzenie, Bóg Chaosu przerwał swoją czynność, nie puszczając jednak kolejnego skrawka drutu, który pochwycił między palce. Wymienił się spojrzeniem z elfką, mimo panującej nocy bezproblemowo dostrzegł zaskoczenie na jej twarzy.
— Pomagam! — pospieszył z tłumaczeniem, uśmiechając się niewinnie.
Pociągnął dłońmi w przeciwne strony, drut ustąpił, jak gdyby w jego rękach był niczym ponad nitką stopionego sera. W sumie tak mniej więcej było.
Mishka zamrugała parę razy, jeszcze z dobre kilka sekund wpatrywała się w białookiego.
— Musisz zacząć mnie uprzedzać, jeśli masz jakieś swoje rozwiązanie na coś.
— Się robi! — zawołał Yonki, ale szybko został uciszony. — Ach, tak, super tajna misja! — szepnął, przykładając palec do ust.
Wspólnymi siłami szybko uporali się z ogrodzeniem i wreszcie oboje znaleźli się po drugiej stronie, czyli na terenie budowy. Jak jeden mąż przelecieli po całym polu wzrokiem, Yonki potem zadarł głowę do góry, by popatrzeć na kobietę i spytać, co dalej.
— Czy teraz idziemy psuć kokardki i spinacze? — dopytał.
— Tak... Co? — Zerknęła na niego. — Co masz na myśli?
— No, te, maszyny.
Oboje przez moment na siebie patrzyli.
— Koparki i spychacze?
— No, przecież mówię.
— A, to chyba ja źle usłyszałam — rzuciła nieco speszona, przestępując z nogi na nogę.
Żeby nie było, Yonki przypadkowo ją zgaslightował.
Elfka parę sekund błądziła spojrzeniem po placu, aż wybrała pierwszą z maszyn, którą określiła jako koparkę. Bóg Chaosu przyjrzał się metalowemu potworowi, otworzył nieco szerzej oczy. Okej, teraz widział, że rzeczywiście koparka została dobrze nazwana. Miała taką wielką rzecz podobną do misy, którą pewnie kopała w ziemi. Był w tym sens. Szczerze mówiąc, a także patrząc na tutejszy sposób nazywania rzeczy, spodziewał się czegoś pokroju samochodu – niby nazywało się samochód, a to nie chodziło, tylko jeździło ani nie samo, tylko ktoś musiał tym kierować.
Został zaprowadzony przez towarzyszkę aż pod samą maszynę. Mishka znów sięgnęła do swojego plecaka, chwilę w nim grzebała, aż wyciągnęła tę samą parę szczypiec i jeszcze jakieś narzędzia. Wytłumaczyła chłopcu, że tym mogą poprzecinać kable, po czym dała mu jedne szczypczyki.
— Przecięcie kabli powinno zrobić swoje — ciągnęła dalej.
— A które ciąć? — dopytał wtem Yonki.
Mishka na moment uciekła wzrokiem.
— Po prostu wszystkie tnij.
— Zrozumiano! — Pokiwał energicznie głową.
Zielony palec wskazał mu drugą maszynę, bardzo podobną do koparki, ale bez wyraźnych ramion i z płaskim prostokątem zamiast miski; chyba to był ten spinacz, to znaczy, spychacz. Tak, jak Yonki na niego patrzył, to rzeczywiście bardziej pasowała nazwa spychacz niż spinacz. Ale istniały kierowane jazdy, czyli samochody, więc nie mógł nigdy oczekiwać czegoś konkretnego.
Zapytany, czy da radę, odparł pewnym siebie tonem, że jak najbardziej, dodając, że przecież ma magię. Mishka o dziwo kupiła to: przytaknęła, rzuciła jeszcze, że w razie czego ma ją wołać. W ten sposób dwójka się rozdzieliła.
Yonki stanął przed spychaczem, zmierzył go wzrokiem z góry na dół. W sumie zaczęło go zastanawiać, jak się czegoś takiego używało. Ktoś musiał wsiadać jak do samochodu i tym kierować. Tylko po co? Spychacz spychał, ale co spychał? Ludzi spychał? Rośliny spychał? A może spychał ogrodzenie i dzięki niemu pracownicy wchodzili na teren budowy? Tylko czemu w takim razie spychacz znajdował się na placu, nie poza nim, przecież ktoś musiał wtedy przeskoczyć...
Ziemię spychał, Yonki, ziemię.
Dobra, mniej myślenia, więcej działania! Musiał poprzecinać kable, by wypełnić misję! Mishka będzie z niego dumna i zobaczy w nim potencjał, więc nauczy więcej rzeczy o tym świecie!
Hm, tylko jak tu się dostać do tych kabelków?
Stał w miejscu, w jednej ręce trzymał szczypce, zaś palcami drugiej gładził podbródek. Nie miał pojęcia, w jaki sposób taki spychacz działał i gdzie szukać kabli. Teoretycznie powinien znaleźć je wszędzie, w praktyce jednak wiedział, że to na pewno nie będzie takie proste. Bo czemu cokolwiek miało być proste? Śmiertelnicy uwielbiali niepotrzebnie sobie utrudniać życie, jak gdyby nie wystarczyło, że żyli krótko i mogli umrzeć od złego upadnięcia.
Na pewno Mishka będzie wiedziała. Ona się znała na rzeczy!
Odwrócił głowę, spojrzał na grzebiącą w środku koparki elfkę, gdy nagle cofnął w połowie ruch, zatrzymując wzrok na nowym znalezisku. Szara, z pozoru niepozornie (świetny dobór słów) wyglądająca szafka stała nieopodal, w pobliżu oficjalnego wyjścia z placu budowy. Niby nic w sobie nie miała poza jaskrawo żółtym trójkątem z czarnym piorunem na środku, ale coś przykuło uwagę małego boga. Postanowił zatem podejść do niej.
I oczywiście, nie oznajmił swojego ruchu towarzyszce.
Szafka była zamknięta na kłódkę, ale Yonki uporał się z nią w jedno mrugnięcie. Otworzył drzwiczki, zajrzał do środka. Jego oczy momentalnie błysnęły.
Tu też były kabelki! I na pewno powinien je przeciąć!
Poprawił swój chwyt na szczypcach, zaczął zbliżać je do kabli, lecz niespodziewanie zastygł w bezruchu. Chwila, które powinien przeciąć? Ach, Mishka powiedziała, że najlepiej wszystkie. Wykonał szybką wyliczankę, w końcu wybrał pierwszy. Ostrze szczypiec zacisnęły się na kablu, Yonki przecinał...
Przecinał...
A przynajmniej próbował.
Może miał złe narzędzie, może za mało siły, ale liczyło się to, że nie potrafił przeciąć kabla. Chociaż pewnie gdyby mocniej próbował, dałby radę. Ale nie. Yonki to Yonki i szybko zmienił plan. Zresztą, te szczypce nie były tak wygodne, jak zakładał.
Rzucił narzędzie gdzieś w ziemię, podwinął nieco rękawy bluzy. Złapał za wszystkie kabelki, tworząc dziwny pęczek, pociągnął w dwie przeciwne strony.
Niezbyt głośny, ale mimo to roznoszący się echem po okolicy, dość nagły wybuch zwrócił uwagę Mishki. Elfka zerwała się jak poparzona, czym prędzej wyjrzała z koparki. Wszystkie pobliskie lampy uliczne zgasły, zapanował niemal kompletny mrok. Zielona kobieta rozglądała się, dopóki wzrokiem nie natrafiła na stojącego przy skrzynce Yonkiego.
— Yonki! — zawołała. — Co się stało?
Bóg Chaosu odwrócił się na pięcie, ukazując osmoloną twarz.
— Rozerwałem kable! — odparł dumnie, uśmiechając się szeroko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz