Zawieszony pod sufitem ekran wyświetlił liczbę, ktoś wstał z krzesła i ruszył do odpowiedniego okienka. Cheoryeon sprawdził numerek na swojej karteczce, westchnął ciężko.
Nienawidził chodzić do urzędu. Choćby to była najprostsza sprawa, zawsze trzeba było na nią tyle czasu i nerwów poświęcić. Jeszcze samo to, że zbyt często przy okienkach siedziały osoby, które totalnie nie nadawały się do tej pracy. Robiły sobie przerwy, kiedy chciały, udawały, że miały o wiele ważniejsze rzeczy do zrobienia. Co na przykład? Co mogło być ważniejsze od ich podstawowych obowiązków? Parzenie kawy? Pasjans?
Uch, jak bardzo nie chciał tu być.
Po podjęciu decyzji, że chce ponownie zadebiutować, zdał sobie sprawę z pewnej rzeczy. Czy planując stać się kimś popularnym, nie powinien zaktualizować swoich danych osobistych? Podawały one, że był człowiekiem, dokładniej czarodziejem, tyle że teraz miał złote skrzydła i białe źrenice, których w sumie nie chciał ukrywać. No co, ładnie by się prezentowały na zdjęciach. Fakt, skrzydła to by chował, żeby nie przeszkadzały mu w codziennych sytuacjach, aczkolwiek z białych źrenic mógłby zrobić taki swój znak szczególny. Po nim od razu inni by go rozpoznawali. Również tak w sumie to się do nich przyzwyczaił, do tego stopnia, że przestały same znikać. Teraz to musiał specjalnie się skupić, żeby specjalnie je ukryć, a jak znał życie, wcześniej czy później by się wymsknęły. Najlepiej było zatem od początku je ujawnić.
Tylko, no, który czarodziej miał białe źrenice? Technicznie Raoun, który oszukał w swoim dowodzie, w celach bezpieczeństwa nie podając boskiej proweniencji. Dobra, ale co ze skrzydłami? Który czarodziej je miał? Właśnie żaden. Cheoryeon przez to musiał iść do urzędu i zaktualizować o sobie dane.
Na ekran wskoczył kolejny numerek, poszła następna osoba. Przed Cheoryeonem była jeszcze niemała kolejka.
Zamierzał zmienić człowieka na Złotoskrzydłego, ponieważ uznał, że skoro Riftreach nie wiedziało o istnieniu jego rasy (Cruinneirim nazywany był tylko bogiem), to nie powinno być z tym problemów. Nie pokojarzą go od razu z istotą pokroju boskiego, co najwyżej uznają, że jego rodziców, której prawdziwej tożsamości już nie dało się potwierdzić, wypluł jakiś dziki portal czy coś w tym stylu, albo że przedstawiciele gatunku nie chcieli się ujawniać, albo doszło do komplikacji przy wpisywaniu w dane osobowe, cokolwiek. W zasadzie to śmiertelnicy aż tak dokładnie nie wnikali w takie sprawy, więc uda mu się bezpiecznie z tym prześlizgnąć.
A nawet, jak się zainteresują, kim dokładnie są Złotoskrzydli, to przecież mógł powiedzieć parę bezpieczniejszych faktów, bez ujawniania swojej pełnej potęgi. Miał skrzydła złote, stąd nazwa, o, też białe źrenice, tak wyszło. Gandharva miały przepiękne skrzydła i co, i nikt nie sugerował, że były bogami. A może inni go pokojarzą z gandharvami, w końcu one też w muzyce siedziały, więc pomyślą sobie, że Złotoskrzydli to byli jacyś krewni czy coś.
Racja, Suyeon nie była Złotoskrzydłą, ale jak Cheoryeon powie, że białe źrenice można, em, wyłączać, to wtedy przejdzie, że siostra mogła wybrać sobie ukrywanie ich. Preferencje, wiadomo. Plus w razie czego mogła zawsze użyć magii maskowania, teraz, ta, wzmocnionych (historia na inny raz), więc nikt nawet by się nie skapnął. Zero problemów w tej kwestii.
Tylko... co on powie przy okienku? Musiał wymyślić coś wiarygodnego, dzięki czemu bez przeszkód uda mu się namówić do zmiany wpisu przy rasie z człowieka na Złotoskrzydłego. Jak człowiek stawał się Złotoskrzydłym? Bardzo proste: technicznie od początku nim był, ale o tym nie wiedział, urodzony jako rzekomo zwykły człowiek, a gdy na pewnym etapie jego życia objawiał się bóg z innego świata, który udowadniał mu, że jednak tym człowiekiem wcale nie był i potem zabierał do tego innego świata, żeby kolejna, jeszcze potężniejsza, boska istota nadała mu nowe, już w pełni złotoskrzydłe ciało. Łatwizna, typowy wtorek.
Kolejna osoba udała się do okienka.
Nie, ale tak na poważnie – co miał powiedzieć? Przecież nikt normalny nie weźmie go na serio! Może jak obarczy to błędem w systemie, to się uda? O, albo powie, że zgubił swój dowód i chciał wyrobić nowy. Może jak dostanie formularz do wypełnienia i wpisze w rasie Złotoskrzydłego, pani z okienka weźmie go na przesłuchanie, bo przecież w systemie był człowiek. Wtedy on pewnym siebie tonem powie, że niemożliwe, przecież nie był człowiekiem i dzięki temu dojdzie do zmiany danych.
Ta, łatwo powiedzieć.
Jak znał swoje życie, ta droga nie prowadziła z górki. Na pewno dojdzie do komplikacji, na koniec ani nie zostanie przyjęty wniosek o nowy dowód, ani nie zmieni się rasa. Pewnie będzie musiał dzwonić gdzieś albo jeździć, z kimś się spotykać, może w ogóle trafi na policję, bo uznają, że próbuje ich oszukać? Kiedy on tylko chciał naprostować jedną, drobną rzecz! Nie jego wina, że do niedawna nie wiedział nawet, kim tak naprawdę był! Każdemu się to mogło zdarzyć, prawda? To równie dobrze mogła być Suyeon albo ktokolwiek inny! Na pewno nie on jeden miał tego typu sytuację! Co, jak żył sobie ktoś, kogo przeszłość nie była do końca znana i mu narzucono jakąś rasę, ale później okazało się, że tak naprawdę reprezentował zupełnie inną? Wtedy powinno się to naprawić, wpisać poprawną informację! Musiały istnieć przypadki, zwłaszcza zważywszy na istnienie dzikich portali i całego programu pomocy osobom, które przez takowy portal się dostały do znanego Riftreach! Musieli mieć na uwadze, że w nieodkrytych jeszcze miejscach istniały nieznane tutaj rasy! Ba, niedawno do grupy wstąpiła Vespa, gdzie żyli jacyś ludzie-rośliny albo ludzie powiązani ze zwierzęcymi duchowymi patronami! Na Prawo Równowagi, byli tam skinwalkerzy, którzy niby przypominali zmiennokształtnych, ale nie można było ich z nimi połączyć!
Schował twarz w dłoniach, wykonał głęboki wdech, ignorując ciekawskie spojrzenia innych w kolejce.
Nie przypuszczał, że wstępne przygotowania do jego nowej kariery mogły się okazać takie trudne.
A to było GŁUPIE PÓJŚCIE DO URZĘDU MIEJSKIEGO, DO JASNEJ...!
Podniósł nieco głowę, otworzył szerzej oczy. Białe źrenice błysnęły odrobinę mocniejszym światłem.
Ekran wyświetlił numer 13. Gdy po chwili nikt się nie poruszył, inni czekający zaczęli się rozglądać, mierząc siebie nawzajem wzrokiem. Ktoś kogoś spytał o numerek, jednak na żadnej z trzymanych w pomieszczeniu karteczek nie widniała wyczekiwana trzynastka.
Cheoryeon zszedł ze schodów, stanął na niewielkim placu, zostawiając budynek urzędu za sobą. Zmierzył wzrokiem swoją karteczkę, po ciężkim westchnięciu ciepnął ją do kosza, nie zdejmując z twarzy wyraźnej irytacji.
Dostał wizję, dzięki której zrozumiał, że NIE BYŁO CZEGO ZMIENIAĆ! Autentycznie widział siebie podchodzącego wreszcie to tego pierdzielonego okienka, koślawo tłumaczącego powód swojego jakże zacnego przybycia, TYLKO PO TO, żeby usłyszał od szanownej pani pracownicy, że błędu NIE BYŁO, miał wpisane w rasie jak byk ZŁO-TO-SKRZY-DŁY.
Miał ochotę się zabić.
Dlaczego, na Prawdzi... to znaczy, na Prawo Równowagi, Raoun mu nie powiedział, że maczał w jego danych osobowych! Tak, Raoun, bo kto inny? Tylko on miał predyspozycje, bo co to dla niego za problem opętać sobie kogokolwiek w urzędzie i pozmieniać w danych, co mu się żywnie podobało? Tak sobie załatwił legalny dowód oraz legalne prawko. Pewnie jak dopisywał siebie jako prawnego opiekuna bliźniaków, to uznał, że przy okazji wpisze Cheoryeonowi Złotoskrzydłego, jak gdyby dostał jakiegoś objawienia Wszechwiedzy i wiedział, że będzie to w przyszłości potrzebne.
No, jaka wielka szkoda, że nie powiedział nic samemu Złotoskrzydłemu! Co, pomyślał, że i tak się dowie dzięki swoim jasnowidzącym zdolnościom?
Racja, dowiedział się właśnie w ten sposób, ale nie zmieniało to faktu, że jednak mógł powiedzieć. A jak taki był zdolny, to niech mu załatwi jeszcze nowy dowód osobisty! O, i paszport, skoro już o dokumentach mowa! Co się ograniczał? Jego super-duper-wywalona moc spirytyzmu nie pozwalała na to?
Wyciągnął z kieszeni smartfon, sprawdził godzinę. Zmarnował trzydzieści minut. Westchnął ponownie, schował telefon, następnie rozwinął skrzydła i poleciał. Gdzie?
Do Raouna (serduszko).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz