— W takim razie — powiedział Bashar — to już nasze ostatnie spotkanie.
Dante skinął mu głową, oblicze demona nie wyrażało niczego. Sam nie był pewien, co ma myśleć i co czuć.
Z jednej strony powinna to być ulga, bo oto wyrwał się w końcu spod wpływu swego irytującego, upierdliwego pacjenta, którego jedynym celem zdawało się być uprzykrzanie mu życia, z drugiej zaś strony demon musiał przyznać, że ta spokojna rozmowa, gdy Dante nie usiłował wymóc na nim niczego, była przyjemna i odświeżająca. Lecz powiedział mu już, że to będzie ich ostatnie spotkanie – takie, które miało zaspokoić potrzebę syrena, czymkolwiek by ona nie była, i uwolnić lekarza, by nie musiał dłużej użerać się z niechcianą obecnością. By mógł skupić się na swych pacjentach i nie myśleć o tym, że zaraz zza zakrętu wyskoczy na niego Dante, ze swoim nieśmiertelnym „Panie doktorze, dzień dobry!” i z naręczem jakichś przypadkowych kwiatów przerzuconym przez łokieć. Nie, od tego momentu Bashar miał być wolny od Dantego i miało to być ostateczne.
— To nasze ostatnie spotkanie — potwierdził Dante, idealnie kryjąc delikatnie załamujący się głos.