Wsłuchiwała się w tembr jego głosu, przyglądała rysom twarzy i gestom, wręcz rozpaczliwie szukając w nich czegoś znajomego. Gęsta, lepka, zimna ciemność otulająca jej umysł nie chciała przepuścić jednak niczego, co pozwoliłoby jej upewnić się, że w faktycznie zna stojącego przed nią mężczyznę. Nie kojarzyła żadnego Dantego ani imprezy, na której mogliby się poznać. W tej chwili nie rozpoznałaby nawet twarzy własnej matki, a co dopiero ekscentrycznego krawca, któremu zawdzięczała nie tylko piękne kostiumy, ale też znajomość z Ignisem.
Cóż, może kiedyś, w przyszłości, będzie śmiać się z tej całej sytuacji. Teraz jednak wcale nie było jej do śmiechu. Wcale nie potrzebowała widzieć zakłopotania na jego twarzy, by wyraźnie je czuć. Mieszało się z jej własnym, otulając ich oboje ciasnym, gęstym kokonem o nieprzyjemnym, kwaśnawym zapachu, skutecznie tłumiącym aromat pączków z lokalu obok. Odgarnęła rudy kosmyk włosów za ucho, na chwilę uciekając wzrokiem od męskiej twarzy. Spojrzała jednak na niego znów, gdy ponownie wspomniał o imprezie. Śledziła ruch dłoni, gdy znów przeczesywał włosy palcami. Chłodny wiatr znów zgarnął je na twarz, niwecząc tym samym jego wysiłki. Przez kwaśny zapach zakłopotania przedarł się aromat tytoniu i zapalonych świec. I wtedy coś w jej umyśle przeskoczyło. Czerń zaczęła blednąć, ukazując niewyraźny zarys wspomnień. W błękitnych oczach wróżki pojawił się cień zrozumienia, a uśmiech coraz mniej był przepraszającym grymasem.
– Ale raczej nie zmieniłam twojego nastawienia do rybek Dantego, co? – zapytała wciąż nieco niepewnie, jednak uśmiech na twarzy mężczyzny wywołany tymi słowami upewnił ją, że trafiła, a rozsypane wspomnienia powoli zaczynają wracać na swoje miejsce.
– No i wtedy złamał jej się obcas, a ona o mały włos nie wyrżnęła się jak długa przed oczami widowni. A wtedy bilety zeszły chyba wszystkie, więc było się przed kim wywalać. Mówię wam, prawdziwy talent, bo mało kto potrafiłby zachować tak pokerową twarz i nie wypaść z roli. – Sapphire opowiadała tę historię chyba już trzeci raz kolejnej grupce podczas tej imprezy, a z każdym kolejnym drinkiem opowieść nabierała nowych, coraz bardziej niesamowitych szczegółów. Maeve słuchała tego wszystkiego jednym uchem, sącząc przez słomkę słodkiego drinka, którego niedawno w jej dłoń wcisnął Dante. Wściekle różowa parasolka pasowała do równie wściekle żółtego koloru samego napoju. Już nawet nie próbowała powstrzymać syreny przed mieleniem w kółko i w kółko tej historii. Nie udało się za pierwszym i drugim razem, nie uda się też za trzecim.
– Saph, zanudzisz ich na śmierć – powiedziała jedynie, mieszając parasolką w drinku, choć nie oczekiwała większych efektów. Syrena machnęła ręką.
– Gracie to jeszcze? Chętnie bym zobaczyła, jak to wszystko mogło wyglądać – rzuciła dziewczyna stojąca najbliżej syreny. Spoglądała z rozbawieniem na wróżkę.
– Jeszcze przez najbliższy tydzień, tylko musisz się pospieszyć. bo…
– Podobają wam się moje rybki? – Dante wszedł w słowo syrenie, co Maeve przyjęła z ulgą. Podniosła wzrok na krawca, a później na towarzyszącego mu Ignisa. Zapach perfum Sapphire został przyćmiony tytoniem, woskiem, piwem i… cóż, skrajną irytacją otaczającą całość jak ostra przyprawa.
Maeve nie dołączyła do zgodnego chórku wychwalającego urodę rybek Dantego, choć wcale nie dlatego, że jej się nie podobały. Z pewnością by to zrobiła, gdyby w ogóle dosłyszała pytanie zamiast skupiać się na tym, kto obok niej stoi. A przecież był to sam Ignis. Ten sam, którego śpiew potrafił sięgnąć głęboko w umysł i wyciągnąć na wierzch nawet te najbardziej skrywane uczucia i emocje. Ba, w jej przypadku nie musiał nawet otwierać ust. Wystarczyło, że stał obok, aby jej serce biło znacznie szybciej niż powinno, a palce sięgnęły po nic niewinną parasolkę, aby tylko mogła się czymś zająć. Uśmiechnęła się zaledwie, wciąż nieco onieśmielona, gdy towarzystwo wybuchło śmiechem po odpowiedzi genashiego. Od czasu, gdy była na koncercie jego zespołu myślała o tym, że chciałaby z nim porozmawiać. Zapytać go o te niezwykłe umiejętności, gdy własnym głosem podbijał uczucia i emocje innych. Teraz, gdy stał obok, nie byłaby chyba w stanie zadać żadnego sensownego pytania. Próbując zapanować nad tym chaosem w głowie, nie skupiała się na rozmowie i dopiero gdy wybrzmiało jej imię, zorientowała się, że grupka rozpierzchła się, a oni zostali sami. Rozejrzała się za Sapphire, która doskonale wiedziała o jej słabości. To było oczywiste, że ta cholerna syrena zrobiła to specjalnie. Nie zdziwiłaby się, gdyby własnoręcznie doprowadziła do tego, że Maeve musiała stawić czoła własnej nieśmiałości i w końcu się odezwać. Powinna to zrobić, jeśli nie chciała wyjść na dziwną, gdy tak po prostu się na niego gapiła.
Nie mogła nie uśmiechnąć się na tak różne wyrazy sympatii. Pokręciła lekko głową.
– Dante szył kostiumy do jednego ze spektakli. To była przyjaźń od pierwszej szpilki wbitej w żebro – wyjaśniła, sama zaskoczona tym, że jej głos wcale nie drży ze zdenerwowania, nie jąka się, a co najważniejsze – nie uciekła w popłochu. Tak. Zdecydowanie mogła być z siebie dumna. Roześmiała się, gdy krawiec został mianowany tuńczykiem. Zerknęła na Ignisa, lekko przechylając głowę na bok. Irytacja i spięcie, które czuła od niego w chwili, gdy siłą został zaciągnięty do ich grupki, teraz rozwiała się nieco. – Być może cię to zaskoczy, ale przyszłam tu z własnej, nieprzymuszonej woli. – Dumnie uniosła głowę, jakby właśnie oznajmiała, że dzielnie weszła do tej jaskini lwa nie zmuszona przez nikogo, choć w niebieskich oczach wciąż migały iskierki rozbawienia. – Jak sądzę, wolałbyś być teraz gdzieś zupełnie indziej? – zapytała nieco podchwytliwie, mrużąc oczy. - Jeśli przetrzymują cię tu siłą, mrugnij dwa razy – dodała konspiracyjnie, zupełnie jakby w razie konieczności mieli wspólnie opracować plan ucieczki. Podejrzewała, że Ignis należy akurat do tych osób, które nie omieszkały posłać do wszystkich diabłów tych, których nie lubili i nie mieli ochoty spędzać z nimi czasu. A jednak, mimo irytacji, był tutaj, a pokazany Dantemu środkowy palec nie do końca znaczył to, co faktycznie mógłby, pokazany w zupełnie innych okolicznościach.
Na krótki moment tłum wypełniający salon przerzedził się, a Maeve dostrzegła kątem oka Sapphire. A raczej wyczuła spojrzenie syreny, które wręcz przykleiło się do wróżki. Gdy tylko aktorka wyłapała spojrzenie skrzydlatej przyjaciółki, uniosła dwa kciuki w górę, szczerząc się głupio. Maeve stłumiła westchnienie, maskując je kolejnym łykiem drinka. Mogła mieć tylko nadzieję, że Ignis tego nie zauważył. Czy pomyślałby, że został wmanewrowany w rozmowę z nią? Cóż, w jakiś sposób oboje byli, bo być może Dante tego nie planował, ale Sapphire już nie zamierzała przepuścić takiej okazji. Najwyraźniej syreny miały coś w sobie, że lubiły dręczyć swoich przyjaciół.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz