Dziewczyna westchnęła na sam widok kolejnej pomarańczowo-czarnej grafiki. Niezależnie od tego, w którą stronę spojrzała, nie potrafiła uwolnić się od natłoku powtarzających się, ckliwych haseł i karykaturalnych obrazków, które absolutnie niczym nie odróżniają się od tych z zeszłego roku, bądź nawet z kilku lat wstecz. Październik i cały związany z nim kult okultyzmu i wszystkiego, co straszne już dawno przestał jakkolwiek ekscytować Ilarę. Wszechobecne slogany dotyczące zmarłych powstających z grobu i niebezpieczeństwa czyhającego na każdym kroku stanowiły dla niej jedynie bolesne przypomnienie o rzeczach, o których wolałaby na zawsze zapomnieć. Co roku, gdy tylko październikowe, chłodne powietrze po raz pierwszy muskało jej policzki, Ilara popadała w nastrój pełen melancholii, żalu i tęsknoty, którego nie potrafiła się pozbyć. Dziesiąty miesiąc roku niezmiennie pozostawał dla niej jedynie czasem pełnym koszmarów i stagnacji. Całej sytuacji nie poprawiał fakt, że urodziny dziewczyny przypadały prawie tydzień przed nieszczęsnym świętem okultyzmu. Jeszcze kilka lat temu z ekscytacją godną dziecka wyczekiwała momentu, w której kartka kalendarza wskaże dwudziesty szósty dzień października, jednak teraz Ilara sama zdawała się ignorować własne urodziny. Nie potrafiła wykrzesać z siebie choćby krzty szczęścia, a jedyną myślą krzątającą się jej po głowie był fakt, że Ilara z każdym rokiem stawała się coraz starsza, podczas gdy Ona, pochowana w podwodnym grobie, już na zawsze pozostanie zawieszona w czasie.
– Ile oddałabym, żeby zobaczyć, jak się starzejesz. – Dziewczyna mimowolnie uśmiechnęła się na dźwięk swych słów, choć z jej oczu wyczytać można było jedynie nieprzenikniony smutek.
Ilara powoli wstała z kanapy tylko po to, by wraz z laptopem przenieść się do łóżka. Na ekranie wciąż wyświetlały się owe paskudne, ćwierkaczowe infografiki poświęcone Halloween. I choć dziewczyna wiedziała, że każda z nich służy innym jedynie jako pełna łgarstwa forma rozrywki, w której nie miała zamiaru uczestniczyć, z jakiegoś powodu nie potrafiła się od nich oderwać. Przeklikała więc kolejne obrazki, szukając czegokolwiek, na czym mogłaby się skupić, gdy nagle w oczy rzucił jej się niepozornie wyglądający post. Ilara, bardziej z braku ciekawszych zajęć, niż z faktycznego zainteresowania, przeczytała przydługi wstęp i najpopularniejsze komentarze. I choć spodziewała się, że będzie to jedynie kolejna bujda, wraz z każdym kolejnym słowem jej serce zaczynało bić coraz szybciej. Autorką posta była nieznana dotąd Ilarze nekromantka, której profil, jak zdążyła zauważyć, cieszył się ogromnym zainteresowaniem. Ze względu na swe magiczne zdolności, autorka od lat opisuje sposoby, w jakie zwykli śmiertelnicy mogą choć na chwilę, przy pomocy jej rad, porozumieć się z nieżyjącymi bliskimi. A, jak twierdzi kobieta, w święto okultyzmu granica pomiędzy sferą żywych i umarłych okazuje się szczególnie cienka, umożliwiając niemal fizyczne przeniknięcie pomiędzy światami.
– Ilara, uspokój się, przecież wiesz doskonale, że to bzdura. – Dziewczyna potrząsnęła głową, próbując wyrwać się z osobliwego transu, w jaki wpadła po przeczytaniu słów autorki. – Ona już nie wróci.
A co jeśli to faktycznie możliwe? Ilara czuła, jak dotychczasowe znużenie ustępuje miejsca ekscytacji, kłuciu w sercu, które po raz pierwszy od lat poczuło choć odrobinę nadziei. Wiedziała, że to jedynie idiotyczny post w mediach społecznościowych i byłaby głupcem, gdyby faktycznie mu uwierzyła. Z drugiej strony czuła jednak, że nie ma przecież nic do stracenia. W najgorszym wypadku ponownie przypomni sobie o pustej połowie łóżka, cieple jej ciała, którego już nigdy nie doświadczy i chwili, gdy trzymając ją w dłoniach, poczuła, jak owo ciepło na zawsze ją opuszcza. W najlepszym zaś zdoła ukoić pełne żałoby serce, być może nawet opowiedzieć o wszystkim, co spotkało ją od czasu, gdy zobaczyły się po raz ostatni. I choć wychodziła na głupca, porywającego się z motyką na słońce, Ilara podświadomie doskonale zdawała sobie sprawę z tego, co powinna zrobić. Jeśli istniał choćby cień szansy, by ponownie ująć jej dłoń, była gotowa wskoczyć w czeluści piekła, by to osiągnąć. Dziewczyna pospiesznie wyjęła z szuflady stolika nocnego kartkę i pierwszy lepszy długopis, niedbale spisując rzeczy, które, zgodnie ze słowami autorki, okażą się niezbędne przy rytuale. Następnie, gdy Ilara upewniła się, że niczego jej nie brakuje, mogła w końcu przejść do realizowania swego planu. Według słów autorki Ilara powinna przeprowadzić rytuał w okolicznościach, które zmarła osoba uznałaby za przyjemne, warte powrotu na ziemię. Dziewczyna nie musiała długo myśleć nad tym, w jaki sposób chciałby powitać swą ukochaną. Nie widziały się tyle czasu, Ilara musi dopilnować, by wszystko przebiegło idealnie, by każdy szczegół wskazywał na wciąż żyjące w jej sercu uczucia. Dziewczyna wyciągnęła więc z szafy jak dotąd nigdy nieużyty obrus, wyprasowała go i położyła na blacie stołu, przy którym dotychczas jadała samotnie. Ilara nigdy szczególnie nie dbała o to, by jej niewielka jadalnia była pięknie udekorowana, gotowa na przyjęcie gości. Dziewczyna była samotna, zawieszona w próżni, nie czując potrzeby, by robić w życiu więcej, niż potrzebuje do przeżycia. Ilara mimowolnie uśmiechnęła się na samą myśl, jak bardzo utracona partnerka nakrzyczałaby na nią, gdyby zobaczyła, jak ta o siebie nie dba.
– Ukręciłabyś mi głowę, gdybyś to zobaczyła. – Zaśmiała się. Nie pamiętała już, kiedy ostatnio to robiła. – Kto wie, może już niedługo to zrobisz.
Zaczęła nakrywać do stołu, polerując serwetką sztućce, ścierając z nich nieistniejące zabrudzenia. Wszystko musiało być dopięte na ostatni guzik. Po chwili zdała sobie jednak sprawę, że nie miała bladego pojęcia, czy zastawa jakkolwiek się im przyda. Pogrążona w myślach usiadła na chwilę na jednym z krzeseł i wyciągnęła telefon, wpisując w wyszukiwarce męczące ją pytanie - Czy duchy jedzą? Hm, podobno nie. Ilara przeklęła pod nosem i zaczęła chować naczynia do szafek, pozostawiając stół niemal całkowicie pustym. Z braku lepszego pomysłu zniosła do jadalni świeczki z całego mieszkania, ustawiając je na samym środku, lecz nawet to nie było w stanie uratować jakże tragicznie wyglądającej scenerii. Przez chwilę pomyślała nawet, by udać się do pobliskiej kwiaciarni i przystroić stół żywymi kwiatami, jednak ostatecznie zrezygnowała z tego pomysłu, jakby bojąc się, że nieodpowiednio dobrane kwiaty w jakiś sposób osłabią granicę między światami. Nie mogła mieć przecież pewności, że tak uwielbiane przez ukochaną astry, symbol miłości i delikatności, nie okażą się szkodliwe dla duchów. Ilara nigdy nie wybaczyłaby sobie, gdyby po raz drugi doprowadziła do śmierci swej wybranki. W porywach kreatywności zdecydowała się więc ustawić na środku stołu jedynie sztucznego, nieco zakurzonego kaktusa, stojącego dotychczas w sypialni. Kawałek plastiku nie powinien stanowić przecież przeszkody dla okultystycznych obrzędów.
– Dobrze, co teraz… – Rzuciła pod nosem, rozglądając się wokół. – Racja, ubranie.
Ilara niemal natychmiast skierowała się w stronę sypialni, wyrzucając z szafy wszystkie stroje, które na pierwszy rzut oka wydały jej się odpowiednie na tak ważną okazję. Jednak gdy zaczęła przymierzać każdy z nich, nic nie wydawało jej się godne tak niezwykłej okazji. Westchnęła ciężko, czując, jak stres z każdą chwilą przybiera na sile. Nic nie szło po jej myśli. Z braku lepszych opcji zdecydowała się na prosty, czarny, dopasowany garnitur, jednak po chwili namysłu odłożyła marynarkę z powrotem do szafy. Wyglądała w niej, jakby szła na kolejny pogrzeb. Stała przed lustrem jeszcze przez dłuższą chwilę, czując, jak łzy napływają jej do oczu. Dopiero teraz, gdy ujrzała własne odbicie, zdała sobie sprawę, jak wiele niepewności dotychczas tłumiła w sobie. Nie miała przecież gwarancji, że ukochana, po tym wszystkim, czego doświadczyła, będzie chciała zobaczyć Ilarę. Nie miała gwarancji, że ukochana również wciąż darzy ją uczuciem, że spojrzy na nią tak samo jak wcześniej.
– Weź się w garść. – Pociągnęła nosem, ocierając ściekającą po policzku łzę.
Musiała być silna, nie mogła rozkleić się w takim momencie. Od spotkania z wybranką dzieliło ją naprawdę niewiele i gdyby się teraz poddała, nigdy by sobie nie wybaczyła. W końcu zebrała w sobie wystarczająco odwagi, by wrócić do jadalni, zapalić każdą ze świec i usiąść przy stole, szykując się do ostatniego elementu rytuału. Musiała wypowiedzieć inkantację, płynące prosto z serca słowa, które mają skłonić zmarłą do powrotu na ziemię. Ilara siedziała w ciszy przez dłuższą chwilę, zastanawiając się, co tak właściwie powinna jej powiedzieć. Było bowiem między nimi tak wiele niedopowiedzeń, tak wiele żalu i poczucia winy, które Ilara wciąż trzymała głęboko w sobie. W końcu odetchnęła głęboko. Nie mogła dłużej zwlekać. Złożyła dłonie, nieświadomie zaczynając bawić się pierścionkiem na swoim palcu wskazującym. Teraz albo nigdy.
– Ruimelle… – Głos drżał jej na samo brzmienie imienia ukochanej. – Nie wiem, czy mnie słyszysz, czy w ogóle chcesz mnie słyszeć. Długo zastanawiałam się, co chciałabym ci powiedzieć, gdybyśmy kiedyś znowu na siebie trafiły i nieważne, jak wiele razy nad tym myślałam, nigdy nie byłam w stanie znaleźć słów na tyle silnych, by wyrazić to, jak bardzo za tobą tęsknię. A przede wszystkim to, jak bardzo cię przepraszam. – Łzy ponownie napłynęły jej do oczu. – Przepraszam za to, że nie byłam w stanie cię ochronić, że moja chciwość i upór kosztowały cię życie. Wiem, że powinnam była odpuścić, tak jak mnie wtedy prosiłaś. Zawsze miałaś rację i być może gdybym wtedy cię posłuchała, teraz siedziałabyś obok mnie. Nie wiem, czy zdawałaś sobie z tego sprawę, ale w idealnym świecie, w tym, którym nie umierasz, planowałam ci się oświadczyć od razu po tamtej wyprawie. Poślubić, kupić dom gdzieś na skraju miasta i pozwolić nam zestarzeć się w spokoju. Wierz mi, że niczego nigdy nie chciałam tak bardzo, jak całej wieczności u twego boku. – Nie potrafiła już dłużej powstrzymywać płaczu, a ciałem wstrząsnęły dreszcze. – I wiem, że wszystko zaprzepaściłam. Każdego dnia budzę się z krzykiem, myśląc o tym, co bezpowrotnie straciłam. I chociaż zdaję sobie sprawę, że szczęście nie jest nam pisane, oddałabym absolutnie wszystko, żeby móc zobaczyć cię ponownie, chociaż na chwilę. Chciałabym przeprosić cię osobiście, nawet jeśli twój duch spojrzy na mnie z odrazą i nienawiścią za to, co zrobiłam. Dlatego proszę, jeśli mnie słyszysz, daj mi znak. Pokaż się. Błagam.
Płakała jak dziecko, tracąc nad sobą jakąkolwiek kontrolę. Miała wrażenie, że żałosne zawodzenie nie wynikało jedynie z emocji towarzyszących tej chwili - był to żal i rozpacz tłumione wewnątrz przez ostatnie lata. Smutek, którego nigdy tak naprawdę się nie pozbyła. Jej płacz odbijał się echem wśród czterech ścian, tłumiąc przebijające się do wnętrza pokoju dźwięki z ulicy.
– Błagam.
Nie usłyszała odpowiedzi. I choć cierpliwie czekała, powtarzając w kółko swe desperackie prośby, pozostały one bez odpowiedzi.
– Do jasnej cholery, odpowiedz mi. – Krzyknęła, choć jej głos łamał się wraz z każdym wyrzucanym z siebie słowem. – Nie karz mnie już dłużej.
I nawet wtedy jej błagania pozostały bez odpowiedzi. Trwała więc w ciszy, przerywanej jedynie jej żałosnym zawodzeniem, raz jeszcze przypominając sobie o tragizmie własnego istnienia. Nie zasłużyła na szczęście. Grzechy jej przeszłości okazały się zbyt poważne, by mogła choćby łudzić się na boską łaskę. To, że jako jedyna przeżyła katastrofę już na zawsze stanie się jej największym przekleństwem. Płakała więc. Płakała na tyle długo, że jej twarz pokryła się czerwienią i opuchlizną, a głowa pulsowała z bólu. Płakała na tyle długo, że w końcu zmęczona opadła na blat stołu. I właśnie wtedy, na skraju świadomości w końcu była w stanie ją ujrzeć. Z początku nie wierzyła własnym oczom, przecierając je ze zdumienia. Z nadzieją krzyknęła imię ukochanej, lecz Ruimelle zdawała się nie reagować. Stała w bezruchu, ubrana w zbrukaną krwią suknię, wpatrując się w Ilarę smutnymi oczami. Ilara wzdrygnęła się na sam widok pokrywającej klatkę piersiową ukochanej czerwieni. Pamiętała tę ranę doskonale, pamiętała, jak desperacko próbowała zatamować krwawienie, lecz nie było wówczas niczego, co mogła zrobić, by uratować umierającą w jej ramionach wybrankę. Lecz teraz stała przed nią, przed jej sennym wyobrażeniem. Nie czekając ani chwili dłużej ruszyła więc w jej stronę. I choć biegła najszybciej, jak mogła, potykając się o własne nogi, Ruimelle jedynie się oddalała, a jej ciało zdawało się niknąć w oczach, aż w końcu całkowicie wyparowała. Ilara upadła na kolana, nie mając już siły, by płakać. Podświadomie wiedziała, że nieważne, jak bardzo by się starała, ukochana już zawsze pozostanie dla niej bowiem jedynie bolesnym, nieosiągalnym wspomnieniem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz