02 października 2023

Od Souela do Merlina

Souel siedział na krześle, niecierpliwiąc się w sposób trochę introwertyczny, ale dalej widoczny. Poruszył nogami, przygryzł paznokieć kciuka, spojrzeniem wręcz pochłaniał Merlina w magicznym przebraniu, który sklejał rozmowę z nastolatką.
Od początku w głębi duszy martwił się o powodzenie ich misji. Mimo braku jakiejkolwiek walki zadanie nie należało do łatwych. Istniała szansa, że Luciana zacznie coś podejrzewać, aż wyczuje podstęp, żeby ostatecznie zdemaskować Merlina. Nie tylko dziewczyna dalej będzie biegała za Souelem, ale też śmiertelnie się obrazi na swojego kolegę z klasy, a genashi nie chciał, żeby przez niego licealista miał problemy w szkole. On tam to już się pozbiera, po prostu będzie musiał sam dać jej kosza, ale Merlin to mógł mieć przekichane.
W przeciwieństwie do niego Cheoryeon bawił się wybornie. Siedział perfidnie zwrócony w stronę stolika czarodziejskich uczniów, trzymając w ręku talerzyk z kawałkiem sernika cytrynowego, którym się zajadał. Oblizał widelczyk, wzrokiem wręcz pochłaniał cały teatrzyk.
— Damn, prawie pojechał sam po sobie — skomentował, prawie zagwizdał.
Souel zmierzył go wzrokiem z góry na dół. Nadal nie był przyzwyczajony do przemienionego wyglądu jasnowidza, przypominającego bardziej cherubinka bez skrzydełek aniżeli młodocianego, wilkołaczego fana rocka... Chwila, czy opisanie jasnowidza jako wilkołaka było w porządku? W końcu nie miał nic wspólnego z tą rasą. Ach, to pewnie przez wolf cut.
Mniejsza, pod wpływem stresu się rozkojarzył.
— Nie sądzę, żeby oglądanie tego jak filmu w salonie było odpowiednie — szepnął do chłopaka. — Jeszcze ktoś się tobą zainteresuje.
— A tam, mogę robić, co chcę — rzucił lekko w odpowiedzi tamten, wzruszając ramionami. — Siedź cicho, bo jeszcze przez ciebie przegapię najlepsze momenty.
On serio oglądał to jak film.
Souel skrzywił się mocno, zmarszczki na jego magicznej masce się pogłębiły.
— Nie martw się, rzuciłam iluzję, żeby nikt go tak nie zobaczył — usłyszał.
Spojrzał na siedzącą obok jasnowidza dziewczynę. Suyeon Moon jak zwykle ratowała sytuację. Czyli nie musiał się tym przejmować. Jedno z wielu zmartwień z głowy.
— Wiesz, byłem ostatnio z babcią u lekarza — zagadał wtem Merlin.
Souel odwrócił głowę, zaczął uważnie słuchać czarodzieja.
I bardzo szybko pożałował.
Odruchowo spuścił wzrok na zamówioną przez niego kremówkę, gdy wtem zakrztusił się kawałkiem, który akurat miał w ustach. Kaszlał głośno z porządną chwilę, aż parę osób posłało mu zmartwione spojrzenia.
Suyeon od razu zareagowała. Postawiła przed nim swoją szklankę z ostygłą już herbatą, kazała się napić. Przysunęła się bliżej, zaczęła go niemocno klepać po plecach, dokładnie monitorując jego stan; w totalnym przeciwieństwie do Cheoryeona. Jasnowidz nawet nie odwrócił głowy, za bardzo zapatrzony w spotkanie fejkowego Souela z Lucianą. Otworzył szeroko oczy, odłożył pusty już talerzyk i zaklaskał parę razy w dłonie.
— Ale naopowiadał — rzucił ani do siebie, ani do reszty, kręcąc głową w wyraźnym geście podziwu.
Tymczasem prawdziwemu Souelowi chciało się płakać. Głównie z powodu podrażnienia gardła i prawie udławienia się głupim ciastem, ale gdzieś też od rozmyślania nad słowami Merlina. Okej, z chęcią skorzystał z pomocy czarodzieja, myśląc, że nie będzie musiał sam trudzić się z rzucaniem jakichś wyssanych z palca tekstów, które miałyby ugasić zapał Luciany. Nie spodziewał się jednak, że to zajdzie... aż tak... daleko.
Nieco się uspokoił, za zgodą Suyeon pociągnął jeszcze jeden łyk jej herbaty.
Myśl o pozytywach, Souel. Pozbędziecie się w ten sposób problemu i będzie dobrze.
Będzie dobrze.
Na szczęście licealistkę skutecznie odpychały słowa „Souela”. Im więcej czasu mijało, tym coraz bardziej było widać jej zniechęcenie do tego całego spotkania, nawet jeśli próbowała za wszelką cenę to ukryć swoim już na pierwszy rzut oka sztucznym uśmiechem.
Rozmowa przeszła na opowiadanie Merlina o jakimś swoim niecodziennym śnie. Trójka zamaskowanych towarzyszy słuchała go, genashi trochę mniej uważnie od reszty. Cheoryeon zamrugał parę razy, skomentował, że nawet jemu rzadko się śniły takie powalone rzeczy. Jego siostra nie przysunęła z powrotem do siebie kubka herbaty.
I gdy nasz niebieskowłosy pan myślał, że będzie musiał się przygotować na kolejny nieprzyjemny moment, Luciana niespodziewanie wstała z krzesła, trochę nerwowo oznajmiając, że się zasiedzieli i musi już iść. Słysząc to, Souel pospiesznie sprawdził godzinę, uniósł wysoko brwi.
Siedzieli tu już od półtorej godziny?? Tak długo???
— Chciałabyś to kiedyś powtórzyć? — spytał dziewczynę Merlin. — Opowiedziałbym ci, jak tam z tą naroślą u babci…
— Nie, błagam! — szepnął do siebie Souel.
— Tak, pewnie! — Zawołała wyższym głosem niż normalnie Luciana. — Ja, um, odezwę się! Na pewno się odezwę. To do zobaczenia.
I nim się ktokolwiek obejrzał, jej już nie było.
Souel oparł się plecami o krzesło, westchnął ciężko. Choć był ledwie obserwatorem, czuł się jak po rundzie na kolejce górskiej w parku rozrywki. Mógł sobie nawet wyobrazić siebie przerażonego, wpierw wjeżdżającego na sam szczyt wielkiego wzniesienia, a potem z zawrotną prędkością zjeżdżającego niemal pionowo w dół. Dodatkowo jeszcze dorzucił sobie wizję drącego się obok niego Cheoryeona i niemal niewzruszoną Suyeon przed nimi. Wspaniała scena.
Grupka nie zamierzała siedzieć dłużej w kawiarni. Zapłacili, wyszli i gdy znaleźli się w mniej popularnym zakątku znajomego parku, Suyeon zdjęła z nich wszystkich zaklęcia. Brat bliźniak w stylu modelki poprawił włosy, na powrót proste i brązowe, Merlin odetchnął z ulgą, jak gdyby zatęsknił za swoim wyglądem (nie, na pewno zatęsknił), a umysł Souela mógł wreszcie odpocząć od dziwnego uczucia patrzenia na siebie samego” z trzeciej perspektywy.
Cheoryeon wygrzebał z krzaków wcześniej ukrytą miotłę, niemal tanecznym krokiem wrócił do reszty.
— Łał, ziomek, to było przepiękne! — pochwalił licealistę. — Te twoje teksty, normalnie bomba! Przyznam, że sam może bym nie wpadł na takie coś! A gadka o babci? Idealny sposób na odepchnięcie laski!
— Dzięki? — Merlin brzmiał niepewnie, prawdopodobnie nie wiedząc, czy korzystać z komplementu, czy może jednak nie.
Souel spuścił wzrok na swoje buty. Przestąpił z nogi na nogę.
— Mam nadzieję, że potem nikt o mnie nie będzie gadał, że jestem dziwny... — wypalił.
Kątem oka dostrzegł, że nastoletni czarodziej wyraźnie się speszył. Merlin otworzył usta, by coś powiedzieć, lecz niespodziewanie dla innych, spodziewanie dla Souela i Suyeon wyprzedził go Cheoryeon.
— A tam, ty jak zwykle za bardzo się przejmujesz! — Uderzył genashiego w plecy.
Souel posłał mu krytyczne spojrzenie, choć bardziej chodziło o uderzenie niż słowa. Bo jasnowidz miał rację; momentami za bardzo się przejmował. Powinien dać trochę luzu, mniej się interesować opinią innych. W końcu on wiedział, jaki jest, to samo tyczyło się przyjaciół, osób, na których mu zależało, więc niczego więcej nie potrzebował, a już zwłaszcza zdania nieznajomych.
— Jeśli cokolwiek takiego padnie, ludzie, którzy cię znają, od razu wszystko naprostują — pocieszyła go Suyeon, w przeciwieństwie do brata delikatnie kładąc dłoń na jego barku. — Zresztą, kto uwierzyłby jakiejś małolacie, wyglądającej na typową modnisię i atencjuszkę?
— Pojechałaś — wtrącił Cheoryeon.
— Ja tylko stwierdzam fakty.
Jak dobrze, że Souel mógł na nich liczyć. Tym razem zdanie to było szczere.
— Dziękuję wam za pomoc — powiedział. — I tobie. — Spojrzał na Merlina. — Nie wiem, czy sam dałbym radę tak spławić Lucianę, więc zawdzięczam to tobie. Też przepraszam za kłopot.
Usłyszawszy to, Merlin splótł palce dłoni, trącił butem niewidzialny kamyk.
— E tam, to ja powinienem przepraszać. Gdybym był bystrzejszy i przejrzał jej zamiary, nie musielibyśmy tego wszystkiego w ogóle robić.
— Wcale nie twoja wina, nie musisz przepraszać.
Suyeon przytaknęła.
— Nie wszystko chce nam się ukazać — rzuciła Nawet mój brat nie jest w stanie wszystkiego dostrzec.
Skrzyżowała ręce na piersi, posłała jasnowidzowi wymowne nieco spojrzenie. Tamten popatrzył na nią oburzony.
— Ty weź, nie psuj nam reputacji, co? — Pogroził jej palcem. — O, właśnie!
Przekazał siostrze miotłę, wolną ręką sięgnął do kieszeni spodni. Po krótkiej chwili walki wyciągnął z niej prostokątny kawałek sztywnego papieru.
— Jakbyś chciał się kiedyś czegoś dowiedzieć od potężnego, najprawdziwszego jasnowidza, to daj znać! — to powiedziawszy, wręczył chłopakowi swoją wizytówkę. — Załóżmy, że jesteś od Souela, więc dostaniesz zniżkę! — Uśmiechnął się szeroko.
— Ach, dzięki — odpowiedział trochę nieśmiało Merlin, przyjmując karteczkę.
Schował ją do kieszeni, gdy wybierał rękę, na zewnątrz wyślizgnęła się doczepiona do smartfonu zawieszka z jednorożcem. Suyeon od razu zwróciła na nią uwagę. Z dobrą chwilę się jej przyglądała, aż licealista to zauważył i trochę niezręcznie na nią spojrzał.
Wtem dziewczyna zaproponowała:
— Jeśli chcesz, to możemy zająć się zawieszką, żeby już więcej nie powodowała problemów.
Po krótkim namyśle Merlin powolnym ruchem wyciągnął komórkę, odczepił zawieszkę i wręczył ją czarodziejce. Suyeon trzymała przez parę sekund jednorożca na dłoni; brat zbliżył się do niej i tym samym spojrzeniem oboje zaczęli przyglądać się konikowi.
— Nie sądzę, żebyśmy mogli to zdjąć — stwierdził Cheoryeon.
— Ale znamy osobę, która to potrafi — odparła Suyeon.
— No tak.
— Mówicie o Yen? — wtrącił się Souel.
— Mhm. — Dziewczyna skinęła głową. — Zaniesiemy jej zawieszkę, a za parę dni dostaniesz ją czystą — zwróciła się do Merlina. — Co ty na to?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz