10 października 2023

Od Ignisa do Maeve

Ignis musiał przyznać, że pozostanie kompletnie nierozpoznanym, nawet gdy podszedł bliżej i się przedstawił, było co najmniej odświeżającym doświadczeniem. Dawno już nie było tak, by po tym, jak powiedział komuś, jak się nazywa, twarz owej osoby nie rozpromieniłaby się zaskoczeniem i niedowierzaniem, że oto wokalista Vox Metallica po prostu pojawił się przed nią i… No nie ważne, co konkretnie, po prostu chodziło o to, że ludzie go poznawali i reagowali na niego. Ale teraz…
Ignis się uśmiechnął, przegarnął dłonią włosy.
— Widzieliśmy się na imprezie u Dantego — podsunął, licząc na to, że tym razem zapadki zaskoczą, że wspomnienie wróci.
Lecz na twarzy Maeve nie pojawił się ten błysk zrozumienia, moment olśnienia nie nadszedł, kobieta tylko uśmiechała się niepewnie, wciąż ściskając w dłoni swój telefon.
— U Dantego — powtórzyła. — Tak, pewnie, hm…
Ignis przekrzywił głowę.
— Rozmawialiśmy o muzyce.
— Tak, tak, o muzyce…
Ignis, tak mocno związany z tą gałęzią sztuki, liczył na to, że może to trochę pomoże, ale nie, nadal nic.
— Nie przejmuj się. Ja uch… — Zapomniał o tej jebanej iluzji! — Wyglądam trochę inaczej, niż wtedy, to pewnie dlatego.
Maeve skinęła mu głową, a ten niepewny, przepraszający uśmiech nie znikał z jej twarzy.
— Przepraszam, ja po prostu… — Znów zerknęła na telefon, jakby ważąc go w dłoni. — Ja po prostu nie mam pamięci do twarzy.
Zrobiło się trochę niezręcznie, Ignis zakołysał się na butach. W sumie to powinien się pożegnać i iść w swoją stronę, szukać tej nieszczęsnej budki z kebabami, i zostawić Maeve jej sprawom. Lecz Ignis, będąc Ignisem, muzykiem nieco zbyt wrażliwym na emocje kryjące się w cudzym sercu, niepotrafiącym przejść obojętnie obok różnych spraw i niepotrafiącym się zamknąć, kiedy trzeba było, oczywiście tego nie zrobił. Plus, alkohol robił swoje.
— Bo wtedy, na tej imprezie, powiedziałaś taką rzecz, która mnie zastanowiła… — podjął, bezwiednie sięgając dłonią, przeczesując włosy palcami.


Ignis prychnął, przeczesał włosy palcami, zakołysał butelką i odwrócił się mocniej, wciąż oparty o blat w kuchni Dantego, starając się nie patrzeć w stronę salonu i tego, co się tam znajdowało. A znajdowały się tam należące do syrena rybki, te odstręczające, wodne kreatury, dające po oczach drażniącymi barwami, pływające w tę i z powrotem w tym cholernym akwarium, jakby naigrując się z genashiego i jego niechęci. Mężczyzna pociągnął łyk piwa. Normalnie czuł fetor wody i glonów, wydobywający się z tamtego miejsca, aż go skręcało w środku. Zerknął. Glonojad właśnie przemieścił się po szklanej ścianie, przylgnął tym obrzydliwym pyskiem, poszukując czegoś zielonego do zeżarcia.
— Kurwa — burknął pod nosem Ignis.
Wypadł trochę z konwersacji, myśli uciekły w stronę studia, nie śledził tego, o czym akurat mówiono. Seymour wymiksował się z posiadówy, Raam czarował właśnie laskę z największym biustem, wokół genashiego zostały tylko nowe twarze. Dante dla odmiany…
— I jak tam, Zapałka, podoba ci się?
…pojawił się znikąd, otoczył genashiego ramieniem, odwrócił nieco, akurat tak, by ten miał świetny widok na akwarium.
— Ładne mam rybki, nie?
— W życiu nie widziałem brzydszych.
Syren zachłysnął się, cofnął, teatralnym gestem złapał za pierś.
— Jak śmiesz! Ciesz się, że cię nie usłyszały, przecież pękłyby im ich serduszka! — Dante zacmokał z niezadowoleniem, pokręcił głową. — Nie, ja tego tak nie zostawię.
Ignis uniósł brew.
— Co ci się znowu urodziło pod tym sianem?
— Chodź, nie pierdol.
Dante bezceremonialnie złapał go za łokieć, pociągnął w stronę akwarium. Ignis spróbował zaprotestować, słabo mu to wyszło. Na szczęście piwa nie rozlał, na tym się głównie skupił, nie zdążył nawet pożegnać reszty kuchennego towarzystwa, nim stanął przy samym akwarium, z dłońmi Dantego spoczywającymi na jego ramionach.
— Z bliska na nie popatrz, Zapałka, zobacz, jakie piękne są. Łuski im się błyszczą, ogonki mają takie kolorowe, patrz, jak sobie ładnie pływają. I jakie mądre mają oczka, normalnie prawie jak twoje, jak nad piosenkami myślisz.
— Weź, kurwa… — prychnął muzyk, usiłując strząsnąć z siebie dłonie, ale bokser trzymał go w żelaznym uścisku.
— Nie złość się, Zapałka, złość piękności szkodzi, a ty nie masz czym szastać. — Odpowiedziało mu kolejne gniewne burknięcie genashiego, Dante parsknął śmiechem, wpadł na inny pomysł. — A ja nie mogę szastać swoim czasem i edukować cię z poczucia estetyki. Kto inny to zrobi.
To mówiąc, odpuścił w końcu wokaliście, odciągnął od akwarium, zagarnął do jakiejś innej grupy, bez pardonu wciął się w rozmowę.
— Podobają wam się moje rybki? — spytał, obdarzając wszystkich po kolei szerokim uśmiechem, który tylko się poszerzył po fali zapewnień, że pewnie, że to najładniejsze rybki na świecie. — Świetnie, to przekonajcie do tego Ignisa.
Klepnięcie w plecy, oddalający się śmiech, i już, Dante zniknął gdzieś, powiewając na odchodnym tą swoją truskawkową sukienką, i zostawiając Ignisa na pastwę innych osób. Syren ich przedstawiał, wcześniej, na samym początku, ale większość imion wywietrzała genashiemu z głowy, za dużo ich już było, kojarzył tylko twarze.
— Nie podobają ci się rybki Dantego? — spytała jakaś kobieta.
Ignis jej się przypatrzył. Wyglądała zupełnie zwyczajnie, jednak gdzieś w głębi siebie genashi poczuł do niej jakąś trudną do wyjaśnienia antypatię, do złudzenia przypominającą tą, którą wywołał u niego Dante przy ich pierwszym spotkaniu. Syrena? zastanowił się, w proweniencji nieznajomej upatrując przyczyny tego uczucia. Zdusił tę niechęć w sobie, uśmiechnął się lekko, spróbował wydobyć z pamięci imię kobiety. Szło mu słabo.
— Nie są zbyt wysoko na liście moich ulubionych zwierząt — powiedział oględnie, próbując stanąć tak, by mieć akwarium za plecami. — Dante mógłby sprawić sobie kota, przynajmniej można by go było pogłaskać.
Ktoś parsknął śmiechem, rozmowa trochę się poturlała, przebiegła po różnych tematach, potem ktoś się odłączył, powiedział, że idzie po przekąski, ale chyba zaginął po drodze. Sapphire (Ignis w końcu wyłuskał imię z konwersacji) przeprosiła ich na moment, zniknęła w przepływającej gdzieś ławicy gości. Jakoś tak wyszło, że Ignis został sam z milczącą do tej pory rudowłosą wróżką. Przypatrzył się jej.
Półprzejrzyste skrzydła odbijały pojedyncze błyski światła, rzucały barwne zajączki na drzwi pobliskiej szafy. Dłonie otulały szklankę z napojem, palce skubały trochę tę zabawną, papierową parasolkę turlającą się wokół krawędzi. Błękitne oczy popatrywały na Ignisa. Mężczyzna jakoś tak rozluźnił się pod tym spojrzeniem.
— Maeve — zaczął. To imię też jakoś upolował w konwersacji. — W sumie jak poznaliście się z Dantem? — Syren akurat przepłynął w polu widzenia, posłał Ignisowi uśmiech, Ignis odpowiedział wystawionym środkowym palcem. — Jaka seria niefortunnych zdarzeń doprowadziła cię do tego, że ten tuńczyk w kiecce cię tu zaciągnął?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz