Drzwi niespiesznie rozsunęły się, z marketu wyszedł Cheoryeon. Domknął swój plecak, do którego schował zakupy i zarzucił na plecy, po czym ruszył w stronę najbliższego przejścia dla pieszych.
Suyeon miała dzisiaj spotkanie kółka matematycznego, więc brat musiał czekać mniej więcej godzinę. Tak, musiał. Nie zamierzał wracać sam do sierocińca, tym bardziej że bliźniaki z reguły zjawiały się pod osłoną iluzji, żeby uniknąć niepotrzebnych konfrontacji. Zakonnice naprawdę się nudziły, ponieważ przy każdej możliwej okazji próbowały zrujnować im dzień. By się zajęły czymś pożyteczniejszym jak na przykład byciem zakonnicami. Wypadałoby w końcu nabrać trochę doświadczenia, nie?
Przeszedł na drugą stronę ulicy, ruszył dalej. Zajrzał przelotnie przez szybę do wnętrza salonu fryzjerskiego, który właśnie mijał. Spojrzał na swoje niezbyt wyraźne odbicie, złapał palcami za kosmyk włosów. Może powinien je ogarnąć trochę. Choć druga klasa liceum jeszcze nie wymagała tyle nauki, rodzeństwo już w pierwszej pozałatwiało sobie dorywcze prace i drastyczny spadek wolnego czasu sprawił, że niektóre sprawy powylatywały im z głowy, w tym przycinanie sobie nawzajem włosów (nie, siostry zakonne nawet nie raczyły im w tym pomóc). Suyeon, co prawda, ostatnio kilka razy proponowała bratu, że się nim zajmie, lecz ten tylko machał niezgrabnie ręką, mówiąc, że kiedy indziej, kiedy indziej.
Zatrzymał się przy szybie kolejnego lokalu, dokładnie przyjrzał się swojemu odbiciu.
W sumie to nie wyglądał źle. Miał fryzurę trochę zbliżoną do siostry, ale nie przeszkadzało mu to. Tak po zastanowieniu się to nawet wychodziło to na lepiej. Mimo że byli tylko bliźniakami dwujajowymi, wiele osób powtarzało, że tak podobnie do siebie wyglądają, oj, normalnie jak dwie krople wody! Miło by było powrócić do tych czasów, kiedy dwójka umyślnie myliła innych.
Uśmiechnął się do siebie. Tak, takie dłuższe włosy lepiej na nim leżały niż krótsze.
Wymienił się spojrzeniami z siedzącą za ladą sprzedawczynią w sklepie odzieżowym; ignorując jej badawczy wzrok, skinął uprzejmie głową i poszedł dalej.
Sięgnął ręką do kieszeni, wyciągnął komórkę, żeby sprawdzić godzinę. Dobra, miał jeszcze trochę czasu, nim Suyeon skończy zajęcia. Jak na początek października pogoda dopisywała, więc może pójdzie do parku zrobić zadanie z matmy, na którego samą myśl robiło mu się gorzej. Stokłosy serio się nad nimi znęcał. Cała klasa dostała tylko siedem zadań do domu (tutaj to było normalne), podczas gdy Cheoryeonowi i Suyeon dowalił cały test rodem z konkursu! Na jutro! Jak się zgłaszało takich nauczycieli?! Trzeba było go zamknąć! Do tego marnował papier!
Ech...
Szyba następnego lokalu również sprawiła, że na moment przystanął, tym razem nie ze względu na swoje odbicie, tylko to, co się znajdowało za nią. Popatrzył na legowiska dla psów, drapaki dla kotów, masę innych zabawek i wygód dla zwierzaków domowych.
Od zawsze lubił zwierzątka. W innych życiach zdarzyło mu się jeździć konno, mieć własnego pieska, kotka. Niestety jako Benjamin w tej kwestii oberwał ogromnym pechem, ponieważ jego matka zmagała się z okropną alergią na sierść. Raz odwiedził znajomą, która była mamuśką stada kotów – zwierzaki były super, 10/10, ale po powrocie mama przytuliła go i prawie wykichała ducha. Tylko brak czekającego obok Żniwiarza uspokoił jego obawy.
W tym życiu się uparł na to, że musi mieć psa. Czemu? Bo tak. Bo chciał. Mieli dwa koty, ale potrzebował psa. A emanował na tyle dużą determinacją, że udało mu się namówić rodziców, którzy obiecali mu pieska w prezencie na dwunaste urodziny... Tylko, cóż, nie wyszło. W sierocińcu, wiadomo, nie było mowy o zwierzaku. Nawet jego kamień z dorysowaną markerem buzią nie przetrwał.
Zamierzał przejść obok, lecz ostatecznie złapał za klamkę. Wszedł do środka, o czym powiadomił zawieszony nad drzwiami dzwoneczek.
— Dzień dobry — powiedział delikatnie, skinął głową.
— Dzień dobry! — Uśmiechnął się ciepło do niego sprzedawca.
Cheoryeon oczekiwał, że otrzyma to taktyczne pytanie: „W czym pomóc?”, ale nic nie usłyszał. Być może sprzedawca domyślił się, że licealista przyszedł tu tylko się rozejrzeć.
W pierwszej kolejności obejrzał papugi. Siedziały one na beleczkach w ciszy, oddając scenę przegwizdującym przez siebie nawzajem zeberkom. Lubi ptaki, raz nawet udało mu się oswoić grupkę kruków, ale niektóre potrafiły być dość głośne. Gdyby była z nim Suyeon, z pewnością powiedziałaby, że już mają jednego krzykacza, więcej im nie trzeba. Fakt, brakowało tylko skrzeczącej papugi, która na dodatek podłapałaby od jasnowidza wiele złych nawyków.
Kolejne były akwaria z rybkami oraz żółwiami. Takie zwierzątka to akurat za bardzo go nie interesowały. Jeśli myśleć o wybieraniu czegoś, to z pewnością nie byłoby to któreś z tych. Z nimi nie dało się bawić ani miziać. Już prędzej kupiłby węża. Chociaż, szczerze mówiąc, wolał futerka.
Przeszedł na drugą stronę sklepu, zaczął oglądać gryzonie. Chmara szarych chomików, jeszcze większa chmara chomików z grubymi brwiami, śpiących grupowo w formie jednej chomiczej ku... to znaczy kopca. Dwa króliki, parę szczurów, kilka kwiczących świnek morskich.
Świnki morskie też były głośne. Nie przepadał za wydawanymi przez nie dźwiękami. To „kwi, kwi, kwi, kwikwikwikwikwi” w końcu doprowadziłoby go do szału...
— Ten szczur wydaje się ciebie lubić — usłyszał.
Wyprostował się, odwrócił głowę, posłał pytające spojrzenie stojącemu w pobliżu za ladą sprzedawcy. Upewniwszy się, że mężczyzna z pierwszymi oznakami starości zwracał się do niego, popatrzył na mieszkające za szybką pięć szczurów. Dwa spały w domku, jeden jadł, a pozostałe dwa opierały się przednimi łapkami o szkło i spoglądały idealnie na niego.
Uniósł na moment brew.
— Myśli pan? — Nachylił się w stronę gryzoni. — Wiele zwierzaków zagląda, nawet niektóre rybki. Czy to znaczy, że powinienem je wszystkie kupić? — Spojrzał znów na sprzedawcę.
Słysząc te słowa, mężczyzna zaśmiał się wesoło.
— Racja, zwierzaki też mają oczy i lubią nimi obserwować świat. Ale ten szary szczur z reguły nie jest tak zaciekawiony. Spojrzy tylko przelotnie na klientów, po czym wraca do swoich zajęć. Tym razem jednak postanowił okazać większe zainteresowanie — dodał.
Cheoryeon przypatrzył się jedynemu szaremu szczurowi w całym sklepie. Potrzebował chwili na zastanowienie się, czy sprzedawca mówił na serio, czy może właśnie stosował własnoręcznie opracowany chwyt marketingowy, którego celem było namówienie potencjalnego klienta do zakupu. On sam to akurat używałby takiej taktyki. Ale mężczyzna brzmiał na szczerego. I nie wyglądał, jakby w głowie jedynie układał sposoby na zarobienie.
Szczur w łaty dość szybko znudził się próbami zwrócenia na siebie uwagi i wrócił do domku. Pozostał tylko ten szary, nadal przyglądający jasnowidzowi, swoimi małymi oczkami jak gdyby prosząc go o to, by zabrał bidulka do siebie.
Sprzedawca spoglądał na licealistę, opierając się rękami o blat.
— To jak? — spytał przyjaźnie. — Przygarniesz go?
Cheoryeon nadal wpatrywał się w gryzonia. Wtem się wyprostował.
— Nie. — Pokręcił głową. — Nie mam dla niego warunków.
To powiedziawszy, pożegnał sprzedawcę, odwrócił się na pięcie i wyszedł ze sklepu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz