Wzrok Hotaru błądził wśród amatorów łyżew, gładko wybierał tych bardziej doświadczonych, z gracją przemykających po zrytym łyżwami lodzie, z prostymi plecami, głową wysoko uniesioną i lekko odwiedzionymi od tułowia ramionami, akurat tak, by doskonale łapać balans, zachwycać gracją. Była i spora garść dzieciaków, nieprzejmujących się w najmniejszym stopniu tym, jak jeżdżą, tłukących łyżwami po lodzie tylko po to, by jechać szybciej i szybciej, złapać kolegę za kurtkę, ściągnąć mu czapkę. Było nieco „niedzielnych łyżwiarzy”, spokojnych spacerowiczów, krążących jednostajnym tempem wokół lodowiska, bardziej skupionych na konwersacji z partnerem, niż czymkolwiek innym. Byli też i ci, którzy, tak jak ona, po raz pierwszy widzieli lód z bliska, w takich ilościach i poza szklanką z sokiem, niepewni, jak poradzić sobie z dziwnym obuwiem i zdradliwym podłożem, z rozjeżdżającymi się stopami i rozłożonymi na bok dłońmi, w panice szukającymi oparcia w kimś bardziej doświadczonym.
Hotaru zerknęła na Annikki, instynktownie poprawiła swój jemiołowy wieniec.