14 sierpnia 2023

Od Song Ana do Merlina

    Song An nie odrywał wzroku od smoka. Nawet nie przypuszczał, że te stworzenia mogą być tak fascynujące. Ten osobnik, faktycznie, nie przypominał takich bestii, o których opowiadał mu nauczyciel, ale chłopakowi to nie przeszkadzało. Pozostawał ciągle zafascynowany.
    Spojrzenie od smoka odciągnięte zostało jednak niedługo później przez dziwny dźwięk. Song An skierował się w stronę zarośli, skąd hałas dobiegał. Brzmiało to jak nerwowe i niezwykle szybkie kroki. Chłopak nie mylił się, co do rozpoznania, ponieważ już chwilę później, w akompaniamencie szelestu liści oraz łamania gałęzi, z lasu wybiegł nieznajomy młodzieniec. Wydawał z siebie takie dźwięki, jakby walczył o każdy kolejny oddech.
    Song An nie zdążył mu się jednak specjalnie przyjrzeć, ponieważ kątem oka dostrzegł, że smok się poruszył. Rozłożył więc ręce, przepraszając kolejny raz malucha, mając nadzieję na wybaczenie. Niestety dla niego - nic takiego nie nadeszło. Z lekkim westchnieniem, odwrócił się w stronę nowo przybyłego chłopaka. Teraz miał chwilę, aby mu się przyjrzeć.
    Song An zobaczył szczupłego młodzieńca, który spoglądał na niego wielkimi, zaskoczonymi oczami. Oddychał głośno, z trudem łapiąc powietrze. Oprócz tego, nieznajomy miał ciemne włosy, które na ten moment przykleiły się mu do czoła. Wyglądał na bardzo zmęczonego.

    - O, hej… - przywitał się Song An. Spróbował wyjaśnić sytuację, kiedy zdał sobie sprawę, że najprawdopodobniej w tym momencie rozmawia z właścicielem smoka. Wszystko na to wskazywało - nieznajomy wyglądał, jakby pokonał duży kawałek klasy, aby odnaleźć swojego pupila. Song An naprawdę podziwiał poświęcenie.
    Chłopak pokiwał pospiesznie głową. Chwilę później spojrzał na dłonie Song Ana. Jego twarz przybrała niezrozumiały dla boskiego sługi wyraz. Nie umiał odczytać uczuć za nią stojących. Dopiero po chwili zauważył, że nieznajomy wbija wzrok w jego dłonie. Z tego powodu boski sługa postanowił szybko zmienić temat i podzielić się swoim spostrzeżeniem na temat wyprowadzania smoka na smyczy. Oczywiście, że nie widział w tym nic złego - był szczerze zaskoczony.
    Dopiero po chwili nowo przybyły odzyskał głos. Potwierdził to, że jest właścicielem smoka. A co najważniejsze! Przedstawił jego imię - Falkor. Song Anowi bardzo przypadło ono do gustu. Spojrzał w stronę Falkora, ale ten jedynie zasyczał wrogo.
    - Bardzo cię… podrapał? - zapytał właściciel smoka. Jego głos był przepełniony niepokojem.
    Song An spojrzał na swoje dłonie. Już dawno o tym zapomniał. Faktycznie, rany trochę piekły, ale nie uważał je w żaden sposób za poważne. Co więcej, od razu przyznał się, że to on zaniepokoił smoka i zasłużył na to, co go spotkało. To tylko zadrapania, niedługo się zagoją!
    Chłopak, który przybył po smoka, spróbował zawołać zwierzaka. Falkor jednak nie zareagował zgodnie z oczekiwaniami. Spojrzał niepewnie w dół, aby chwilę później rozejrzeć się wokoło.
    - Falkor, no weź się nie wygłupiaj - przekonywał go. - To ja, tak?
   Smok w odpowiedzi skulił się na gałęzi. Song An przyglądał się całej tej sytuacji zastanawiając się, jak mógłby pomóc. Rozumiał, że Falkor nie zszedł do niego, ponieważ był kompletnie obcy, ale nie spodziewał się, że zwierzak zignoruje swojego właściciela. Chłopak próbował zrozumieć, co stoi za zachowaniem malucha. Nie powinien przecież bać się już tak bardzo, kiedy jego właściciel przybył w ratunkiem. Song An czuł poczucie winy. Bał się, że to on może być powodem strachu Falkora. Zastanawiał się nad tym dłuższą chwilę, kiedy nagle przyszedł mu do głowy pewien pomysł.
    - Wiesz co… - zaczął, zbliżając się do smoka. - Możliwe, że ma lęk wysokości?
Wydawało się to Song Anowi dosyć logiczne. Co, jeśli maluch zwyczajnie boi się zejść? Może obawia się upadku?
    - Kurka, no o tym nie pomyślałem… - Nowo poznany również zaczął rozważać ten pomysł.
  - Moglibyśmy spróbować go jakoś ściągnąć - zaproponował Song An, spoglądając na drzewo. Próbował ocenić swoje szanse na wspinaczkę. Nie miał dobrych wieści - wątpił, że da radę na nie wejść. Gałęzie znajdowały się zbyt wysoko, a sam konar był pozbawiony jakichkolwiek wypustek. Nie istniała najmniejsza szansa, że dałby radę dostać się na górę.
   - Masz może jakiś pomysł, aby zdjąć go stamtąd? - zapytał chłopak. Wyglądał na naprawdę zmartwionego. Song An nawet trochę mu się nie dziwił. W końcu, jego zwierzak utknął wysoko nad ziemią, bojąc się zejść. 
    - Kiedy tutaj szedłem, mijałem wioskę. Znajduje się w pobliżu - zaczął Song An, przypominając sobie o pobliskiej wsi. - Mogę się tam przebiec i zapytać o drabinę. 
    Chłopakowi spodobał się ten pomysł. Jego spojrzenie uległo zmianie. Song An dostrzegł w jego oczach iskierki nadziei. 
    - Czy to nie będzie problem? - upewnił się. 
   - Najmniejszy! - odpowiedział Song An i od razu skierował swoje kroki w stronę wioski. - Poczekajcie na mnie, niedługo wrócę!
    Nie czekając na odpowiedź boski sługa przyśpieszył kroki, aby jak najszybciej dostać się do wspomnianej wsi. Na szczęście, z jego prędkością, nie zajęło to chłopakowi zbyt wiele czasu. Już chwilę później opuścił las, aby znaleźć się wśród wiejskich zabudowań. Song An postanowił nie tracić czasu i zaszedł do najbliższej gospody. 
    Kilkukrotnie zapukał w drzwi, ale odpowiedziała mu cisza. Nie poddawał się jednak tak łatwo. Zastukał jeszcze kilka razy, aż w końcu usłyszał rozgniewany głos:
    - Dajcież nam spokój! Niczego od ciebie nie kupimy!
Song An zamarł w bezruchu. Jego ręka zatrzymała się w powietrzu - ledwo powstrzymał się, aby zapukać po raz kolejny. 
    - Nie, nie chodzi mi o to... - Chłopak próbował wyjaśnić powód swojego przybycia. Nie udało mu się jednak nawet dokończyć swojej wypowiedzi, ponieważ gniewny głos przerwał mu:
    - Cholerni domokrążcy! Idźcie sobie!
Początkowo nie miał pojęcia, o co właściwie chodzi mężczyźnie za drzwiami. Song An nie wiedział, kim właściwie określa się domokrążcą. Nigdy wcześniej nie słyszał tego słowa. Zawahał się, zastanawiając się, co mógłby na to odpowiedzieć.
    - Nie jestem żadnym domokrążcą! - zaczął się zarzekać. - Tylko zwykłym śmiertelnikiem! Tak jak ty, naprawdę!
    Przez dłuższą chwilę nikt mu nie odpowiadał. Song An cierpliwie jednak czekał po drugiej stronie drzwi. Obiecał przybyć smokowi z pomocą i nie miał najmniejszego zamiaru się poddawać. Już miał zamiar zapukać ponownie, kiedy drzwi nagle się otworzyły. W nich stanęła urocza staruszka. Za nią Song An dostrzegł jakiegoś mężczyznę z dość nieprzyjaznym wyrazem twarzy - to pewnie z nim rozmawiał chwilę wcześniej.
    - Czego tutaj szukasz, złotko? - Kobieta obdarzyła Song Ana ciepłym uśmiechem.
    - Chciałem pożyczyć drabinę - wyjaśnił chłopak pośpiesznie. - Zwierzak utknął nam na drzewie i nie możemy go ściągnąć. Obiecuję zwrócić ją od razu!
    Nawet pomimo sprzeciwu mężczyzny, staruszka zgodziła się pomóc. Wskazała Song Anowi miejsce za domem, gdzie może znaleźć drabinę. Znajdowała się ona w szopie, skąd chłopak bez większego problemu wyciągnął ją na zewnątrz i zaczął nieść w stronę Falkora. Oczywiście nie zapomniał podziękować za pomoc, zarzekając się, że zaraz zwróci pożyczony pomysł.
     Song An przytargał za sobą drabinę na polanę. Sytuacja na niej nie uległa zmianie. Właściciel smoka stał pod drzewem i wołał zwierzaka, który zwinięty w kulkę nie ruszył się nawet o centymetr. 
    - Zdobyłem drabinę! - zawołał już z daleka Song An. Nie czekał na reakcję chłopaka, tylko od razu oparł przedmiot o drzewo. Falkor podskoczył i zaczął syczeć na nowy obiekt. 
    Przez kolejną chwilę Song An i drugi chłopak w ciszy wpatrywali się w drabinę. Żaden z nich nie odezwał się słowem, oczekując na dalszy rozwój wydarzeń, który, cóż, nie nadchodził. Sam boski sługa nie miał pojęcia, na co czekają. Może na to, że smok sam postanowi zejść po drabinie? Nic takiego jednak nie nastąpiło. Falkor rzucał przedmiotowi opartemu o drzewo wrogie spojrzenia.
    - Może któryś z nas powinien po niego wejść...? - odezwał się w końcu Song An. - Obawiam się jednak, że jeśli spróbowałbym zrobić to ja to skończy się to podobnie. 
    Mówiąc to, chłopak pokazał swoje poranione dłonie. Nie chciał znowu przestraszyć małego smoka. Najlepiej byłoby, gdyby to jego właściciel go zdjął. Song An bardzo chciał pomóc, ale w tej sytuacji nie mógł zrobić zbyt wiele.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz