Już od pewnego czasu Merlin miał podejrzenia, że coś jest nie w porządku, kiedy zajmują się z Souelem magią powietrza. Młody czarodziej nie chciał martwić swojego nauczyciela, więc przez długi czas nie zaczynał tematu, ale powiedzmy sobie szczerze, że szpieg i kłamca był z Merlina żaden i chłopak bardzo szybko ujawnił się ze swymi podejrzeniami.
W ogóle to krępująco dużo czasu zajęło mu, by w ogóle ogarnąć, że podczas tych wszystkich lekcji wcale nie są sami – chłopak z uporem maniaka odpychał od siebie implikacje tego niewygodnego uczucia łaskotania w kark i przykrego drapania, gdy cudzy wzrok, ukryty i nieproszony, lepił się do jego sylwetki. Merlin serio nie miał pojęcia, kto mógłby chcieć się im przypatrywać – w jego oczach byli dwójką przypadkowych chłopaków, którzy po prostu spokojnie spędzali czas w plenerze. Chłopak uświadamiał sobie jednak, że to, że on nie widzi problemu i niczego zajmującego w ich spokojnej aktywności, to wcale nie znaczy, że kto inny nie postanowi ich podpatrywać ze sobie tylko znanych powodów.
Dlatego też Merlin postanowił wpierw doedukować się w materii, starając się wyciągnąć jakieś informacje na temat samego zjawiska, gdzie zaś lepiej było szukać odpowiedzi, niż w przepastnej głowie Guinevere, mającej zawsze dobre wyjaśnienie każdego problemu.
— Że ktoś cię obserwuje? — spytała tamtego dnia, gdy Merlin zadał jej niezobowiązujące pytanie te parę minut przed lekcją zaklinania. — Cóż, powodów może być wiele. Zaczęłabym od sprawdzenia, czy czasem nie zdenerwowałeś jakiegoś ducha, który postanowiłby cię nawiedzać.
— No weź, kurde — Merlin się obruszył, przykry dreszcz przebiegł mu po karku. — Nie włóczę się nocami po cmentarzach i nie robię durnot, na pewno nie jest tak, że przyczepił się do mnie jakiś duch, czy cokolwiek.
Guinevere westchnęła.
— Skoro jesteś tego taki pewny, to może chodzić o coś zupełnie zwyczajnego — odparła.
— Czyli co?
— No wiesz… Jakiś zboczeniec lubi sobie popatrzeć na młodych chłopców.
Merlin poczuł, jak wykręca mu się wszystko w środku. Miał zjeść swoją kanapkę z dżemem na tej przerwie, ale jakoś mu ochota przeszła.
— Serio, kurka, musiałaś wylecieć z czymś takim…?
— Pytałeś mnie o zdanie, a ja tylko mówię, co myślę. — Guinevere wzruszyła ramionami.
— Ej, Merlin. — Wtrąciła się Bernadette. — A ten twój kumpel, co się z nim spotykasz, to jest ładny?
— Na pewno nie jest ładniejszy ode mnie. — Skłamał szybko.
— Kurka, moje kondolencje.
Merlin posłał Hawthornowi urażone spojrzenie. Dalej nie zapomniał mu tej przetrzymanej książki i bęcków, które zebrał od siostry, bo nie przyniósł jej rzeczy na czas. Guinevere podjęła temat.
— Słuchaj, a myślałeś o tym, żeby no… gdzieś to zgłosić?
Chłopak uniósł brew, zasępił się. No miał ciocię w policji, to prawda, ale obawiał się, że jeśli poleci ze swoimi przeczuciami do cioci Andrei, ta postawi na nogi połowę policji z Stellaire, a potem i tak się okaże, że Merlin sobie coś uroił i tyle tego będzie.
— Tak bez dowodów to chyba się nie da — mruknął z powątpiewaniem.
— Poza tym to pewnie podpadnie pod małą szkodliwość społeczną, czy coś koło tego — wtrącił Hawthorn. — Wiesz, jak człowiek zgłasza, że coś jest na rzeczy, to nigdy się temu nie przyjrzą, a nie będzie za późno… Znaczy, bez urazy dla twojej cioci, ale tego… — Chłopak wycofał się trochę na końcu.
Merlin westchnął ciężko.
W sumie to mieli rację – jeśli nie miał żadnych dowodów na to, że faktycznie ktoś ich z Souelem nachodzi i że są obserwowani, to mógł sobie w buty wsadzić proszenie o pomoc kogokolwiek innego. Oprócz, rzecz jasna, cioci Andrei, która na pewno podeszłaby do tematu poważnie i mu pomogła, jednak Merlin czuł, że to by było wytaczanie ciężkich dział na upstrzoną muchę i po prostu nie zamierzał aż tak przestrzelić. Coś wymyśli. Przecież musi.
Rozmyślania przerwał mu dzwonek na lekcję – Merlin potrząsnął głową, wyrzucił z myśli stalking i kanapki z dżemem, a potem z ociąganiem ruszył w stronę klasy. Nawet zrobił pracę domową, więc może nie będzie tak źle… Zresztą – to były ostatnie zajęcia tego dnia, potem mógł w końcu wrócić do domu i na powrót zająć się gryzącym go problemem.
Jako że o tym, jak sobie radzić ze stalkingiem, nie wiedział po prostu nic, postanowił wpierw ogarnąć nieco temat, potem zaś myśleć, co z tym fantem zrobić. Wrócił do domu, zjadł obiad, zaszył się u siebie w pokoju. I choć Merlin sumiennie zaczął od czytania profesjonalnych artykułów w Internecie, starając się jakoś ogarnąć, dlaczego komuś tak bardzo miałoby zależeć na szwendaniu się za nim i Souelem, to jego uwaga zaraz zbiegła na łatwiejsze do przyswojenia medium.
— Na wszystko znajdzie się anime — mruknął pod nosem, przeklikując się przez podpowiedzi swojej ulubionej strony.
Poszli z Souelem do McRonald's, Merlin ze smakiem zajadał się frytkami. To nie było tak, że jego rodzice źle gotowali – wręcz przeciwnie. Chłopak po prostu lubił czasem zjeść na mieście, a że robił to bardzo rzadko (całość była dla niego raczej droga), to każde takie jedzenie urastało do rangi małej celebracji. Myśl o tym, by jakoś podzielić się z Souelem swymi przemyśleniami, dojrzewała w nim już od jakiegoś czasu, ale jak do tej pory nie znalazł dobrego momentu na to, by tego dokonać, no i też powiedzmy sobie szczerze, że wciąż nie był pewien, czy zwyczajnie mu się nie przywidziało. Młody czarodziej był przyzwyczajony do tego, że jeśli ktoś się myli, to najpewniej jest to on sam – zbyt wiele razy było już tak, że chłopak był pewien odpowiedzi, a potem okazywało się, że nie mógł być dalszy od prawdy. Cóż, uroki bycia kołkiem. Postanowił jednak zaryzykować i, ku swemu zdziwieniu i uldze, okazało się, że Souel ma podobne odczucia.
— Ja… też mam od pewnego czasu wrażenie, że ktoś za nami chodzi — przyznał genashi. — I to już od jakiegoś czasu.
Merlin skończył frytki, zajął się napojem.
— I kiedy tak w sumie pierwszy raz poczułeś, że coś jest niehalo?
Souel zamyślił się na moment.
— Chyba jak uczyłeś się stabilnie lewitować przedmioty.
Młody czarodziej pokiwał głową.
— No to ja tak samo…
Westchnęli, zapanowała względna cisza. Gdzieś tam zaszurało krzesło, od strony kasy wołano kolejne numerki, ludzie odbierali zamówienia.
— Czyli mi się, kurka, nie przywidziało — mruknął Merlin do siebie. — Bo uh… Bo to jest dziwne, znaczy, wiesz, my przecież nie robimy niczego złego, tylko tam trochę tej magii powietrza, a to nawet nie jest tak, że ładujemy się komuś na posesję czy niepokoimy ludzi w parku, nie?
— Też tak sądzę.
— No nie robimy niczego złego.
— Na pewno nie.
Znów mała cisza.
— Jakby… dowiedziałbym się w ogóle… Znaczy, że – po co?
— Dlaczego ktokolwiek miałby za nami chodzić?
— No, coś takiego.
— Powodów może być wiele, ale nie wiem, jak mielibyśmy się o nich dowiedzieć — odparł Souel ściszonym głosem. — Nie jest tak, że możemy podejść do kogokolwiek, kto nas obserwuje, i po prostu go spytać.
Merlin pokiwał głową. Konfrontacja ze stalkerem była ostatnią rzeczą, którą chciał zrobić. Słowa Guinevere sprawiły, że oczyma wyobraźni widział już jakiegoś tłustego oblecha czającego się w krzakach.
— Może najpierw to przedyskutujmy — kontynuował Souel. — Czy zdarzyło ci się, że czułeś się obserwowany też wtedy, kiedy nie byłeś razem ze mną? Albo kiedy dopiero jechałeś na spotkanie?
Merlin zamyślił się.
— W sumie to nie.
Souel westchnął, zmarszczył brwi, lekko zacisnął usta.
— Właśnie ja też nie.
— Myślałeś, że ten stalker po prostu podąża za jednym z nas?
Genashi skinął głową.
— Widzisz, ostatnio specjalnie zmieniałem trochę miejsca naszych lekcji i ich pory – miałem nadzieję, że uda się tego stalkera zgubić, ale to nic nie dało…
— No faktycznie.
Milczeli przez pewien czas, problem nie dawał się ugryźć wprost.
— Wiesz co, bo na razie to ten stalker to jest wkurzający, ale w sumie to nie robi dużo — zaczął w końcu Merlin. — I bo niby to jest tak, że w sensie, bo no… bo ja mam ciocię w policji, nie?
Souel zamrugał.
— Chcesz w to angażować policję?
— No nie do końca, bo tak myślę, że to by było już za dużo, jak na takie no… że obaj mamy wrażenie, że coś jest niehalo, ale jakby się coś bardziej posypało, to no… Nie jest tak, że będziemy z tym totalnie sami.
Genashi skinął głową, uśmiechnął się przelotnie.
— Dobrze, że jest plan awaryjny i nie będziemy z tym sami, ale masz rację, nie chciałbym podejmować tak drastycznych kroków już na samym początku — Souel wziął swój napój, lód zachrzęścił w kubku. — Mam dwójkę znajomych, to też czarodzieje, skończyli już szkołę. Są utalentowani i przy tym… Powiedziałbym, że mają odpowiedni charakter, żeby ewentualnie pomóc nam z tym problemem.
Merlin się ożywił – przez myśl przeszło mu, by poprosić siostry o pomoc, lecz tak, jak nie chciał być dłużej stalkowany, tak jednak nie chciał też śmierci i kalectwa ewentualnego stalkera, kimkolwiek by on nie był, Merlin wiedział zaś, że jeśli zaangażowałby do tego swoje siostry, gość najpewniej pożałowałby w końcu, że się urodził.
— Super sprawa. Bo ja, znaczy, jeśli mielibyśmy trochę wsparcia, to ja oglądałem taki eee… program, nie, o stalkingu jako takim, i uh… i jak sobie z nim poradzić. I mam w sumie pomysł, bo to może być, że się tego gościa uda wziąć i przepłoszyć.
— Tak, tak by było najlepiej — odparł Souel. — Porozmawiam z moimi znajomymi i dam ci…
Wypowiedź przerwało ciche burczenie. Souel zerknął na wyświetlacz, przebiegł wzrokiem treść powiadomienia.
— W sumie… może opowiedz mi o tym, jaki masz pomysł.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz