Tak, wchodzimy w to, dawaj konkrety
a nie
Souel popatrzył na wiadomość, powstrzymał się przed westchnięciem.
Posiadanie wśród przyjaciół jasnowidza miało to do siebie, że wiedział on więcej, niż się przypuszczało. A jeszcze bardziej było specyficzne posiadanie przyjaciela jasnowidza Cheoryeona Moona. Ten typ na drugie imię miał Chodząca Zagadka, niemożliwa do pełnego rozwiązania.
Nim Merlin zaczął opisywać swój pomysł, genashi wystukał coś w komórce.
Może sobie zobacz w przyszłości, jaki
to plan.Ja w przeciwieństwie do niektórych
pracuję 😕
Ta, Cheoryeon Moon. Nikt w pełni go nie pojmował. Pewnie nawet jego własna siostra. Souel miał tylko nadzieję, że tak zapracowany jasnowidz, który od razu się zgodził pomóc, znalazł chwilę, by powiadomić o tym Suyeon. Co prawda, dziewczyna sama też bez wahania pomogłaby Souelowi, w końcu byli przyjaciółmi, ale na wieść, że braciszek wypowiedział się za nią... a nie, o kim on mówił... Nieważne.
— No więc... — zaczął wolno Merlin, chwilę zapewne szukał odpowiednich słów. — Bo jakby, był taki przypadek, że jakaś laska gościa takiego jednego stalkowała, no i on w końcu się z nią umówił na spotkanie i zaczął gadać o swoich problemach i tak dalej, aż w końcu zagadał laskę i ona zrezygnowała ze stalkowania.
Souel wysłuchał go uważnie, popadł w zamyślenie. Chwilę tak siedział, w końcu pociągnął łyk swojego napoju.
— Czyli mówisz, że powinniśmy naopowiadać stalkerowi takie rzeczy, żeby sam uznał, że nie opłaca mu się nas śledzić.
— Tak, takie coś. — Merlin przytaknął.
Souel pospiesznie wysłał skróconą wersję pomysłu Merlina do Cheoryeona.
To nie był w sumie zły plan. Nie potrzebował on kontaktu z kimś z zewnątrz (bliźniaki już zostały w to wciągnięte) ani nie wymagał od nich nie wiadomo jak wielkiego przygotowania. Każdy zwykły cywil mógł coś takiego zrobić. A jeśli dobrze pójdzie, zażegnają problem ze stalkerem i będą mogli wrócić do normalnych treningów, bez obaw, że ktoś ich śledzi.
Wtem zmarszczył brwi.
— Tylko musimy wpierw dowiedzieć się, kto nas stalkuje — zauważył.
— O... — Merlin wyraźnie się speszył, podrapał ręką tył głowy. — A... Fakt... Tego w tym a... to znaczy programie nie było.
Czyli pozostawała jeszcze kwestia tożsamości stalkera. Bo umówienie się z nim na spotkanie to nic wielkiego, ale najpierw musieli wiedzieć, do kogo w ogóle zagadać. A też bez tego nie mogli mieć pewności, że stalker w ogóle da się na coś takiego naciągnąć. Fakt, większość takich osób po prostu by się zgodziła, bo chciałaby z nimi spędzić czas; psychofani na przykład zrobią wszystko, żeby ubóstwiany przez nich idol dowiedział się o ich egzystencji, a co dopiero zaprosił na spotkanie. Tylko Souel, jak to Souel, nie był w stanie porównać tamtej sytuacją z tą, z którą oni się zmagali. Bo oni nie byli idolami. Ani nikim chociażby blisko idoli. Ot, zwykła dwójka młodzieńców: jeden, student, dawał lekcje drugiemu, uczniowi liceum.
Kolejna wiadomość, Souel był pewien, że od jasnowidza. Nie mylił się.
Suyeoooooonnnnnnn~~~~~~
Otworzył szerzej oczy.
Właśnie! Suyeon Moon! Dziewczyna (w przeciwieństwie do brata, ekhem) miała bardzo duży talent czarodziejski; magia, w której się specjalizowała, na pewno mogła pomóc w odkryciu tożsamości stalkera. Wystarczyło wypatrzyć go przyczajonego gdzieś i się zakraść. Tak, to na sto procent by zadziałało. Na sto dziesięć.
Genashi miał wręcz niesamowite szczęście, że zdołał się zaprzyjaźnić z taką dwójką osób. W tej sytuacji mógł liczyć na ich pomoc. Bycie uczynnym śmiertelnikiem i regularne modlitwy do Władcy Powietrza totalnie się opłaciły.
Mimo to nie mógł się powstrzymać przed napisaniem:
Tak bardzo jesteś zapracowany, że
masz czas czytać przyszłość?Tym razem domyśliłem się, że
Suyeon się przyda 😎Ach, ten mój geniusz, haha!
Westchnął głośno.
— M-Może jednak coś innego się jeszcze wymyśli — usłyszał.
Podniósł głowę znad smartfona, ujrzał wyraźnie speszonego Merlina. Chłopak musiał uznać jego mimikę za niezadowolenie z propozycji rozwiązania.
— Nie, nie, nie, jest to całkiem dobry pomysł — zapewnił go pospiesznie genashi. — Tym bardziej, że jako zwykli uczniowie nie mamy zbyt wiele kart.
— Może i by się znalazły inne, hm, wyjścia. — Czarodziej wzruszył ramionami. — Tylko nie chcę, żeby ktokolwiek ucierpiał, no, a ten pomysł nie wymaga jakiegoś poświęcenia, tak sądzę?
No przecież. Nie zaatakują nikogo. Gdyby Souel zamierzał coś złego zrobić, już dawno by do tego doszło. W końcu co to za problem użyć mocy powietrza i wyrwać nieznajomego z kryjówki? Umiał kontrolować swój żywioł na tyle, żeby dać sobie z czymś takim radę. Pomińmy, że najpierw musiałby zbudować własną pewność siebie, aby coś takiego zdziałać. Co, jakby kogoś skrzywdził? Albo gdyby zaplątał się w coś, nad czym już nie umiałby zapanować? To, że teraz stalker jedynie ich obserwował, nie znaczyło, że niczego strasznego nie szykował. To mógł być dopiero pierwszy z wielu kroków...
Wziął głębszy wdech, uspokoił myśli.
— Dokładnie to samo myślę — rzekł.
Znów burczenie. Zerknął na ekran. Tym razem, ku jego małemu zdziwieniu, wiadomość pochodziła od Suyeon.
Zajmiemy się identyfikacją stalkera.
Wy róbcie to, co zawsze
Czyli Cheoryeon już powiadomił o wszystkim siostrę.
Czy aby na pewno on teraz pracował?
Dziękuję... *sniff*
Zgasił ekran smartfona, w końcu go schował do kieszeni.
— Na razie udawajmy, że o niczym nie wiemy — przedstawił plan. — Odkrycie tożsamości stalkera zostaw nam, to znaczy zostawmy moim przyjaciołom.
Ale się poślizgnął na języku. Oczywiście, że on nic tutaj nie zdziała. Ach, będzie musiał się solidnie bliźniakom odwdzięczyć. Trochę się bał, co Cheoryeon od niego zażąda w zamian za pomoc, aczkolwiek miał nadzieję, że Suyeon go opanuje. Oby postawienie im solidnego posiłku wystarczyło. Cóż, ta dwójka ceniła sobie bardzo jedzenie, tym bardziej że kiedyś, w sie...
Stop, Souel, nie pora na myślenie o tym. I też nie można tak wykorzystywać czyichś słabych stron.
Ale i tak postawi im coś do jedzenia.
Słysząc słowa genashiego, Merlin trochę się ożywił. Popatrzył na towarzysza, w oczach jakby pojawiła się nadzieja.
— Dadzą radę? — dopytał. — Nie, że wątpię w nich, to wcale nie tak, ty ich znasz, więc pewno, że wiesz, na co ich stać i w ogóle — pospiesznie wytłumaczył.
Souel przytaknął.
— Kto jak kto, ale oni nas w tej sprawie nie zawiodą.
Ponownie zaczął chwalić w myślach swoje szczęście. Mieć po swojej stronie kogoś takiego jak Suyeon i Cheoryeona. Cheoryeona przynajmniej pod względem jego mocy...
— Jeszcze potem porozmawiam z nimi i wyślę ci datę i godzinę kolejnego spotkania.
— Dobrze. — Skinął głową Merlin.
Przejął pchnięty przez Merlina wiatrem balon, odesłał go z powrotem w kierunku czarodzieja.
Robił wszystko, żeby nie patrzeć w stronę miejsca, gdzie chował się stalker. Nie mógł pokazać po sobie, że wiedział o jego obecności, inaczej plan nie wypali. Wziął głęboki wdech, skupił się możliwie jak najbardziej na treningu.
Na rozmowie wideo z bliźniakami opowiedział im dokładnie o problemie. Dwójka go uważnie wysłuchała, Cheoryeon zarzucił kilkoma mniej poważnymi komentarzami, ale oboje pokazali po sobie, że są chętni i gotowi udzielenia pomocy. Suyeon od razu przestawiła swoje przemyślenia, a także zaproponowała, co z tym zrobią. Powiedziała, że również przyjdzie na miejsce treningu i pod osłoną własnej magii podejdzie do stalkera, aby sprawdzić jego tożsamość. Potem wszyscy spotkają się w wyznaczonym miejscu.
W trakcie tradycyjnej przerwy Souel wytłumaczył wszystko Merlinowi, uważając, żeby stalker przypadkiem go nie usłyszał. Chłopak wysłuchał go, wtem ukradkiem się rozejrzał.
— Czyli twoja koleżanka gdzieś tu jest? — szepnął.
Genashi przytaknął.
— Potem się z nimi spotkamy — powiedział ściszonym głosem.
Na te słowa Merlin uniósł brwi.
— Spotkamy? Z nimi?
— Z moimi przyjaciółmi.
— Ach... — Uciekł gdzieś wzrokiem.
Souel przyjrzał mu się uważnie. Szybko się domyślił, że młody czarodziej mógł się trochę stresować spotkaniem nieznajomych mu osób. Poprawił swoją pozycję, zwilżył językiem dolną wargę.
— Nie martw się, to dobra dwójka — zapewnił go. — Ale w razie czego przejmę inicjatywę.
— Nie no, to twoi przyjaciele, więc na pewno nie są źli — odpowiedział chłopak, jak gdyby częściowo też do siebie.
— Nie gryzą. — Uśmiechnął się lekko.
Gdy trening wreszcie się skończył, obydwoje udali się na pobliski przystanek. Złapali autobus, potem następny, potem jeszcze jeden, cały ten czas sprawdzając, czy nikt ich czasem nie śledził. Na szczęście tym razem mogli być spokojni. Stalker na dzisiaj dał sobie luz.
Słońce już niemal zaszło, wieczór powoli się szykował do ustąpienia miejsca nocy. Czarodziej i genashi przekroczyli granice Parku Wschodniego, ruszyli w kierunku jednej z trzech altanek. Dotarli do ławki, na której siedział pomnik jakiegoś poety, w tym samym czasie się rozejrzeli.
Ze względu na porę niewiele osób przechadzało się alejkami. Souel użył swojej mocy, by sprawdzić, czy nikt się nie krył w pobliżu. Odetchnął, bowiem byli sami. Jednocześnie bliźniaki jeszcze się nie zjawiły, co zauważył na głos Merlin. Genashi odpowiedział, że na pewno zaraz będą.
Dokładnie tuż po tym poczuł nienaturalny ruch powietrza. Podniósł głowę, ujrzawszy znajomą sylwetkę, kąciki jego ust mimowolnie się uniosły.
Kawałek przed nimi, nisko nad ziemią zatrzymała się zgrabnie miotła. Prowadziła ją młoda dziewczyna o brązowych, sięgających prawie ramion włosach i dwukolorowych oczach, ubrana w nieco przydużą, czarno-białą bluzę bejsbolówkę, wąskie, jeansy i glany. Nim popatrzyła na chłopaków, rozejrzała się dokładnie.
— Nikogo nie ma? — zapytała.
— Nie ma. — Souel żywiołowo pokręcił głową.
Tamta przytaknęła. Pstryknęła palcami, w tym momencie za nią pojawił się młody, z twarzy bardzo podobny do niej chłopak. Włosy miał przycięte w stylu wolf cut, oczy tak samo dwukolorowe, jak dziewczyna, tylko na odwrót; nosił modnie podarte, szerokie jeansy, T-shirt z Vox Metallicą, czarno-białe, nie do pary trampki i rozpiętą koszulę w kratę, uszytą z trzech różnych kawałków materiału. Jako pierwszy zsiadł z miotły, przeciągnął się z cichym jękiem.
— Nie martw się — rzucił do towarzyszki. — Jak gliny kiedykolwiek będą miały nas dorwać za latanie we dwójkę, to nas ostrzegę!
Dopiero wtedy Souel zdał sobie sprawę z tego, że przedstawił Merlinowi przyjaciół jako dobrych, pomocnych czarodziejów, a oni się pojawili, łamiąc przepisy.
Świetne pierwsze wrażenie.
Pokręcił głową, poczekał, aż dziewczyna przełoży miotłę do ręki, po czym stanął między nimi a licealistą.
— To moi przyjaciele: Suyeon i Cheoryeon — przedstawił ich. — To Merlin, o którym wam wspominałem — powiedział do bliźniaków.
Cheoryeon zmierzył ucznia wzrokiem z góry na dół.
— Hej, druga ofiaro stalkingu. — Pomachał mu ręką, gdy wtem zarobił kuksańca od siostry.
— On nie miał tego na myśli — rzuciła Suyeon, po czym uśmiechnęła się delikatnie. — Hej, jestem Suyeon. A to mój brat, Cheoryeon — przedstawiła ich obu.
Merlin odpowiedział ciche: „Hej”, bardziej skupiając się na przyglądaniu im się. Patrzył tak na nich z dobrą chwilę, patrzył, patrzył, aż nagle zawołał:
— Chwila, ja was znam!
Pozostała trójka spojrzała na niego. Merlin uciekł gdzieś wzrokiem, odchrząknął niezręcznie. Chwilę później znów popatrzył na rodzeństwo.
— Czy — zaczął niepewnie — chodziliście może do Liceum Czarodziejskiego numer 13? Nie, że wchodzę w życie prywatne czy coś, po prostu tak pytam, po prostu widziałem wasze zdjęcia na tablo w mojej szkole i też wydaje mi się, że coś o was słyszałem.
Souel uniósł brew. Czy to znaczyło, że czarodziej ich kojarzył? Ciekawa sytuacja. To znaczy, mieszkali w tym samym mieście, ale w sumie Stellaire było bardzo duże, dużo mieszkańców i w ogóle. Jaki ten świat mały, ktoś kiedyś powiedział.
Aż się w sumie zaciekawił, co takiego mówiono w liceum, które bliźniaki skończyły. Sam genashi słyszał od nich samych różne historie, nie tylko związane z nauką, ale też te, hm, niecodzienne. Chociażby parę przygód z ich szczurem, Kamykiem. O, w sumie dawno go nie widział. Przydałoby się odwiedzić futrzaka w najbliższym czasie. Pomyśleć, że kiedyś bał się szczurów. To znaczy, dalej nie był ich miłośnikiem, ale dla Kamyka zrobi wyjątek.
Cheoryeon spojrzał na Merlina, otworzył szeroko swoje heterochromiczne oczy.
— Omygy, chodziłeś do tego samego liceum, co my?! — zawołał zafascynowany, podchodząc bliżej. — I jak? Zapisaliśmy się na kartach historii? — Objął podbródek kciukiem i palcem wskazującym, uśmiechając się łobuzersko.
Merlin okazał pewne zaskoczenie żywiołowością tamtego. Splótł na moment ze sobą dłonie, przestąpił z nogi na nogę.
— Eeeeee, no, no tak, mówią o was inni uczniowie, nie wasi koledzy, bo już jakiś czas temu skończyliście liceum, wiadomo, ale historie są, ten, przekazywane z pokolenia na... na pokolenie.
— Mam nadzieję, że wśród tych rzeczy jest wzmianka o naszych naukowych osiągnięciach — wtrąciła Suyeon, podpierając się wolną ręką na biodrach.
— No ba! Byliście przecież najlepsi! Dalej wiszą wasze zdjęcia z konkursów.
Rodzeństwo uśmiechnęło się do siebie.
— O, a jak tam pan Stokłosy? — rzucił Cheoryeon.
— Od matmy? — spytał Merlin.
— Tak!
— No inni narzekają na niego, bo jest surowy i strasznie się czepia tego, żeby nikt nie ściągał... — nie zdążył dokończyć.
— Czyli dalej uczy! — Klasnął w dłonie, po czym pstryknął palcami. — Ha, ten to ma jednak zdrowie! Byłem tak pewny, że rzuci robotę, że nawet nie sprawdzałem tego.
— Właśnie, przecież się o to założyliśmy — przypomniała sobie czarodziejka.
Wtem bliźniaki wymieniły się spojrzeniami. Chwilę tak trwali, aż Suyeon wyciągnęła rękę i potarła kciuk o resztę palców. Jasnowidz popatrzył na dłoń, głośno westchnął.
— Przelew, okej? — burknął.
— Może być.
Wyciągnął swój smartfon, zaczął w nim coś klikać.
Souel stał trochę z boku, obserwując pozostałych. W końcu jednak uznał, że nie może tyle milczeć, zwłaszcza że się spotkali nie po to, żeby robić sobie pogaduszki o wspominkach, tylko omówić nękający od jakiegoś już czasu problem stalkera.
— Może skupmy się na tym, dlaczego się tu spotkaliśmy, co? — zaproponował; starał się brzmieć łagodnie, choć posłał jasnowidzowi odrobinę krytyczne spojrzenie.
Suyeon nie kazała nic więcej mówić. Przekazała bratu miotłę, a następnie wyjęła z kieszeni swoją komórkę. Zaczęła coś przesuwać po ekranie, kolorowe światło delikatnie rozjaśniło jej twarz.
— Gdy wy trenowaliście, udało mi się odnaleźć waszego stalkera — zaczęła. — To znaczy, udało, zrobiłam to bez najmniejszego problemu.
Souel nachylił się nieco w stronę Merlina.
— Jest naprawdę dobra w posługiwaniu się magią — wytłumaczył.
— Jak przystało na szkolnego asa, nie? — odparł.
Suyeon udała, że ich nie słyszy. Kontynuowała:
— No i zamiast „stalkera” powinnam powiedzieć „stalkerkę” — poprawiła samą siebie.
Kliknęła jedno ze zdjęć w galerii, pokazała je reszcie.
Souel przyjrzał się dokładnie widniejącej na nim dziewczynie. Wyglądała na nastolatkę, miała dość typową urodę. Chociaż... Wydawało mu się, że skądś ją kojarzył. Gdzieś ją widział, tylko nie pamiętał, gdzie. A może to jednak te popularne rysy twarzy...?
— Lucjana?! — zawołał nagle Merlin.
Reszta popatrzyła na niego, od razu dostrzegli szok na twarzy licealisty.
— Znasz ją? — zapytała Suyeon.
— Chodzi ze mną do klasy — odpowiedział tamten, głos zdradzał coś będące mieszanką niedowierzania i to było do przewidzenia.
Cheoryeon również zerknął na zdjęcie przyczajonej w krzakach nastolatki, podparł dłonią podbródek, mrużąc oczy.
— O ja cię, stalkerka z ławki obok! — wyprostował się, poprawił swoją grzywkę.
— Nie, niemożliwe — zaprzeczył żywo Merlin. — Ona nic we mnie nie widzi. Inaczej już dawno by mnie śledziła, nie? Inaczej nie ma sensu, nie? — Przeleciał po innych spojrzeniem, wyraźnie szukając aprobaty.
Pozostali się z nim zgodzili.
W tym momencie wszyscy jak jeden mąż przenieśli wzrok na Souela.
Genashi momentalnie się onieśmielił. Zamrugał parę razy, popatrzył po reszcie. Otworzył usta, żeby coś powiedzieć, lecz Suyeon była szybsza, mówiąc:
— I wszystko jasne,
— Co masz na myśli? — spytał pospiesznie. — O co ci chodzi? — Jakiś taki bledszy się zrobił.
— No przecież to oczywiste, że laska jest twoim simpem — wypalił Cheoryeon; w dwóch susach znalazł się przy wyższym o pół głowy chłopaku i objął go ramieniem. — Ale co tu się dziwić, kiedy tak wyglądasz? Ach, gdybym ja się pokazał licealistkom, to też by na mnie leciały! — Zgrabnym, niemal tanecznym krokiem odsunął się od niego, po czym uśmiechnął się trochę pysznie, odrzucając ręką włosy niczym primadonna. — Na pewno co przerwę gromadzą się przed moim zdjęciem na tablo!
— A co kogo obchodzi jakieś tablo? — Suyeon bezlitośnie zgasiła jego fantazje. — Słowo się szybciej rozprzestrzenia, więc pewnie wiedzą tylko tyle, że wkurzałeś nauczycieli, Stokłosy zawzięcie chciał nas wywalić i w sekrecie przynosiłeś szczura do szkoły.
Merlin mierzył trójkę wzrokiem. Wydawał się chcieć coś powiedzieć, ale ostatecznie tego nie zrobił. Tymczasem Cheoryeon westchnął teatralnie.
— Damn, to były czasy! — rzucił. — Szczerze wróciłbym do tamtych lat. Ale nie chciałbym znowu użerać się z zakonnicami. — Minimalnie się skrzywił.
Souel pokręcił głową niczym zażenowana matka, prawie podparł ręką czoło.
— No dobra, wróćmy do tematu. — Jak zwykle to on musiał naprowadzać innych na dobre tory.
Czwórka wreszcie przeszła do konkretów. Znając tożsamość stalkera, to znaczy stalkerki, mogli zająć się samym podsuniętym przez Merlina pomysłem. Ta, Souel nie zamierzał na ten moment zastanawiać się, dlaczego Lucjana w ogóle ich stalkowała... Znaczy się, nie, że był tępy; oczywiście, że wiedział, że chodziło o jego wygląd. Przecież nie była pierwszą dziewczyną, która najprawdopodobniej się w nim... zauroczyła. Głupio genashiemu o tym mówić, ale dobrze wiedział, że w liceum miał grono wielbicielek, a na studiach nie musiał narzekać na trudy ze znalezieniem grupy projektowej. Nawet Cheoryeon powiedział, że gdyby w tym życiu był dziewczyną, być może sam na niego by leciał... Jakkolwiek to brzmiało... Mniejsza, Souel, mniejsza!
— Właśnie, jak w ogóle ona wiedziała, kiedy mamy treningi? — zagadał.
— Może jakiś podsłuch albo tracker wam podłożyła? — Suyeon popadła w zamyślenie.
— O, skoro zna osobiście Merlina, to może coś mu podrzuciła do plecaka, gdy ten nie patrzył! — rzucił Cheoryeon z niepotrzebną pewnością siebie (on tu chyba bardziej się bawił, niż przejmował).
— Eeee, nie wiem? — Merlin nie wyglądał na przekonanego. — O, chwila! No właśnie! Bo ona mi dała taką zawieszkę.
Wyciągnął swój telefon, do którego przyczepiona była zawieszka z jednorożcem. Suyeon spytała, czy mogą obejrzeć, chłopak przytaknął. Dziewczyna wzięła do ręki komórkę, jasnowidz przylgnął do niej.
— Rzucono na niego zaklęcia — zauważył od razu.
— Nie jestem pewna, jakie dokładnie, ale tworzą one więź z twoim telefonem — dodała Suyeon.
— Kurczę, serio? — zdziwił się Merlin. — Ach, wszystko nabiera sensu! Pewnie mi go dała specjalnie, żeby wiedzieć, gdzie i kiedy się spotykam z Souelem.
— Woah, co za lisica, ał! — Cheoryeon oberwał od siostry.
Kolejna zagadka rozwiązana.
Suyeon poleciła Merlinowi, żeby jeszcze nie zdejmował zawieszki – inaczej pokaże, że zdał sobie sprawę z jej ukrytego efektu, a to im nie pomoże w egzekwowaniu planu. À propos planu.
Po kwadransie rozmowy schemat działania był już w większej części rozrysowany. Ustalili, że skonfrontują, to znaczy Souel na spokojnie zagada do Lucjany (upozorują przypadkowe skrzyżowanie dróg) i zaprosi ją na wspólne spotkanie w jakiejś kawiarni czy coś. Genashi zacznie opowiadać o problemach i nudach ze swojego życia; nie musiały one być prawdziwe, ale powinny być takie, żeby Lucjana w końcu miała dość słuchania tego wszystkiego. Pozostał tylko jeden element.
— Ja — zaczął wolno Souel — nie wiem, czy dam radę tak poprowadzić rozmowę, żeby przestała się mną interesować.
Cheoryeon wolno zamrugał.
— Aż takie ciekawe masz życie? — palnął, opierając się o miotłę.
— Nie jestem jak ty, że możesz na jakikolwiek temat zagadać kogoś na śmierć. — Skrzyżował ręce na piersi.
— ZAGADAĆ NA ŚMIERĆ?! — żachnął się tamten. — Na śmierć, HA, HA, HA, HA, HA!
Nie musiał długo czekać, żeby zostać uciszonym przez siostrę.
— Ja serio nie wiem, czy dam radę — ciągnął dalej genashi. — Jestem INFJ, nie poradzę sobie z czymś takim!
— A ja ci mówiłem, że masz trzy kreseczki dopisać — wtrącił się jasnowidz.
— Nie uda mi się tego zrobić w najbliższym czasie.
Nie można było ot, tak zmienić swojej osobowości. Poza tym Souel nigdy nie przypuszczał, że kiedykolwiek znajdzie się w takiej sytuacji. Jakby się interesował aktorstwem, poszedłby do szkoły aktorskiej, ale on dostawał zawału, ilekroć w szkolnych czasach nauczyciel chciał go wciągnąć w jakikolwiek apel. Co z tego, że był wysoki, dobrze wyglądał, miał dobrą dykcję i przyjemny dla ucha głos – nie poprowadzi żadnego występu. Nie w tym życiu.
Ale tutaj chyba nie istniał zbytnio wybór. Jeśli się uprze, że nie chce brać w tym udziału, ich plan spali na panewce jeszcze przed wcieleniem go w życie. Lucjana dalej będzie ich prześladowała, a on już nigdy więcej nie zaśnie spokojnie w nocy. Musiał rozwiązać problem. Musiał...
— Czy... Czy istnieje szansa, żebym ja mógł pomóc?
Trójka przyjaciół odwróciła głowy w stronę Merlina.
— Bo, kurczę, to wszystko przeze mnie, że Souel ma kłopot — powiedział czarodziej. — Gdybym nie dał Lucjanie tak się urobić, to teraz nie musielibyśmy się spotykać. Czuję więc, no, ten, odpowiedzialność.
Wszyscy przyglądali mu się z dobrą chwilę. Nie tylko między grupką, ale też w całej okolicy zapanowała cisza.
Souel w duchu ucieszył się, że Merlin okazał chęć pomocy, lecz z drugiej strony nie chciał go tym przygniatać. To nie była taka, em, negatywna wina; po prostu chłopak się nie zorientował, a to nie należało do przestępstw. Prędzej bliźniaki powinny zostać ukarane za latanie na miotle w dwie osoby i jeszcze ukrywanie tego. Łamanie prawa z premedytacją.
— W sumie jest sposób — odezwał się wtem Cheoryeon.
Souel przebywał w niewielkiej kawiarni, wyglądał przez okno, koło którego siedział. Wziął głęboki oddech, przełknął głośno ślinę. Przejechał ręką po włosach, gdy nagle niemal się zerwał jak poparzony. Z wyraźną paniką wyciągnął z kieszeni komórkę z zawieszką-jednorożcem, sprawdził swoje odbicie w szybce. Odetchnął z ulgą.
— Nie martw się, zaklęcie tak łatwo się nie rozproszy — usłyszał szept za plecami.
Odwrócił głowę, popatrzył na Suyeon z blond włosami i niebieskimi oczami.
— Na pewno? — spytał cicho.
— Na pewno. Tylko nie pokazuj jej swojej komórki, inaczej cię nakryje. — Ruchem głowy wskazała urządzenie.
Tamten pospiesznie schował smartfona z powrotem do kieszeni.
Tak, to nie był Souel.
Skoro Merlin tak bardzo chciał ponieść odpowiedzialność, bliźniaki wpadły na genialny pomysł, żeby użyć magii Suyeon. Tak oto na licealistę została nałożona naprawdę wiarygodna iluzja genashiego. Nawet głos miał zmieniony. Nawet, przecież to najważniejsza rzecz, zaraz koło wyglądu.
No właśnie, a gdzie w takim razie był prawdziwy Souel? A siedział z bliźniakami przy stoliku obok. Siedział i z widoczną konsternacją na twarzy oglądał swoje odbicie w komórce. Oglądał zagarnięte do tyłu siwe włosy, bujny zarost, niezliczoną ilość zmarszczek...
— Muszę wyglądać jak starzec? — rzucił wtem.
— Udajmy, że jesteś dziadkiem, który zabrał swoje wnuki na ciasto — powiedział Cheoryeon z blond falowaną czupryną zamiast ciemnego wolf cutu i niebieskimi oczami.
— Nikt nie będzie nas podejrzewał, bo wyglądamy zbyt niewinnie — dodała Suyeon.
Okej, dobra, mieli trochę racji...
— Ale że dziadek?
— Mam cię przemienić w zakonnicę? — głos dziewczyny był zbyt poważny i zbyt mroczny.
— FUJ, tylko nie zakonnicę! — Jasnowidz skrzywił się, jak gdyby właśnie zjadł kwaśną cytrynę.
Fakt, mogli wybrać cokolwiek innego, ale bliźniaki Moon, jak to bliźniaki Moon, miały swoje niecodzienne pomysły i uważały, że po co robić coś typowego, skoro można trochę ruszyć kreatywnością. Souel nie miał siły na kłócenie się z nimi, tym bardziej że już siedzieli w tej nieszczęsnej kawiarni i czekali na Lucjanę, która mogła przyjść w każdej chwili. Ten jeden raz im odpuści. To nie było na stałe. To miało być tylko po to, żeby nikt go nie rozpoznał.
Drzwi się otworzyły, o czym wszystkich obecnych powiadomiły dzwoneczki. Ekipa podążyła na nie wzrokiem, ujrzała wchodzącą Lucjanę: umalowaną, elegancko ubraną, jak gdyby szła na randkę, a nie na zwykłe spotkanie. A już zwłaszcza nie na spotkanie, które zakończy jej fantazje.
— Uhuhuhu, nie mogę się doczekać, aż się akcja rozwinie! — szepnął podekscytowany Cheoryeon, zacierając ręce.
Udający Souela Merlin spojrzał na genashiego pod przykrywką starca. Tamten posłał mu pocieszające spojrzenie.
Dasz radę.
Tak trochę musisz dać radę, ale zero presji.
Dasz radę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz