Zaraz po sprzątaniu powrócił do swojego pokoju. Nie było to specjalnie duże pomieszczenie. Właściwie składało się ono z łóżka, biurka z krzesłem oraz szafy na ubrania. Ah, znajdował się tam również czerwony dywan, który nie pasował do niczego innego. Song An jednak go lubił, nawet pomimo okropnego koloru.
- Świetny rzut! Będziesz nadawał się na koszykarza.
Kostium jednak, a przynajmniej sam łeb był jednak całkowicie przemoczony. Z tego też powodu Song An po skończonym meczu musiał pozostać jednak trochę dłużej w szatni. Chciał wysuszyć kostium, ale nie szło mu to najlepiej. Ostatecznie wpadł na jeszcze lepszy pomysł. Postanowił wrócić w przebraniu do domu - w tak ciepłą noc będzie mieć pewność, że pokryty futrem materiał wyschnie. Niewiele myśląc (z resztą, tak jak zawsze) zapakował na siebie kostium i wyszedł z szatni.
To była ciepła noc. Powolnym krokiem chłopak wracał do domu. Unosił co chwilę głowę i patrzył na słońce oraz księżyc. Wprawdzie nie widział w uniformie specjalnie wiele, ale wystarczająco, aby zadowolić rozmarzonego młodzieńca.
Z kontemplacji otoczenia oraz zamyślenia wyrwał Song Ana niecodzienny obraz. Na moście, który pokonywał każdego dnia dostrzegł sylwetkę. Nie uznałby tego za nic dziwnego, gdyby nie to, że nieznajoma osoba stała po drugiej stronie barierki. Chłopak uznał, że musi sprawdzić, o co chodzi. Takie rzeczy były przecież niezwykle niebezpieczne. Co jeśli ta osoba utraciłaby równowagę i spadła?
Song An podszedł na tyle blisko, aby stanąć za nieznajomym. Był to młody chłopak o jasnych włosach. Wzrostem znacząco przewyższał boskiego sługę. Młodzieniec wyglądał naprawdę żałośnie - już na pierwszy rzut oka Song An dostrzegł, że tamten wybiegł myślami gdzieś daleko. W nieznajomą nikomu przestrzeń własnego umysłu. Song An nie chciał mu przeszkadzać albo co gorsza - przestraszyć, ale musiał przypomnieć nieznajomemu o zasadach bezpieczeństwa. Z tego też powodu delikatnie położył rękę na jego ramieniu. Nie zdążył się jednak odezwać, kiedy młodzieniec podskoczył i ze strachem w głosie krzyknął:
- Boże!
Song An zamarł. Skąd ta osoba o tym wiedziała? Czy posiada jakieś nadludzkie zdolności? Kim jest ten śmiertelnik? Chłopak wstrzymał powietrze, aby później na jednym wdechu wytłumaczyć, że NAPRAWDĘ nie jest bogiem.
Nieznajomy wpatrywał się w niego przerażonymi oczami. Song An dostrzegł w nich nieopisany chaos uczuć. Sam nie miał pojęcia, o co właściwie mu chodziło. Zdjął górę swojego kostiumu i niezręcznie podrapał się po policzku.
Chwilę później usłyszał pytanie. Czego potrzebował…? Ah, tak!
- Wiesz, że mógłbyś spaść? - zapytał z powagą w głosie. Jego spojrzenie przeniosło się daleko poniżej nich. To było naprawdę wysoko. Żaden śmiertelnik nie przetrwałby takiego upadku.
Nieznajomy chłopak przyznał, jednak, że zdaje sobie sprawę z zagrożenia. Wbił spojrzenie w asfalt, aby chwilę później przeskoczyć na drugą stronę barierki i stanąć tuż obok Song Ana. Nie wydawał się być specjalnie rozmowny. Dlatego to boski sługa podjął się dalszej rozmowy.
- Na przyszłość musisz uważać! To było naprawdę niebezpieczne - pouczył go. - Spójrz w dół! Wyobrażasz sobie, co mogłoby się stać, gdybyś się potknął? Ja nawet nie chcę o tym myśleć!
Stojący obok niego chłopak pokiwał głową w odpowiedzi. Cały czas odwracał wzrok od Song Ana. Ten jednak bacznie przyglądał się nowo poznanemu. Zaiste, był wysoki, sporo wyższy od niego samego. Ale jednocześnie - niezwykle szczupły i sprawiający wrażenie chorego, tak, jakby nie jadł od kilku dni. Co taka osoba poszukiwała w tak niebezpiecznym miejscu?
- Zgubiłeś się? - dopytywał Song An. - Nie znam zbyt dobrze okolicy, ale mogę ci pomóc wrócić do domu.
- To nie będzie konieczne… - odpowiedział chłopak niemal natychmiast po usłyszeniu propozycji. Dalej sprawiał wrażenie mocno speszonego.
- To nie problem! - zapewniał boski sługa, podchodząc bliżej nieznajomego. Wtedy przypomniał sobie, że nawet nie zapytał go o imię, a nawet sam się nie przedstawił. Jakże niekulturalnie! - Ah! Zapomniałem! Jestem Song An! A jak ty się nazywasz?
Chłopak nie wyglądał na specjalnie chętnego do udzielenia odpowiedzi, ale pod wpływem intensywnego spojrzenia Song Ana wyszeptał:
- George… Jestem George…
- GEORGE! Miło mi cię poznać! - zawołał boski sługa, uśmiechając się szeroko. Chciał podać poznanej osobie rękę na przywitanie, ale wtedy zdał sobie sprawę, że dalej ma na siebie założony kostium pandy.
- Poczekaj chwilę! - powiedział szybko do George’a i zrzucił z siebie futro. Szybko wyjął z torby swoje zwykłe szaty, aby się przebrać. Nie trwało to specjalnie długo, ale podczas całej tej sytuacji Song An co kilka sekund przepraszał za swój stan.
Dopiero kiedy stanął przed chłopakiem w całej swojej okazałości już przebrany, uśmiechnął się jeszcze szerzej i dopytał:
- To? Jak będzie? Gdzie mam cię odprowadzić, George?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz