Chłopak patrzył, jak George powoli odchodził w jedynie sobie znanym kierunku. Nie odwrócił się, ze spojrzeniem wbitym w chodnik spokojnym krokiem oddalił się w przeciwległą stronę. Song An jeszcze przez chwilę odprowadzał go wzrokiem, a następnie z lekkim wzruszeniem ramion skierował swoje kroki w kierunku domu. Nagle zatrzymał się jednak, ponieważ kątem oka dostrzegł coś leżącego na ziemi. Przedmiot był lśniący i gładki - tylko dlatego, że odbijał światło latarni chłopak dał radę do zauważyć.
Song An podniósł rzecz z ziemi. Okazało się, że odnalazł właśnie legitymację. I nie należała ona do byle kogo. Chłopak szybko odczytał na niej tożsamość George’a.
- Na pewno będzie jej szukać! - powiedział do siebie Song An. - Muszę ją oddać!
Mówiąc to, chłopak spróbował odnaleźć jakikolwiek kontakt do spotkanego młodzieńca. Ostatecznie z legitymacji dał radę dowiedzieć się tylko tego, do jakiej szkoły George chodzi. Song An postanowił, że odda zgubę już kolejnego dnia. To była zbyt poważna rzecz, aby zwlekać z tym jakoś specjalnie długo.
Boski sługa wrzucił legitymację do torby i skocznym krokiem pokonał most, aby znajomą sobie ulicą kontynuować drogę do mieszkania. Tam wziął szybki prysznic, przygotował sobie kolację (składającej się z całej jednej zupki chińskiej) i udał się spać. Pragnął, żeby ten dzień minął jak najszybciej. Jego myśli kotłowały się wokoło znalezionej legitymacji. Miał nadzieję, że George nie martwi się o nią. Strata jej kosztuje go pewnie wiele nerwów.
Z samego już rana Song An pospiesznie się ubrał, kilkukrotnie sprawdził czy na pewno ma odnalezioną legitymację i wyszedł z mieszkania. Nie chciał tracić nawet chwili czasu.
Niestety, plan chłopaka nie poszedł koniecznie po jego myśli. Song An na zawsze pozostanie Song Anem. Zgubił się już w momencie opuszczenia przecznicy, na której mieszka. Pokręcił się trochę w kółko, wsiadł w jakiś autobus, dojechał do pętli, wrócił, skręcił w prawo, w lewo i stracił pojęcie, gdzie jest oraz gdzie ma się udać. Dopiero pomoc przypadkowego przechodnia pozwoliła mu się zorientować.
Dopiero po południu udało się Song Anowi dotrzeć pod szkołę, której adres znalazł na legitymacji. Miał nadzieję, że zastanie tutaj jeszcze George’a. Początkowo czekał na niego przed budynkiem, ale na placu przed ośrodkiem oświaty przewijało się zbyt wiele osób, więc chłopak postanowił wejść do środka, aby przypadkiem nie przegapić nigdzie poszukiwanego ucznia. Wewnątrz korytarze nie były już tak zaludnione. Ucieszyło to Song Ana. Wierzył, że teraz łatwiej odnajdzie chłopaka.
Boski sługa z uporem ignorował natrętne spojrzenia i szepty skierowane w jego stronę. Uśmiechał się szeroko, ale niespecjalnie przejmował się zaczepkami. Jedynie przepraszał, mówiąc, że nie ma czasu na rozmowę. Musiał znaleźć George’a. Nie mógł się rozproszyć.
Wydawało się, że obszedł już całą szkołę - Song An powoli zaczął tracić nadzieję. Wtedy dostrzegł na drugim końcu korytarza znajomą sylwetkę.
- George! - zawołał za nim. Chłopak podskoczył i z początku nie odpowiadał, jakby analizując, co się przed chwilą wydarzyło. Dopiero po upływie chwili odzyskał zdolność komunikowania się.
Song An pośpiesznie wyjaśnił powód swojego pojawienia się w szkole. Już miał wyciągnąć legitymację, kiedy jego nowy znajomy zaczął się zachowywać się dość dziwacznie i poprosił, aby jak najszybciej opuścić teren szkoły. Boski sługa nie miał w naturze robić innym pod górkę, więc dołączył do chłopaka. Próbował się jednak domyśleć powodu niepokoju.
- Dlaczego? Masz alergię na tę rośliny? - dopytywał Song An, kiedy znaleźli się poza budynkiem szkoły i kierowali się w stronę bramy.
- Nie, po prostu… - Zaistniała próba wyjaśnień, ale George nagle przerwał. Spojrzał w stronę wyjścia ze szkoły, którą właśnie opuszczała grupka osób. Wydawało się, że chłopak ich zna.
- To twoi znajomi? - Song An próbował się upewnić w swoich przekonaniach. - Chętnie ich poznam!
- Nie, Song An, ty nie chcesz ich znać - przekonywał go Geroge. Song An nie wiedział, co się właściwie dzieje. Przekrzywił głowę ze zdziwienia. Nie rozumiał, dlaczego chłopak unika tamtych uczniów.
Przekonał się o tym jednak chwilę później, kiedy usłyszał wyzwisko skierowane w stronę George’a. Song An nie tracił czasu. Zatrzymał się nagle i odwrócił na pięcie, aby spojrzeć nieznanemu uczniowi prosto w oczy. Tamten podtrzymał spojrzenie oraz podszedł bliżej. Chłopak był o wiele wyższy od niego samego. Song An wyprostował się, aby utrzymać wzrok.
- Przepraszam, ale nie wypada tak mówić o innych - zwrócił grzecznie uwagę uczniowi. - Świadczy o braku jakiejkolwiek kultury i godności.
Grupka osób, do tej pory rozgadana, całkowicie zamilkła, aby chwilę później wybuchnąć głośnym śmiechem. Na Song Anie nie zrobiło to wielkiego wrażenia. Czekał na odpowiedź nieznajomego. Kątem oka dostrzegł jednak George’a.
- Chodźmy stąd - nalegał szeptem chłopak boskiego sługę. Song An uśmiechnął się w jego kierunku, dając znać uśmiechem, że wszystko w porządku.
Odpowiedź od nieznajomego nie nadeszła, dlatego też niższy chłopak zaplótł ręce na piersi i odezwał się ponownie:
- Przed chwilą wydawało się, że masz wiele do powiedzenia. Zapomniałeś o zdolności mówienia?
Chłopak, do którego się zwrócił, ponownie się zaśmiał i zbliżył się do Song Ana. Górował nad nim całym swoim ciałem. Boski sługa przypominał przy nim dziecko. Nie oznaczało to jednak, że w jakikolwiek sposób zmienił swoją postawę. Dalej stał sztywno wyprostowany z głową zadartą do góry, wpatrując się w nieznajomego.
- Po prostu nie mogłem uwierzyć, że taki krasnal ma czelność zwracać mi uwagę - odpowiedział w końcu. Mówiąc to uśmiechnął się prowokująco. Jednocześnie odwrócił głowę w kierunku swoich znajomych, jakby szukał aprobaty. Z takową się spotkał. Jego miniony zaczęły przytakiwać i rzucać niemiłe słowa w stronę Song Ana.
- Mylisz się. Nie jestem krasnalem, ale człowiekiem. Tak jak wy - wyjaśnił spokojnie. - Obawiam się, że masz mylne wyobrażenia.
Nieznajomy otworzył usta, ale nic nie powiedział. Wyglądał, jakby procesował słowa swojego rozmówcy. W końcu potrzepał głową i rzucił Song Anowi wrogie spojrzenie.
- Czy ty zdajesz sobie sprawę, z kim masz do czynienia?! - warknął. - Na twoim miejscu pomyślałbym, co mówisz i do kogo mówisz albo tego pożałujesz!
- Nie, nie mam pojęcia - powiedział szczerze Song An z lekkim wzruszeniem ramion. - Przepraszam, ale nie ma to dla mnie specjalnego znaczenia. Wszyscy jesteśmy ludźmi, co oznacza, że jesteśmy sobie równi. Dlatego obrażanie kogoś, właściwie bez powodu, jest czymś, czego nie potrafię zrozumieć.
Uczeń jedynie się roześmiał. Song An powoli tracił nadzieję, że uda mu się przemówić do rozsądku. Dodatkowo spoglądał na George’a, który z każdą chwilą stawał się coraz bardziej zaniepokojony. Atmosfera stała się tak gęsta, że można byłoby ją kroić nożem.
Apogeum ów sytuacji nastąpiło w momencie, kiedy nieznajomy chłopak, przywódca całej tej bandy, chwycił Song Ana za szaty. Nie zdążył jednak podnieść go do góry, ponieważ niefortunnie otarł się o skórę i bezwarunkowa obrona boskiego sługi zadziałała - ucznia delikatnie poraził prąd. Chociaż tknięcie nie należało do specjalnie mocnych, wystarczyło, aby przestraszyć nieznajomego, który puścił ubranie Song Ana i cofnął się do tyłu. Jednocześnie, nie zauważył wystającego krawężnika i z hukiem upadł na ziemię. Sam w sobie upadek najpewniej nie był bolesny, ale tak niefortunny, że chłopak wylądował w kałuży. Zaczął głośno przeklinać.
- Ty-! - krzyknął chłopak, natychmiast podnosząc się z wody i otrzepując z błota. - Pożałujesz jeszcze tego! Ty! Ty! Ty przeklęta wiedźmo!
- Przecież mówiłem, że jestem zwykłym człowiekiem, a nie żadną wiedźmą - przypomniał Song An, spoglądając na ucznia spokojnym wzrokiem. - Niczego przecież nie zrobiłem.
Uczeń jedynie rzucił mu wrogie spojrzenie, odwrócił się i poszedł w przeciwległym kierunku, obiecując zemstę. Boski sługa wzruszył ponownie ramionami.
- Tacy więcej mówią, niż działają - stwierdził i skierował się w stronę stojącego za nim George’a. - Byłbym zapomniał! Mam twoją legitymację!
Mówiąc to, Song An wyciągnął przedmiot i oddał go chłopakowi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz