Włożył pałeczkami do ust kawałek mięsa, chwilę żuł, rozkoszując się smakiem.
Ach, był z niego naprawdę świetny kucharz. Co jak co, ale umiejętność bogów jego pokroju do szybkiego uczenia się była naprawdę wspaniałym darem. Wystarczyło trochę się skupić i już podstawy miało się w garści, a reszta to była zaledwie kwestia kilku tygodni lub nawet dni. Kto by pomyślał, że Raoun w tak krótkim czasie nie tylko ogarnie gotowanie, ale też medycynę? Medycynę! Na tym etapie to był prawdziwym lekarzem! Może powinien sobie taką tożsamość wyrobić? Zabawiłby się, a do tego zarobiłby kupę siana. Wtedy to będzie boskie życie!
— To moje pierwsze piżama party, ale nie jest źle — usłyszał.
Podniósł głowę znad swojej miski, spojrzał na Bashara. Choć demon nie należał do osób wylewnych, w tym momencie dało się bez większego problemu określić, że całkiem dobrze się bawił. A może to Raoun już go na tyle znał, że opanował jego mimikę... Cokolwiek to było, lekarz się cieszył.
— Moje też! — zawołał wesoło. — Nareszcie mam co robić w nocy!
Ostatnia kwestia zaciekawiła tamtego. Popatrzył na boga, minimalnie uniósł brew.
— A co normalnie robisz?
Nie wydawał się być jakoś specjalnie zainteresowany, ale w rzeczywistości prawdopodobnie było trochę inaczej. Chyba że to był zwykły obowiązek dalszego prowadzenia konwersacji.
— A w sumie nic. — Wzruszył ramionami. — Nocą większość świata znika, nic konkretnego się nie dzieje. Większość osób śpi, więc nie ma kogo opętać... A bez ciała nie mam jak się oddawać zainteresowaniom czy czemukolwiek kreatywnemu. Ostatecznie błądzę po mieście, gdzieś sobie siadam i zatracam się w swoich myślach. Czasami Kanno mi zostawi włączony laptop z maratonem jakiegoś serialu, to sobie oglądam.
— Kanno? — dopytał Bashar.
— To mój przyjaciel.
— Dziwne, że masz przyjaciół — palnął, kontynuując jedzenie.
— Odwołaj swoje słowa! — Raoun niemal wstał. — Bóg nie może mieć przyjaciół?! To ogromny zaszczyt dla każdego śmiertelnika być nazwanym przez boga przyjacielem!
Wpakował do buzi całą łyżkę ryżu, chwilę żuł, aż przełknął i nieco ochłonął. Wyprostował się, cicho odchrząknął.
— Kanno jest tutaj pierwszym śmiertelnikiem, który mnie normalnie zobaczył po tym, co się stało — zaczął. — I przez spory czas był jedynym, z którym miałem normalną relację. Uch, nawet nie wiesz, jakie to irytujące, że do kontaktu z kimkolwiek potrzebuję kogoś opętać. — Machnął pałeczkami wbrew savoir-vivre. — Sytuację ratowałyby duchy, gdyby nie to, że tak ciężko je tu spotkać. Żniwiarze zdecydowanie za dobrze wykonują swoją robotę. Mogłem nie pomagać wtedy, to by może chociaż uciekinierzy się ostali...
Zjadł trochę warzyw, westchnął ciężko.
Bashar chwilę go obserwował, wyraźnie nad czymś się zastanawiał. Poprawił swoją pozycję na krześle, nabrał na łyżkę ryż.
— Czy to znaczy, że jestem drugą osobą, która cię normalnie widzi? — spytał jak gdyby od niechcenia.
— Już nie dodawaj sobie tyle wartości — zgasił go Raoun. — Parę osób się tam jeszcze przewinęło przed tobą. Ale z nikim z nich nie udało mi się nawiązać relacji, tego nie da się ukryć.
Posiłek dokończyli w ciszy. Bóg oznajmił, że nadeszła pora na oglądanie filmu, jak to się robiło na piżama party, ale Bashar zrujnował jego plan, tym swoim nudnym, poważnym tonem mówiąc, że nie przejdą do kolejnej aktywności, dopóki nie posprzątają ze stołu. Jak dobrze, że miał w domu zmywarkę, bo Raoun by go chyba opętał, jakby mieli własnoręcznie, w takich czasach, w domu lekarza pieprzyć się z myciem naczyń.
Pozwolił sobie odnaleźć w szafkach herbatę, żeby zaparzyć ją dla siebie... i dobra, niech będzie też dla Bashara, mimo że powinno być na odwrót, w końcu Raoun był nie tylko gościem, ale przede wszystkim bogiem, lecz okej, sam z własnej, nieprzymuszonej woli przejął pałeczkę. Zalał torebki zagotowaną w czajniku wodą, chwilę żałował, że nie kupili alkoholu (nie będziesz upijał cudzego ciała – tak powiedział demon), dopóki nie dopadł go ból brzucha.
— Ughhhh, boli mnie brzuch. — Skrzywił się mocno.
— Przejadłeś się? — rzucił nieprzejęty Bashar.
— Raczej ten koleś ma za mały żołądek. Co on, na strajku głodowym jest czy jak?
No tak, student się głodził przez pewnie dłuższy czas, więc taka solidna uczta wzięła jego żołądek z zaskoczenia i biedny organ teraz panikował, bo nie wiedział, co się dzieje. Ciała śmiertelników były naprawdę wrażliwe, szczególnie te ludzi. Musieli przestrzegać ściśle określonego stylu życia, ciągle się badać, inaczej mieli same problemy. Pod tym względem Raoun cieszył się, że był bogiem. Hm, pod którym nie miałby?
Przynajmniej już nie potrzebował studenta. Bashar nie miał w domu żadnych fajnych planszówek (nawet Kanno coś u siebie trzymał, normalnie bieda z nędzą), więc mógł sobie resztę nocy spędzić bez okupywania czyjegoś słabego ciałka.
Tak, herbata odeszła w niepamięć...
— Idę go odstawić, zaraz wracam — oznajmił przez ból. — Ty załącz film.
Opuścił mieszkanie, wdrapał się na wyższe piętro i zostawił młodzika tak, jak go zastał: przy biurku, z nosem w książkach.
Dwójka wiekowych bytów rozsiadła się na kanapie, zaczęła oglądać znaleziony w Internecie rzekomo kultowy horror. Przez pierwszy kwadrans oboje siedzieli w ciszy, dopóki film się nagle nie zaciął. Bashar coś poklikał, odświeżył stronę, przewinął do miejsca, na którym stanęli.
— Wow, ten film jest tak nierealistyczny — burknął Raoun. — Już bardziej realistyczny jest dzieciak wykładający na UMS niż to.
— Może się rozwinie — rzucił Bashar, lecz sam nie brzmiał na przekonanego własnymi słowami.
Oglądali dalej, przeżyli kolejne trzy kręcące się kółka na środku ekranu. Pojawiła się scena kobiety, która modliła się w jakiejś świątyni, gdy nagle przed nią, w akompaniamencie efektów ze szkolnej prezentacji pojawiło się jakieś biedne bóstwo.
— Buhaha, to ma być bóstwo? — Ciężko było stwierdzić, czy Raoun bardziej się nabijał z filmu, czy był zły. — Żeby nie było, ja w pełni mocy prezentuję się o niebo lepiej!
Wykorzystał czwarte już obroty kółka na ekranie, żeby spojrzeć na lekarza.
— To? — Wskazał siebie rękami. — To jeszcze nic! Ty byś widział mnie z moim ciałem i mocami, to by ci szczena opadła! — Zmierzył demona wzrokiem. — No dobra, szczena by ci nie opadła, ale na pewno miałbyś zdziwko! Lepiej teraz postaw poświęcony mojej czci ołtarzyk, bo potem będzie za późno!
Uśmiechnął się dumnie, poprawił szlafrok, który podkradł od studenta.
Ale serio, jak można w tak przykry sposób pokazać bóstwo? Znając ten film, już się nie dziwił, że śmiertelnicy w Riftreach mieli beznadziejne zdanie o swoich bogach. W Ma'ehr Saephii za coś takiego to by pozwano całą ekipę, która pracowała nad tym filmem, wróć, nawet nie by nie pozwano, tylko od razu zamknięto w więzieniu! Boga trzeba ukazać w jak najwspanialszej formie, pokreślić wszystkie jego boskie atuty, żeby każdy oglądający padł na kolana i zaczął się modlić do samego ekranu. O, tak to wszystko powinno wyglądać!
Pokiwał do siebie głową, gdy wtem nabrało go na wspominki.
— Gdy miałem jeszcze ciało, ach, to były czasy! — przeciągnął się, jakby było mu to potrzebne. — Nie tylko mogłem robić dużo rzeczy, ale jeszcze byłem sławny! Cały świat mnie znał, wszyscy się do mnie modlili, do Boga Spirytyzmu!
Bashar znów nachylił się do podłączonego do telewizora laptopa (na Pramatkę, jak dobrze, że chociaż tyle technologii miał w tym staromodnym mieszkaniu w równie staromodnej kamienicy), zaczął coś kombinować, zapewne w nadziei, że strona się ogarnie i pozwoli im dalej oglądać.
— Skoro byłeś taki sławny, to czemu nie ma nic o tobie w Internecie? — spytał, wzrokiem nadal skupiony na laptopie.
Raoun od razu wyłapał odpowiednie słowa. Wyprostował się, popatrzył na demona, unosząc niemalże teatralnie brew.
— Ho, szukałeś o mnie informacji?
— Zdarzyło się...
— Chcesz zostać moim wzorowym wiernym?
Dopiero w tym momencie tamten na niego spojrzał.
— Co...?
— Wiesz, wystarczyło zapytać! — Machnął niezgrabnie ręką, uśmiechając się w jakoś irytujący sposób. — Zaraz bym ci powiedział wszystko, co musisz zrobić, żebym docenił cię jako wiernego! Zaczęlibyśmy od ołtarzyka! — Rozejrzał się po pokoju, wskazał jakiś regał. — O, na przykład tam! Wywalić regał i będzie miejsce!
Bashar podążył wzrokiem za palcem, szybko jednak posłał bogu dość krytyczne spojrzenie. Nie trzeba było umieć czytać w myślach, żeby wiedzieć, że demonowi nie podobała się specjalnie wypowiedź tamtego ani nawet go nie rozbawiła. Wziął głęboki wdech, poświęcił dwie sekundy, by pomasować palcami lewą skroń.
Raoun przypatrywał się jego reakcji, cicho prychnął.
— Ta, wiem, że szukałeś sposobu, żeby się mnie pozbyć — rzucił po chwili.
Kolejne słowa, które zaskoczyły Bashara. Mężczyzna uciekł spojrzeniem w bok, ukazał minimalne zakłopotanie.
— Nie tyle, żeby się pozbyć... — zaczął.
— ...co po prostu przegonić — dokończył za niego bóg. — Fakt, dokuczałem ci na początku. Ale zasłużyłeś.
— Gdybyś mi nie przeszkadzał w pracy...
— Gdybyś ty nie odgonił mnie od Massimo... — przerwał mu, po czym wykonał pauzę. — Ale czy nie liczy się to, co jest teraz? Patrz, siedzimy razem, próbujemy obejrzeć spiracony film, który ciągle się zacina. Życie potrafi być zaskakujące, nie sądzisz?
Sam nie do końca pamiętał, kiedy próby zrujnowania lekarzowi dnia przemieniły się we wspólne operowanie i spędzanie czasu. Mogłoby się wydawać, że Raoun będzie przez chwilę uprzykrzał Basharowi życie, a potem uzna, że szkoda boskiego dnia i pójdzie dalej, a skończyło się na tym, że doszło do porozumienia, które sprawiło, że... no jakoś się zakumplowali. Może połączyło ich to, że obaj mieli za sobą sporo lat oraz opętywali? Chociaż Raoun to był tam lepszy w tym polu. No co? Bóg Spirytyzmu!
— Wracając, nie ma o mnie w Internecie, bo, cóż... — poświęcił kilka sekund na zastanowienie się — prawdą jest, że byłem sławny na cały świat, ale nie mowa o tym świecie, tylko innym.
— Innym? — powtórzył Bashar, bardziej zaciekawiony niż kiedykolwiek wcześniej. — Jesteś z innego świata?
— Nom.
Oboje wymienili się spojrzeniami, jakiś czas tak trwali bez ruchu.
— Wyglądasz na mniej zaskoczonego, niż się spodziewałem — zauważył Raoun.
— Od jakiegoś już czasu uważałem, że jesteś dziwny — przyznał bez przeszkód demon.
— Jaki? — Gdyby była taka możliwość, to by mu wyskoczyła żyłka na czole.
— No nie pasujesz tu. Gadasz o byciu jakimś bogiem, o którym niemal nic nie ma w sieci, jesteś technicznie duchem, co... nie zdarza się wśród bóstw. Też masz białe źrenice. I ogólnie jesteś dziwny.
— Przysięgam, że jak już odzyskam potęgę, odpłacę się za to wszystko.
Och, on naprawdę szybko musi zdobyć nowe ciało, żeby wszyscy wreszcie zobaczyli, z kim mieli do czynienia.
Bashar totalnie zignorował jego słowa; co w sumie na tym etapie nie było taką nowością.
— Czyli jesteś z innego świata... — Na moment podparł ręką podbródek, ukazując tym zamyślenie. — Jak on wygląda?
Bóg musiał trochę poświęcić, żeby zebrać myśli w coś konkretnego. Ma'ehr Saephia znacznie się różniła od Riftreach, więc ciężko było ustalić, od czego zacząć. Jednocześnie nie chciał od razu mówić o wszystkim, bo by chyba do rana opowiadał, a jakby miał jeszcze uwzględnić to, kim on tam był, to by cały następny dzień im zleciał.
— Technologicznie nie jest tak zaawansowany jak ten — powiedział w końcu. — Nie mamy komórek ani telewizji, ani metra, ani Internetu... Wygląda trochę jak Auranthia około dwieście lat temu. Też w kwestii ras wyższych nie mamy takiego zróżnicowania.
Bashar go słuchał; pokiwał głową, dając tym znak, że przyswoił nowe informacje. Film w końcu ruszył, lecz demon go zatrzymał.
— Istnieją tam inni bogowie, czy ludzie są skazani na ciebie? — zadał kolejne pytanie.
Serio, ta końcówka nie była potrzebna.
— Nie możesz normalnie pytać? — obruszył się Raoun. — Tak, są inni bogowie. Ale ja jestem jednym z tych uniwersalnych. Takim, do którego śmiertelnicy częściej się modlą niż do pozostałych. Nie licząc Pramatki, będącej najważniejszą. Podsumowując jednak, jestem istotny, okej?
— To czym takim się zajmujesz?
Bóg zmierzył go wzrokiem z góry na dół. Poprawił swoją pozycję na kanapie.
— Woah, teraz bardzo ładnie widzę, że nie zwracasz uwagi na to, co mówię! — zarzucił głosem przesiąkniętym sarkazmem. — Oczywiście, że jestem Bogiem Spirytyzmu! Sprawuję pieczę nad duszami, a że wszyscy ją mają, w ich oczach jestem kimś bardzo ważnym!
— A jak wygląda taki typowy wtorek u Boga Spirytyzmu w kalendarzu?
Raoun wykrył, że Bashar nie kupował wszystkich jego słów, ale postanowił jeszcze tego specjalnie nie krytykować. Tym bardziej że, chcąc nie chcąc, nie miał jak mu udowodnić tego, co mówił. To zrozumiałe, że śmiertelnik mógł mieć problemy z pojęciem takich rzeczy. Społeczeństwo Riftreach było dziwne, a jak znał życie, demon zapewne ułożył sobie w główce, że bóg opowiadał o innym, jak to oni nazywali, odłamku aniżeli odrębnym świecie.
Niech mu będzie, Raoun odpowie ładnie na pytania.
— No ja tam mam całkiem sporo wolnego czasu, więc robię w sumie, na co przyjdzie ochota.
— Hm, czyli leniwy jak każdy bóg, zanotowano — podsumował Bashar.
— Jak MOŻESZ! — Wyprostował się tak gwałtownie, że prawie się zerwał na równe nogi. — Jaki leniwy?! Sam na własne oczy widzisz, jak ciężko haruję! Pomagam ci przy tych wszystkich operacjach, driftuję karetki na sygnale! Normalnie aż mi cienie pod oczami wylazły!
Pociągnął palcami wskazującymi dolne powieki i tak się zaprezentował Basharowi. Lekarz zmierzył go wzrokiem, otworzył usta, lecz nim zdołał cokolwiek powiedzieć, bóg go wyprzedził:
— Masz rację, to nie ciało i w tej formie nie mam cieni. Ale wiesz, o co mi chodzi!
Oparł się plecami o kanapę, skrzyżował ręce na piersi i wydął usta niczym nadąsane dziecko. Popatrzył na telewizor, przyjrzał się zamrożonej postaci filmowego bóstwa. Poruszył torsem, imitując westchnięcie. Pomyśleć, że jako duch nie mógł nawet sobie wzdychać... Ta forma bolała bardziej, niż powinna. A była przecież niematerialna.
Potrząsnął głową, odrzucając w ten sposób niepotrzebne myśli. Nie mógł psuć nastroju, byli przecież w trakcie piżama party.
— Dobra, dobra, teraz trochę o tobie. — Odwrócił głowę, posłał Basharowi wyczekujące spojrzenie. — Też coś poopowiadaj o sobie. Czemu zostałeś lekarzem? — Zmienił pozycję, oparł łokieć o zagłówek, podczas gdy dłonią podparł policzek. — O ile orientuję się w tym świecie, demon-lekarz to nie ostatni krzyk mody.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz