01 sierpnia 2023

Od Dantego do Ignisa

Zaczepny uśmieszek wypłynął mu na usta. Słowa Ignisa były ciche, ale syren nie przypuszczał, że genashi w ogóle starał się ukryć cierpki ton i niecierpliwe westchnięcie. Dante aż nabrał ochoty, żeby specjalnie przykładać centymetr nieco dłużej do ciała perkusisty, przesadnie uważnie zapisywać każdą cyferkę w notatkach i najlepiej to jeszcze powtórzyć całą czynność, tak dla pewności. Lecz Raam był tak wielki, że nawet jego zadziornemu charakterowi odechciało się drażnienie z wokalistą w ten sposób.
Były jeszcze inne.
— A ja myślałem, że masz więcej kultury w sobie. — Mruknął krawiec, też niby cicho i pod nosem, nie miał jednak wątpliwości, że ten, kto miał usłyszeć, to zdecydowanie usłyszał.
— Dostosowuję się do poziomu rozmówcy. — Komentarz za jego plecami padł szybko, ktoś poruszył się na kanapie. Dante parsknął śmiechem, kończąc pomiary drugiej nogi Raama.
— Informuję cię już teraz, że jeszcze nie dotarłeś do mojego.
— Seymour? — Łagodny głos Ioannisa wypełnił studio, znów wchodząc między niego i Ignisa, zanim uszczypliwości zdążyły się zaognić. — Chcesz być kolejny?
Czarodziej był łatwiejszy w zmierzeniu, wymagał mniej gimnastyki i dzielenia uwagi na resztę zespołu. Genashi przycichł po ostatniej wymianie zdań, porzucił nawet pomysł przekonywania członków do zajęcia się muzyką w czasie, gdy on pracował. Dantemu udało się nawiązać z gitarzystą niezobowiązującą rozmowę, coś zagaił o jego tatuażach, tamten zawiesił wzrok na licznej biżuterii, zaśmiali się razem z jakiegoś żartu. Przy Ariethcie rozbolały go trochę plecy od schylania się, przynajmniej centymetr na pewno na niego wystarczył, Ioannis zaś zainteresował się przelotnie jego karierą, popytał trochę o pracę w zakładzie i czy robił wcześniej podobne zamówienie. Luźna, przyjemna atmosfera zapanowała między nim a resztą zespołu, Norbert w międzyczasie zostawił ich samych, by móc odebrać telefon w spokoju na korytarzu. Zbierając ostatnią miarę z keyboardzisty, Dante prawie zapomniał, że został mu na koniec najcięższy przypadek, milczący, z grymasem na twarzy wyczekujący końca dłużącej się wizyty krawca.
Gdy w końcu oznajmił, że może się łaskawie zająć naburmuszonym wokalistą, ten wstał ze skrzyżowanymi na piersi ramionami, uniósł nieco głowę, świdrując płomiennym spojrzeniem różową zaporę szkiełek, a wyraz nieopisanej irytacji malował się na twarzy. Syren uśmiechnął się kpiąco, górując nad nim te parę centymetrów. Dobrze, że założył tego dnia obcasy.
— Ignis, z ciekawości… — Zaczął, sprawdzając szerokość ramienia, muzyk zerknął na niego kątem oka. — Czy ty kiedykolwiek kupujesz ubrania?
Nie umknęło mu, że zanim mężczyzna się odezwał, powiódł wzrokiem gdzieś za jego plecami i zacisnął szczękę.
— Jak coś mi pasuje, to nie chce tego zmieniać — tylko trochę brzmiał niezadowoleniem.
Krawiec pokiwał lekko głową ze zrozumieniem.
— Powinieneś jeszcze przestać się myć, dopełniłoby obrazek bezdomnego. — Odparł do tego swobodnie, przechodząc na drugą stronę Ignisa.
Wokalista najeżył się, niewiele brakowało, a poszedłby mu dym z nozdrzy jak u smoka.
— Nie przyszło mi do głowy, żeby brać przykład z ciebie.
— Masz już część materiałów do zrobienia strojów, Dante? — Reakcja Ioannisa była błyskawiczna, podobnie co wcześniej mająca zdusić w zalążku ostrą wymianę zdań. Aura dojrzałości odmieńca i jego starania w utrzymaniu całego spotkania na właściwych torach aż wybudziła cień skruchy w czepliwym syrenie. Ale tylko cień, choć wystarczył, by odciągnąć go od dosolenia Ignisowi.
— Część — przyznał, odwracając się na moment. — Te bardziej szczególne zamówię na dniach.
Darował już wspominanie o ilościach podstawowych tkanin, które będzie musiał domówić, żeby starczyło na wykonanie ubioru dla Raama. Jeszcze w zakładzie nie mieli okazji zużyć tyle materiału na jedną osobę, a Dante nawet nie chciał myśleć o bezliku wypowiedzianych przekleństw i obolałych dłoniach przy wsadzaniu tego pod maszynę do szycia. Kuttner zapewnił go, że ze względu na charakter zamówienia może podzielić się obowiązkami ze współpracownikami i zamierzał bez skrupułów zrzucić proces zszywania potężnego golfu na Filippę. Obieca zapłacić za nią przy kolejnym wyjściu do baru i może kobieta mu trochę przebaczy.
Dyskusja wygasła, syren przeszedł do pracy przy talii Ignisa. Genashi nadmiernie spinał się w sobie i krzywił za każdym razem, gdy krawiec się nieco bliżej przysuwał.
— Nie jesteś Raamem — prychnął. — Nie musisz stać na wdechu — komentarz jednak nic nie pomógł, Dante zlustrował muzyka, zmarszczył brwi. — Jeny, tobie cały czas o ten zapach chodzi?
— Zajmij się swoją pracą — mruknął Ignis.
— Z przyjemnością… — Mierzony mężczyzna drgnął lekko, oparł się mocniej na jednej nodze, syren cmoknął rozdrażniony. — Jeśli przestaniesz się wiercić.
— Nie wiercę się.
— Przecież widzę.
— Chuja widzisz w tych okularach.
Ioannis nie dostał nawet szansy na rozdzielenie kąśliwej dwójki. Dante podparł się pod boki, wargi wygięły się w cierpki uśmiech. Światło zaigrało w szkiełkach, zeźliło muzyka jeszcze bardziej.
— No kurwa, jak centymetr mi się wydłuża co chwila, bo się kręcisz, to widzę.
Drzwi skrzypnęły. Wszyscy jak jeden mąż zwrócili się ku wejściu do studia, które właśnie zamykał Norbert. Mężczyzna popatrzył po zebranych, jakoś nie wyczuł wiszącego w powietrzu napięcia między dwoma żywiołami.
— Jak tam? Skończyliście? — spytał, upijając łyk kawy z papierowego kubka.


Zakład Kuttnera przyszywał do każdego zamówienia ładną metkę z oznakowaniem, gdzie ubranie zostało wykonane, były one uprzednio przygotowane i zawierały estetyczny haft nazwy przybytku. Jednak klient Dantego, porywczy wokalista Vox, specjalnie prosił się, żeby uprzykrzyć mu życie najbardziej zmechaconą i drażniącą metką, jaką maszyny do szycia Kuttnera widziały.
— Jaki masz problem? — mruknął Seymour, gdy genashi po raz kolejny szturchnął go łokciem, by sięgnąć karku.
— No… — Ignisa musiała już boleć szyja od nieustannego wykręcania. — Nie mogę stać spokojnie, bo coś mnie swędzi.
— Co cię swędzi?
— Nie wiem! Metka?
— Metka ci przeszkadza? — wtrącił się Raam.
— Ignis, nie ma możliwości, żeby metka ci przeszkadzała — świetnie się sprawdzał w roli niewiniątka. — Chłopaki mają taką samą. Mam się zająć jej odpruwaniem teraz?
Ignis skinął głową, szarpnął za kołnierz.
— A kto tu najszybciej chciał skończyć z tymi przymiarkami? — zakpił czarodziej.


Dante postąpił krok w tył, cmoknął.
— Tak, ta talia jest zdecydowanie do poprawy.
Zirytowany genashi wciągnął ostro powietrze.
— To już trzeci raz, gdy ją poprawiasz — burknął, dając zebrać z siebie dodatkową miarę.
— A ty ile pracujesz nad jednym utworem? — spytał syren, nie oderwał się pracy.
Cisza była wymowna.
— Po prostu skończ to niedługo.
Gdyby tylko Ignis zobaczył zawadiacki półuśmiech na ustach Dantego, miałby szansę zrozumieć swój błąd z wypowiadaniem po raz tysięczny tych słów.
— Nogawki spodni też do poprawy — mruknął krawiec, nie przyglądając się nawet dobrze tym nieszczęsnym nogawkom.


Od rozpoczęcia pracy z Vox Metallica Dante nie miał jeszcze okazji zobaczyć takiej ulgi na twarzy Ignisa, gdy znajomy fotograf zakomunikował pozującemu zespołowi, że sesja pomału dobiega końca i chce tylko zrobić kilka poprawkowych ujęć. Stał nieco z boku, uważnym wzrokiem profesjonalisty wyszukując ewentualnych mankamentów na wykonanych kreacjach – zmarszczka na ramieniu, odpięty guzik czy nawet przekrzywiona biżuteria. Był szczerze dumny z pracy, jaką udało mu się wykonać wraz z pomocą ludzi z zakładu i nie zamierzał pozwolić, by zbytnio odgięta poła płaszcza miała zepsuć efekt końcowy.
Pięć wyjątkowych osobistości olśniewało pełnym przekrojem czerwieni, hebanu i migoczącego złota, peleryny dodawało dostojności, lejącą się kaskadą materiału opadając za nimi, a rękodzielnicze akcesoria ze smoczymi łuskami nadawały mitycznego charakteru mężczyznom. Pozowali na tle surowych warunków studia fotograficznego, ale syren nie odniósł wrażenia, że potrzebowali wysublimowanego otoczenia do tej sesji. Ich ubrania zawierały w sobie tyle detali, złotych nici zdobiących mankiety i kołnierze, konkretne wzory związane z tematyką singla, że nawet zatrzymanie uwagi dłużej na skórzanych butach, odznaczających się równie uważnym przyłożeniem się do szczegółów, co reszta stroju, było trudne. Dante przekrzywił głowę, spojrzał pod nieco innym kątem na całą scenę. Seymour właśnie ustawiał się razem z Ignisem do wspólnego zdjęcia. Przypomniał sobie słowa Kuttnera. Jeźdźcy smoków, takich ich nazwał.
Spełnił oczekiwania i to z nadwyżką, szef był zachwycony, dawno już tak wylewną pochwałą go nie obdarował, Norbert zaś nie mógł się doczekać skoku statystyk po opublikowaniu sesji oraz singla. Tak, to była dobrze wykonana robota, ciężka i żmudna, lecz ciekawą rekompensatę wysiłków stanowiło kłótliwe towarzystwo Ignisa i przyjemne pogawędki z resztą zespołu. Miał się dogadać, to się dogadał, oczywiście na swój własny sposób.
Na granicy widzenia wyłapał zbliżającego się do niego Ioannisa. Syren przywitał odmieńca, charakterystyczny półuśmiech przyozdobił usta. Był w dobrym humorze.
— Świetnie poradziłeś sobie z tym projektem, Dante. — Zagaił keyboardzista, tak jak on stając twarzą w stronę fotografa i błysku lampy skupiający się teraz na Ariethcie.
— Dziękuję — syren skinął głową. — Cieszę się, że ktoś zauważył moją ciężką pracę.
— Nie tylko ja. Cały zespół jest zadowolony.
Krawiec prychnął sarkastycznie.
— Entuzjazm tryska z niektórych — mruknął, wymownie spoglądając na Ignisa.
— Może na to nie wygląda, ale jestem pewien, że Ignisowi też się podoba — Ioannis kulturalnie zignorował jego zachowanie. Nie było też nawet potrzeby, żeby pytał, o kim konkretnie Dante mówi. — Fani będą się cieszyć, więc on też. To dobry przyjaciel i…
— Dalej mówimy o tym samym gościu?
— …utalentowany muzyk — dokończył ze swym łagodnym uśmiechem keyboardzista. — Z Ignisem zacząłeś po prostu od złej strony i sam dobrze wiesz dlaczego.
— Różnica charakterów? — odparł, zbywając sugestię.
— Raczej ich ciekawe podobieństwo. — Dante powstrzymał się przed wypowiedzeniem kolejnej zgryźliwej uwagi tylko z powodu obecności Ioannisa. — Myślę, że powinieneś spróbować poznać go bliżej. Wtedy lepiej zrozumiesz, o co mi chodzi.
— Spokojnie, cały projekt dobiega końca — machnął niedbale ręką. — To raczej ostatni raz, gdy Ignis będzie musiał mnie oglądać.
— Nie wydaje mi się — krawiec obejrzał się na mężczyznę. — Norbert wspominał, że chciałby kontynuować z tobą współpracę, a co za tym idzie – będziesz stale w kontakcie z zespołem.
Zamyślił się. Nie był bardzo zaskoczony tą informacją, manager także bezpośrednio samemu syrenowi luźno sugerował w rozmowach zapotrzebowanie na oryginalne ubrania, w których Vox mógłby pokazać się na galach muzycznych albo innych głośnych eventach. To też raczej nie była ostatnia sesja zdjęciowa, którą zespół zamierzał wykonać, więc skoro udało im się znaleźć kogoś sprawdzonego i odpowiedniego do takiego zadania, czemu mieliby tak łatwo zrywać z nim umowę? Przewidywał taką możliwość, ale usłyszenie jej od Ioannisa sprawiło, że stała się realniejsza.
— Więcej okazji do wkurwiania Ignisa zatem — skwitował półżartem.
— Albo zaprzyjaźnienia się.
Śmiech.
— Mocnych słów używasz, Ioannisie.
— Zachęcających.
— Próbujesz mnie podejść? — Dante spytał krnąbrnie.
— Zainteresować ciekawszym scenariuszem wydarzeń. — Keyboardzista był zbyt dobrze obyty z ludźmi i zbyt spokojny, żeby dać się jakkolwiek sprowokować rozmówcy.
— I pogadanie z Ignisem właśnie nim jest? — Jasne brwi uniosły się, ton głosu zahaczał o rozbawione niedowierzanie.
— Tak sądzę. Zawsze lepiej pracuje się z ludźmi, z którymi się jakoś dogadujesz.
Trudno było się z tym kłócić. Z własnego doświadczenia doskonale wiedział, jak opornie potrafiły mu iść zamówienia, gdy było ono złożone przez nadętego buca, z którym komunikacja była co najwyżej mierna. Przepchnął chyba wszystkie pomysły na strój Ignisa tylko dlatego, że muzyk nie miał żadnych uwag, najbardziej chciał, żeby to się wszystko jak najszybciej skończyło. I nawet wtedy nieustannie sobie dogryzali, jeden gotowy spopielić lub utopić drugiego. Ten stan rzeczy mógłby mu odpowiadać, gdyby nie uwaga Ioannisa, propozycja niezobowiązująca do niczego. Lecz sposób, w jaki została sformułowana i przede wszystkim przez kogo, sprawił, że syren nie do końca czuł, że miał realny wybór. W czasie swoich wizyt w studiu zdążył zauważyć, kto szczycił się największym autorytetem wśród grupy muzyków i ich nastawienie do odmieńca musiało jakoś na niego przejść. Słowa dawnego malarza nigdy nie przechodziły niezauważone.
Westchnął, pokręcił głową. Jakiś absurd.
— Najebać się można w barze z teoretycznie każdym, prawda? — Znowu otrzymał ten wszechwiedzący, łagodzący obyczaje uśmiech. — Dobra. Niech będzie. Spróbujmy. Tylko żebyś się nie rozczarował, gdy frajer wróci z obitą mordą i głośnym protestem do Norberta, żeby nigdy więcej mnie nie zatrudniał.
— Wierzę, że dacie sobie radę bez rękoczynów.
Apart kliknął po raz ostatni, fotograf głośno podziękował całemu swojemu zespołowi i modelom. Brawa i wiwaty zalały pomieszczenie, Raam skutecznie robił hałasu za cały tłum ludzi. Manager Vox szybko porwał fotografa w biznesową rozmowę, muzycy oddalili się do przebieralni. Poczekał chwilę, aż Ioannis zniknie mu z pola widzenia, przesiedział jeszcze w studiu minutę wypełnioną zirytowanym stukaniem obcasem i dopiero wtedy, powłócząc nogami, do tego dramatycznie wzdychając, Dante ruszył się ze swojego miejsca, aż jeden ze sprzątających asystentów fotografa się na niego obejrzał.
Odnalazł pokój, który wcześniej przydzielono Ignisowi. Pokrzywił się, porozglądał po korytarzu, myśląc, że może jednak sobie daruje, jakoś przegada Ioannisa, że co mu z dogadania się z Ignisem, to zwęglona pierdoła i tyle. Ale coś go trzymało przed tymi drzwiami, może to rzeknięte słowo, którego dziwnie chciał akurat odmieńcowi dotrzymać. Zerknął na klamkę. Genashi mógłby chociaż sam wyjść, lecz jakoś uparcie siedział za tymi drzwiami, a syrenowi naprawdę nie chciało się dłużej sterczeć jak idiota. Uniósł pięść, trzy razy zapukał. Właściwie przywalił. Mocno.
Huknęło w pokoju, coś musiało zlecieć na ziemię. Dante wyłapał zdenerwowane mamrotanie i gniewne kroki. Klamka szarpnęła, w wejściu ukazał się Ignis. Zmierzył krawca z góry na dół, zmarszczył brwi.
— O nie.
Dante nagle się ożywił. Spodobała mu się ta reakcja.
— O tak — uśmiechnął się szeroko, odsłaniając kły. — Jak robisz dzióbek, to nawet nie najgorzej wychodzisz na tych zdjęciach.
Mężczyzna spojrzał na niego spod byka.
— Nie robię dzióbka.
— Będzie widać potem, pokażę ci. — Wokalista odwrócił się na pięcie, pomaszerował w głąb przebieralni. Nie zamknął mu drzwi przed nosem, syren wziął to za zaproszenie. — Ogólnie to niezła sesja wyszła.
Ignis podszedł do przewalonego metalowego wieszaka, podniósł go, przysunął do ściany.
— Ta — mruknął, poprawiając odwieszoną wcześniej koszulę.
Krawiec przyglądał się, jak muzyk zbiera swoje rzeczy. Nie odezwał się, dopóki Ignis się nie wyprostował, zarzucając na ramiona skórzaną kurtkę, spojrzenie jakby w samej postawie syrena szukało podstępu. Zawadiacki uśmiech, który nie zwiastował niczego dobrego, pogorszył wrażenie.
— Idziemy uczcić? — spytał Dante.
— Co? — Wokalista prychnął, sprawdzając, czy paczka papierosów nie wyleciała mu z kieszeni.
— Piwo wypić albo inne procentowe gówno. Znam taki bar z różnymi gierkami arkadowymi. Lubisz cymbergaja? — nie czekał na odpowiedź. — Na pewno lubisz cymbergaja, ojebię cię w cymbergaja, co ty na to?
— Niczego nie idę z tobą pić. Ani grać. — Genashi wyminął go, wyszedł na korytarz.
Znudziła mu się ta chwila bycia miłym.
— Dobra, nie pierdol, Zapałka — wywrócił oczami, oparł się o framugę. — Ioannis mnie przysłał z misją pokojową, więc ściągaj chłopaków i idziemy chlać.
Dante nie do końca wiedział, która część bardziej przyczyniła się do zatrzymania Ignisa. Mężczyzna spojrzał wpierw przez ramię, potem odwrócił się, chcąc coś powiedzieć, porzucając jednak próby wielokrotnie, otwierając i zaciskając usta na zmianę.
— Jak mnie nazwałeś?
— Zapałka — powtórzył bez wahania, muzyk czekał chyba na lepsze wyjaśnienie. — No spójrz na siebie. Patyk taki nadpobudliwy jesteś, potrzeć ci łepetyną o ścianę i byś buchał ogniem. — Dante okrasił całą wypowiedź bardzo dokładną gestykulacją.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz