Praktyki z Merlinem były również dobrymi praktykami dla Souela. Podczas gdy czarodziej próbował zapamiętać wszystko, co mu tłumaczył jego mentor i opanować magię powietrza, genashi oddawał swoje nauczycielskie umiejętności do sprawdzenia. Czy mu szło? Cóż, widział postępy u licealisty, więc mógł na spokojnie stwierdzić, że jego nauki dawały efekty, ale w wolnych chwilach zastanawiał się, czy jest coś, dzięki czemu mógłby jeszcze bardziej polepszyć jakość zajęć. Może powinien poprosić samego Merlina o recenzję? Nie, to za dużo stresu. Poza tym nie znał chłopaka zbyt długo, ale mógł stwierdzić, że tamten odpowiedziałby same miłe rzeczy. Souel na jego miejscu zrobiłby tak samo. To nie ten stopień relacji, by móc swobodnie swojemu nauczycielowi wytknąć wady.
Odwrócił wzrok od próbującego unosić w powietrzu piórnik Merlina, spojrzał w stronę rosnących nieopodal drzew.
Instynkt podpowiadał mu, że ktoś przebywał w pobliżu. A on, jak to on... to znaczy nie on, tylko jego mózg podsuwał mu mroczną myśl, że ktoś ich obserwował. Nie, to wcale nie tak. To było normalne miejsce, teren dostępny dla każdego, więc wszyscy mogli swobodnie sobie tutaj przychodzić. Psia Górka nie była terenem ograniczonym ani dla VIP-ów, ani nic w tym stylu. Równie dobrze Souel mógł wyjść na podejrzanego typa, bo co pewien czas zerkał w stronę tamtej osoby, a ona być może chowała się przed nim, bo nie wiedziała, co ten wysoki typ z niebieskimi kłakami na głowie mógł od niej chcieć. Tak, trzeba myśleć z perspektywy innych, wtedy lepiej się zrozumie sytuację...
Zamrugał parę razy, powrócił wzrokiem na Merlina, który przerwał swój trening i uważnie obserwował genashiego.
— Wszystko w porządku? — zapytał, jego głos zdradzał pewne zmartwienie.
— Hm? — Souel uniósł jedną brew. — Ach, tak, tak. Po prostu się zamyśliłem.
Merlin chwilę milczał.
— Może krótka przerwa? — Ciężko stwierdzić, czy spytał ze względu na towarzysza, czy jednak siebie.
Po kilkusekundowym namyśle Souel przytaknął. Obydwoje usiedli na kocu, wyciągnęli swoje butelki z wodą i w niemal tym samym czasie się napili.
Pogoda dzisiaj dopisywała. Słońce rozjaśniało okolicę, aczkolwiek co pewien czas na krótko zasłaniały je chmury, dzięki czemu nie przygrzewało ciała. Nie wiało ani trochę, więc można było w pełni oddać się treningowi, bez obaw, że jakiś mocniejszy podmuch wiatru zaburzy używanie magii i narobi bałaganu. Merlinowi szczególnie to odpowiadało.
Genashi zakręcił butelkę, schował z powrotem do swojej torby. Znów zaczął się wpatrywać w drzewa, za którymi najprawdopodobniej kogoś zauważył. Jakiś czas się nad tym zastanawiał, aż w końcu usiadł po turecku, wyprostował się i zamknął oczy.
Merlin otwierał pudełko z ciastkami, gdy wtem poczuł, jak wiatr zaczyna go muskać w policzki. Uniósł nieco brwi, chwilę siedział nieruchomo, po czym popatrzył na towarzysza. Musiał wyczuć, że to on wywoływał powiewy, ponieważ zapytał:
— Ty to robisz?
— Mhm — odparł tamten.
Wiatr kierował od drzew przed nimi. Zmarszczył lekko brwi, w pełni skupiony na swojej mocy. Trwał tak przez dobre kilkanaście sekund. Ostatecznie rozproszył swoją energię, cicho wzdychając.
Pomyślał, że dzięki kontroli powietrza uda mu się coś wyczuć odnośnie prawdopodobnej osoby za drzewami. Powiewy jednak nic nie przywiały do niego, a przynajmniej niczego nie wyłapał. Może to tak nie działało? A może coś źle robił? Nie wiedział. Najlepiej będzie, jak zapyta o to Władcę Powietrza. On na pewno coś mu doradzi.
Ile jednak by dał, żeby Władca Powietrza teraz tu był.
Merlin przyglądał mu się z dobrą chwilę, ewidentnie nad czymś dumając. Gdy zobaczył, że tamten już nie był skupiony na... cokolwiek z perspektywy czarodzieja robił, poczęstował go ciastkami i, korzystając zapewne z okazji, powiedział:
— Twoja energia wiatru jest specyficzna. Ale to może dlatego, że jesteś genashim.
Souel spojrzał na niego, przełknął ciastko, które żuł.
— Od pozostałych genashi też się różni — przyznał. — Aczkolwiek dzięki temu w razie czego mnie rozpoznasz.
— Czy masz to po rodzinie?
Chwila namysłu.
— Można tak powiedzieć. — Uśmiechnął się.
Trochę jeszcze posiedzieli, a następnie wrócili do ćwiczeń.
Znów to uczucie.
Na ten trening specjalnie wybrał inną godzinę i inny dzień. Choć nie powinien od razu skakać do konkluzji ani zakładać złych scenariuszy (a niby nie oglądał horrorów), jako ofiara nękającej go od lat, dobrze znanej niektórym skłonności do niepokoju nie potrafił tego tak po prostu odrzucić. Jego umysł działał tak, że podpowiadał mu, jak się przygotować na koniec świata, mimo że tego końca nawet nie było widać na horyzoncie... Nie no, dobra, nie miał żadnej paranoi. Ale stres zawsze był. Nie zdziwi się, jak pewnego dnia zaczną mu włosy wypadać.
Powinien nauczyć się żyć jak Cheoryeon. Albo poprosić o radę profesora Landaka. Chwila, czemu akurat jego? Znali się krótko. Ale profesor Landak miał ogromną wiedzę i może coś by doradził. Souel powinien w jego wieku wiedzieć przynajmniej dziesięć procent z tego, co tamten.
Mniejsza.
Choć z Merlinem spotkali się innego dnia, o innej porze, po około piętnastu minutach od rozpoczęcia treningu ponownie dopadł go instynkt. Tym razem jednak postanowił mniej pokazać po sobie, że nie daje mu to spokoju. Udając, że nic się nie dzieje, ćwiczył z licealistą kontrolę powietrza, aczkolwiek tego dnia nie nauczył go niczego nowego.
Korzystając z przerwy, dwójka usiadła na kocu. Merlin wyciągnął bułkę, zaczął ją jeść (była pora lunchu), podczas gdy Souel przyjął pozycję jak do medytacji. Genashi usiadł po turecku, wyprostował plecy, położył dłonie na kolanach. Zamknął oczy, wziął głęboki wdech.
Kierunek lekkich powiewów wiatru się zmienił, ciągnąc się od strony drzew przed chłopakami, dokładnie tak, jak na poprzednim treningu. Energia powietrza uległa zmianie; Merlin podniósł wzrok na niebieskowłosego, ale bez słowa powrócił do jedzenia, zapewne myśląc, że tamten po prostu medytował z użyciem mocy. Tymczasem Souel zmarszczył lekko brwi, w pełni się skupił.
Ostatnio wysłał list do Władcy Powietrza, w którym poprosił go o radę. Nie musiał długo czekać, ponieważ dzięki artefaktowi, który niedawno dostał, odpowiedź przyszła w niecałą godzinę. Władca Powietrza napisał, co mógłby zrobić oraz wytłumaczył mu wszystko. Szczerze mówiąc, czytając wtedy list Souel zatęsknił za naukami mentora.
Wiejący w jego stronę wiatr niósł ze sobą pewną energię. Poprawił swoją pozycję, chwilowo zwiększył podmuch.
Tak.
Ktoś tam przebywał. I wnioskując po energii, był to ktoś operujący magią.
— Ughhhhhhhh.
Wybity z rytmu rozproszył wiatr, otworzył oczy i zamrugał parę razy. Odwrócił głowę, spojrzał na Merlina, który właśnie się wyciągał na kocu. Czarodziej popatrzył na niego, momentalnie usiadł prosto.
— Przeszkodziłem? — spytał pospiesznie. — Przepraszam...
— Nic się nie stało — odpowiedział spokojnie Souel. — To co, kontynuujemy trening?
Merlin chwilę milczał.
— No dobra. — Z cichym westchnięciem wstał.
Pochwycił mocą lecący w jego stronę balon, pchnął go z powrotem w kierunku Merlina.
Ten sam dzień, co zawsze, inna godzina. Energia nieznajomej osoby pojawiła się krótko po ich przybyciu.
To już któryś raz z kolei, kiedy nie byli tak sami, jak im się wydawało. Souel zmienił raz dzień, innym razem godzinę, a nieznajomy dalej się zjawiał. Zawsze w tym samym miejscu, tylko dwa razy zmienił położenie. Czyżby ich obserwował? Śledził? Kim w ogóle był? Po prostu się interesował? Czy może miał mroczniejszy motyw?
Nie będąc w stanie odpowiedzieć na żadne z tych pytań, stres powoli zżerał Souela od środka. Niewiedza go torturowała, do tego stopnia, że ostatnio, nawet wykonując normalne czynności, wracał do tego myślami. Bo o co mogło chodzić? Chodziło o niego czy Merlina, czy ich obu? W środku niemal panikował.
— Wszystko w porządku?
— Hm? — Podniósł nieco wyżej powieki, posłał Merlinowi pytające spojrzenie.
Nastolatek wskazał ręką balon, który kilka sekund wcześniej przeleciał koło głowy studenta i wylądował na trawie. Genashi spojrzał na niego.
— Ach... — Powrócił wzrokiem na chłopaka. — To nic. Po prostu się zamyśliłem.
Gestem ręki przywołał do siebie balon, niewielkim powiewem posłał go do czarodzieja. Tamten jednak nie odbił go jak dotychczas, tylko złapał w obie ręce. Podszedł bliżej.
— Wiesz, zauważyłem, że ostatnio coś... — wykonał na chwilę pauzę — nie jesteś w pełni skupiony? Wszystko gra?
Souel przyjrzał mu się dokładnie. Czyli to było widać. Powstrzymał się przed pokręceniem głową.
— Po prostu mam pewne sprawy na głowie — odpowiedział ostrożnie. — Ale nie przejmuj się.
Nie był pewien, czy Merlin też spostrzegł, że ktoś ich regularnie obserwuje, więc nie chciał go niepotrzebnie straszyć. Wiedział, że chłopak przeżywałby to gorzej od niego; być może znowu straciłby nad sobą kontrolę, a tego przecież wszyscy chcieli uniknąć. Najlepiej więc będzie, jak... Okej, Souel nie był jakimś super detektywem i, tak szczerze mówiąc, nie był specjalnie dobry w kryminałach, ale uznał, że przynajmniej spróbuje sam dowiedzieć się więcej w tej sprawie i powstrzymać się przed wciąganiem w to chłopaka. No, chyba że tamten pierwszy zagada na ten temat.
Merlin chyba trochę się martwił o Souela (co niepotrzebnie poruszyło w środku tamtego), ponieważ namówił go, żeby wcześniej skończyli trenować, a także zaciągnął do najbliższego McRonald's, żeby coś zjeść. Genashi ostatni raz był w tej sieciówce lata temu i sam zbytnio nie zamierzał tego nadrabiać, ale skoro czarodziej prosił, to się zgodził. Zje sobie jakiegoś wrapa czy coś.
Po minimalnym, ale naprawdę minimalnym zmaganiu się z samoobsługą zapłacił za jedzenie; Merlin upierał się, że on to zrobi, ale Souel był szybszy. Dostali numerek, zajęli wolny stolik.
Czując chwilowe burczenie w kieszeni, wyciągnął swojego smartfona. Dostał wiadomość od Cheoryeona, co go trochę zainteresowało. Przeczytał podgląd wiadomości, uniósł brwi.
*podsuwa mikrofon* jakie to uczucie
mieć pierwszego stalkera w swoim
życiu?
Uchylił odrobinę wargi.
Cheoryeon o tym wiedział? Czyżby miał wizję? Na pewno miał wizję, nie było innego sposobu. Ciekawe tylko, co to oznaczało. Ze względu na charakter Cheoryeona nie mógł stwierdzić, czy miało się wydarzyć coś złego, czy może jednak nie wysuwała się zza horyzontu żadna tragedia. Oczywiście, że jedyny jasnowidz, w którego zdolności wierzył, musiał być najbardziej chaotyczną osobą, jaką dotychczas poznał w swoim życiu.
Odblokował ekran, zaczął wystukiwać wiadomość, gdy nagle usłyszał:
— Ja nie chcę nic mówić, bo wiem, że masz też swoje sprawy na głowie i w ogóle, ale wydaje mi się, że ktoś nas od jakiegoś czasu śledzi.
Souel podniósł wzrok znad komórki, spojrzał na Merlina.
Och, czyli jednak się domyślił.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz