29 sierpnia 2023

Od Dantego do Mishki

Szef Dantego, Erwin Kuttner, miał specjalne miejsce w sercu zarezerwowane tylko i wyłącznie dla zwierząt, więc gdy wieść o zbiórce drobiazgów dla rezydentów niewielkiej farmy się rozniosła, nie dość, że się solidnie do niej dorzucił, do jeszcze sam upominki do młodziutkiej elfki zawiózł, przy okazji załamując się nieakceptowalnym stanem jej wytartej koszuli. Przygotował dla niej świeżutkie ubranie, lekkie i jasne, dobre do pracy, lecz także miłe dla oka, zapakował w brązowy papier i odważnie założył, że zadanie tak proste, jak przekazanie pakunku przez swego jakże zaufanego pracownik nie może zostać nijak na opak wykonane. Bo to nie było wcale tak, że jeśli posyłasz go z konkretnymi wytycznymi, co, gdzie i komu ma dać, gdyż sam nie masz czasu, to on zaraz pójdzie angażować się w głośny manifest społeczny, sprowadzający na siebie uwagę mediów, policji i szych biznesowych, z nie kim innym, a ową elfką.
Problem tylko, że to był Dante, i to była Mishka, mieszanka sama przez się mówiąca.

Od Cheoryeona – Zakupy

Miał szczególną ochotę na makaron z pomarańczowym sosem. Suyeon powiedziała, że go zrobi, trzeba było tylko wszystkie składniki kupić. A on, jako przykładny brat, bez obiekcji poszedł do sklepu.
Przekroczył próg marketu, w pierwszej kolejności kupił to, co potrzebne. Sosu niestety nie znalazł, wziął inny, ale cztery sery, więc może być. Potem trochę się zakręcił; wykorzystał okazję, więc wrzucił do siatki kilka lubianych przez niego jogurtów oraz zagarnął saszetkę z galaretką konjac. Pokrzywił się na ceny chipsów, a następnie poszedł do kasy samoobsługowej.
Zgrabnie zeskanował wszystkie artykuły, położył w koszyku. Wpisał numer telefonu, żeby zobaczyć, że tym razem nie otrzyma z niczego rabatu (nawet nie zareagował na to, bo nie było rzadkim widokiem). Gdy miał wybierać metodę płatności, odpalił na komórce aplikację bankową.
Zmierzył wzrokiem kręcące się kółeczko.
— Hm? —wyślizgnęło się spomiędzy jego warg.
Czekał... czekał... czekał...

Od Raouna – Pierwsze zlecenie

trochę rozwalona chronologia, bo miałam wieku temu dać to opowiadanie (upsi), ale to się dzieje między Biznesplanem a wyjazdem do Senkawy...
Grupka studentów siedziała sobie w bibliotece, wspólnie pracowała nad projektem. Część szukała odpowiednich informacji w Internecie, jedna wyliczała parametry, a druga pracowała nad wykresem pudełkowym. Co pewien czas ktoś coś powiedział, ogólnie jednak panowała względna cisza.
Oczy wysokiego chłopaka rozbłysnęły na moment bielą.
— Właśnie — odezwał się nieco głośniej niż dotychczas. — Ostatnio miałem pewien problem, ale szybko go rozwiązałem.
— Jaki problem? — spytała go blondwłosa dziewczyna, podnosząc wzrok znad laptopa.
— Przygotowałem przemówienie, ale strasznie się stresowałem przed grupą starszych studentów.
— Ty, stresować? — zdziwiła się brunetka w okularach. — Od kiedy ty się stresujesz?
— No akurat tym razem nie umiałem się zebrać — odpowiedział. — Ale! Otrzymałem pomoc!
— Dar od boga? — wtrąciła obojętnie inna dziewczyna w okularach, nie odrywając wzroku od ekranu swojego laptopa.
Przez chwilę myślał, że został tak szybko złapany.
— Jak frytki? — dodała brunetka, po czym obie parsknęły.
— Co. — Chłopak zmarszczył brwi.
Dziewczyny jednak nie wytłumaczyły swoich słów, tylko popatrzyły po sobie.
Grupki przyjaciół i te ich wewnętrzne żarty...

Od Dantego – Muszelka

Rekin, wodom szerokim od mórz przez oceany, był znany jako bezwzględny drapieżnik, niewyobrażalnie cichy, szybki, a na dodatek zwinny. I choć niesprowokowany mógł zostać określony mianem spokojnego, nawet tulaśnego stworzenia, w czasie łowów pokazywał pełnię swoich zdolności, w jakie matka natura go zaopatrzyła. Te dwie silne, bokserskie dłonie i przemykający bezdźwięcznie między skałami ogon były przecież nie od czego innego, a od sprawnego polowania na muszelki.

28 sierpnia 2023

Od Merlina do Souela

Merlin miał wrażenie, że za każdym razem, gdy życzy sobie braku problemów w życiu, żeby nie działo się nic dziwnego, stresującego albo nieprzewidzianego, rzeczywistość specjalnie się zakrzywia, wykręca jakieś niemożliwe salta, byle tylko uprzykrzyć mu życie i wprowadzić w nie jak najwięcej chaosu, którego tak zapamiętale chciał uniknąć. Czym zawinił? Chciał tylko spokojnie zdać z klasy do klasy, a tu problemy zaczęły się tak naprawdę od razu, na samym wstępie, dając mu bardzo niewielkie okno, gdy wszystko zdawało się zmierzać ku lepszemu, a on nawet nauczył się trochę tej magii powietrza. Teraz młody czarodziej miał wrażenie, że te parę zupełnie spokojnych i zwyczajnych lekcji z Souelem, które na dodatek jeszcze coś mu dawały (nowość w jego przypadku), to było po prostu takie sprytne uśpienie jego czujności przed tym, jak rzeczywistość zaserwuje mu swoją typową porcję rozwałki. Super.

Od Bashara do Dantego

Nie tego pacjenta spodziewała się logika, ale z jakiejś przyczyny Bashar nie był zaskoczony. Przynajmniej nie pojawieniem się Dantego. Jego stanem – owszem. 
Wypowiedziane słowa – przyjął, zapamiętał, odłożył na bok, gdy inna, bardziej paląca i nagląca rzecz wymagała jego uwagi tu i teraz. Nie mógł się rozpraszać, myśleć o czymś innym, choć słowa zastały go nieprzygotowanym, gruchnęły wprost w tarczę, wytrąciły miecz. Bo Bashar był przecież zawsze gotowy do tego, by dowolne słowa po nim spłynęły, a każda wypowiedź, która miała go sięgnąć, spotkała się z raniącym kontratakiem, uderzającym dokładnie tam, gdzie bolało, gdzie nie dało się obronić, bo stosownie ubrana w słowa prawda bolała najbardziej. Wszystko to Bashar odłożył na później. Potem się nad tym zastanowi. Kiedy będzie miał nieco czasu i względnego spokoju.
Teraz nie było czasu. Szybkie myślenie, konkretne działanie, bo krew barwiła dłonie coraz mocniej, a pacjent właśnie stracił przytomność. 

26 sierpnia 2023

Od Seymoura – Loneliness is the poverty of self; solitude is the richness of self (I)

Obszerny, starodawny pokój, tonął w głębokim mroku ciężkich, zaciągniętych zasłon. Metaliczny szczęk ozwał się w oziębłej ciszy, kotara odjechała gładko, ukazując antyczne okno. Blask światła przeciął pomieszczenie, spadł na łóżko, drobinki kurzu zatańczyły w złotych pasmach. Chłopiec poruszył się wśród za dużych dla niego poduch, westchnął pod haftowaną kapą.
— Hej, Siri. 
Golemiczna pokojówka odwróciła swą bezosobową, srebrzystą głowę, a metalowe, teleskopowe chwytaki, na moment zostawiły zasłony. Jej postawa z grubsza przypominała ludzką – nieco drobniejsza, niż przeciętny człowiek, w całości stworzona z lekkiej plastali, idealnej dla golema stworzonego do zwyczajnych prac domowych, nie do walki. Delikatny, runiczny grawerunek zdobił kończyny, z daleka ludzkie, z bliska ulepszone i zoptymalizowane, dobre do obsługi nowoczesnego odkurzacza, składania wypranej pościeli i trzepania grubych dywanów. 
— Witaj, paniczu Silverthorn.
Głowa na powrót odwróciła się w stronę kotar, ramiona znów wyciągnęły się, odsłaniając kolejne ciężkie zasłony, wpuszczając do pomieszczenia więcej światła. Seymour westchnął, nakrył się puchatą kołdrą na głowę.
— Jeszcze pięć minut…
Pokojówka nie drgnęła, kontynuując zajęcie.
— Siri!
— Tak, paniczu Silverthorn?
— Jeszcze pięć minut.
Ruchy zamarły, golem trawił słowa polecenia.

25 sierpnia 2023

Od George'a do Song Ana

      Podobno pojedynczy skurcz serca ma trwać około ośmiu dziesiątych sekundy, co oznacza, że na minutę cykl pracy tego organu powinien odbyć się siedemdziesiąt pięć razy. Nie zawsze jednak tak jest. Bradykardia występuje często u osób zmagającymi się z problemami z odżywaniem. Tak jak każde inne komórki mięśniowe, te występujące w sercu potrzebują nakładu energii magazynowanej w wiązaniach wysokoenergetycznych łączące reszty fosforanowe (V) adenozynotrifosforanu. Ponieważ substratem oddychania komórkowego, w którym uzyskiwany jest ten związek, jest glukoza lub inne substancje przyjmowane z pokarmem, w przypadku niektórych osób, które męczą różne zaburzenia, pojawiają się niedobory energii. Organizm usiłuje więc ją oszczędzać na różne sposoby, łącznie ze spowolnieniem cyklu pracy serca. Intensywność tego procesu regulują ośrodki automatyzmu, czyli między innymi węzeł zatokowo-przedsionkowy, układ hormonalny, ale również nerwowy. Bodźce płynące z mózgowia, takie jak strach, powodują przyśpieszenie pracy serca. 
    Takich czynników nie brakowało George'owi, kiedy obserwował interakcje między Song Anem a grupą stojących przed nim chłopaków. Jego serce pędziło, a on czuł, jak całe jego ciało trzęsie się ze strachu. Wiedział, że najprawdopodobniej będzie mu przez to później tylko trudniej. Stawianie się tym osobom w jego przypadku zawsze kończyło się tym, że dostawali to, czego chcieli; poczucia wygranej. Ze zdziwieniem więc patrzył, jak uczeń upada na ziemię po dotknięciu jego nowego znajomego. Kiedy grupa odeszła, Song An zwrócił się do niego, by oddać zgubioną przez chłopaka na moście legitymację. Nastolatek niepewnie wyciągnął przed siebie trzęsącą się dłoń, w którą trafił dokument. Przez chwilę George patrzył się na swoją zmęczoną twarz widoczną na wydawanym przez szkołę papierku, po czym zwrócił wzrok z powrotem na młodzieńca.
    — Song An... ty nie jesteś człowiekiem, prawda? —  zapytał drżącym głosem. Chociaż czuł się coraz słabiej, nie chciał martwić białowłosego. Zamiast jednak usłyszeć zapewnienia Song Ana, chłopak runął nieprzytomny na ziemię. 



A

Cheoryeon Moon
Pseudonim: Niektórzy wołają na niego Cheory, siostra pieszczotliwie nazywa go Cherry lub Cheems, gdy tamten skomli i jęczy. Dodatkowo jako uliczny muzyk ukrywa się pod pseudonimem Cherry Moon.
Wiek: dokument coś tam podaje, ale bogowie jedni wiedzą, ile naprawdę ma. Ha, czaicie? Bogowie!
Data urodzenia: Serio myślicie, że on pamięta swoją datę urodzin? W ogóle tak na dobrą sprawę to on ma datę urodzin???
Płeć: mężczyzna
Rasa: Złotoskrzydły
Pochodzenie: urodzony w Stellaire, przybyły spoza granic Riftreach
Zawód: Za dnia pracuje jako grafik komputerowy w pewnej firmie. Fuchę dostał po absurdalnych koneksjach, w absurdalny też sposób nie został wywalony za zasypianie przy biurku, spóźnianie się oraz zapominanie o niektórych projektach. Wieczorami natomiast staje się jasnowidzem – razem z siostrą prowadzą własny mały biznes.
Opis: Jeśli pragniesz poznać przyszłość lub odpowiedź na trapiące Cię życiowe pytanie, wstąp do Jasnowidza Moona! On odpowie na wszystko, a nawet zaproponuje talizman! To wcale nie tak, że jest on w stu procentach oszukany! To wcale nie tak, że Jasnowidz Moon często zwyczajnie oszukuje ludzi, wciskając im fałszywe wizje! Wcale nie ma powiązana z ulicznym muzykiem, Cherry Moonem! I wcale nie ma powiązania z boskością! Ani trochę! Ale ma szczura! Najzaczepistszego na świecie!

24 sierpnia 2023

Od Souela do Merlina

Tak, wchodzimy w to, dawaj konkrety
a nie
Souel popatrzył na wiadomość, powstrzymał się przed westchnięciem.
Posiadanie wśród przyjaciół jasnowidza miało to do siebie, że wiedział on więcej, niż się przypuszczało. A jeszcze bardziej było specyficzne posiadanie przyjaciela jasnowidza Cheoryeona Moona. Ten typ na drugie imię miał Chodząca Zagadka, niemożliwa do pełnego rozwiązania.
Nim Merlin zaczął opisywać swój pomysł, genashi wystukał coś w komórce.
Może sobie zobacz w przyszłości, jaki
to plan.

Ja w przeciwieństwie do niektórych
pracuję 😕

Ta, Cheoryeon Moon. Nikt w pełni go nie pojmował. Pewnie nawet jego własna siostra. Souel miał tylko nadzieję, że tak zapracowany jasnowidz, który od razu się zgodził pomóc, znalazł chwilę, by powiadomić o tym Suyeon. Co prawda, dziewczyna sama też bez wahania pomogłaby Souelowi, w końcu byli przyjaciółmi, ale na wieść, że braciszek wypowiedział się za nią... a nie, o kim on mówił... Nieważne.

23 sierpnia 2023

Od Dantego do Bashara

Morze spokojnie szumiało, niewzruszone udręką, którą starał się w nim utopić. Jak przeklętą kłodę, wypychało ją na powierzchnię, nieważne, w jak głębokiej cieśninie próbował ją ukryć, pod jak ciężkim kamieniem zakopać, w jak długie glony obwiązać, woda zawsze znajdowała sposób, aby przeciwstawić się jego woli i ukazać z powrotem na tafli prześladujące go strapienie.
Rekinia płetwa spoczywała apatycznie w piachu dna, pulsujące raz po raz skrzela będące jedynym wyraźnym znakiem życia. Dlaczego nawet ty?, wypuszczał bezdźwięczne pytanie w bezkresną otchłań błękitu, dotąd zaufaną przystań dla zszarganych nerwów, teraz paskudnie obojętną, w swym chłodzie nieprzypominającą bezpieczeństwa, lecz przeszywające na wskroś argumenty, wymierzone wprost w syrena. Zmiany prądów, odbijające się od wrażliwego ogona, nie zachęcały do porwania się, popłynięcia wraz z nimi, a ciągnęły go w stronę powierzchni, świata, gdzie nikt i nic na niego nie czekało poza goryczą, dla której szukał ujścia. Uciążliwy szept głębin nieustannie podpowiadał mu, że rozwiązania nie może oczekiwać po swoim żywiole, że znajduje się ono dużo dalej od pomostów i poddających się fal łódkom, gdzieś wśród zaułków miasta, z których właśnie pragnął uciec, nerwowo przełykając cierpki posmak wstydu. Nie słuchał.
Zbłąkana ryba ciekawsko szturchnęła swobodnie leżącą dłoń, Dante nawet nie podjął wysiłku machnięcia nią, by odgonić stworzenie. Myśli bezwiednie, jakby sposobem nabytym już po godzinach walczenia z przykrymi wspomnieniami, oplotły się wokół lekarskiego rubinu, rozpamiętując przeganiające słowa, to lekkie skinienie głowy, opadające niczym katowski miecz na spięte ciało.
Karim nie należał do niego, a on tym bardziej nie był Karima, lecz nie mógł pozbyć się wrażenia, że gdy odwrócił się od niego wtedy, coś z głośnym trzaskiem pękło w jego piersi.

22 sierpnia 2023

Od Bashara do Raouna

— Proszę wyciągnąć wszystkie przedmioty magi- i elektroniczne, dać je tu do osobnego pudełka. Przewozi pan płyny w pojemnikach o objętości przekraczającej 250 ml? Leki? Przedmioty metalowe? Baterie? Zasilacze?
Bashar odruchowo kręcił głową, wyciągając z torby podręcznej swój tablet, portfel, klucze do mieszkania i aparat fotograficzny. Wyciągnął pasek ze spodni, zdjął zegarek, wrzucił w drugie pudełko. To zaś wylądowało na ruchomym pasie, niespiesznie podążyło w stronę skanera. Jego główny bagaż poleciał już drugim pasem, prześwietlony w poszukiwaniu najprzedziwniejszych rzeczy, które ktoś mógłby próbować nielegalnie przeszmuglować przez portal. O swoje walizki Bashar się akurat nie martwił. W sumie to i o siebie się nie martwił – nie pierwszy raz podróżował na tyle daleko, że wymagało to jakichś dodatkowych procedur bezpieczeństwa i przechodzenia przez bramki. Zerknął na mężczyznę za sobą.

21 sierpnia 2023

Od Merlina do Song Ana

— Uhh…
Merlin przeczuwał, że to się tak skończy i że Falkor nie zlezie z tej gałęzi po dobroci, tylko będzie go trzeba jakoś ściągać. Wiadomo, biednemu zawsze wiatr w oczy wieje, a on, Merlin, był chyba najbiedniejszy w całym Stellaire. Rzeczywistość się na niego uwzięła, nie dawała mu żyć w spokoju, kiedy jedyne, o czym chłopak marzył, to było, żeby po prostu siedzieć, czilować i oglądać anime. Najgorsze zaś było to, że Song An miał całkowitą rację – to Merlin powinien ściągać swojego podopiecznego z drzewa, bo raz, że smok był jego (dobrze, Melpomeny, ale skoro teraz trzeba było wybierać między Song Anem i Merlinem, Falkor zdecydowanie należał do Merlina), a dwa, że Song An już od niego słusznie oberwał i idiotyzmem byłoby żądać od niego, żeby znowu się narażał. Problem był tylko taki, że Merlin tak jakby… niespecjalnie lubił odrywać stopy od ziemi i nie mieć pod nimi podparcia czegoś, co miało jakiś certyfikat budowlany. Młody czarodziej z uporem maniaka mówił, że to wcale nie jest tak, że ma lęk wysokości, tylko po prostu nie lubi przebywać w miejscach, w których może sobie łatwo zrobić krzywdę, a szczyt drabiny na pewno takim miejscem był. Nie było to może obiektywnie wysoko i nawet jeśli by z tej drabiny zleciał, pewnie nawet nic by sobie nie złamał (no chyba, że spadłby idealnie na głowę, to wtedy mogłoby być różnie), niemniej jednak wysokość nie musiała być duża, by Merlin się jej bał. Ale lękiem wysokości tego nie nazywał, proste.

Od Ignisa – Ioannis (II)

Finansowo, Ignis zawsze balansował na krawędzi. Wystarczyło, by wypadła mu jedna lekcja z uczniem i mężczyzna musiał wybierać między zapłaceniem za wynajem sali do prób a kupnem jedzenia na dany dzień. Dla Ignisa wybór był oczywisty, więc właśnie siedział z zapadniętym, pustym brzuchem, z lekką nostalgią wspominając swój ostatni posiłek: wczorajsze śniadanie. Mężczyzna zerknął w trzymany w dłoniach kubek, pociągnął łyk wrzątku, próbując oszukać ciało, wypełnić czymś żołądek, pozbyć się bolesnego ucisku. Brzuch zaburczał.
Muzyk powinien wziąć się za pracę nad piosenką, ale żadne genialne pomysły nie przychodziły mu do głowy, wena nie współpracowała. Myśli zbiegały w stronę przykrego ssania w środku, dolatujący zza okna zapach smażonych przez sąsiadkę kotletów naprawdę nie pomagał. Przez umysł przebiegła myśl, by pójść, zapukać, liczyć na dobre serce i może… I gdy ta myśl tylko się pojawiła, Ignis potrząsnął głową, zmarszczył brwi. Miał ręce i gitarę, miał swój głos, nie musiał znów liczyć na czyjąś pomoc, tak za darmo, za nic. Genashi wstał, duszkiem dopił wrzątek. Czuł się osłabiony – to nie był jedyny dzień w tym miesiącu, że nie zjadł absolutnie nic, to nie był jedyny miesiąc, że w lodówce najczęściej było tylko światło. Spodnie wisiały mu na biodrach, bo to tani materiał się rozciągnął. Ignis odrzucał inne możliwości.
Kubek wylądował w zlewie, genashi zgarnął swego akustyka, wyszedł z domu.

Od Raouna do Bashara

Zamrugał parę razy, zmierzył dokładnie wzrokiem Bashara.
— Ale że obaj? — dopytał. — Razem?
— Jak nie chcesz, to nie jedź — odparł bez mrugnięcia tamten, przeglądając jakąś stronę.
— O, dzień dobry, proszę pana? — Nachylił się w jego stronę. — Ja pana pierwszy raz widzę? Kim pan jest? Za kogo ty mnie uważasz?! — zagrzmiał wtem. — Choćbyś groził mi śmiercią, zabiorę się z tobą! Pomijając, że zabić mnie i tak nie możesz — dodał znacznie spokojniej.
Uśmiechnął się pysznie.
— Bo już nie żyjesz? — usłyszał.
— JAKIE „NIE ŻYJESZ”?! WOAH! — Oparł się plecami o kanapę w nierealnym wręcz zdumieniu. — Lista powodów, dla których powinienem cię, jak przystało na boga, sprać, robi się coraz dłuższa! Czekaj, czekaj, ja przyjdę pewnego dnia z całą moją potęgą i będziesz mi stopy...!
— Masz jakieś pomysły, gdzie moglibyśmy pojechać?
Bashar wreszcie zabrał wzrok z laptopa, spojrzał na Raouna.

20 sierpnia 2023

Od Seymoura do Virgila

— A ten Virgil, to jest taki, jak ty, czy da się z nim wytrzymać?
Dante błysnął kłami w uśmiechu.
— Od Virgila to ty się odpierdol, Zapałka — poradził mu od serca, pakując jakieś swoje rzeczy tamtego dnia, gdy temat okładki wypłynął po raz pierwszy.
Norbert coś tam napomknął, że powinni mieć profesjonalnego grafika, Ignis jak zwykle wywracał oczami, mówiąc, że przecież mają tyle zdjęć, że któreś może być na okładkę. Arieth stwierdził, że zgodzi się z dowolną decyzją, Raam wtrącił, że jak już mają krawca, to mogliby mieć graficzkę, nie grafika, Ioannis zaś mitygował nieco całe towarzystwo, starając się wytłumaczyć, że wybranie jednego ze zdjęć na okładkę po prostu nie da rady. Seymour doszedł do wniosku, że podobnie jak Ariethowi, sprawa jest mu relatywnie obojętna i zgodzi się na wszystko, co zostanie wymyślone.
Sam Virgil trochę go zaskoczył. Spodziewał się jednak równie głośnego i charakterystycznego gościa, pasującego charakterem i temperamentem do Dantego – kogoś, kto byłby w stanie go przegadać i nie zaginąć kompletnie przy dominującej osobowości syrena. A potem zerknął to na Ignisa, to znów na Dantego, i doszedł do wniosku, że widać każdy klaun musi mieć tego bardziej ogarniętego kumpla.
W końcu przeszli do omawiania tej okładki, Raam wyleciał ze swoimi pomysłami, Seymour w końcu zainteresował się na tyle, by się odezwać. Jego wzrok skakał między twarzami reszty chłopaków, podążył też za rysikiem, złowił to metaliczne spojrzenie i czarodziej sam nawet nie wiedział, dlaczego się uśmiechnął. Zrobił to odruchowo. A że to właśnie był ten kolega, dla którego Dante brał jego autograf, nie przyszło mu nawet do głowy.

18 sierpnia 2023

Od Song Ana do George’a

    Chłopak patrzył, jak George powoli odchodził w jedynie sobie znanym kierunku. Nie odwrócił się, ze spojrzeniem wbitym w chodnik spokojnym krokiem oddalił się w przeciwległą stronę. Song An jeszcze przez chwilę odprowadzał go wzrokiem, a następnie z lekkim wzruszeniem ramion skierował swoje kroki w kierunku domu. Nagle zatrzymał się jednak, ponieważ kątem oka dostrzegł coś leżącego na ziemi. Przedmiot był lśniący i gładki - tylko dlatego, że odbijał światło latarni chłopak dał radę do zauważyć.
    Song An podniósł rzecz z ziemi. Okazało się, że odnalazł właśnie legitymację. I nie należała ona do byle kogo. Chłopak szybko odczytał na niej tożsamość George’a.
    - Na pewno będzie jej szukać! - powiedział do siebie Song An. - Muszę ją oddać!
    Mówiąc to, chłopak spróbował odnaleźć jakikolwiek kontakt do spotkanego młodzieńca. Ostatecznie z legitymacji dał radę dowiedzieć się tylko tego, do jakiej szkoły George chodzi. Song An postanowił, że odda zgubę już kolejnego dnia. To była zbyt poważna rzecz, aby zwlekać z tym jakoś specjalnie długo.
    Boski sługa wrzucił legitymację do torby i skocznym krokiem pokonał most, aby znajomą sobie ulicą kontynuować drogę do mieszkania. Tam wziął szybki prysznic, przygotował sobie kolację (składającej się z całej jednej zupki chińskiej) i udał się spać. Pragnął, żeby ten dzień minął jak najszybciej. Jego myśli kotłowały się wokoło znalezionej legitymacji. Miał nadzieję, że George nie martwi się o nią. Strata jej kosztuje go pewnie wiele nerwów.
    Z samego już rana Song An pospiesznie się ubrał, kilkukrotnie sprawdził czy na pewno ma odnalezioną legitymację i wyszedł z mieszkania. Nie chciał tracić nawet chwili czasu.

17 sierpnia 2023

I am the knife which will slaughter heaven

Octavia
Wiek: Octavia nie pamięta, kiedy powstała. Mogło być to setki, może tysiące lat temu - dziewczyna od dawna przestała liczyć upływający czas. Po wyjściu z odłamku przyjęła jednak formę młodej kobiety, wmawiając wszystkim, że skończyła dopiero 23 lata.
Data urodzenia: Pojawiła się na tym świecie 29.08 i to właśnie tę datę uznaje za swoje urodziny.
Płeć: Kobieta
Rasa: Anioł, Serafin
Pochodzenie: Wmawia wszystkim, że urodziła się w Novendii, dokładniej w Stellaire.
Zawód: Pracuje jako scare actress w dość popularnej sieci horrorowych escape roomów. Wciąż wydaje jej się to abstrakcyjne, że jest w stanie na siebie zarabiać dzięki straszeniu innych ludzi, jednak nie narzeka.
Cytat: Heiner Müller
Opis: Pojawiła się tu w wyjątkowo tragicznych okolicznościach, nie mając większego wpływu na własny los. I choć z pozoru ułożyła sobie życie od nowa, w sercu wciąż nosi urazę i wściekłość, którą każdego wieczoru przed snem bez skutku wymierza w stronę swego oprawcy. Ciężko jednak powiedzieć, na czym tak naprawdę zależy Octavii i czego oczekuje od życia. Pojawiła się pewnego dnia, by siać chaos i dezorientację, bawiąc się przy tym absolutnie wyśmienicie, odciągając tym samym własne myśli od wyjątkowo dobrze zaplanowanych, morderczych planów.

16 sierpnia 2023

Od George'a do Song Ana

    Myśli George'a pędziły przed siebie niczym dziki wiatr, starając się odnaleźć ukryte motywacje w słowach chłopaka stojącego przed nim. Rozum podsuwał mu wyobrażenia potencjalnej okrutności Song Ana, które dusiły w nim możliwość myślenia. Chociaż nie przyznałby się do tego, chciał zaufać nieznajomemu, który okazał mu pewnego rodzaju troskę. Tak jak każde inne zwierzę, w którego naturze jest tworzenie więzi z innymi osobnikami, George pragnął kontaktu z ludźmi. Niestety, jego poprzednie próby zbliżenia się do kogokolwiek kończyły się bardzo źle, a więc kiedy nastolatek patrzył w niewinne oczy Song Ana, pojawiała się w nim chęć odrzucenia jego propozycji. Poza tym spotkał chłopaka po raz pierwszy zamaskowanego, w środku nocy i zachowującego się tak dziwnie, jak tylko się da. Nie miał ochoty pokazywać mu gdzie mieszka.
    — Uh... może następnym razem, dzisiaj wolę iść sam — powiedział George, niezręcznie drapiąc się po karku. Wyczuł jednak, że długowłosy może chcieć się upierać przy odprowadzeniu go do domu. Wytłumaczył mu więc, że jego miejsce zamieszkania jest bardzo blisko. Nie musiał w końcu wiedzieć, że to kłamstwo; George nie miał w tamtym momencie żadnych intencji zapraszania go do ich mieszkania.
    — W porządku! Do zobaczenia George! — nastolatek odpowiedział krótko na entuzjastyczne pożegnanie, po czym ruszył w stronę, z której przyszedł Song An. Chłopak nie wiedział właściwie, gdzie miał zamiar pójść. Przez jakiś czas krążył bezsensownie po ulicach, po czym usiadł z twarzą w dłoniach na schodach kamienicy.

14 sierpnia 2023

Od Song Ana do Merlina

    Song An nie odrywał wzroku od smoka. Nawet nie przypuszczał, że te stworzenia mogą być tak fascynujące. Ten osobnik, faktycznie, nie przypominał takich bestii, o których opowiadał mu nauczyciel, ale chłopakowi to nie przeszkadzało. Pozostawał ciągle zafascynowany.
    Spojrzenie od smoka odciągnięte zostało jednak niedługo później przez dziwny dźwięk. Song An skierował się w stronę zarośli, skąd hałas dobiegał. Brzmiało to jak nerwowe i niezwykle szybkie kroki. Chłopak nie mylił się, co do rozpoznania, ponieważ już chwilę później, w akompaniamencie szelestu liści oraz łamania gałęzi, z lasu wybiegł nieznajomy młodzieniec. Wydawał z siebie takie dźwięki, jakby walczył o każdy kolejny oddech.
    Song An nie zdążył mu się jednak specjalnie przyjrzeć, ponieważ kątem oka dostrzegł, że smok się poruszył. Rozłożył więc ręce, przepraszając kolejny raz malucha, mając nadzieję na wybaczenie. Niestety dla niego - nic takiego nie nadeszło. Z lekkim westchnieniem, odwrócił się w stronę nowo przybyłego chłopaka. Teraz miał chwilę, aby mu się przyjrzeć.
    Song An zobaczył szczupłego młodzieńca, który spoglądał na niego wielkimi, zaskoczonymi oczami. Oddychał głośno, z trudem łapiąc powietrze. Oprócz tego, nieznajomy miał ciemne włosy, które na ten moment przykleiły się mu do czoła. Wyglądał na bardzo zmęczonego.

13 sierpnia 2023

Od Song Ana do George'a

    Song An miał za sobą dosyć ciężki dzień. Zaczął się on od problemów z mieszkaniem. A dokładniej z lodówką, która najpewniej przez obecność chłopaka postanowiła się zepsuć. Urządzenie przestało mrozić, a więc cały lód zgromadzony w zamrażarce rozpuścił się, robiąc pokaźną kałużę w kuchni. Może nie byłoby to specjalnie problematyczne, gdyby jeden ze współlokatorów nie przewrócił się na wodzie. Ten z kolei narobił wystarczająco dużo hałasu, aby obudzić całe mieszkanie. 
    Oczywiście zbudził również Song Ana, który poprzedniego wieczoru wrócił dość późno z meczu. Był trochę obolały i zmęczony. Miał też zamiar odpocząć, ponieważ dzisiaj również miał stawić się na boisku. Pomimo tego, chłopak obiecał posprzątać kuchnię. Zabrał się za to właściwie od razu. Chciał jak najszybciej uporać się z zadaniem, niż komukolwiek stanie się krzywda.
    Podczas sprzątania Song An zastanawiał się, co takiego mógłby zrobić, aby urządzenia elektroniczne przestały szaleć w jego pobliżu. Myślał nad różnymi rozwiązaniami - w końcu, nie mógł przez cały czas pobytu w świecie śmiertelników unikać elektroniki. Było to co najmniej uciążliwe. 

Od Ignisa do Dantego

To pójście do baru, to był, kurwa, jakiś żart.
Ignis nie zgodziłby się, gdyby nie imię Ioannisa, które przewinęło się w tym irytującym potoku słów wypływającym z ust krawca. Jeden raz i niech idzie precz, mówił sobie muzyk, nie zamierzając grać w żadnego cymbergaja ani tym bardziej dać się w niego ojebać. Wypije coś mocniejszego po całym dniu, należało mu się, szczególnie że musiał przez jego większość znosić tę dantejską obecność, a potem wróci do domu i tyle tego będzie. Jak Ioannis nigdy się nie mylił w kwestii oceny cudzego charakteru, tak teraz Ignis miał nieodparte wrażenie, że oto przyszedł ten pierwszy, historyczny moment pomyłki.
Bar jak bar – tu lada, tu stoliki, pod ścianami jakieś gry. Gdzieś tam majaczył bilard, zaraz obok tarcza czekała na rzutki, kawałek dalej stał ten nieszczęsny stół do cymbergaja. Za winklem była chyba dalsza część przybytku, jakieś kolejne pomieszczenie, ale stojąc od wejścia, Ignis nie widział, co tam było.

12 sierpnia 2023

Od Merlina do Souela

Już od pewnego czasu Merlin miał podejrzenia, że coś jest nie w porządku, kiedy zajmują się z Souelem magią powietrza. Młody czarodziej nie chciał martwić swojego nauczyciela, więc przez długi czas nie zaczynał tematu, ale powiedzmy sobie szczerze, że szpieg i kłamca był z Merlina żaden i chłopak bardzo szybko ujawnił się ze swymi podejrzeniami.
W ogóle to krępująco dużo czasu zajęło mu, by w ogóle ogarnąć, że podczas tych wszystkich lekcji wcale nie są sami – chłopak z uporem maniaka odpychał od siebie implikacje tego niewygodnego uczucia łaskotania w kark i przykrego drapania, gdy cudzy wzrok, ukryty i nieproszony, lepił się do jego sylwetki. Merlin serio nie miał pojęcia, kto mógłby chcieć się im przypatrywać – w jego oczach byli dwójką przypadkowych chłopaków, którzy po prostu spokojnie spędzali czas w plenerze. Chłopak uświadamiał sobie jednak, że to, że on nie widzi problemu i niczego zajmującego w ich spokojnej aktywności, to wcale nie znaczy, że kto inny nie postanowi ich podpatrywać ze sobie tylko znanych powodów.
Dlatego też Merlin postanowił wpierw doedukować się w materii, starając się wyciągnąć jakieś informacje na temat samego zjawiska, gdzie zaś lepiej było szukać odpowiedzi, niż w przepastnej głowie Guinevere, mającej zawsze dobre wyjaśnienie każdego problemu.

Od Merlina do Song Ana

— Ja wiedziałem, że tak będzie — jęknął Merlin, choć gdy wychodził z Falkorem z domu, nie brał pod uwagę tego, że coś może się nie powieść.
Starał się przecież, żeby ten spacer był bezpieczny, sam Falkor zaś, by nie stanowił problemu dla niego, ani zagrożenia dla kogokolwiek innego. Dlatego przecież smok szedł z nim ustrojony w wygodne szelki i po to też była mocna smycz, której smok nie potrafił przegryźć i która na pewno by się nie zerwała, gdyby zwierzak się nagle spłoszył i postanowił za nią pociągnąć. Merlin nie przewidział tylko, że choć smycz była naprawdę mocna, to tego samego nie dało się powiedzieć o jego dłoniach, i że jedno tęgie szarpnięcie sprawi, że smok mu się wyrwie i pobiegnie w siną dal.
Chłopak w panice przebiegł w myślach wszystkie filmiki na AllTube, które regularnie oglądał, by dowiedzieć się więcej o tym, jak poprawnie zajmować się Falkorem. Smoki nie należały do łatwych w opiece zwierzątek domowych, większość alltuberów polecała jednak zająć się chomikiem, opiekę nad smokiem pozostawiając tylko prawdziwym hardkorom albo masochistom. Merlin nie był ani jednym, ani drugim, lecz w jego wrażliwym sercu bardzo szybko wykwitło współczucie, gdy Falkor, niefrasobliwie kupiony przez jedną z sióstr Merlina, będąc wciąż przestraszony i niepewny nowym otoczeniem, kulił się pod stołem, piszcząc i otulając tułów skrzydłami. Pierwsza noc w nowym domu była dla smoka ze wszech miar stresująca, a Merlin, równie łatwo się stresując, doskonale wiedział, jakie to uczucie, gdy zostaje się sam na sam z problemem, jeszcze w totalnie obcym miejscu. W każdym razie – opieka nad smokiem była trudna, zaś opanowanie zestresowanego smoka należało do ciężkich zadań.

Od Bashara do Dantego

— Podobam ci się tylko wizualnie, więc tak, to rozwiąże wszystko.
Dante stał tuż przy nim, z twarzą ściągniętą emocjami, z zaciśniętymi ustami i spiętymi barkami. Wyższy od niego, patrzył z góry, lecz Bashar dobrze wiedział, że nie oddaje to rozkładu sił w tej kłótni. To się musiało skończyć, demon był zdecydowany i zamierzał doprowadzić do takiego rozwiązania, jakie sobie zaplanował. Jeszcze tylko kilka miejsc, które należało ucisnąć, jeszcze tylko kilka zdań mówiących prawdę, przed którymi nie dało się obronić, i to będzie ostatni moment, gdy spojrzy w te różowe szkła. Potem ich drogi rozejdą się na zawsze.
— Dante. — Mężczyzna drgnął, zupełnie tak, jakby Bashar go uderzył. — Słowem nawet nie dałem ci sygnału, że jestem tobą zainteresowany w taki sposób.
— Jasne. — Kącik ust uniósł się w uśmiechu, który nie sięgał oczu. — Każdego swojego pacjenta obmacujesz na kanapie?

Od George'a do Song Ana

TW: myśli samobójcze

     Mimo tego, że na niebo wkradło się już słońce, pokój George'a był dalej skryty w ciemności. Dzięki czarnym roletom zasłaniającym jedyne okno chłopak nigdy nie musiał martwić się o światło, które mogłoby wybudzić go z lekkiego snu. Zwykł w niego zapadać bardzo późno, czego przyczyny były różne. Czasem zwyczajnie nie mógł zasnąć, innym razem nie chciał stracić spokoju i poczucia wolności, jakie dawała mu nocna pora dnia. Niestety, nieważne jak bardzo chciał, żeby czas stanął w miejscu, a horyzont nigdy się nie rozjaśnił, poranek zawsze krzyżował mu plany. 
    Drzwi do pokoju George'a otworzyły się z cichym skrzypem, czemu towarzyszyło wpuszczenie do niego strumienia jasnego światła. Chłopak wiedział, kto stał przy wejściu.
    — George?... — głos jego matki był dla niego wtedy jak zgrzyt paznokci przesuwanych po tablicy. Nie chciał patrzeć jej w oczy w ostatnim dniu jego życia, wiedząc, że niedługo odbierze jej ostatniego członka rodziny. Nie był w stanie odwrócić się od ściany, by na nią spojrzeć.
    — Zrobiłam ci śniadanie — po chwili ciszy do uszu George'a dotarło zawiedzione westchnienie jego matki, a potem dźwięk zamykających się drzwi. Po odgłosie oddalających się kroków chłopak dowiedział się, że kobieta opuściła mieszkanie, a wraz z nią jego jedyne źródło poczucia winy. 
    Nastolatek przewrócił swoje kościste ciało tak, by znaleźć się na plecach. Nie było szansy na to, by tego dnia ruszył się z łóżka. Wierzył, że umrze, a więc nie liczyły się dla niego obowiązki szkolne, czy dbanie o siebie. Już przy ostatniej próbie zadbał o to, by jego matka nie przemęczyła się przy sprzątaniu jego pokoju. Wszystkie ozdoby, które wcześniej zdobiły przestrzeń między beżowymi ścianami, teraz znajdowały się w jednym z trzech kartonów, mieszczących w sobie całe życie młodzieńca. Na szczęście nie miał wielu pamiątek, a nawet wspomnień, które warto byłoby pamiętać. 
    George podniósł ręce tak, by móc im się dobrze przyjrzeć. Całe jego istnienie zdawało mu się tak puste, jak jego pokój. Życie chłopaka było wprawdzie całkiem krótkie, jednak czuł, że było zmarnowane. Nie nabył w jego czasie żadnych umiejętności, które pomogłyby mu wyróżnić się w tłumie. Nie był w żaden sposób specjalny, był zwykłym człowiekiem, którego zniknięcie byłoby zauważone tylko przez najbliższą rodzinę. Przynajmniej tak myślał, nieświadomy pewnego kluczowego faktu. 
    Matka natura, bogowie, cokolwiek co go stworzyło, obdarzyło go rodzajem nieśmiertelności. Dar, o który błagają inni, dla niego wydawał się przeszkodą. Nie liczyło się więc to, co uważał za słuszny sposób na zakończenie cierpienia; los zadbał, by chłopak był zmuszony do odkrycia tego, jak bardzo chce żyć. Niestety, droga do tej rewelacji jest kręta, długa i przy okazji często spotyka się... ciekawych ludzi.


    Światło księżyca współpracowało z ulicznymi lampami, by oświetlić nastolatkowi drogę. Szedł on w miejsce, w którym wcześniej był tylko raz. Od razu wiedział jednak, w jakich okolicznościach stawi się w nim następnym razem. Sposób myślenia George'a był w pewien sposób zepsuty. W jego rozumie nowe rzeczy nie były rejestrowane jako ekscytujące, piękne, warte poznania. Zamiast tego, analizowane były pod kątem niebezpieczeństwa. Ku zadowoleniu mózgu młodzieńca, most, po którym stąpał, znajdował się wysoko nad ziemią. Zwykły śmiertelnik miałby nikłe szanse na przeżycie upadku z niego. Nastolatek widział więc w nim szansę na zakończenie życia.
    George starał się uspokoić swój oddech. Mimo że starał się już wcześniej o koniec, nie pozbył się nigdy zwierzęcych instynktów, które rozkazywały mu przetrwać. Wbrew nim, przedostał się na drugą stronę barierki. Chłopak zamknął na chwilę oczy i wziął głęboki wdech. Żegnał się z otaczającym go wiatrem, zimnem szczypiącym go w policzki, widokiem jego matki wymieniającej pieniądze na tabletki, poczuciem odmienności, uczuciem jego serca łamiącego się na pół...
    — Boże! — wykrzyczał ze strachu, kiedy na jego ramieniu pojawiła się włochata łapa, której właściciel wycofał się po zauważeniu przerażenia George'a.
    — Co? Gdzie? Przecież jestem zwykłym śmiertelnikiem! — wyjaśniła panda stojąca po bezpiecznej stronie barierki. Jeśli jest coś, czego nastolatek nie spodziewał się zobaczyć tej nocy, to było... cokolwiek właśnie powstrzymało go od skoku. Zwierzak zdjął górną część kostiumu i okazał się wcale nie być bestią; spod głowy pandy wyjawił się blady młodzieniec, którego niezręczny uśmiech całkowicie zbił z tropu George'a.
    — Um... potrzebujesz... czegoś? — zapytał niepewnym głosem.
    — Wiesz, że mógłbyś spaść? — to pytanie zasiało zamęt w głowie chłopaka. Czy naprawdę jest szansa, by nieznajomy nie wiedział, że taki właśnie był zamiar? Jeśli zamierzał powstrzymać go od samobójstwa przez zmieszanie go, udawało mu się to. George czuł się zbyt niezręcznie, by skoczyć przy pandzie. Tak dziwnego obrotu spraw się nie spodziewał. 
    — Um... tak, jestem tego świadomy — powiedział, po czym przedostał się z powrotem na bezpieczną część mostu. Unikał kontaktu wzrokowego z przebranym chłopakiem, mając nadzieję, że ten straci motywację do rozmowy z nim, a on będzie mógł dokończyć to, co zaczął. Niestety, dziwaczny długowłosy uparcie stał przy nim. 

10 sierpnia 2023

warm foothills

Mishka
Wiek: 23 lata
Data urodzenia: 20.03
Płeć: kobieta
Rasa: elf
Pochodzenie: obrzeża Stellaire, Novendia
Zawód: okazjonalnie instruktorka jazdy konnej, na co dzień zajmująca się sprzedażą dóbr ze swojego ogródka, pobliskiego lasu i niewielkiej hodowli zwierząt gospodarskich
Opis: Zapalona zwolenniczka ruchów socjalistycznych, protestów ekologicznych i równości społecznej. Wegetarianka. Zamieszkuje starą, drewnianą chatkę na obrzeżach stolicy, otaczając się wyłącznie towarzystwem zwierząt oraz przyrody. Butna i pyskata, nieraz uważana jest za zwyczajnie niewychowaną. Nic co ludzkie, bądź elfickie, nie jest jej obce.

Od Souela do Merlina

Praktyki z Merlinem były również dobrymi praktykami dla Souela. Podczas gdy czarodziej próbował zapamiętać wszystko, co mu tłumaczył jego mentor i opanować magię powietrza, genashi oddawał swoje nauczycielskie umiejętności do sprawdzenia. Czy mu szło? Cóż, widział postępy u licealisty, więc mógł na spokojnie stwierdzić, że jego nauki dawały efekty, ale w wolnych chwilach zastanawiał się, czy jest coś, dzięki czemu mógłby jeszcze bardziej polepszyć jakość zajęć. Może powinien poprosić samego Merlina o recenzję? Nie, to za dużo stresu. Poza tym nie znał chłopaka zbyt długo, ale mógł stwierdzić, że tamten odpowiedziałby same miłe rzeczy. Souel na jego miejscu zrobiłby tak samo. To nie ten stopień relacji, by móc swobodnie swojemu nauczycielowi wytknąć wady.
Odwrócił wzrok od próbującego unosić w powietrzu piórnik Merlina, spojrzał w stronę rosnących nieopodal drzew.
Instynkt podpowiadał mu, że ktoś przebywał w pobliżu. A on, jak to on... to znaczy nie on, tylko jego mózg podsuwał mu mroczną myśl, że ktoś ich obserwował. Nie, to wcale nie tak. To było normalne miejsce, teren dostępny dla każdego, więc wszyscy mogli swobodnie sobie tutaj przychodzić. Psia Górka nie była terenem ograniczonym ani dla VIP-ów, ani nic w tym stylu. Równie dobrze Souel mógł wyjść na podejrzanego typa, bo co pewien czas zerkał w stronę tamtej osoby, a ona być może chowała się przed nim, bo nie wiedziała, co ten wysoki typ z niebieskimi kłakami na głowie mógł od niej chcieć. Tak, trzeba myśleć z perspektywy innych, wtedy lepiej się zrozumie sytuację...
— Souel?

Sweet young thing ain't sweet no more

George Schmidt
Wiek: W tym roku wyprawiał szesnaste urodziny.
Data urodzenia: 17 listopada
Płeć: Mężczyzna
Rasa: Osobliwość
Pochodzenie: Novendia, Stellaire
Zawód: Gdyby miał nieco więcej energii do życia, może znalazłby pracę dorywczą, która pomogłaby jego rodzinie wiązać koniec z końcem. Niestety, w jego obecnym stanie ciężko mu nawet spełniać jego obowiązki jako mierny uczeń liceum.
Opis: Słońce już dawno opuściło niebo, a na jego miejsce wstąpił blady księżyc. Na barierce mostu opiera się młodzieniec, którego wzrok skierowany jest w dół, na fale kołyszące się po powierzchni wody. Przechodzący obok niego człowiek czuje, że powinien się zatrzymać i upewnić się, że chłopak nie zamierza wyrządzić sobie krzywdy. Mimo przeczucia nie robi tego, a nastolatek przechodzi na drugą stronę barierki. Na szczęście dla sumienia przechodnia, George nigdy nie zazna spokoju, którego od tak dawna pragnie.

lubie fnaf

Adam

methadamphetamine

Od Virgila do Seymoura

— Dante, nie.
— Dante, tak.
— Nie.
— Tak.
— Przestań.
— Zapomnij.
— Dante.
— Vi.

09 sierpnia 2023

Od Song Ana do Merlina

    Każdy dzień w śmiertelnym świecie przynosił Song Anowi nowe wyzwania, ale chłopak już zdążył przywyknąć do nowego trybu życia. Wprawdzie początkowe dwie doby nie należały do najłatwiejszych. Boski sługa, który dopiero stąpił na ziemię, pierwszy raz zaznał czegoś takiego, jak głód czy zmęczenie. 

07 sierpnia 2023

Od Dantego do Bashara

Szli w ciszy. Torby miarowo kołysały się na obu ramionach, mata wystawała ponad głową doktora. Trzy przystanki autobusem i resztę drogi mieli do przejścia w towarzystwie furkotu pojedynczych samochodów, babć z niewielkimi wózkami sklepowymi w kratkę i krakania wron. Myślał, że inaczej to będzie wyglądało. Że przeżyje jakoś tę jogę, ubawi reakcją mężczyzny na obecność specjalnego pacjenta na zajęciach, a potem będzie subtelnie zarzucał go komentarzami, które miały wykupić mu drogę z powrotem do lekarskiego mieszkania. Miał być zabawny, rozkoszny, ze swym zabójczym półuśmiechem kraść blask promieniom słońca, lecz zamiast tego umilkł po paru zgryźliwych wymianach zdań oraz pochyleniach się w stronę doktora, pogrążony we własnych myślach. Karim nie wydawał się wcale bardziej skory do rozmowy, niewielka zmarszczka na czole nie opuszczała jego surowego wyrazu.
Nawet rozważał rozejście się z nim po zajęciach, jeszcze zanim na dobre się one zaczęły. Nieważne jak bardzo się starał zdusić to w sobie, część niego, schowana głęboko w odmętach duszy, cieszyła się mimowolnie samą okazją do zobaczenia się z lekarzem. Nie było to podszyte potrzebą zwyciężenia w tym małym sporze między nimi, który Dante ułożył sobie w głowie, nie chodziło koniecznie o dążenie w dostaniu tego, czego poniekąd tak bardzo pragnął. Był zwyczajnie gotowy zadowolić się spędzonym razem czasem. Trochę go to przerażało.

Od Ignisa – Bożyszcze (III)

Ignis wolałby wejść do wanny z lodowatą wodą, niż przyznać się Dantemu, że gdyby nie te ich treningi boksu, genashi po prostu wyplułby płuca na boisku – Norbert wyleciał z kolejnym genialnym pomysłem i chociaż cały zespół się zgodził, Ignis zaś pozytywnie zareagował na perspektywę towarzyskiego, charytatywnego meczu piłki nożnej, to jednak do meczu trzeba było się przygotować. A to oznaczało bieganie po murawie, kopanie piłki, próby trafienia nią w bramkę i znoszenie załamanego spojrzenia ich nowego trenera.
Tym razem Ignis wypluwał płuca na treningu, gdy krawiec, upodobawszy sobie frazę „do skutku”, stwierdził, że przyszedł czas na skakankę. Muzyk nie wiedział, ile czasu już skakał, a na pewno nie liczył już, ile razy ta przeklęta skakanka przeleciała mu nad głową. Dante siedział, wyciągnięty wygodnie na ławeczce, od niechcenia zerkał na stoper w telefonie, popatrywał na Ignisa, kręcił ze zrezygnowaniem głową.
— Masz gorsze tempo niż pacjenci na ortopedii. — Zadrwił.

06 sierpnia 2023

Od Bashara do Raouna

— Demon-lekarz, to jak świnka morska — odparł, wyciągając się mocniej na kanapie. — Ani świnka, ani morska. Nie wiem, co by się musiało stać, żebym dostał licencję, gdybym komukolwiek powiedział, czym jestem.
— No weź, demony żyją pomiędzy innymi rasami, jakichś dużych problemów z tym nie ma.
Bashar westchnął. Może nie było problemów prawnych, sensu stricto, niemniej jednak wiele procedur administracyjnych niepotrzebnie się komplikowało, bo przecież demon musiał być zły i trzeba było go pilnować i kontrolować. Bashar nie znosił, gdy ktoś tego próbował, a każdą próbę wpłynięcia na niego traktował jako osobisty afront. Osobną kwestią pozostawało to, jak wiedza o jego demonicznej proweniencji wpływała na tych, których znał. Nikt nie zaufałby demonowi, co do tego lekarz nie miał najmniejszych wątpliwości. Może inne demony jakoś sobie z tym radziły, będąc na tyle mało groźnymi, że nie wydawały się realnym zagrożeniem. Ale nie on. Nie on.
— Duże czy nie, ja nie zamierzam mieć żadnych.
— Ale dalej nie odpowiedziałeś na pytanie. Dlaczego medycyna?
Demon zamyślił się.

04 sierpnia 2023

W odwykłe serce nowej wziąć płomień miłości

Virgil Moeris
Wiek: 31 lat
Data urodzenia: 21.09
Płeć: mężczyzna
Rasa: wilkołak
Pochodzenie: Novendia, Stellaire
Zawód: grafik, prawie zarabiający cokolwiek ze swoich dzieł rzeźbiarz
Jego Księżyc: Seymour Silverthorn
Cytat w tytule: Wergiliusz
Opis: Wilk to takie niebezpieczne stworzenie – odda całe swoje serce, spełni każdą prośbę o pomoc, przywiąże się do człowieka i będzie uparcie wierzył w ukryte w nim dobro. Uczucia przelewa równie sprawie w kamień, co w wypowiadane słowa, spokój znajduje w rysunku, a szczerym uśmiechem leczy świat po trochu.

Od Bashara do Dantego

Posprzątał naczynia, starł blaty w kuchni, poszedł do sypialni. Położył się tak, jak stał, nie przejmując tym, że prysznic byłby dobrym pomysłem i że powinien był się przebrać. Kotary nie zasunął, lecz światło mu nie przeszkadzało. Zasnął jak kamień, zapadając się w nieruchomą ciemność, pozwalając w końcu odpocząć umysłowi, puszczając wodze świadomości.
Chłodna szarość skradała się za oknem, gdy Bashar znów otworzył oczy. Ciało miał zdrętwiałe – naprawdę spał jak kłoda, nawet nie poruszył się przez sen. Lekarz przekręcił się na plecy, przeciągnął, poruszył lekko kostką. Niezmieniony bandaż uwierał, w żołądku ssało, Bashar czuł się brudny i zapuszczony. Ale to było coś, czemu mógł łatwo i szybko zaradzić, szczególnie teraz, gdy jego umysłu nie zasnuwała już mgła zmęczenia, a myśli biegły sprawnie.
Zerknął za okno, wrócił wzrokiem do stolika nocnego, sięgnął po telefon. Jeden procent baterii wystarczył, by włączyć na chwilę wyświetlacz i poinformować Bashara, że oto wstał nowy poranek, a on sam przespał właśnie poprzedni dzień i całą noc. Demon westchnął, skinął głową. Spodziewał się takiego obrotu sprawy. Jeśli on nie wybierze dla ciała momentu na odpoczynek, ciało zrobi to za niego – powtarzał to swoim pacjentom, sam zaś balansował na granicy, docierając do samych granic, znajomość własnego ciała i lekarską wiedzę biorąc jako argumenty, dlaczego jemu wolno, a innym nie. Zdarzenie, którego miało nie być, rozsypało jego plany niczym domek z kart.
Z łazienki wyszedł, czując się o niebo lepiej – gorąca woda pomogła na zdrętwiałe barki, zmyła z niego resztki zmęczenia. Doprowadził się do porządku, ten dzień mógł wyglądać jak leniwa sobota. Potrzebował czegoś takiego.

Od Merlina do Song Ana

Co prawda oficjalnie ich smok, Falkor, należał do jednej z jego starszych sióstr, Melpomene, jednak zwierzak o wiele bardziej słuchał się Merlina, więc to na niego przypadał większy ciężar obowiązków, jakie wiązały się z opieką nad młodym gadem. Chłopak pamiętał tamto popołudnie, gdy wrócił ze szkoły i zastał całą swą liczną rodzinę kłócącą się w dużym pokoju. Mama nastawała, że nie mogą sobie pozwolić na smoka, że koniecznie trzeba go oddać, a poza tym jest to dzikie zwierzę, na pewno niebezpieczne, zaraz kogoś ugryzie. Melpomene zaś argumentowała, że to jej smok, sama go kupiła, że na pewno będzie grzeczny i to ona zajmie się jego wychowaniem, da pieniądze na weterynarza. Sam smok zaś, kupiony z jakiejś lewej hodowli, bez żadnych papierów czy szczepień, piszczał tylko cicho w tekturowym pudełku z dziurami, w którym można było trzymać patyczaka, ale na pewno nie ziejącą ogniem bestię.

Od Raouna do Bashara

Włożył pałeczkami do ust kawałek mięsa, chwilę żuł, rozkoszując się smakiem.
Ach, był z niego naprawdę świetny kucharz. Co jak co, ale umiejętność bogów jego pokroju do szybkiego uczenia się była naprawdę wspaniałym darem. Wystarczyło trochę się skupić i już podstawy miało się w garści, a reszta to była zaledwie kwestia kilku tygodni lub nawet dni. Kto by pomyślał, że Raoun w tak krótkim czasie nie tylko ogarnie gotowanie, ale też medycynę? Medycynę! Na tym etapie to był prawdziwym lekarzem! Może powinien sobie taką tożsamość wyrobić? Zabawiłby się, a do tego zarobiłby kupę siana. Wtedy to będzie boskie życie!
— To moje pierwsze piżama party, ale nie jest źle — usłyszał.
Podniósł głowę znad swojej miski, spojrzał na Bashara. Choć demon nie należał do osób wylewnych, w tym momencie dało się bez większego problemu określić, że całkiem dobrze się bawił. A może to Raoun już go na tyle znał, że opanował jego mimikę... Cokolwiek to było, lekarz się cieszył.
— Moje też! — zawołał wesoło. — Nareszcie mam co robić w nocy!
Ostatnia kwestia zaciekawiła tamtego. Popatrzył na boga, minimalnie uniósł brew.
— A co normalnie robisz?
Nie wydawał się być jakoś specjalnie zainteresowany, ale w rzeczywistości prawdopodobnie było trochę inaczej. Chyba że to był zwykły obowiązek dalszego prowadzenia konwersacji.
Raoun podparł lewą ręką żuchwę, drugą zaczął przekładać jedzenie w swojej misce.

03 sierpnia 2023

Music was my refuge. I could crawl into the space between the notes and curl my back to loneliness

Seymour Silverthorn
Wiek: 30 lat
Data urodzenia: 10.10
Płeć: mężczyzna
Rasa: człowiek, czarodziej
Pochodzenie: Novendia, Thornhaven
Zawód: gitarzysta w zespole Vox Metallica
Cytat: Maya Angelou
Opis: W rankingach popularności następuje Ignisowi na pięty, a te lśniące szafirem tatuaże są znakiem rozpoznawczym gitarzysty. Woli piwo, klnie, gitara jest dla niego przedłużeniem ręki, lecz wzrok ma dziwnie smutne zabarwienie, gdy spoczywa na pozostałych członkach zespołu.

Od Ignisa do Maeve

Wieczór przechodził już powoli w noc, gdy Ignis radośnie wyturlał się z baru, tylko trochę krzywo idąc i tylko trochę zbyt szeroko uśmiechając się do przechodniów. Na swój motor nie miał co liczyć – wiedział bardzo dobrze, że był o wiele zbyt pijany, by chociażby wsiąść na rower, a co dopiero na swą ognistą bestię, prującą po drogach na samej granicy tego, co prawo dozwalało. Ignis, według niektórych, był skończonym debilem, lecz nie na tyle, by po pijaku siadać za kierownicę.
Dlatego też postanowił wracać na piechotę, pozwalając nocnemu powietrzu pomóc mu wytrzeźwieć, a dłuższemu spacerowi – zebrać chaotycznie rozbiegane myśli, ułożyć je nieco, pozwolić temu ognistemu łbu odpocząć.
Ignis z radością korzystał z amuletu, który wykonał dla niego Seymour – oczywiście nie przyznawał się do tego czarodziejowi, wciąż ostentacyjnie krzywiąc się na sam widok plastikowego rekinka, i marszcząc nos z odrazą, gdy musiał połaskotać ten pobladły brzuch. Nie chciał dać mu satysfakcji, nie zamierzał się uginać, lecz cóż począć – z Seymourem znali się zbyt dobrze, drugi gitarzysta naprawdę nie potrzebował słów i reakcji Ignisa, by odgadnąć jego emocje. Wiedział, że genashi był mu wdzięczny.
Reszta chłopaków się rozeszła – Raam ruszył w stronę przystanku, Dane stwierdził, że on się ze swojej miejskiej strzały nigdy nie spierdoli i wsiadł na ten różowy rower. Seymour wysączył z nimi może ze dwa piwa i bez problemu wsiadł na miotłę, zniknął na tle czerni nieba. Nim to jednak zrobił, zaoferował się jeszcze, że go podrzuci, lecz Ignis odmówił – czuł, że przegiął, usiłując przepić Raama (moment, czyj to w ogóle był pomysł?), i lepiej mu zrobi, jak się trochę przewietrzy.
— Nie zgub się, żebyś do studia jutro trafił — rzucił mu czarodziej na odchodnym i już go nie było.

02 sierpnia 2023

Od Dantego do Bashara

Różowa damka czekała grzecznie tam, gdzie syren ją poprzedniego wieczora zostawił. Koszyk nie zniknął, siodełka nie wyciągnęli, kół nie wykręcili, nawet nie wyglądało, żeby ktoś przy zapince kombinował. Dante uśmiechnął się lekko, odpinając rower, zdając sobie sprawę, że pierwszy raz w ciągu tego tygodnia poczuł chwilową ulgę w ciele i umyśle. Widok bezpiecznie stojącego w zaszczanej uliczce roweru, nieskradzionego ani rozłożonego na części, był miłą odskocznią od natłoku sprzecznych myśli, który męczył go od… nie chciał tego przyznać.
Chwila minęła wraz z poprawieniem przechodzącego przez pierś paska torby, wymierzeniem osobliwie tęsknego spojrzenia w okolice drugiego piętra kamienicy. Drzwi zamknęły się za nim, kroki pewnie powoli oddaliły do kuchni posprzątać, szklanka za talerzem wylądowała w zmywarce, a może od razu padł w miękkie łóżko, może także pachnące lawendą, by zapewnić ciału odpoczynek, którego, znając lekarzy i wspominając sińce pod oczami z rana, regularnie sobie odmawiał. Pewnie przekręcił się w pościeli, ostrożnie, bo kostka wciąż musiała boleć, pewnie wzdychał, gdy żołądek zaczął dopraszać się o obiad, gardło o wodę. Syren odwrócił głowę, zacisnął usta. Ta sielska, domowa scena nie była przeznaczona dla jego oczu, a on nie powinien tak stać i patrzeć ludziom w okna. To był tylko pan doktor, tylko Karim, kolejny wybryk, nad którym nieco za dużo smęcił, u którego trochę za długo przesiedział. Mimo to, wprawiając rower w ruch, zapytał samego siebie, kiedy będzie dane mu tu wrócić i czy w ogóle.
Coś było z nim nie tak. I nie potrafił stwierdzić, co dokładnie.

01 sierpnia 2023

Sosna upada po raz pierwszy, ale na pewno nie ostatni

Song An
Wiek: Sam Song An nie jest pewien, ile wiosen przeżył. Od momentu jego narodzin, każdy dzień właściwie mijał tak samo schematycznie, że chłopak już dawno przestał liczyć. Faktem jest jednak, że wiek Song Ana można określać w setkach, których będzie prawdopodobnie około pięciu.
Płeć: mężczyzna
Rasa: boski sługa
Pochodzenie: Yeongsanguk, a dokładniej jeden z najwyżej sięgających górskich szczytów. Tam domenę miał jego mistrz, a sam Song An lubił określać to miejsce Gromem.
Zawód: Czym może zajmować się tknięta boską mocą istota? Oczywiście, że został maskotką dopingującą drużynę koszykówki! Nie przegapi żadnego z meczów, na które przychodzi ubrany w kostium… pandy! Może nie pachnie on najprzyjemniej i wygląda, jakby lepsze czasy miał już za sobą, ale Song An dumnie zakłada go i zagrzewa swoich do walki. Ah! I nie. Nie zarabia wiele.
Opis: I chociaż nie ma najmniejszego pojęcia, co tak naprawdę dzieje się wokoło niego - Song An wcale się tym nie przejmuje! Chaotyczny i całkiem obcy świat nieustannie zaskakuje go na każdym rogu. Pokusy dotychczas nieznanego, śmiertelnego życia już całkiem przysłoniły chłopakowi resztki zdrowego rozsądku. Czy Song An spróbuje go odzyskać? Może troszkę później, ponieważ teraz całą swoją uwagę skupił na tym przepysznie wyglądającym makaronie serwowanym w knajpce obok…

Czekajcie chwilę, to się już nagrywa?

Mik

mikreru

Od Dantego do Ignisa

Zaczepny uśmieszek wypłynął mu na usta. Słowa Ignisa były ciche, ale syren nie przypuszczał, że genashi w ogóle starał się ukryć cierpki ton i niecierpliwe westchnięcie. Dante aż nabrał ochoty, żeby specjalnie przykładać centymetr nieco dłużej do ciała perkusisty, przesadnie uważnie zapisywać każdą cyferkę w notatkach i najlepiej to jeszcze powtórzyć całą czynność, tak dla pewności. Lecz Raam był tak wielki, że nawet jego zadziornemu charakterowi odechciało się drażnienie z wokalistą w ten sposób.
Były jeszcze inne.
— A ja myślałem, że masz więcej kultury w sobie. — Mruknął krawiec, też niby cicho i pod nosem, nie miał jednak wątpliwości, że ten, kto miał usłyszeć, to zdecydowanie usłyszał.
— Dostosowuję się do poziomu rozmówcy. — Komentarz za jego plecami padł szybko, ktoś poruszył się na kanapie. Dante parsknął śmiechem, kończąc pomiary drugiej nogi Raama.
— Informuję cię już teraz, że jeszcze nie dotarłeś do mojego.

Od Souela – Wybrane listy (3)

Drogi Władco Powietrza Aerindzie,
Ostatnio Cheoryeon poprosił mnie, żebym pokierował go w kwestii narysowania Twojego portretu. Choć potrafi być irytujący, ma ogromny talent i zobaczywszy inne jego prace, jestem pewny, że zrobi Tobie zadość. Jego styl jest semirealistyczny, czyli taki częściowo realistyczny, częściowo rysunkowy, to znaczy komiksowy, to znaczy... Hm, nie wiem, jak to opisać, żebyś zrozumiał. W każdym razie Cheoryeon sprawi, że będziesz wyglądał wspaniale, możesz mi zaufać.
Jeszcze nie jestem pewien, jak Ci pokażę gotowy obrazek. Najłatwiej by było, jakbym mógł Ci go wysłać na maila lub przez komunikator (takie cuda technologiczne z mojego świata). Chyba po prostu wydrukuję i załączę. Czy jak coś przyczepię do listu i razem z nim spalę, to trafi do Ciebie?
Poza tym dalej kształcę swoje umiejętności. Nadal daleko mi do Twojego poziomu i nie sądzę, żebym mógł kiedykolwiek osiągnąć przynajmniej połowę tego, co Ty potrafisz, ale wcale się tym nie zniechęcam. Jedynie chcę, żebyś był ze mnie dumny.
A jak Tobie mija czas? To znowu ta pora, kiedy Twoi wierni powoli szykują się do święta. Ostatnio znalazłem kolorowe pióro i pomyślałem, że miło by było, gdybym miał jakiś specjalny strój na tę okazję, mimo że sam osobiście nie mogę brać w niej udziału.
Mam nadzieję, że nie masz zbyt wielu obowiązków na głowie.

Pozdrawiam,
Souel

Podsumowanie 2023.07

Witajcie!
Za nami pierwszy miesiąc istnienia bloga! Chociaż może to takie niezbyt precyzyjne określenie, bo na ten miesiąc składało się jego tworzenie, a także porządkowanie starych opowiadań, zmienianie koncepcji różnych rzeczy i ekspresowa nauka kodowania. A teraz przejdźmy do konkretów.

Zmiany w Regulaminie

Pojawił się podpunkt o tym, że sprawdzamy Wam karty autora i karty postaci przed opublikowaniem. Plus jest jeszcze ramka z kodem do skopiowania, żeby dało się łatwo wkleić TW, jeśli ktoś by potrzebował. Do tego dochodzi też informacja o Formularzu kontaktowym, którego możecie użyć, jeśli chcecie nam anonimowo pocisnąć, no i jeszcze małe podkreślenie, żeby się nie bać, tylko męczyć mnie (ChaosHead) o to, żebym pomogła z kartami postaci, kodem i innymi technikaliami.

Zmiany w tekście

Serdecznie dziękujemy Queen of Rats za profesjonalną edycję tekstu w zakładkach – wszystkie błędy ustrzelono ze snajperki, więc teraz cały tekst o wiele lepiej się czyta.

Zmiany w szablonie

Serdecznie dziękujemy Shirley za komentarze odnośnie szablonu i linków – dzięki nim myślę, że udało się nam uczynić blog trochę łatwiejszym w nawigacji.

Inne

Serdecznie dziękujemy też pozostałym autorkom, Vicrikowi i Nowalijce, za komentarze odnośnie bloga i przedstawionego w nim uniwersum.
__________________________
A teraz – samo podsumowanie.

Nowe postaci

W tym miesiącu dołączyli do nas:
  • Bashar Karim
  • Beom
  • Dante Aemilia Selachinius
  • Ilara Rackham
  • James Hopecraft
  • Maeve Everett
  • Merlin Prospero Spellman
  • Raoun
  • Scaldor „Ignis” Fuegis
  • Souel Beannaithe-Agdiaanaeir
  • Theodosia A. Williams
Drugie tyle postaci czai się w roboczych albo zapowiedziach – nie możemy się doczekać, aż się pojawią!

Napisane opowiadania

Co prawda większość opowiadań została napisana już jakiś czas temu, ale część jest nowa. Statystyki postaci prezentują się następująco:
Postać Odpis Indywidualne Short Eventowe Słowa
Bashar Karim 17 2 0 0 41460
Beom 0 1 0 0 1239
Dante Aemilia Selachinius 6 1 1 0 19952
Ilara Rackham 0 0 0 0 0
James Hopecraft 0 0 0 0 0
Maeve Everett 0 0 0 0 0
Merlin Prospero Spellman 6 1 0 0 18224
Raoun 10 12 0 0 45775
Scaldor „Ignis” Fuegis 2 4 0 0 10331
Souel Beannaithe-Agdiaanaeir 5 3 0 0 14710
Theodosia A. Williams 0 0 0 0 0

Dalsze plany

W najbliższym czasie postaramy się uzupełnić jeszcze zakładki. Na pierwszy ogień pójdzie opis stolicy Novendii, Stellaire, w której dzieje się sama akcja bloga. Potem postaramy się napisać tekst na temat tego, jak działają w tym świecie religie. Na nieco dalszą przyszłość planujemy zajęcie się mapami poszczególnych państw, a potem… Potem się zobaczy.
Jeśli jest coś, co chcielibyście, żeby się pojawiło, albo jeśli macie pomysły na zmiany, to piszcie śmiało, postaramy się to jak najszybciej ogarnąć.