Ucieszył się, że udało się znaleźć mundurek obozowy w mniejszym rozmiarze. To wcześniejsze odzienie utrudniało mu poruszanie się, z każdym krokiem plącząc pod nogami. Yonki naprawdę miał świetny pomysł, aby zapytać o to organizatorów! Teraz obydwaj odzyskali swobodę ruchu i wyglądali też znacznie lepiej.
Song An nigdy nie grał w dwadzieścia pytań. Ogólnie rzecz biorąc, w niewiele gier śmiertelników grał. Stąd bardzo ucieszył się, gdy jego nowy współlokator krótko przedstawił mu zasady zabawy i zaczęli zadawać sobie kolejno pytania. Boski sługa mógł podzielić się między innymi swoją sympatią do niebieskich lodów, nie mogąc jednocześnie uwierzyć, że Yonki nigdy ich nie próbował! Obiecał sobie, że po powrocie do miasta zabierze przyjaciela do lodziarni, aby ten koniecznie zjadł porcję! Takiego smaku nie można przegapić.
Dzięki grze boski sługa dowiedział się wielu rzeczy o współlokatorze: tego, że ma brata, lubi ,,polecie” (czymkolwiek ono by nie było – Song An po prostu je zaakceptował) i, co najważniejsze, Yonki też kocha burzę! To chyba pierwsza osoba, jaką spotkał, która nie miała złego zdania o nawałnicach, a nawet potrafiła powiedzieć o nich coś miłego! Boski sługa całkowicie zgadzał się z tym, że pioruny są przepiękne i tworzą równie wspaniałe krajobrazy! Od cudownego blasku błyskawic nie dało się oderwać wzroku!
Ostatnie pytanie, jakie zadał Yonki sprawiło, że Song An na chwilę wstrzymał oddech.
— Spotkałeś kiedyś jakiegoś boga?
Boski sługa nie wiedział, co odpowiedzieć. Otworzył usta, zastanawiając się, jak wybrnąć z tej odrobinę niekorzystnej sytuacji.
— Cóż, ja — zająknął się. — Uhhh, ja absolutnie nie spotkałem żadnego boga! Nie mam pojęcia, o czym mówisz, haha! Jestem zwykłym śmiertelnikiem. Znaczy się, człowiekiem. Żadnych bogów. Tylko ludzie.
Yonki uniósł brwi, przekrzywił głowę i zerknął trochę podejrzliwie na Song Ana, otworzył też usta, aby najpewniej coś powiedzieć, ale boski sługa uprzedził go:
— A ty? Spotkałeś boga?
— Ja! — zawołał Yonki, szeroko się uśmiechając. Chwilę później zmarszczył brwi, jakby też coś rozważał, a następnie dodał pośpiesznie: – jestem tutaj, żeby spotkać boga! Wiesz, tego boga czasu, którego tutaj czczą!
Song An otworzył szeroko usta i uniósł wysoko brwi.
— Boga czasu? — powtórzył. — Mam więc nadzieję, że zobaczymy się z nim razem!
Od czasu opuszczenia Gromu nie widział żadnej innej boskiej istoty. Chociaż, właściwie, jak mieszkał z mistrzem to oprócz niego, też spotkał tylko jednego. Yunru Lei chyba niespecjalnie lubił gości.
Stąd też Song An ucieszył się na myśl, że na obozie znajduje się inny bóg! Cóż, nie wiedział, skąd Yonki wiedział o jego obecności na obozie, ale nie kwestionował wiedzy swojego współlokatora. Boski sługa nie miał nigdy problemu z zaufaniem, więc po prostu zaakceptował nowo poznany fakt.
Cóż, prawdę mówiąc, nigdy nie spodziewałby się, że w takim miejscu w ogóle mógłby spotkać jakiegokolwiek boga. Czy takie istoty właściwie mogły się ujawnić zwykłym śmiertelnikom? Jego mistrz kategorycznie mu tego zabronił. Dlaczego więc ten bóg tak oficjalnie chciał się objawić?
— Myślisz, że będzie dzisiaj na spotkaniu o północy? — Song An zadał pytanie, nie kryjąc swojej ciekawości.
— Mam taką nadzieję! — odpał Yonki, zacierając dłonie. Wyglądało na to, że naprawdę bardzo chciał spotkać tego boga!
Song Ana intrygowała jeszcze jedna rzecz. Jego współlokator wydawał się być naprawdę przekonany, że to właśnie tutaj, na obozie, spotka wspomnianego boga czasu. Czyżby miejsce to miało jakieś dodatkowe przeznaczenie? ,,Czas” na ulotce powoli zaczynał mieć trochę więcej sensu.
W końcu ludzie mieli swoje własne sposoby na czczenie swojej wiary. Yunru Lei także posiadał wielu własnych wyznawców, którzy palili dla niego kadzidła w ofierze za modlitwy. Sam boski sługa czasem dalej to robił. Lubił kontynuować takie miłe tradycje. Czuł, że jest wtedy bliżej swojego mistrza.
— Poszukamy go więc razem — obiecał Song An, wybudzając się z chwilowego zamyślenia. — A teraz moja kolej na pytanie!
Przyłożył rękę do brody, zastanawiając się, czego jeszcze mógłby dowiedzieć się od nowego przyjaciela.
— Jaki jest twój ulubiony owoc? — wymyślił w końcu, choć pytanie to brzmiało trochę żałośnie.
— Banan! — odpowiedział Yonki niemal bez zastanowienia. — Kocham banany. Banany są super. Takie żółte i w ogóle!
— Kompletnie się zgadzam! — wtórował mu boski sługa, uśmiechając się szeroko. — Też je lubię! Poczekaj, ja chyba nawet…
Mówiąc to, sięgnął do swojej torby podróżnej. Pogrzebał w niej chwilę, aż spod ubrań udało mu się wyciągnąć pudełko śniadaniowe. Otworzył je, a wtedy ich oczom ukazał się idealnie zakrzywiony, kompletnie żółty owoc o kształcie półksiężyca. Banan.
— Jest dla ciebie — powiedział Song An, podając ów wspaniały jadalny obiekt Yonkiemu. Oczy chłopaka zalśniły na widok owocu. Przyjął dar boskiego sługi. Pośpiesznie zdjął skórkę i wgryzł się w miękką część banana.
— Chcesz gryza? — zaproponował, kierując owoc w stronę Song Ana.
— Nie, nie jestem głodny — zapewnił boski sługa. — Zostawiam miejsce na pianki.
Yonki z zadowoleniem zajął się jedzeniem banana, a w tym samym czasie Song An spakował wyrzucone z torby rzeczy z powrotem. Wtem niespodziewanie rozbrzmiały głośny dzwon. Boski sługa podskoczył z zaskoczenia, podnosząc się na równe nogi. Wymienił spojrzenie ze swoim współlokatorem, a następnie wspólnie wyjrzeli poza namiot.
Grupy pozostałych obozowiczów powoli zaczęły wysuwać się na zewnątrz. Zakapturzone sylwetki niczym jeden mąż kierowały się w stronę ogniska. Ich ciemne postacie kontrastowały na tle jasnego płomienia.
— To chyba już północ — stwierdził Song An, również opuszczając wnętrze namiotu. — Pewnie zaraz zacznie się ta inauguracja!
— Chodźmy to zobaczyć! — Yonki wyskoczył na zewnątrz tuż za nim. Zarzucił kaptur na głowę i już kierował się w stronę ogniska, gdy Song An niespodziewanie zastąpił mu drogę.
— Poczekaj! Jeszcze pianki!
Cofnął się do namiotu. Spod pomiętych śpiworów wyciągnął paczkę z miękkimi słodyczami. Przytulił ją do piersi, a następnie powrócił do współlokatora. Yonki czekał na niego na zewnątrz i po jego podekscytowanym spojrzeniu można było zgadnąć, że bardzo nie może doczekać się nadchodzącego spotkania przy ognisku.
— Teraz możemy ruszać! — powiedział Song An, wyciągając przed siebie porcję pianek tak, aby Yonki mógł ją zobaczyć.
Obozowicze ustawili się wokół ogniska. Zaraz obok płonącego paleniska stało podwyższenie i to ono przykuwało najwięcej uwagi zgromadzonych. Zbudowano je niedawno. Przypominało zwyczajne drewniane rusztowanie, które następnie przykryto czarnymi dywanami z emblematami klepsydry.
— Myślisz, że to właśnie tam pojawi się bóg czasu? — spytał Song An, z ciekawością zerkając na nowo powstały podest.
— Oby — odpowiedział Yonki, mierząc wzrokiem budowlę.
Boski sługa pokiwał głową. Był naprawdę ciekawy rozpoczęcia obozu i każdego kolejnego dnia, który miał tutaj spędzić. Bardzo podobał mu się ten oryginalny klimat – płonące ognisko, kojący szum wiatru, zapach okalających pole namiotowe drzew.
Z ciekawością obserwował zgromadzonych obozowiczów. Ich twarze były zakryte kapturami, więc Song An nie mógł nawet dostrzec, z kim ma do czynienia. Spoglądał na nich przez chwilę, aż w pewnym momencie przypomniał sobie o czymś bardzo ważnym.
— Och nie! — zawołał do Yonkiego, a jego głos rozbrzmiał po cichej polanie. — Nie mamy żadnych patyków, aby upiec pianki! Co my teraz zrobimy?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz