Supermarket, w którym Song An i George robili wyprawkę szkolną, nie dorównywał wielkości miejscu, gdzie obydwaj aktualnie się znajdowali. Boski sługa nie odrywał wzroku od korytarzy po brzegi wypełnionymi różnymi sklepami o kolorowych gablotach. Boski sługa zaglądał na wystawy, z lśniącymi oczami obserwując bogaty asortyment.
Na końcu galerii znajdował się jeszcze jeden, ogromny market. To dopiero było miejsce, gdzie można kupić dosłownie wszystko. Tam właśnie udali się młodzieńcy. Minęli półki z jedzeniem, artykułami biurowymi, chemią, aż w końcu dotarli do ogromnej alejki w całości wypełnionej zabawkami.
Zatrzymali się przy szafce, której półki niemal uginały się pod ciężarem kucykowych figurek. Song An nie potrafił oderwać od nich wzroku. Szybko odszukał swojego ulubieńca. Hazel Leaf spoglądał na niego z góry uśmiechnięty z idealnie ułożoną grzywą.
Niestety, jak się okazało, każda z tych figurek kosztowała dużo za dużo. Ani Song An, ani George mogli jedynie na nie popatrzeć, wziąć w dłoń, a następnie odłożyć ponownie na półkę. Boski sługa nie rozumiał i jednocześnie bardzo nie lubił konceptu pieniędzy. Kompletnie niepotrzebne utrudnienie.
Z bólem serca zerkał na największy zestaw zabawki. Postanowił trochę zaoszczędzić, aby pewnego dnia go zdobyć. Szybko obliczył, że potrzebuje pracować jeszcze przez cztery miesiące i może uda mu się spełnić swoje nowe marzenie.
Wtem dostrzegł coś ciekawego. Schylił się do półki znajdującej się zaraz przy ziemi. Znajdował się tam słoik pełen bransoletek. Pośpiesznie wyszukał pasujących – jedna z nich odpowiadała Hazel Leaf’owi, a druga Lunar Vision. Podał ciemniejszą George’owi.
– Cztery funty – boski sługa zdradził cenę, zerkając błagalnym wzrokiem na przyjaciela. Na jego szczęście, drugi chłopak się zgodził. Pewnie dlatego, że bransoletki nie kosztowały tak wiele.
Song An, opuszczając cudownie kolorową alejkę z zabawkami, ostatni raz zerknął na kucykowe figurki. Postanowił, że pewnego dnia takiego kupi. A nawet dwa, żeby George też miał. W końcu, to on mu je pokazał.
Boski sługa uwielbiał biżuterię. Codziennie nosił ze sobą wszelkiego rodzaju wisiorki, kolczyki i pierścionki. Nic więc dziwnego, że bardzo cieszył się na zakup nowej błyskotki. Ta bransoletka stała się jednak dla niego o wiele ważniejsza. Pomimo niskiej ceny, była wyjątkowa. Song An spoglądał na nią z uśmiechem na ustach. Od dzisiaj, patrząc na nią, zawsze będzie mógł przypominać sobie o swoim najlepszym przyjacielu. Nawet, gdy odejdzie, George z nim zostanie.
Zapłacili za zakupy i opuścili supermarket. Przynajmniej tę przeogromną część, gdzie można było znaleźć wszystko. Powrócili na równie wielki pasaż różnorakich sklepów. Song An nie mógł uwierzyć, że taka ilość niesamowitych przybytków znajduje się pod jednym dachem!
Wyjście z galerii zajęło im trochę czasu. Boski sługa chciał wszystko zobaczyć. A George musiał to znosić. Chociaż nie wydawało się, żeby był niezadowolony, nawet pomimo tego, że Song An wbiegał do każdego ze sklepów, oglądał rzeczy i narzekał, że bardzo je chce, ale są za drogie. Niech to, głupie pieniądze!
Najbardziej podobały mu się sklepy z zabawkami lub takie, gdzie mógł znaleźć przedmioty do dekorowania domu. Podziwiał przepiękne wazy, talerze czy doniczki. Z żalem w duchu przyznał, że brakuje mu mieszkania na Gromie. Tam otaczał się jedynie ładnymi przedmiotami o nieokreślonej wartości, które mistrz przynosił ze swojej podróży. W aktualnym mieszkaniu Song Anowi brakowało takich ozdób. Ale też nie było go stać na żadne. Ze smutkiem odłożył złocony świecznik ponownie na półkę.
Zamiast tego, aby chociaż trochę zrekompensować sobie smutek, zakupił paczkę kadzidełek. Postanowił zapalić je wieczorem dla mistrza.
Zamiast tego, aby chociaż trochę zrekompensować sobie smutek, zakupił paczkę kaNie wiedzieli nawet, że tak wiele czasu zmarnowali na eksploracji galerii. Zaraz po tym, jak opuścili wielki budynek, Song An zauważył, że zbliża się noc. Szarość wieczoru ogarnęła niebo. Nadszedł czas, aby wrócić do domu.
– To był super dzień! – stwierdził boski sługa, zatrzymując się przed wejściem. – Dziękuję, że mi to pokazałeś! Zarówno kucyki, jak i ten sklep. Kocham go! Musimy tutaj wrócić, dobrze? Dobrze?
– Jeśli będziemy czegoś potrzebować, na pewno znowu tu zajrzymy – obiecał George.
Pożegnali się i ruszyli w przeciwne strony. Niestety, mieszkali po dwóch stronach miasta, więc ich drogi powrotne nie pokrywały się. Musieli się rozstać, chociaż Song An najchętniej spędziłby jeszcze trochę czasu z przyjacielem. Nie mogli sobie, jednak, na to pozwolić. W końcu, jutro rano musieli iść do szkoły.
Song An nucił sobie coś pod nosem. Był to jingiel jakiejś reklamy, którą usłyszał podczas pobytu w supermarkecie. Piosenka ta nie mogła kompletnie wyjść mu z głowy i sam domyślał się, że szybko nie da mu ona spokoju.
Szedł sobie spokojnie przez pochłoniętą nocą ulicę. Oprócz wesołej melodii, nic nie przebijało ciszy pogrążonego w śnie miasta. Stąd też Song Ana bardzo zaskoczył nagły hałas, który dochodził zza rogu.
Boski sługa zatrzymał się, zerkając w stronę źródła dźwięku. Pojęcie strachu od zawsze było dla niego obce, więc nie myśląc zbyt wiele, skierował się w odpowiednim kierunku.
Dotarł do ciemnej alejki, krótkiej ulicy pełnej śmietników. Hałas wydobywał się z jednego z kontenerów. Ciekawski z natury Song An postanowił sprawdzić to sprawdzić. Stanął na jakimś kartonie, oparł się łokciami o brzeg metalowego pojemnika na odpadki, nachylił się i zajrzał do środka.
W pierwszej chwili nie dostrzegł niczego niepokojącego. Nawet dźwięk ucichł. Song An nie zamierzał jednak tak szybko odpuszczać. Nie przejmując się niczym, podciągnął się i wskoczył do śmietnika. Posunięcie to spowodowało nagłe poruszenie wśród worków. Boski sługa wyciągnął przed siebie ręce, aby pochwycić źródło hałasu.
Zwierzę szarpnęło się mocno. Nie miało jednak szans w mocnym uścisku Song Ana. Młodzieniec wyskoczył ze śmietnika, otrzepał się, a następnie ruszył w stronę lampy ulicznej, żeby przyjrzeć się swojemu znalezisku.
Na końcu wyciągniętych przed siebie rąk znajdował się szary kot. A przynajmniej Song An tak myślał. Ten zwierzak był znacznie większy od kociaka George’a. Miał też ciemne, szare futro. Trochę śmierdział.
Boski sługa przycisnął puchate stworzenie do piersi. Kot szarpał się przez chwilę. Wysunął pazury, a nawet wbił zęby w rękę Song Ana. Daremne były jednak jego trudy. Przeciwnik, na jakiego trafił, nie poddawał się tak łatwo. I właściwie nawet go to nie bolało.
Przytulił kota do siebie. George opowiadał mu o tym, jak wiele zwierzaków lądowało na ulicy, gdzie ich życie nie należało do najłatwiejszych. Zmagały się z głodem, chorobami i wieloma innymi zagrożeniami. Song An nie mógł go tak zostawić! Na jego szczęście, umowa mieszkania zezwalała na posiadanie zwierząt. Nic nie stało więc na przeszkodzie, aby młodzieniec mógł mieć pupila na własność! A w razie problemu, George na pewno mu pomoże!
Gruby kot przez dłuższą chwilę próbował się jeszcze wyrwać, ale stalowy uścisk Song Ana sprawiał, że nie miał najmniejszych szans. Zmuszony więc był się poddać.
Dotarli w końcu do pokoju boskiego sługi. Tam dopiero wypuścił zwierzaka. Szare stworzenie rozejrzało się, zasyczało (koty w ogóle tak robią?), a następnie dało nura w kosz na śmieci stojący obok biurka. W pierwszej chwili Song An chciał go wyciągnąć. Ale przypomniał sobie, że jego nowy przyjaciel może nie zna lepszego życia. Skoro przyzwyczaił się do tych warunków, to zmienienie jego zachowania pewnie trochę potrwa.
– Lubisz chyba śmieci – odezwał się do kota Song An z uśmiechem na ustach. – Nazwę cię więc Śmieciarz, pasuje ci?
Z kosza wydobył się chrapliwy dźwięk. Zwierzakowi się chyba podobało.
Song An patrzył na niego przez chwilę bardzo z siebie zadowolony. Nie mógł się doczekać, aż jutro zaprosi do siebie George’a, aby ten poznał jego nowego przyjaciela! Teraz obydwaj mają koty!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz