Chłopak niepewnie zostawiał na papierze plamy koloru. Nigdy wcześniej nie miał okazji używać akwareli. Wydał na nie jak na niego sporą ilość pieniędzy. Jego rozumowanie mocno zmieniło się, kiedy dowiedział się o swojej nieśmiertelności. Wiedząc, że nie jest w stanie umrzeć od pocisku, ciężko było mu uwierzyć, że zniszczy go głód czy zimno. W związku z tym zaczął oszczędzać na ludzkich potrzebach. Dzięki temu był w stanie kupić mały zestaw farb. Pierwszy raz w życiu w jego pracach pojawił się kolor.
Na papierze była głównie czerwień. Możnaby się kłócić, że malowanie scen własnej śmierci było odrobinę dziwaczne. Dla George'a był to jednak bardzo ważny moment w jego życiu. Mimo że minęło od niego już parę tygodni, wciąż zastanawiał się, co powinien zrobić ze swoim talentem. Dalej pracował, by mieć pieniądze na utrzymanie swojej matki, z którą mieszkał poza miasteczkiem. Ich sytuacja finansowa była ciężka, ale o wiele lepsza niż zaledwie parę lat temu.
Siedział oparty o furtkę boksu swojego konia. Wierzchowiec służył mu do podróży między domem a karczmą, w której spełniał rolę stajennego, opiekującego się końmi podróżnych. Lubił swoją pracę, gdyż większość czasu mógł spędzić właśnie na szkicowaniu. Oprócz tego w miarę tego, jak zdobywał doświadczenie w opiece nad rumakami, rozumiał je głębiej i przez to coraz bardziej doceniał je. Przebywanie z nimi stało się dla niego całkiem przyjemne i z chęcią wykonywał swoje obowiązki.
Nie wiedział jednak, czy na tym właśnie chciał spędzić całe swoje życie. Za każdym razem, kiedy do karczmy przyjeżdżał nieprzyjemny klient, pomysł o szukaniu innego sposobu na zarobek stawał się mu bliższy. Jednocześnie miał wrażenie, że dostępne dla niego ścieżki kariery były niewystarczające. Płaca stajennego i kelnera nie różniła się niczym, a w żadnej z posad nie chciał tkwić do końca życia. Odkąd zaczął odkrywać swoje nowe zdolności, zrodziła się w nim nowa ambicja. Mógłby wykonywać niebezpieczne (lecz dobrze płatne) prace. Dzięki takiej pozycji mógłby bez problemu zdobyć materiały na remont rudery, w której przypadło mu mieszkać. Pomyślał o tym, jak szczęśliwa byłaby jego matka i stwierdził, że na pewno musi zdobyć lepszą pracę. Może przydałby się tutejszym stróżom prawa?
Próbował uzyskać na kartce prostą linię, jednak jego dłoń okazała się być zbyt niestabilna. Westchnął, odkładając materiały. Mimo że głód nie mógł go zabić, zdecydowanie miał wiele nieprzyjemnych efektów. Wstał na chwiejnych nogach. Zamierzał przejść do karczmy, by zdobyć jakąś przekąskę, jednak kiedy już miał wychodzić poza teren budynku, usłyszał krzyk. Zatrzymał się i nasłuchiwał przez chwilę, po czym ostrożnie wychylił się zza progu stajni.
— O nie! Pomocy! — wykrzyczał bard, którego George wcześniej widział w karczmie.
— Ucisz go — syknął wielki mężczyzna, ubrany na czarno. Jego twarz częściowo zasłaniała bandana. Trzymał grajka w miejscu, podczas gdy dwójka innych przestępców wiązała jego kończyny.
— Mnie? Uciszyć? PORWANIE! — Próbował utrudnić porywaczom pracę, trzepiąc swoim ciałem na wszystkie strony. Mimo to kryminaliści sprawnie poradzili sobie z nim, po czym wpakowali go na wóz.
Patrząc na całą scenę, George czuł się sparaliżowany. Dopiero kiedy przestępcy odjechali, wyszedł ze stajni, by mógł zobaczyć gdzie zmierzają.
W takim miasteczku jak to, przestępstwa często nie były nawet zgłaszane. Nikt nie chciał w końcu zostać następną ofiarą. Nie można było stwierdzić, że George się nie bał. Czuł jednak, że powinien zgłosić porwanie. Sytuacja wyglądała naprawdę poważnie. Obawiał się, że bard mógłby nie wyjść z sytuacji cały.
Tak szybko jak mógł, przygotował swojego kasztanowego konia do jazdy. Wsiadł na niego i ruszył w stronę biura szeryfa. Rumak pędził przed siebie, a jego jasna grzywa lśniła w słońcu. George zamierzał uratować grajka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz