Octavia przeklęła pod nosem, zaciskając palce coraz mocniej wokół chwytu pistoletowego. Całe ciało aż świerzbiło, żeby po prostu wyjąć broń z kabury i otworzyć ogień w stronę każdego, kto przetnie jej drogę. Po co innego miałaby wciąż ciągnąć ten cholerny żywot bandytki, jeśli nie po to, żeby przelać trochę krwi, ukraść co ładniejsze świecidełka, a potem uciec najdalej, jak potrafiła? Ale nie mogła. Nie, bo Raoun i Dante jak zwykle chcieli zagarnąć całą najlepszą zabawę dla siebie, a jej nie pozostało nic innego, niż cieszenie się ochłapami. Wypuść skazańców, wywołaj zamieszanie. Bzdura, sama mogłaby spowodować jeszcze większy chaos, nie potrzebowała do tego nikogo innego. Powiedzenie, że była niezadowolona, byłoby niedopowiedzeniem. Ale mimo cisnących się jej na usta obelg, ruszyła w stronę wyznaczonego przez towarzyszy wagonu. W głębi duszy wiedziała, że Raoun miał rację, zawsze ją miał, i że ostatecznie wyjdzie im to wszystkim na dobre. Gdyby nie ceniła opinii i decyzji swoich towarzyszy, nie połączyłaby z nimi sił i nie trwała wciąż w tym dziwnym, przestępczym braterstwie. Musiała po prostu trochę ponarzekać.
Spięła mocniej Dżumę, cmoknęła i ruszyła przed siebie, nie zważając za bardzo na to, co działo się wokół niej. Dlatego niespecjalnie przejęła się, gdy jej spojrzenie napotkało nieznanego dotąd jeźdźca. Kowbojka lustrowała ją wzrokiem, jak gdyby chciała przebić ją na wylot, krzyczała w jej stronę, jednak furkoczący pociąg skutecznie ją zagłuszył. W tamtej chwili Octavia była święcie przekonana, że ma przed sobą jedynie kolejne, tymczasowe wcielenie Raouna. Nie wyciągnęła więc broni, nie odpowiedziała na ledwo słyszalne wrzaski, a jedynie oddaliła się od nieznajomej, posyłając jej przelotne, lecz jakże przeszywające spojrzenie. Później po prostu zapyta Raouna, o co mu do cholery chodziło. Zresztą, jeśli to coś bardzo ważnego, to po prostu sam znajdzie ją szybciej, niż ona zdąży znaleźć jego. Nieznajoma sylwetka wkrótce rozpłynęła się gdzieś za horyzontem.
Podłoga wagonu niebezpiecznie skrzypnęła, gdy Octavia ciężkimi buciorami wylądowała na deskach. Szkoda tylko, że nikt nie raczył jej powiedzieć, że skazańcy najwidoczniej nie zasługują na światło i w całym wagonie było kurewsko wręcz ciemno. I gdyby nie nadmiarowe pary oczu, które przystosowywały się do tych nieludzkich warunków znacznie szybciej, niż te normalne, wypuszczenie przestępców zajęłoby jej znacznie dłużej. Octavia była przekonana, że czeka ją walka, że skazańcy nie wysłuchają, co miała im do powiedzenia pierwsza lepsza kowbojka. Ku jej zaskoczeniu okazało się, że mieli wspólne cele i wartości, a gdy tylko zaproponowała im kompletne zdewastowanie mienia funkcjonariuszy i obicie im mordy, cała banda chodziła jak w zegarku, gotowa zrobić wszystko, co Octavia im zaproponuje. Cholernie jej się to podobało. Przynajmniej ktoś w końcu widział w niej autorytet, to kwestia czasu, nim zobaczy go również reszta. Dziewczyna nie miała jednak zbyt wiele czasu, który mogłaby zmarnować na dalsze podziwianie swojej nowej, tymczasowej świty. Musiała jeszcze okraść kilku ważniaków, a tego już szczególnie nie mogła się doczekać. Lubiła ładne rzeczy, a jeszcze bardziej cieszyły ją świecidełka zerwane z cudzej szyi, ustrojstwa wyciągnięte z nie swojej kieszeni. A jeszcze bardziej nie mogła doczekać się ponownego spotkania z Dantem i wspólnego oglądania łupów. Zawsze, niezależnie od tego, jak zmęczeni by nie byli, przymierzali wszystko to, co udało im się ukraść i zatrzymywali dla siebie błyskotki, w których, według wzajemnych, chwilowych przejawów adoracji, wyglądali najlepiej. Octavia sprawnym susem znalazła się więc na dachu, przez dłuższą chwilę nie potrafiąc przyzwyczaić się do naturalnego światła. Nie pomagał jej również fakt, że pociąg zdawał się z każdą chwilą coraz bardziej przyspieszać. Rzucało nim na boki, jakby w każdej chwili mógł się wykoleić, a dziewczyna cudem utrzymywała równowagę. W końcu odnalazła jednak właściwy wagon. Przepych, jaki panował wewnątrz, dało się wyczuć niemal od razu, a serce Octavii aż przyspieszyło na samą myśl o bogactwach, które wkrótce wypełnią jej kieszenie. Odetchnęła głęboko, z hukiem wparowując do wnętrza wagonu. Usłyszała wrzaski przerażonych pasażerów, widziała, jak niektórzy rzucają się do ucieczki. Dziewczyna była jednak szybsza i znacznie bardziej magicznie uzdolniona, niż pasażerowie mogliby zakładać. Posłużywszy się telekinezą, zablokowała wszystkie drzwi, dla pewności przesuwając pod nie również najbliżej stojące, cięższe przedmioty. Jeśli ktokolwiek z nich planował uciec, musiał zrobić to przez okno, a szczerze wątpiła, że którykolwiek z tych zasmarkanych bogaczy by się na to odważył.
Octavia wzięła do rąk pierwszą lepszą walizkę, wyrzucając całą zbędną zawartość na podłogę. Następnie kazała wszystkim grzecznie ustawić się w szeregu i po dobroci oddać jej wszystkie świecidełka. No, to tę część miała już załatwioną. Szkoda tylko, że nikt nie powiedział jej, co ma zrobić dalej. Czy powinna czekać na jakiś sygnał od reszty bandy? Czy może ich działania okażą się na tyle odczuwalne, że niemożliwym będzie przeoczenie momentu, w którym powinna zacząć uciekać? A nie mogła przecież ich tu wszystkich zostawić, bo jeszcze zaczęliby uciekać i narobili problemów, a na to nie mogła pozwolić, bo wtedy to już w ogóle nigdy nie dostałaby żadnego ekscytującego zadania. Octavia westchnęła więc ciężko, wysilając swoje dwie szare komórki, żeby czym prędzej wymyślić jakiś genialny plan, nim po prostu zdecyduje się wszystkich zastrzelić. Jakoś by się z tego wytłumaczyła, nakłamała, że to oni rzucili się na nią pierwsi, a ona po prostu się broniła. Nie, nikt by jej w to nie uwierzył. No, może ktoś by uwierzył, ale na pewno nie Dante i Raoun. Dziewczyna westchnęła więc ciężko, niemal podskakując, kiedy w głowie w końcu zrodził się jej jakże super genialny i wspaniały pomysł. Wyciągnęła broń z kabury, nie kładąc jednak palca na spuście. Chciała ich po prostu jakoś zastraszyć.
— Ustawiać się przede mną, no już. Całą grupką, tak żebym was wszystkich widziała. — Zacmokała, prowadząc ich lufą w wyznaczone miejsce. — Znacie taką grę “raz, dwa, trzy Pramatka patrzy?”
Zakładnicy wymienili ze sobą spojrzenia, jakby sami nie wiedzieli, czy powinni być bardziej przerażeni, czy może zaskoczeni takim rozwojem sytuacji. Octavia powtórzyła pytanie, tym razem przybierając wyjątkowo groźny ton głosu. Kilku zakładników kiwnęło głowami.
— Wspaniale. Dla całej reszty idiotów, która najwidoczniej jest taaak baaardzo ponad nasze zabawy, odwracam się do was plecami i liczę do trzech, a wy macie zacząć biec w moją stronę. Jak odwrócę się z powrotem do was, macie zastygnąć w bezruchu. Jeśli przyłapię kogoś na tym, że się rusza… — Uśmiechnęła się wymownie. — To po prostu was odstrzelę albo wyrzucę za okno, rozumiemy się? Aha i nie myślcie sobie nawet, że możecie mnie powstrzymać. Mam oczy z tyłu głowy. — Wskazała palcem na kilka dodatkowych, widocznych na odsłoniętych skrawkach ciała par oczu i posłała całusa w stronę swoich graczy.
Napiętą atmosferę w wagonie możnaby ciąć nożem, a Octavię niezwykle to wręcz bawiło. Odwróciła się więc na pięcie, głośno odliczając do trzech, nim równie sprawnie ponownie zwróciła się ku zakładnikom. Zaśmiała się głośno, widząc wyrazy ich twarzy. Wyglądali po prostu głupio, w niczym nie przypominając towarzyskiej śmietanki, do której najpewniej na co dzień się zaliczali. A Octavii ciągle było mało.
— Ty, w czerwonym płaszczu, widzę jak drżą ci kolana. — Skierowała lufę w stronę jednego z mężczyzn w ostatnim rzędzie. — Ale, cholera, podoba mi się twój kapelusz, dam ci jeszcze jedną szansę, wiesz? Następnej już nie będzie.
Widziała, jak nieznajomy odetchnął z ulgą. Kowbojka już chciała się obrócić, rozpocząć kolejną rundę krwawej zabawy, jednak wybuch gdzieś na końcu pociągu skutecznie jej to uniemożliwił. Maszyna zatrzęsła się gwałtownie, a Octavia była przekonana, że tym razem już naprawdę wypadną z torów. Czy to u Raouna albo Dantego coś się, krótko mówiąc, spierdoliło, czy może to kolejna część ich wspaniałego planu, w którą, zupełnie przypadkiem, postanowili jej nie wtajemniczać? Nie umawiali się na żadne wybuchy! Ona się tu świetnie bawiła, a teraz wszystko chuj jasny strzelił. Octavia już była gotowa pognać do przednich wagonów i głośno powiedzieć im, co to tym wszystkim myśli. Wtem jednak dostrzegła coś kątem oka, a potem coś jeszcze, aż w końcu poczuła, jak pocisk przebija jej ramię na wylot. Nie zareagowała od razu, jedynie spoglądając, jak kawałki jej skóry roztrzaskują się o podłogę. Okej, to było niemiłe. Nie musiała długo czekać, nim strzelec, a raczej dwóch strzelców, wparowało do wagonu, celując do niej z broni. Octavia zmrużyła oczy, przyglądając się ich ubraniom w poszukiwaniu jakiegokolwiek wyznacznika, kto ich nasłał i po co się tu w ogóle znaleźli. Nie znalazła jednak niczego takiego. To zwykli, pospolici bandyci. Trójca przynajmniej miała przy okazji trochę stylu, a ci wyglądali jak psu z gardła wyjęci.
— Rzuć broń, bo cię, kurwa, zastrzelę. — Jeden z bandytów skierował broń prosto w jej stronę, poprawiając zakrywającą twarz bandanę.
— To se strzel. — Octavia wzruszyła jedynie ramionami. — I sam się przekonaj, ile ci to da.
Młodzik zmarszczył brwi, ewidentnie nie spodziewając się takiego obrotu wydarzeń. Octavia szczerze wątpiła, czy on miał jakiekolwiek pojęcie, co robił. Nawet jeśli było ich więcej, on zdecydowanie reprezentował najsłabsze ogniwo całej tej bandy. Kowbojka nie ruszyła się nawet o centymetr, szczerze bawiło ją przyglądanie się reakcjom chłopaka. Tak jak zakładała, pociągnął za spust, a kolejny pocisk po prostu ukruszył część jej ciała. Tym razem był to kawałek uda, na takie ubytki mogła sobie jeszcze pozwolić. Mogła uniknąć tego pocisku, mogła zastrzelić go, zanim zdążyłby pociągnąć za spust, ale potrzebowała trochę rozrywki. Nieznajomy ze świstem wciągnął powietrze, jakby dopiero teraz dotarło do niego, że nie miał do czynienia z przeciętnym człowiekiem, pierwszym lepszym bandytą, z którymi dotychczas krzyżowały się jego drogi.
— To nasz pociąg. Nasz. — Drugi nieznajomy miał już ewidentnie dość nieumiejętnych poczynań swojego towarzysza. Brzmiał pewniej, ostrzej. — Gówno mnie obchodzi, w jakie gierki sobie pogrywasz, ale dobrze ci radzę, oddaj wszystkie swoje łupy i wypierdalaj. Pociąg jest nasz.
— No chyba twoja stara. Pokaż mi gdzie jest podpisany. No pokaż. — Nadęła policzki. — A tak poza tym, to polizane zaklepane.
W tej samej chwili dziewczyna polizała swoją dłoń i ostentacyjne wytarła w ścianę pociągu. Chciała dodać coś jeszcze, ale stukot butów na dachu pociągu skutecznie zwrócił jej uwagę. Była pewna, że to Dante i Raoun, do których powinna jak najszybciej dołączyć. Dwójka bandytów zdecydowanie wpadła na dokładnie ten sam pomysł, co Octavia. Dziewczyna momentalnie dobyła broni.
— Nie będziecie mi dłużej zakazywać strzelania! Nie po to zostałam bandytką, żeby do nikogo nie strzelać!
Wagonem wstrząsnęły dźwięki strzałów, wrzasków przerażonych pasażerów i agonalnych jęków. Dziewczyna ze smutkiem spojrzała na swój odstrzelony, mały palec u ręki. Będzie jej go brakowało, nowy nie będzie już tym samym. Najważniejsze było jednak to, że jeden z nieznajomych padł trupem, drugi zaś wił się na podłodze z postrzeloną nogą. Złapała pod pachę walizkę pełną kosztowności i jeszcze raz omiotła wzrokiem zdewastowany wagon.
— Dzięki za grę, świetnie się bawiłam! — Machnęła wybrakowaną dłonią ku skulonym w kącie pasażerom, nim czym prędzej wspięła się na dach pociągu.
Wiatr wezbrał na sile, miotając nią na wszystkie strony, w czym nie pomagał też ewidentnie nie prowadzony przez nikogo pociąg, który po prostu mknął przed siebie. W całym tym zamieszaniu dziewczyna ledwo dostrzegła przeskakującego pomiędzy bandytami Raouna, ba, nawet różowe wdzianko Dantego było przy tej pogodzie jedynie wyblakłą plamą na horyzoncie. Przeciwników było mnóstwo, znacznie więcej, niż zakładała. Nie miała pojęcia, kto kierował tą bandą, ale kimkolwiek by nie był, z całą pewnością cholernie zależało mu na tym pociągu. Cóż, pech, że Trójcy akurat też bardzo się ten pociąg spodobał. A jak wiadomo, nie ma takich stu, co ich trzech, czy jak to tam szło.
Pocisk świsnął jej koło ucha, a ona sama ledwo uniknęła nacierającego na nią mężczyzny, który próbował po prostu zrzucić ją z dachu. Po jej trupie. W ostatniej chwili zdążyła podłożyć mu nogę, sprawić, że to on z głuchym trzaskiem wylądował gdzieś przy torach ze skręconym kręgosłupem. Sam był sobie winny. Octavia unikała ciosów i pocisków najlepiej, jak potrafiła, próbując za wszelką cenę przebić się bliżej swoich towarzyszy. To Raouna znalazła jako pierwszego.
— Czy teraz mogę już strzelać? — Wrzasnęła, kopiąc jednego z bandytów w krocze
— Tak?! — W głosie Raouna dało się usłyszeć politowanie i zaskoczenie, że dziewczyna w ogóle zadaje to pytanie.
Octavia wręcz podskoczyła z radości, nie marnując nawet sekundy. Strzelała, to czy w stu procentach celnie to już zupełnie inna sprawa, jednak wciąż odnosiła wrażenie, że przeciwnicy po prostu się nie kończą. Nieważne jak wielu by nie odstrzelili, jak wiele mord nie obiłby Dante, bandyci mnożyli się jak jakieś szkodniki, a w miejscu jednego pojawiało się pięciu kolejnych. Dziewczynie powoli zaczynała kończyć się amunicja. Spodziewała się, że jej towarzysze są w podobnej sytuacji. Nie mogli dłużej przeciągać tej walki, jeśli chcieli wyjść z niej cało. Pociąg zatrząsł się jeszcze gwałtowniej, niż wcześniej. Octavia upadłaby na kolana, gdyby w ostatniej chwili nie podparła się o Raouna. Cokolwiek spowodowało ten wstrząs, nie wróżyło dla nich nic dobrego.
— Kurwa, zaraz się wykolei. Musimy jechać. — Usłyszała przebijający się przez odgłosy walki głos Dantego. — I to tak, kurwa, teraz.
— Pieniądze są gotowe na transport? — Wrzasnęła w stronę Raouna, na co ten jedynie potwierdzająco skinął głową
No dobra, to niech banda bandytów debili zginie sobie w imię pustego, ograbionego z kosztowności pociągu. Następne minuty były jedynie kulminacją całego tego chaosu, z którego Octavia nie pamięta zbyt wiele. Uderzyła w coś plecami, popchnęła się nawzajem z Dantem, a potem jakimś cudem znalazła się z powrotem w siodle swojego wiernego wierzchowca, mknąc wraz z pozostałą dwójką w stronę zachodzącego słońca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz