17 września 2024

Od Cheoryeona – To prawda, wtedy następuje ciemność, ale światło rozjaśni znów świat, bo ten się obróci

— I wtedy on go zabił! Zabił własnego brata! Normalnie taka powalona scena, mówię ci! Ale w sumie się nie dziwię, ja też bym to zrobił na jego miejscu, w końcu apokalipsa i w ogóle. Szkoda tylko, że sam wcześniej został dźgnięty. Na szczęście miał przy sobie przyjaciół, a jeden z nich mógł go uleczyć do tego stopnia, że w ciągu dnia całkiem wyzdrowiał. Kurde, dobrze mieć kogoś takiego w pogotowiu. Ha, czaisz, w pogotowiu! No, ale ogólnie naprawdę super film, polecam, musisz napisać do Departamentu Rozwoju i Utrzymania, żeby go ogarnęli u was, bo jest świeży i ci, co nie zdążyli go obejrzeć, to sporo tracą!
Zabrał dłoń z leżącego na jego udzie Kamyka, żeby sięgnąć po butelkę soku. Pociągnął łyk, odetchnął. Odstawiwszy sok na miejsce, spojrzał na zajmującego poduszkę po drugiej stronie mężczyznę.
Tego dnia nie planował otwierać Pokoju Jasnowidza. Był, co prawda, środek tygodnia, ale nie znaczyło to, że musiał otwierać swój biznes. Fakt, nic w takim razie nie zarobi dzisiaj, ale co tam, akurat teraz nie było to dla niego takie istotne. Zresztą, choć strasznie zachwalał swój jasnowidzący zawód, tak naprawdę pod lokalem nie stała długa na dwie przecznice kolejka. W zasadzie to nigdy nie było kolejki. Ludzie średnio przychodzili... Hm, trudno określić. Raz w ciągu jednego wieczoru pojawiało się solidne kilka osób, a raz chłopak cały ten czas spędzał sam. Ech, wróżka nie wybrała najlepszego miejsca na otwarcie biznesu. Jeszcze w dzisiejszych czasach popularność jasnowidzów oraz szamanów stopniowo upadała.
Tego dnia planował po prostu spędzić wieczór z Kamykiem. Klatka znajdowała się właśnie w Pokoju Jasnowidza, dlatego też tutaj siedział. Przez pierwsze dwie godziny była z nimi jeszcze Suyeon, ale poszła do toalety oraz zaparzyć herbatę.
I wtedy ktoś przyszedł.
Stosunkowo młodo wyglądający mężczyzna klęczał na poduszce, wyprostowany, ubrany w schludny, czarny garnitur. Gdy tylko wszedł do Pokoju Jasnowidza, wpierw musiał wszystko obejrzeć. O dziwo zaczął wypytywać o niektóre rzeczy, co pociągnęło Cheoryeona do poprowadzenia z nim rozmowy. Potem temat trochę zboczył na pewien film.
Ale teraz trzeba było wrócić do rzeczywistości.
Znajdujący się przed nim mężczyzna był Ponurym Żniwiarzem.
— Dobra, po co tu przyszedłeś? — zapytał Cheory. — Wiem, że nie po mnie.
— Po niego.
Ruchem głowy wskazał Kamyka.
Jasnowidz spuścił wzrok na swojego pupila.
Tak, przewidział to.
Tamtego dnia, gdy robił ogólne czytanie i sięgnął aż trzy tygodnie wprzód... Akurat, gdy to miał być ostatni dzień do odczytania, ujrzał Kamyka kończącego swój szczurzy żywot.
Bliscy przychodzili i odchodzili, Cheoryeon dobrze to wiedział. Na przestrzeni wielu wcieleń poznał niejedną osobę, z którą potem musiał się rozstać, bo któreś z nich w końcu umierało. Normalna kolej rzeczy. Normalne też było to, że zwierzaki z reguły żyły o wiele krócej od humanoidalnych. Taki szczur na przykład średnio mógł liczyć co najwyżej dwa lata.
Kamyk od początku był wyjątkowy. Gdy tylko Cheory go kupił i pierwszy raz wziął na ręce, wyczuł, że nie trzymał byle jakiego szczura. Ponieważ magia na dobrą sprawę była wszędzie, zdarzało się, że zwierzaki nią przesiąkały. Kamyk właśnie należał do tej grupy. Jasnowidz podejrzewał, że to od tego gryzoń nie tylko był super inteligentny, ale też dłużej żył od innych swoich pobratymców. Bo, kurde, sześć lat? Praktycznie szczurzy rekord. Chłopak nie przypuszczał, że tylko odrobinę przesiąknięty magią szczur tak długo będzie przy nim trwał. Aż w pewnym momencie przestał jakkolwiek o tym myśleć. Po prostu cieszył się, że miał pupila.
Wszystko, co dobre, kiedyś musi się skończyć, jak to któraś mądra osoba powiedziała kiedyś.
Po otrzymaniu zgody od Żniwiarza poszedł po Suyeon. Chwilę później bliźniaki siedziały na kanapie w dużym pokoju, głaszcząc Kamyka, który spoczywał w rękach Cheoryeona. Zwierzak poruszał delikatnie wąsami, napawając się mizianiem. Och, jak dobrze mu musiało być.
Złotoskrzydły, gdy tylko dostał wizję śmierci szczura, powiedział o niej siostrze. Suyeon na wieść zareagowała lepiej od brata, od razu zaczęła go pocieszać. Jakiś czas siedzieli na łóżku, próbując zebrać jakoś myśli. Nie było łatwo, w końcu chodziło tu o odejście członka rodziny. Łał, pomyśleć, że towarzyszył im od liceum! Przecież mieszkał z nimi w sierocińcu! Cheoryeon wykorzystał go do wystraszenia zakonnic – to były czasy! Wszystkie baby wskakiwały na stoły i darły się, jakby najgorszy demon im się objawił! Chłopak zdołał nawet starym telefonem nagrać krótki filmik, który zachował do dzisiaj.
Przez dobry tydzień zakonnice polowały na szczura, przez co trzeba było zawsze go pilnować. Cheory zabierał futrzaka codziennie do szkoły; dwie nauczycielki po pewnym czasie wykryły nowego uczestnika zajęć, ale na szczęście były tak dobre, że nie zgłosiły tego dyrektorowi. Uff. Inaczej nieciekawie by się to zakończyło. Ale było dobrze. Nawet inne dzieciaki polubiły Kamyka! Był nieoficjalnym zwierzątkiem klasowym!
Szybko zasłonił policzek rękawem, gdy poczuł spływającą po nim łzę. Aha, super, rozczulał się nad szczurem...
Nie byle jakim szczurem. Nad jego Kamykiem.
Smukła dłoń spoczęła na jego barku. Podniósł głowę, spojrzał na siostrę. Wtem uniósł nieco brwi. Wyciągnął rękę, niemal tym samym skrawkiem rękawa otarł z okolic jej oka łzy, odrobinę tylko zahaczając o oprawki okularów.
Tak, to był członek ich rodziny.
Postanowił spytać Żniwiarza, czy miał jakiekolwiek informacje o pochodzeniu Kamyka. Mężczyzna sprawdził pobieżnie na swojej zaświatowej komórce, po chwili odparł, że gryzoń urodził się w pewnej hodowli, gdzie zwierzęta dostawały specjalne eliksiry, dzięki którym mogły trochę dłużej żyć. Czyli stąd ta żywotność. Aczkolwiek hodowla chyba nie przetrwała, skoro szczur jakimś trafie wylądował w zwykłym sklepie zoologicznym. Powodów dało się domyślić...
Suyeon przejęła szczura na swoje kolana, palcem delikatnie drapała za uchem. Tamten mrużył oczy, wydawał się lekko uśmiechać. Po pewnym jednak czasie Cheoryeon go zabrał. Nie chciał... Cóż... Śmierć w rękach była niezbyt przyjemnym uczuciem.
I zdążył w ostatniej chwili, bo tuż po tym ciało szczura znieruchomiało.
— Kamyk... — zaczął, lecz głos utknął mu w gardle.
Nie ruszał się. Malutka klatka piersiowa opadła i więcej się nie podniosła. Oczy były przymknięte, wąsy nie drgały. Nie dało się jednak ukryć, że zwierzak wyglądał na spokojnego. Ostrożnie położył go na kolanach.
Z ciała coś się wydobyło niczym dym, a sekundę później stanął obok drugi Kamyk. Ten się ruszał, spoglądał na bliźniaki. Jedynie był nieco przezroczysty.
Jak dobrze, że ukochany szczur miał duszę.
Suyeon poprawiła na nosie pożyczone od Yen okulary. Zmierzyła wzrokiem ducha, nieco się nachyliła w jego stronę. Powoli wyciągnęła palec, nastawiła tuż przed pyszczkiem. Kamyk się zbliżył; nos tylko przeniknął przez opuszkę.
Gryzoń wykonał obrót, stanął na dwóch łapkach. Cheoryeon nie potrafił ukryć cichego parsknięcia. Przez jego umysł przemknęła trochę ironiczna myśl: pupil wyglądał na żywszego.
— Kamyk ma bezpiecznie trafić do Zaświatów. — Podniósł wzrok na Żniwiarza. — Może tego nie wiesz, ale mam w nich potężne kontakty!
— To prawda — potwierdziła Suyeon, również skupiając swoje spojrzenie na mężczyźnie. — Znamy osobę, która często się widuje z dyrektorką Żniwiarzy.
— Serio, nie chcesz z nim zadzierać!
Rodzeństwo w tym samym czasie skrzyżowało na piersi ręce.
Ponury Żniwiarz zmierzył ich wzrokiem, uśmiechnął się serdecznie.
— Nie martwcie się, to nie jest pierwszy zwierzak, którego odprowadzam — zapewnił dwójkę.
Ukląkł przed nimi na jednym kolanie, wystawił rękę przed szczurem. Tamten chwilę obwąchiwał, po czym (wyuczonym trochę przez Cheoryeona ruchem) nastawił łebek do głasków. Widząc to, Żniwiarz zaśmiał się cicho. Pogładził gryzonia po łebku, następnie nastawił otwartą dłoń, by Kamyk mógł na nią wskoczyć.
— Obiecuję, że Kamyk zostanie bezpiecznie odeskortowany — powiedział mężczyzna, wykonał ukłon. — Towarzysz Złotoskrzydłego otrzyma najlepsze traktowanie.
— I dobrze, bo inaczej...! — Cheory wtem zamilkł. — Ej, skąd wiesz?!
— Od Władcy Dusz.
Usłyszawszy te słowa, Złotoskrzydły zamrugał kilkukrotnie, nim zwrócił się do siostry:
— Ty patrz, jak się drań ustawił.
— Nie można ukryć, że nam też pomógł — przyznała Suyeon.
Różnooki westchnął, lecz musiał się z nią zgodzić.
Czas śmiertelników nie był wieczny. Szczury żyły krótko i nawet te sześć lat minęło, jak z bicza strzelił. Cheoryeon pamiętał dzień, w którym kupił Kamyka, jak gdyby to było wczoraj. Te wszystkie ich wspólne chwile, wypady do parku, na miasto, gdziekolwiek, ważne, że razem. Śmierć pupila bolała, tego nie potrafił zaprzeczyć, ale dobre wspomnienia wszystko łagodziły. Fakt, z Kamykiem spędził raptem sześć lat.
Ale Kamyk z nim spędził prawie całe swoje życie.
Spojrzał na teraz spoczywającego na barku Żniwiarza szczura, uśmiechnął się lekko.
— Mam nadzieję, że się kiedyś ponownie spotkamy.



Słońce świeciło wysoko na niebie, kiedy bliźniaki skończyły swoją robotę. Cheoryeon wstał z klęczek, przeciągnął się raz, drugi.
To był pierwszy raz, kiedy rodzeństwo Moon rozłożyło klatkę bez zamiaru ponownego złożenia jej. Poszczególne elementy wylądowały w misce, zostały dokładnie umyte i wyczyszczone, a na koniec ostrożnie schowane do pudła, w ten sposób znikając z Pokoju Jasnowidza. Samo pudło wylądowało koło szafy w sypialni, na nim postawiono jeszcze kilka innych.
Bliźniaki wróciły na dół, przyjrzały się pustej komodzie. Przyzwyczajone do wcześniejszego widoku umysły dawały im wyraźne znaki, że czegoś tu brakowało. Nic dziwnego, w końcu klatka była naprawdę duża. Gdy ludzie przychodzili do Pokoju Jasnowidza, ich spojrzenia zawsze mimowolnie kierowały się w stronę domostwa gryzonia. Część szybko zapominała, skupiając się bardziej na tym, po co w ogóle tu przyszła, przeplotło się też parę osób, które obawiały się według nich czyhającego na bezbronnych klientów potworka. Na szczęście pojawiały się również osoby okazujące czyste zaciekawienie. Ha, nawet przez jakiś czas przychodziła okoliczna grupka dzieciaków z chęcią pogłaskania Kamyka!
Suyeon wytarła dokładnie szmatką komodę. Postawiła na nią kilka ozdób, lecz zostawiła sporo miejsca pośrodku. Odsunęła się kawałek, dając trochę przestrzeni bratu, który właśnie na samym środku blatu postawił kupionego tego samego dnia w sklepie pluszaka. Szary, nieco pulchny szczur spoczął na małym skrawku ciemnofioletowego obrusu. Jeszcze tylko poprawić trochę ogon, wąsy...
Oboje cofnęli się o parę kroków, zmierzyli wzrokiem całość. W zgodzie pokiwali głową.
Wyszli z Pokoju Jasnowidza, zgasili światło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz