25 września 2024

Od George'a do Song Ana

Mimo wszelkich starań dalej ciężko było mu zasnąć. Cały proces rozpoczął się jak zwykle, gdzie ciemność i zmęczenie budziły w nim mroczniejsze myśli. Tradycyjna spirala niosła go właściwie coraz dalej od snu. Przynajmniej dopóki sam tego nie zauważył. Wszedł na nową ścieżkę, zaczynającą się od prób przypomnienia sobie, kiedy właściwie zaczął się jego problem ze snem. Nie mógł znaleźć żadnego wspomnienia, które mogłoby być odpowiedzialne za bezsenność. Czuł się jak idiota, przeszukując znowu własną przeszłość w poszukiwaniu czegoś, co według niego byłoby wystarczającym powodem do odczuwanych emocji. Niestety uznanie, że problemy były bezsensowne, nie niwelowało ich. W związku z tym przekręcał się z boku na bok, udając, że pomoże mu to w zaśnięciu.
Drzwi do pokoju były uchylone. Mimo że wydawało mu się, że zostawił wystarczająco miejsca, by Piegus mógł swobodnie przez nie przejść, w środku nocy kot rozchylił je szerzej. Dźwięk uderzających o podłogę łapek zbliżał się do George'a. Piegus chwilę siedział przy łóżku, po czym wskoczył prosto na klatkę piersiową chłopaka. George cieszył się, że był jeszcze tylko kociakiem i nie ważył zbyt wiele. Miał nadzieję, że do czasów dorosłości oduczy się lądowania na nim z impetem w środku nocy. 
Urocza, ciepła kulka futra usadowiła się wygodnie na nim. Dłonie chłopaka zanurzyły się w puchatej sierści. Piegus odpowiedział na to ugniataniem niewystarczająco grubej pościeli i cichym mruczeniem. George miał nadzieję, że zwierzak czuł się w domu dobrze. Starał się dowiedzieć jak najwięcej o odpowiedzialności, jaką jest posiadanie pupila. Kot na nim polegał. Czuł trochę związanego z tym niepokoju, ale leżąc w ciemności, słuchając kociego mruczenia i odurzony zmęczeniem, pomyślał o czymś bardziej niepokojącym. Jeśli go zabraknie, odbije się to na Piegusie. Powolnie gładził grzbiet zwierzaka. Próby pozbycia się własnego życia nie wchodziły już w grę. Wydawało mu się to nieznane, a przede wszystkim lekko niekomfortowe. Utracił możliwość odwrotu, chociaż rozmyślając o swoich poprzednich przejściach, miał wrażenie, że jedyne co tracił to sprzątanie własnej krwi. Nieważne, jak mocno jego otoczenie nią przesiąkało, jakimś względnym cudem wciąż się budził. Doszedł do wniosku, że być może tak ciężko było mu doprowadzić się do śmierci przez los, który zdecydowanie wolał, by George mógł uratować szylkretowego kotka przed bezdomnością. Miękka sierść Piegusa stopniowo rozpuszczała dyskomfort chłopaka. Z rosnącą w jego sercu miłością udało mu się w końcu zasnąć. 
Poranek był ciężki. George był niewyspany, a mimo to zmusił się do wstania z łóżka. Przez chwilę myślał o tym, czy Song An nie mógłby sam poradzić sobie w szkole, po czym przypomniał sobie o tym, jak przekonywał nauczycielkę od historii o alternatywnej rzeczywistości, w której żył. Wyszedł więc z domu i wyruszył do szkoły, pod której bramami spotkał się z Song Anem.
— George! Musisz przyjść do mnie po szkole, również znalazłem bezdomnego kota! — Poinformował po krótkim przywitaniu Song An. George z radością się zgodził, by poznać nowego pupila przyjaciela. Przeczekiwał kolejne lekcje w nudzie aż do ostatniej, którą musiała być przeklęta historia. 
— Zbliża się kolejna praca grupowa — zapowiedziała nauczycielka — będziecie musieli dobrać się w trzyosobowe grupy i odegrać scenkę z nowego działu, który dzisiaj zaczynamy.
Przyjaciele spojrzeli na siebie. Wiadome było, że będą razem pracować. Szesnastolatka martwił jednak fakt, że mogą być zmuszeni do przebywania z jedną z osób pamiętających go z podstawówki. Szczerze nie chciał, żeby Song An dowiedział się od kogokolwiek o tym, jak wyglądało w tamtych czasach jego życie.
— Proszę pani, możemy mieć czteroosobową grupę? — Padło pytanie z tyłu klasy, gdzie parę nastolatków walczyło o zostanie przypisanym do grupy ze swoimi kolegami. 
— Nie — odpowiedziała krótko nauczycielka. Nie dała się przekonać, a więc jedna z osób została porzucona przez swoich przyjaciół. George miał wielkie nadzieje, że akurat jej uda się znaleźć inny zespół. Złapał z ciemnooką elfką kontakt wzrokowy, który szybko zerwał. Znali się z podstawówki, gdzie dziewczyna do pewnego momentu zawsze była przynajmniej świadkiem prześladowań. Po tym, jak zdarzyło jej się być głównym powodem, dla którego George miał jedno z najgorszych swoich wspomnień, wygodnie dla jej sumienia trzymała się z dala od incydentów z jego udziałem. Chociaż byli razem w klasie, nie rozmawiali ze sobą wcale, a właściwie unikali się tak, jak tylko było to możliwe. Podczas gdy na kartkę zapisywane były kolejne grupy, chłopak stukał nerwowo opuszkami palców o ławkę. 
— Song An, George i Eris — wyliczała nauczycielka, wskazując na odpowiednie osoby — jesteście ostatnią grupą.
Westchnął ciężko. Wśród rówieśników Eris nie była najgorszą opcją, ale zdecydowanie nie cieszył się na myśl spędzania z nią czasu. Chłopak miał nadzieję, że w elfce tkwiło dalej wystarczająco poczucia winy, by nie opowiadała o swoich wyczynach Song Anowi.
Po zanotowaniu imion uczniów i numerów grup, do których należeli, lekcja stała się ponownie nużąca. George od razu wiedział, że wybór wydarzenia historycznego do przedstawienia nie będzie prosty. Każdy temat dotyczący omawianej epoki był dla niego potwornie nudny. Liczył więc na to, że Song An popisze się swoją zdobytą w szkole wiedzą lub na to, że Eris okaże się wielką fanką przedmiotu. Nie do końca zależało mu na dobrej ocenie, a więc on sam poddał się ze słuchaniem nauczycielki i do momentu, w którym usłyszał dzwonek, rysował w swoim zeszycie różne zwierzątka. 
Mimo że George pakował swój dobytek w postaci podręcznika, zeszytu i pogryzionego ołówka najszybciej jak mógł, dalej razem z Song Anem byli ostatnimi uczniami w pomieszczeniu.
— George, pośpiesz się, musisz poznać Śmieciarza! — przypomniał Song An. 
— Już, już!  — bronił się z uśmiechem szesnastolatek — nie wiem jak wy wszyscy robicie to tak szybko.
— Ekhem — W rozmowę ewidentnie chciała się włączyć Eris. Z twarzy George'a zniknął uśmiech, kiedy przeniósł na nią wzrok. Dziewczyna pomachała w jego stronę, by się z nim przywitać. Zaskoczony nagłą chęcią interakcji ze strony rówieśniczki odpowiedział jej tylko uniesionymi brwiami.
— Jesteś chora? Śmiertelnicy kaszlą, kiedy są chorzy — zapytał Song An z troską w głosie.
— Huh? Nie, nie martw się — zaprzeczyła — kto to jest Śmieciarz?
— Mój kot! A kim jesteś ty?
— Eris, jestem z wami w grupie — przedstawiła się obojgu tak, jakby George miał jakiekolwiek szanse na zapomnienie tego, kim była, a raczej tego, co zrobiła.
— Znakomicie! Nie mogę się doczekać naszej współpracy! — odparł Song An. Chłopak podziwiał jego entuzjazm w poznawaniu nowych osób. Zakorzeniona w nim niepewność podpowiadała mu, że Song An byłby w stanie bez problemu znaleźć lepszych przyjaciół niż on.
— Myślisz, że mogłabym też poznać Śmieciarza? — zapytała dziewczyna. George spojrzał na przyjaciela i mentalnie błagał go, by się nie zgodził. Nie był dzisiaj przygotowany na przebywanie z elfką.
— Oczywiście! Potem możemy popracować nad naszą scenką! — Niestety, Song An nie otrzymał przekazywanej mu telepatycznie wiadomości. Zrezygnowany George był więc zmuszony do odbycia wizyty u przyjaciela razem z mniej przyjazną mu osobą. Cieszył się z tego, że podekscytowany znaleziskiem Song An mówił o nim całą drogę i nie musiał zbytnio włączać się do konwersacji.
W atmosferze niezręcznej dla George'a dotarli do domu Song Ana. Przyjaciel odszukał w torbie klucze, ozdobione niteczkami, łańcuszkami i wstążkami. Szesnastolatkowi jego wiecznie zgubiony w odmętach plecaka klucz nagle zaczął wydawać mu się nudny. Chłopak cicho postanowił ukraść od niego pomysł z kolorowymi ozdóbkami. 
W końcu cała trójka dostała się do środka, gdzie George spodziewał się spotkać uroczego kotka, o którym opowiadał mu przyjaciel. Nie tak się jednak stało, gdyż tuż po tym, jak weszli, zza kanapy wydostał się ssak większy od kota, o szarej sierści, na którego pyszczku widoczny była charakterystyczny czarny pasek o kształcie maski na oczy. Do tego wszystkiego trochę śmierdział. Gdy tylko chłopak połączył fakty, sięgnął po Song Ana, który zmierzał już w kierunku zwierzaka. Zamierzał złapać go, by "kot" o bandziorskim wyglądzie go nie skrzywdził, jednak nie zdążył powstrzymać przyjaciela od bardzo entuzjastycznego wrzucenia pupila na swoje ręce, które ten zaczął gryźć.
— Song An, to nie jest kot! To szop! Może mieć wściekliznę! — ostrzegł George, a twarz Song Ana pokryło zdumienie. To samo zaczął czuć szesnastolatek, kiedy spojrzał na przyjaciela, którego kończyny nie traciły wcale krwi, mimo tego jak bardzo szop starał się do tego doprowadzić. 
— Ten twój dziwak jest jakiś niezniszczalny? — zapytała Eris z uniesionymi brwiami. 
— Eris, nie nazywaj go tak — poprosił ją. Nie do końca wiedział, jak się zachować w pobliżu zwierzaka. Widocznie Song Anowi nie był w stanie zrobić krzywdy, jednak w przypadku elfki oraz jego samego najpewniej wyglądało to inaczej. Stali więc blisko wyjścia, na wypadek, gdyby przyszła potrzeba szybkiej ewakuacji.
— Właśnie, nazywa się przecież Śmieciarz — przypomniał Song An — chcecie go pogłaskać?
— Song An, chyba odgryzłby nam ręce — stwierdził George. Śmieciarz uspokoił się. Widocznie poddał się w misji uwolnienia się i zwyczajnie zwisał z rąk Song Ana.
— Niemożliwe, Śmieciarz nigdy by nikogo nie skrzywdził — zaprzeczył, po czym odstawił go na podłogę. Zwierzak stał przez chwilę w miejscu i rozkoszował się swoją wolnością. Po chwili jednak do jego nozdrzy dotarł zapach niewyczuwalny dla ludzkich czy elfickich zmysłów. Głośno węszył, zmierzając w stronę Eris. George odsunął się dla własnego bezpieczeństwa.
— George! — Elfka odskoczyła w jego kierunku, stając zdecydowanie zbyt blisko chłopaka — co ja mam niby zrobić?!
— Masz jakieś jedzenie? — zapytał, wskazując na jej szkolną torbę. Eris ściągnęła ją z ramienia, wydobyła z niej śniadaniówkę i znajdującą się w niej kanapkę. Chłopak trochę zazdrościł jej faktu, że miała okazję nakarmić szopa. Oczywiście bał się zwierzaka i chorób, jakie mógł przenosić, ale nie mógł zaprzeczyć, że jego sierść wyglądała na mięciutką, a pyszczek przeuroczy.
— Śmieciarz może w ogóle jeść takie rzeczy? — George skierował pytanie w stronę Song Ana tak, jakby ten miał to wiedzieć. Do momentu, w którym nie wyjawił mu prawdy, myślał przecież, że jego pupil to kot.
— Chyba lubi wszystko, ale najbardziej kocha śmieci — stwierdził właściciel. Eris kucnęła, by podać węszącemu zwierzęciu kanapkę. Szop wyciągnął po nią ręce, po czym usiadł na podłodze. Jego pozycja siedząca wyglądała zadziwiająco ludzko. Song An usiadł obok pupila i zaczął drapać go lekko po głowie. Zwierzak był zbyt zajęty jedzeniem, by zareagować, chociaż gdy skończył, wciąż zezwalał na dotyk. 
— Wygląda na to, że był po prostu troszkę głodny — teoretyzował George z lekkim uśmiechem, który pojawił się na widok jego przyjaciela z ukochanym pupilem. Kiedy nie próbował zjeść Song Ana, wydawał mu się właściwie całkiem uroczy.
— Co? Teraz po prostu zaakceptujesz, że ma szopa i karmi go śmieciami i kanapkami? — George myślał o wytłumaczeniu Song Anowi konsekwencji posiadania dzikiego zwierzęcia, jednak gdy zauważył, że Śmieciarz wydawał się coraz bardziej zrelaksowany pod wpływem głaskania, zrezygnował. Wydawało mu się, że nie było już odwrotu. Nie dość, że szop oswajał się z byciem w domu, to nie chciał łamać serca przyjacielowi.
— Nie — odparł — Song An, myślę, że powinniśmy poczytać o diecie szopów — powiedział, po czym wyjął telefon, który jak zawsze był blisko rozładowania. Obserwując reakcję Śmieciarza, usiadł na podłodze blisko Song Ana. 
— Masz rację! — przyznał właściciel, nachylając się tak, by widzieć ekran telefonu. 
— Jesteście oboje dziwni — stwierdziła Eris, mimo wszystko siadając obok dwójki — ale przynajmniej możecie być dziwni razem.
Po tych słowach cała trójka spędziła sporo czasu na sporządzenie listy zakupów. Ostatecznie została prędko spisana z telefonu George'a na Eris, kiedy urządzenie zasygnalizowało o krytycznie niskim stanie baterii. Gotowi do wyjścia do najbliższej galerii handlowej nakarmili Śmieciarza bezpiecznym dla szopów jedzeniem jednej ze współlokatorek Song Ana, po czym wyruszyli na misję zdobycia wszystkich potrzebnych Song Anowi artykułów zwierzęcych.
— Song An, dlaczego nie mieszkasz z rodzicami? — zapytała po drodze Eris.
— Rodzicami? A, no tak... pracują w innym kraju — wyjaśnił krótko. Na twarzy elfki widać było, że przez jej umysł przechodziły te same myśli, co przez George'a jakiś czas temu. Spojrzała na niego, a ten wzruszył ramionami. Sam był ciekaw przyczyny niecodziennego zachowania przyjaciela, jednak coraz łatwiej było mu je akceptować. 
Spacer do galerii na szczęście nie trwał długo. Wkrótce otoczeni byli jasnymi szyldami i natarczywymi reklamami, mającymi zachęcić ich do zajrzenia do różnych sklepów. 
— Och! Sorrfrau! Musimy tam wejść! — Eris nie czekała nawet aż chłopcy zareagują, by zniknąć gdzieś między półkami drogerii. Dla Song Ana również znalazło się tam parę interesujących rzeczy. Jedynie George nie mógł się odnaleźć, przynajmniej dopóki nie dotarli z przyjacielem do alejki z makijażem, gdzie spotkali też elfkę przeglądającą szminki. W dłoniach miała dwa wybrane produkty, które dla szesnastolatka wyglądały identycznie. Podczas gdy Eris decydowała się na zakup, a Song An zachwycał się brokatowymi paletkami, George zainteresował się czarnymi kredkami do oczu. 
Modyfikowanie własnego wyglądu budziło w nim sprzeczne uczucia. Czuł chęć wyrażania siebie i chciał wyglądać inaczej, jednak równocześnie bał się swojego otoczenia. Póki wkładał minimalny wysiłek w wizerunek, miał poczucie bezpieczeństwa. Dobrze wiedział, że gdyby bardziej się starał, obelgi rzucane w jego stronę wcale by nie zniknęły. Łatwiej było mu je znieść, kiedy nie dotyczyły jego prawdziwego oblicza. W związku z tym, mimo obracania w dłoni kredki, odłożył ją na półkę, również po spojrzeniu na cenę. 
— Ugh, chyba po prostu wezmę obie, chodźmy — zdecydowała Eris po zdecydowanie zbyt długim zastanowieniu. Po złożeniu wizyty kasie samoobsługowej wyszli z drogerii. Ponownie błądzili po galerii, dopóki nie udało im się dotrzeć przed sklep zoologiczny. Song An wyprzedził resztę, by jak najszybciej móc porządnie zaopiekować się swoim ukochanym Śmieciarzem. George miał już ruszyć za przyjacielem, by go nie zgubić, jednak przeszkodziła mu w tym elfka.
— George — zaczęła, pozwalając sobie na złapanie chłopaka za ramię — przepraszam.
— Co? — powiedział zdumiony. Nie spodziewał się przeprosin, a zwłaszcza szczerości wyrażonej w jej tonie głosu. Gdy spojrzał w jej oczy, zauważył pogrzebane dawno poczucie winy. Mrugnęła, a całe uczucie zastąpiła jej zwyczajna obojętność na swoje akcje. Zanim mógł zareagować, chwyciła jego dłoń. Jej ręce były ciepłe, ale ich dotyk niezręczny i niechciany. 
— Myślę, że dobrze byś wyglądał — stwierdziła, zamykając jego palce wokół jakiegoś przedmiotu. Ruszyła za Song Anem, nie dając George'owi czasu na zrozumienie sytuacji. Gdy spojrzał na zawartość swojej dłoni, zauważył kredkę do oczu, którą wcześniej oglądał w drogerii. Zostawiając rozmyślenia na inny dzień, postanowił, że najważniejsza w tamtym momencie była pomoc w dobraniu przyjacielowi odpowiednich produktów dla Śmieciarza.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz