Słuchał słów Merlina z niemałym zainteresowaniem. Z uwagą obserwował, jak czarodziej przekopuje szufladę, wyciąga z niej okrągły obiekt, który następnie położył na kartce papieru. Wytłumaczył, co powinien zrobić Song An, aby moneta się przesunęła.
Boski sługa kiwał głową, chłonąc każde kolejne słowo Merlina. Polecenia nie wydawały się być specjalnie skomplikowane. Wystarczyło się skupić. A to Song An chyba potrafił zrobić.
Talentu magicznego nigdy mu nie brakowało. Przynajmniej na szczycie Gromu. Tam całymi dniami uczył się wszelkiego rodzaju sztuk, włączając te opierające się na czarach. Chociaż większość z nich swoje podłoże miało wyłącznie elektryczno-burzowe pochodzenie, tak dalej wymagały wiele pracy, aby je opanować. Ale Song An nigdy nie miał problemu, aby sobie z tym poradzić. Nic zaskakującego, skoro właśnie po to powstał.
Stąd nie martwił się tym, że nie da rady zastosować wskazówek Merlina i przesunąć monetę. W każdym razie, miał też dużą motywację – bardzo chciał się nauczyć nowych sztuczek, aby po powrocie do domu pochwalić się mistrzowi. Inaczej Yunru Lei mógłby uznać, że czas, który jego uczeń spędził wśród śmiertelników, był całkowicie stracony. Song An nie mógł dopuścić do takiej sytuacji.
Zerknął na kartkę papieru i znajdującą się na niej monetę. Potrafił opanować burzę, przyzywać potężne sztormy, ciskać błyskawicami. Mała lewitacja przedmiotu nie mogła go przecież przerosnąć. A przynajmniej taką miał nadzieję.
Zmarszczył jasne brwi. Musiał się skupić, a zamiast tego znów odpłynął myślami w stronę rodzinnego Gromu. To nie był ani czas, ani miejsce na to. Nie miał powodów do ciągłej nostalgii.
Wyciągnął przed siebie dłoń, jakby w jakiś sposób miało mu to pomóc w zapanowaniu nad monetą. Cóż, był to raczej gest płynący z przyzwyczajenia. Song An unosił rękę, aby przywołać błyskawicę, rozpętać burzę czy przegonić chmury.
Skupił się, przypominając sobie rady Merlina. Zamknął oczy. Chciał poczuć, jak jego wnętrze wypełnia się magią. Całą uwagę przelał na znajdujący się przed nim przedmiot. Wyobrażał sobie, że moneta powoli przesuwa się w stronę zaznaczonego obszaru. Delikatnie leci do celu. Wizja ta zdawała się na tyle realna, że nie zamierzał dłużej czekać.
Wziął głęboki oddech, raptownie otwierając oczy. Machnął ręką, pewien, że wszystko pójdzie po jego myśli.
Jednakże, zaskoczył się, gdy zobaczył, że pieniążek nawet nie drgnął. Nie ruszył się z miejsca nawet o milimetr.
– Oh, tylko nie to! – jęknął Song An na widok swojej porażki. – To chyba nie tak proste, jak mi się wydawało.
– Nie przejmuj się i spróbuj jeszcze raz – pocieszył go Merlin krzepiąco. – Często za pierwszym razem nie wychodzi.
Boski sługa pokiwał energicznie głową. Nie mógł się tak zwyczajnie poddać po pierwszej porażce. Wmawiał sobie, że jego niepowodzenie zostało spowodowane chwilowym rozkojarzeniem. Zaczął wspominać dom, co całkowicie go rozproszyło.
– Robi się! – zawołał Song An, znów zamknął oczy i zmarszczył brwi. Wystarczyło się tylko skupić, poczuć, że moc ogarnia całe jego ciało. A dalej z górki.
Zamachnął się dłonią po raz kolejny. Otworzył oczy, ale niestety i tym razem moneta nie zmieniła swojej pozycji.
Song An zaczął podejrzewać, że winę za jego niepowodzenie ponosi jego niestabilny stan, jeśli chodzi o magię. Został zapieczętowany po opuszczeniu domeny mistrza. Do tej pory sądził, że stan ten obejmuje wyłącznie jego burzowe zdolności. Ale co, jeśli okaże się, że w ogóle nie może używać żadnych mocy? Oprócz tych, które czasem budził w sobie przypadkiem, jak to nieszczęsne sianie zniszczenia wśród sprzętu elektronicznego. Lub też tych, które powracały do niego w sytuacji zagrożenia czy innej paniki.
– Chyba po prostu nie mam do tego talentu – przyznał ze smutkiem. Nie chciał zdradzać Merlinowi swoich podejrzeń. Wtedy musiałby powiedzieć zbyt wiele o swoim pochodzeniu. A nie mógł tego zrobić.
Na dowód braku umiejętności magicznych kolejny raz skupił swoją uwagę na monecie. Pragnął przesunąć ją najbardziej na świecie, ale ta niestety, ciągle nieposłuszna, nie zmieniła swojego miejsca.
– Kurczaki – stwierdził Merlin, zaplatając ręce na piersi. – Moim zdaniem to nie tak, że nie masz talentu. Potrzebujesz więcej ćwiczeń i w końcu się uda.
Song An bardzo doceniał starania młodego czarodzieja. Widząc jego nastawienie, postanowił odłożyć na bok myśl o tym, że jego potencjał został w całości zapieczętowany i nic już z niego nie będzie. Jeśli chociaż trochę jest używać dawnych zdolności, tej też się nauczy! Nawet, jeśli musiałby spędzić nad tym sto lat!
– Może chciałbyś mi pokazać, jak ty to robisz? – poprosił Song An. Miał nadzieję, że jeśli zobaczy, jak w praktyce zaklęcie wygląda, pójdzie mu łatwiej je zrozumieć.
Znaczy się, raz Merlin dał mu już pokaz swoich umiejętności. Przy sprzątaniu kuchni używał telekinezy. Boski sługa w ogóle wolał nie myśleć, że czarodziej mógłby nie zastosować ów zaklęcia. Tylko dzięki niemu udało im się posprzątać pomieszczenie bez większego problemu. I dostać się pod pobrudzony ciastem sufit.
– Cóż, mogę spróbować.
Merlin przysunął się do monety. Przez chwilę milczał w skupieniu. Song An przyglądał mu się w zaciekawieniu. Nie przegapił dzięki temu momentu, w którym czarodziej bez najmniejszego problemu przesunął przedmiot idealnie w zaznaczoną na kartce przestrzeń. Trwało to naprawdę kilka sekund.
Młody czarodziej po udanej próbie użycia telekinezy odetchnął z ulgą.
– Woah! – Song An nie krył swojej ekscytacji. Chociaż wcześniej widział tę sztuczkę w praktyce, teraz zrobiła ona na nim równie niemałe wrażenie. – Muszę się tego nauczyć!
– Na pewno dasz radę – zapewnił Merlin, kiwając głową. – Może spróbujesz jeszcze raz?
Mówiąc to, przesunął monetę znów poza zaznaczony obszar. Boski sługa, napełniony nową motywacją, nie zamierzał tracić czasu. Powtarzał sobie, że tym razem na pewno mu się uda!
Przyłożył palce do skroni, powtarzając sobie w myślach, co ma robić. Czuł, że tym razem, na pewno da radę!
Cóż, właściwie nawet poczuł, że jego wnętrze wypełnia dziwne ciepło. Rozpierała go pewność, że tym razem, na pewno sobie poradzi! Przeszedł go dreszcz. Song An otworzył oczy i spróbował przelać całą tę energię na monetę.
Tym razem jakaś zmiana zaszła. Niestety, nie na kawałku plastiku, który tak bardzo pragnął przesunąć. Różnice pojawiły się na kartce, gdzie ten się znajdował. Rogi kawałku papieru zaczęły się zwijać, jednocześnie przybierając szarawy odcień. Krańce pergaminu powoli tliły się pod wpływem mocy boskiego sługi. Unosiły się z nich pomniejsze strużki dymu.
–To chyba nie tak powinno wyglądać – zaśmiał się nerwowo Song An, wpatrując się w pomarszczoną kartkę papieru. – Ale przynajmniej jakaś zmiana, co nie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz