17 września 2024

Od Yangcyna do Andrei

Puścił luzem ogon, spojrzał na samozwańczego sędziego, nie ukrywając zdziwienia, przez które przebijał się minimalny cień złości.
— Co? — jęknął głośno. — Kiedy dopiero się rozkręcałem!
Policjant jednak był nieugięty.
— Zasady to zasady — odpowiedział twardo. — Zróbcie miejsce innym.
Yangcyn przygryzł dolną wargę, ogon zaczął nieszybko, acz z wyraźną irytacją wyginać się na boki niczym u zezłoszczonego kota.
No jak miło, że ktoś śmiał mu przerywać sparing! To nie tak miało wyglądać! Wiedział, że Andrea była nie pierwszym lepszym przeciwnikiem, ale chciał jej pokazać, że on też miał sporo do zaoferowania. A tak to nie zdążył się nawet rozgrzać. Tyle tricków chował w rękawach! Inni pomyślą, że Andrea po prostu dawała mu fory! Nie mogło pójść po jego myśli, po prostu nie mogło!
Zrezygnowany opuścił prowizoryczną arenę, oddalił się na parę kroków od tłumu.
— Dobry sparing — usłyszał wtem.
Odwrócił się, popatrzył na Andreę, która do niego podeszła.
— Dla mnie niedokończony... — mruknął, wydymając usta w niezadowoleniu.
— Wytrzymałeś te pięć minut, to dobrze świadczy — próbowała go pocieszyć.
— Tyle że w prawdziwej walce nie ma limitu pięciu minut.
Westchnął głośno, po czym wsunął dłonie do kieszeni spodni, lecz tylko na chwilę, bowiem zaraz przy jego nodze znalazł się Szarik, chętny na głaskanie. Demon od razu spełnił nieme prośby, zanurzając palce w chmurkowej sierści. Uśmiechnął się lekko do zwierzaka. Tak, psy zawsze skutecznie poprawiały mu humor.
No i co, no i musiał przyjść jegomość Richard, którego hobby było psucie nastroju bogom ducha winnemu... demonowi. Bogom... ducha... Mniejsza. W każdym razie policjant zawsze musiał mu dokuczać, a potem grozić, że go zgłosi górze. Nie było jak mu się odpłacić.
— Andrea, czemu dałaś mu fory? — zapytał zawadiacko Richard. — Dobrze wiem, że mogłaś go w kilka sekund poskładać.
Yangcyn spojrzał na niego spod byka, machnął gniewnie końcówką ogona.
— A może ja powinienem cię poskładać? — rzucił, wyciągając w jego stronę dłoń.
Wyższy od niego Richard złapał go za przedramię, zablokował tym rękę. Spojrzał na chłopaka złowrogo.
— Myślisz, że masz jakiekolwiek ze mną szanse? — zakpił.
Demon stał bez ruchu (jedynie ogon skakał na boki), mierząc go nieprzyjaznym wzrokiem. Wydawać się mogło, że zaraz obaj skoczą sobie do gardeł, lecz ostatecznie Yangcyn wyrwał się z uścisku i niechętnie z powrotem wsunął dłonie w kieszenie.
Nie lubił Richarda. Irytujący drań. Gdyby tylko wiedział, że ogoniasty był byłym żołnierzem ze specjalnej jednostki, to może by mu tak nie podskakiwał. Niestety wtedy jego tło miałoby braki w oczach mężczyzny, a jakby tamten odkrył jego demoniczne pochodzenie, to przyszłaby pora na odrzucenie kolejnego marzenia...
Nieprzyjemną sytuację zażegnała Fienna. Ciemnowłosa zgrabnie przegoniła Richarda, mówiąc, że jakiś inny policjant chce się z nim bić, a następnie zmierzyła wzrokiem z góry na dół swojego podopiecznego. Popatrzyła na trzymaną w swoich rękach czapkę w stylu rybackim, która chłopakowi jakimś trafem wyślizgnęła się z kieszeni w trakcie sparingu; wytrzepała ją dobrze i założyła starannie na jego głowę.
— Mówiłam ci tyle razy, że masz go ignorować — westchnęła, lecz nie wyglądała na zawiedzioną.
— Dobrze wiesz, że to nie jest takie łatwe — burknął pod nosem Yangcyn, poprawiając grzywkę.
Andrea chwilę przyglądała się dwójce. Zmierzyła wzrokiem ogoniastego, wyraźnie nad czymś rozmyślając. W końcu do niego powiedziała:
— Nie martw się, nie dawałam ci forów. Jedynie nie chciałam rujnować marzeń, ponieważ zobaczyłam w tobie potencjał na dobrego policjanta.
Usłyszawszy te słowa, Yangcyn otworzył szerzej oczy.
— Naprawdę?
— Tak — zapewniła go kobieta, posyłając mu ciepły uśmiech.
Tamten szybko wykorzystał te słowa.
— Widzisz? — zwrócił się do Fienny. — Powiedziała, że będzie ze mnie glina!
— Nie powiedziała tego, tylko że masz potencjał — poprawiła go opiekunka.
— To praktycznie to samo. — Skrzyżował ręce na piersi.
Ha, Andrea go pochwaliła! Czyli dostrzegła w nim talent! Cóż, nie ukrywał go, więc nic dziwnego. Sam nie chciał się chwalić, ale gdyby komendant wiedział, kim Yangcyn był, osobiście by go błagał, żeby dołączył w szeregi policji...! Nie, nie chodziło o bycie demonem tylko żołnierzem! Nie byle jakim! Jednym z najlepszych! A to, że miał specjalną moc, to już można było na boku dodać.
Przestąpił z nogi na nogę, ogon dumnie zatańczył. Uśmiechnął się do Andrei.
— Następnym razem nie musisz się powstrzymywać — powiedział, puszczając jej oczko. — Nawet jeśli przegram, porządny sparing mnie tylko zmotywuje. Poza tym, mam doświadczenie!
Ostatnie słowo zaciekawiło policjantkę. Uniosła brew, jej twarz ukazała zainteresowanie.
— Doświadczenie? — spytała.
— Tak, kiedyś byłem...!
— Harcerzem — dokończyła pospiesznie za niego Fienna.
Ciemnowłosa i demon wymienili się spojrzeniami. Drugi zbliżył się do niej.
— Co harcerze mają do tego? — szepnął.
— Chyba nie zamierzałeś powiedzieć, kim byłeś — zganiła go tamta.
— My czasem nie poznaliśmy się wczoraj? Aż tak mi nie ufasz? — Popatrzył na Andreę. — Harcerze mają umiejętności survivalowe, ale nie o to mi chodziło. Miałem na myśli, że byłem najlepszym dzieciakiem z grupy w sztukach walki!
Położył dumnie dłoń na klatce piersiowej, wyprostował się i postał Andrei pewny siebie uśmiech.
Kobieta również się uśmiechnęła.
— Takie umiejętności zawsze są przydatne w karierze policjanta. Choć przyznam, że gdybyś umiał jeszcze strzelać z broni, byłbyś wzorowym kandydatem. Nawet mógłbyś być żołnierzem — zażartowała. — Już masz spodnie moro.
Fienna, zamiast udawać, że haha, to jest w sumie zabawne, uznała, że musi naprostować sytuację, która tego absolutnie nie potrzebowała.
— Gdzie on i żołnierz? — Udała coś w stylu zawiedzenia. — On tak dba o swój wygląd, że umarłby, gdyby miał się wytarzać w ziemi.
— Skończmy już ten temat — tym razem to Yangcyn wykazał się rozumem.
Gdyby to była rozmowa zaufanych osób, pokłóciłby się z nimi tu i teraz. Okej, fakt, dbał o swój wygląd trochę bardziej niż przeciętny osobnik płci męskiej, który wierzył bez myślenia o tym, że okazjonalne przemycie twarzy wodą załatwi wszystko. Używał paru środków pielęgnacyjnych, nawet jeśli tak w zasadzie nie miał potrzeby i zawsze pilnował, żeby ładnie się zaprezentować przed innymi. Ale! Ale. Nie był aż tak wrażliwy na brud. Co prawda, nie lubił mieć zabrudzonego ciała czy ubrań, jak zamoczył ogon w błocie, to zaraz po wyścigu poszedł go dokładnie przemyć wodą, lecz jeśli sytuacja by tego wymagała, wskoczyłby do bagna. Kiedy w grę wchodziło ratowanie życia swojego lub osoby mu bliskiej, niemiłe odczucia związane z brudem znikały z planu. W końcu halo, był kiedyś żołnierzem. Też mieszkał przez jakiś czas na wsi, gdzie niełatwo było zachować idealną czystość przez cały czas.
Ile jeszcze razy zostanie wspomniane, że był żołnierzem?
Tak.
Poczuł jakąś przyjemną woń. Rozejrzał się, dostrzegł pobliski namiot, koło którego ktoś właśnie grillował kiełbaski. Na ich widok niemal pociekła mu ślinka. Co jak co, ale nie było nic lepszego niż dobre jedzenie po wysiłku fizycznym.
— Chodźmy zjeść. — Zamerdał lekko ogonem. — Trzeba się doładować na kolejne atrakcje.
Spojrzał na Andreę, dopiero w tym momencie zdał sobie sprawę, że kobieta najprawdopodobniej nie mogła jeść.
— Ach. — Końcówka jego ogona opadła nieco. — Wybacz.
— Nic nie szkodzi — odparła lekko Andrea. — Mogę pójść z wami posiedzieć. Trochę nie rozmawiałam z Fienną, więc możemy to nadrobić, prawda? — Popatrzyła porozumiewawczo na ciemnowłosą.
— Tak — odpowiedziała tamta, posłała jej uśmiech.
Cała grupa skryła się w cieniu namiotu. Yangcyn zgrabnie przemycił sobie, opiekunce i Szarikowi po kiełbasce, zagarnął jeszcze trochę chleba, keczup i musztardę, na którą potem narzekał, bo nie była ani trochę ostra. Jakiś czas siedział cicho, pozwalając, żeby Fienna i Andrea mogły razem na spokojnie porozmawiać. Zadowalał się komórką oraz głaskaniem psa; jednocześnie udawał, że siedzący kawałek dalej w słońcu Ronald nie istnieje, żeby nie dobijać jeszcze bardziej chłopa. Cóż, Yangcynowi nie szło dobrze powstrzymywanie się przed suchymi (jak błoto na ubraniach policjanta, heh) żartami odnośnie wpadki tamtego podczas wyścigu. Przeleciał Fotograma, wstawił zaległe zdjęcie Tosta.
— Właśnie, Yangcyn — usłyszał.
Podniósł głowę znad komórki, popatrzył na siedzącą po przeciwnej stronie Andreę.
— Dlaczego chcesz zostać policjantem? — zapytała kobieta z ciekawością w głosie.
Demon wyprostował się, poprawił ogon, który zawijał się na uda, żeby nie dotykał ziemi. Na kilka sekund popadł w zamyślenie.
— Fienna tyle gadała o swojej pracy, że w końcu uznałem, że też chcę — odpowiedział, wzruszając lekko ramionami.
— Aa. — Głos Andrei zdradził, że nie do końca spodziewała się takiej odpowiedzi.
Inicjatywę przejęła Fienna.
— Od zawsze siedział w aktywności fizycznej i lubi akcję, więc pewnie dlatego — powiedziała.
Jej towarzyszka pokiwała głową.
— Musicie długo się znać. — Posłała dwójce uśmiech.
— Praktycznie go wychowałam — zaśmiała się lekko tamta.
Nie myliła się tak bardzo. Yangcyn trafił pod jej opiekę, gdy przeżywał najgorszy okres w swoim życiu i choć już wtedy zaliczano go do dorosłych, był na tyle zagubiony, że gdyby nie Fienna, dzisiaj by go tu nie było. W sumie nie chodziło nawet o wychowanie, a samo wkroczenie do akcji w odpowiednim momencie, ale mniejsza. Ważne, że teraz sobie tu siedział, zajadał się grillowaną kiełbaską i życie w miarę się układało. Musiał tylko wreszcie zaliczyć ten głupi egzamin.
Gdy chłopak zjadł, odczekał trochę, aż w końcu nie wytrzymał.
— Chcesz się może ścigać? — spytał Andreę, po czym ruchem głowy wskazał tor przeszkód.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz