08 września 2024

Od Eliasa - Some memories never leave your bones [AU]

Dzień chylił się powoli ku końcowi. Słońce opuszczało swój posterunek na niebie i rozpoczynało kolejną podróż ku zachodowi. Ostatnie promienie przedzierały się przez korony drzew, nadając wszystkiemu wokół złocistego i ciepłego blasku. Wiatr był delikatny i rześki. Niósł ze sobą znajome zapachy z odległych zakątków lasu, który zaczynał się ożywiać po upalnym dniu. Ptaki śpiewały między drzewami, a sarny i zające śmielej wyglądały ze swoich kryjówek, aby wyruszyć na żer. W tym samym czasie dwaj wojownicy odpoczywali na skraju polany z dala od obozowej krzątaniny.
Ciche Wspomnienie ziewnął przeciągle i wtulił się mocniej w białe futro. Pachniało słońcem i leśnymi owocami, czyli mieszanką jego ulubionych zapachów. Zamruczał sennie i zrównał oddech z rytmicznym unoszeniem i opadaniem brzucha swojego partnera, który wypatrywał czegoś w oddali.
– Malinko! Nie oddalaj się za daleko! – Odpoczywający kot poczuł pod policzkiem drżenie napiętych mięśni i uchylił delikatnie powieki. – Wybacz, obudziłem cię?
– Nie. I tak już nie spałem. – Cichy naciągnął łapy i podniósł się z ciała drugiego kocura. Spojrzał w stronę polany, gdzie zauważył skaczące kociątko.
Ich córka bawiła się wśród roślinności, kiedy to oni leżeli ukryci w cieniu drzew, pozwalając sobie na chwilę relaksu po całym dniu spędzonym na patrolowaniu terenów Klanu Teflonu.
Malinowa Łapa latała tam i z powrotem, jak zwykle pełna energii i dziecięcej radości. Wdrapywała się na pomniejsze głazy, goniła owady i unoszone przez wiatr liście, nie zatrzymując się przy tym ani na chwilę, żeby złapać oddech.
– Coś czuję, że będziemy musieli ją nieść z powrotem – zauważył Jasne Serce, a rozbawienie rozbłysło w jego zielonych oczach. Cichy zgodził się z nim, po czym wrócił do obserwacji ich drobnej córki, która właśnie zeskoczyła z kolejnego kamienia i pobiegła za mijającym ją motylem. Skakała radośnie, a jej rude futerko błyszczało w ostatnich promieniach wieczornego słońca, ciekawskie oczy miała wpatrzone w kolorowego owada, który z każdą sekundą coraz bardziej się od niej oddalał. W całej tej swojej ekscytacji nie zauważyła wystającej z ziemi gałązki. Niefortunnie zahaczyła o nią łapą i z przerażonym piskiem runęła na miękką trawę.
Cichy poderwał się na cztery łapy.
– Spokojnie. Poradzi sobie, daj jej szansę. – Jasne Serce powstrzymał kocura przed natychmiastowym podbiegnięciem do kocięcia. – Widzisz? – Obaj spojrzeli jak Malina podnosi się ostrożnie, otrzepuje futro z piachu i jak gdyby nigdy nic wraca do dalszej zabawy. – To tylko małe potknięcie, nic jej się nie stało.
– Masz rację. – Cichy rozluźnił się i ułożył się przy białym samcu, na co ten zamruczał do niego łagodnie i czule polizał go pomiędzy uszami. Mniejszy kocur przymknął powieki, pozwalając partnerowi na małe pieszczoty. Jednak ta spokojna chwila nie potrwała zbyt długo.
– Zobasz, czo znalazłam…! – Malinka przydreptała do nich. Trzymała coś dumnie w pyszczku.
– No pokaż. – Cichy otworzył oczy, zaciekawiony znaleziskiem córki, które ta po chwili wypluła tuż przy jego łapach. Zerknął krytycznym wzrokiem na ośliniony obiekt. – To kamień…
– Wygląda, jak motylek!
Przekrzywił lekko głowę.
– Może jeśli zmrużysz oczy… – Jasne Serce uderzył go ogonem. – Ta. Motylek.
– Bardzo ładny kamyczek kochanie. – Drugi kocur pochwalił rozpromienione kocię i polizał je po mordce. Mała zamruczała z zadowolenia i łasa na wszelkiego rodzaju czułości, ułożyła się między jego przednimi łapami. Jasny wykorzystał sytuację i wyczyścił jej sierść z drobnych listków i źdźbeł trawy, a ona w tym czasie wtuliła się w puchatą pierś ojca.
Ciche Wspomnienie przyglądał im się w milczeniu, zauważając po chwili, że oczy Malinki zaczynają się przymykać. Mruczała lekko, a ciepło bijące od ciała jej rodzica i delikatne liźnięcia kołysały ją do snu. Kocur już myślał, że pogrążyła się w błogiej drzemce, kiedy to nagle jej niebieskie oczka otworzyły się szeroko, zdradzając jej pełne pobudzenie.
– Chodźmy na maliny! – Podskoczyła energicznie, uderzając Jasnego w podbródek i wyrwała się z jego łap, tylko po to, by wskoczyć na plecy swojego drugiego taty.
Cichy westchnął ciężko.
– Zjadłaś ich już dzisiaj wystarczająco dużo…
– Nieprawda!
– Nie będziesz mi mówić, co jest prawdą, a co nie.
– Proooooszę! – Zeszła ze swojego taty i grzecznie przed nim stanęła. – Chociaż kilka…?
Nie powinien był spoglądać w jej wielkie i błagające oczy. To był błąd. Teraz nie mógł się już uwolnić spod jej uroku.
– Niech będzie, w drodze powrotnej poszukamy… Ale tylko kilka.
Ogon kocięcia wystrzelił w górę.
– Dziękuję! – zaśmiała się radośnie i otarła się o jego policzek. Wspomnienie zamruczał i trącił ją lekko nosem.
Spędzili jeszcze trochę czasu na skraju polanki, wylegując się i rozmawiając o różnych rzeczach. Głównie Malinka coś paplała, czy też zadawała milion pytań, na które jej rodzice cierpliwie odpowiadali, wymieniając się przy tym rozbawionymi spojrzeniami.
Cichy oparł się znowu o brzuch dużego kocura i ziewnął. Pocieszające ciepło bliskich mu kotów rozlewało mu się w sercu, które z każdą chwilą biło coraz wolniej. Nawet nie zauważył, kiedy zasnął.
Obudził go potem ruch i lekkie szturchanie. Zdezorientowany spojrzał na stojącego nad nim partnera i córkę. Biały kocur nachylił się nad nim, a mała kotka stała między jego kończynami.
– Czas się obudzić. – Jasny uśmiechnął się do niego czule.
– Przecież właśnie się obudziłem – zauważył i spróbował dźwignąć się na łapy. Uniósł się delikatnie, tylko po to, by znowu opaść na ziemię. Mruknął zaskoczony. Czemu czuł się taki ciężki?
– Nie. Chodziło mi o prawdziwą pobudkę.
– Co…?
– Pobudka! – miauknęła jego córka.
Obraz przed oczami zaczął mu się rozmazywać. Jasny i Malinka zaczęli się oddalać. Chciał wstać, zawołać za nimi, by na niego poczekali, jednak słowa uwięzły mu w gardle. Bezradnie patrzył za nimi, a serce pękało mu z niewyjaśnionego bólu.
Wszystko wokół nadal falowało, aż w końcu nastał całkowity mrok.
– Halooo? Wstajemy! Pobudka!
Poczuł lekkie szturchnięcie w boku.
– Bursztynowa Bryzo… Czy on umarł…?
– Nie wygłupiaj się… On tylko…
– NIE IDŹ W STRONĘ ŚWIATŁA!
– Uspokój się!
Ciche Wspomnienie otworzył oczy i zdziwiony spojrzał na stojące nad nim koty. Potrzebował chwili, by dojść do siebie. Wspomnienie snu wciąż zaprzątało jego umysł. Rozejrzał się dookoła.
Legowisko starszyzny, przypomniał sobie. Przesunął łapami po miękkiej mieszance mchu, liści i trawy. Gdzieniegdzie błyszczały wetknięte pióra, mające zapewnić wygodę i ciepło emerytowanym członkom klanu, czyli też i jemu. Był tu w sumie jednym z najstarszych kotów, o ile nie najstarszym. Lata świetności miał już dawno za sobą, odsłużył swoje jako wojownik i teraz jego rzeczywistość ograniczała się jedynie do spania, małych spacerów i wszechobecnej nudy.
– Jednak żyje! – Złoty kociak radośnie doskoczył do niego, a jego oczy lśniły z podniecenia. Cichy postanowił tego nie komentować i przyjrzał mu się dokładnie. Jego słaby wzrok wiele razy go zwodziły, jednak z całą pewnością mógł stwierdzić, że kojarzył młodzika.
– A więc to jest twój uczeń? – zagadnął do ciemnobrązowego kocura.
– Tak. Sosnowa Łapo, poznaj mojego byłego mentora, Ciche Wspomnienie.
Wspomnienie powędrował znowu wzrokiem do kociaka. Sosenka wyszczerzył się do niego, po czym miauknął:
– Miło mi!
Starszy skinął w odpowiedzi głową.
– I jak ci idzie nauka Sosnowa Łapo? – zagadnął, chcąc nacieszyć się jeszcze obecnością gości. Nigdy nie przyznałby tego na głos, ale momentami, gdy nie był pogrążony w krainie snów i wspomnień, czuł się tu dość samotny.
– Super! Ostatnio Bursztynowa Bryza pokazał mi miejsce, gdzie pojawiają się potwory! Nigdy czegoś takiego nie widziałem! – Zjeżył się cały i wygiął plecy w łuk, jakby gotowy na odparcie nadchodzącego ataku. Były wojownik uśmiechnął się lekko. – Poruszał się szybciej, niż ptaki na niebie! A jego ślepia! Ślepia miał prawie tak jasne, jak samo słońce! A potem spotkaliśmy intruza! – Zaczął zadziornie skakać na boki, dopóki ciemnobrązowy kocur go nie upomniał. Wtedy się trochę uspokoił i usiadł. – Ale Bursztynowa Bryza bez problemu go przepędził! Szkoda, że tego nie widziałeś! Wystarczyło jedno uderzenie! Nie miał żadnych szans przeciwko Bursztynowej Bryzie!
– Brzmi ekscytująco. – Cichy zerknął w stronę byłego ucznia i przesunął wzrokiem po jego teoretycznie zagojonej łopatce. – Sosnowa Łapo, trafił ci się niesamowity mentor i musisz mi obiecać, że będziesz się go słuchał. Jestem pewien, że nauczy cię wielu przydatnych rzeczy, jeśli tylko mu na to pozwolisz.
– Oczywiście, że będę się słuchał! Będę najlepszym uczniem pod słońcem!
– Nie wątpię w to – zamruczał łagodnie.
Sosenka wypiął dumnie pierś, po czym nagle zamyślił się, nie odwracając wzroku od starszego kota.
– Ciche Wspomnienie, czy masz ochotę coś zjeść? Jakoś tak marnie wyglądasz. Musimy o ciebie zadbać. – Kociak poderwał się na łapy.
– Nie, dziękuję, ja… – Zawahał się, przypominając sobie coś. – W sumie to mógłbym zjeść kilka malin. Ale tylko kilka, nie sądzę, że dałbym radę w tym momencie dużo zjeść.
– O! Widziałem ich cały krzak po drodze! Zaraz wracam! – Wystrzelił jak piorun, że aż zakurzyło się za nim.
Cichy mógł tylko pozazdrościć tego wigoru.
Spojrzał na drugiego kocura, który od dłuższej chwili nie miauknął nawet słówkiem.
– Spodziewałeś się raczej emerytury, czyż nie?
Bursztynowa Bryza prychnął lekko.
– Byłem jej niemalże pewien…
– Jeszcze przyjdzie na nią czas. Dobrze się stało, że dostałeś ucznia. Na początku możesz mieć wątpliwości, ale z czasem zrozumiesz, jak cenne jest to doświadczenie. Przekażesz mu całą swoją wiedzę, a on z kolei zostanie wspaniałym wojownikiem. Na pewno będziesz z niego dumny. Sięgająca Gwiazda idealnie was dobrała.
Cichy wiedział, że nie dożyje tej chwili. Jego dni były już policzone. Z każdym rankiem coraz trudniej było mu się przebudzić, jakby ciężar nocy nie chciał go całkowicie puścić, a samo życie stawało się odległe i niemal nieuchwytne. Świat choć znajomy, wydawał się jednocześnie obcy. Stracił apetyt. Instynktownie izolował się od reszty, unikając towarzystwa lokatorów legowiska i wspominał dawne czasy młodości.
Czuł to w kościach. Śmiertelność dawała o sobie dość bolesny znak. Jego czas tutaj zbliżał się do końca, a każda chwila przypominała o nieuchronnej śmierci. Nie bał się jej. Tak naprawdę wyczekiwał jej od momentu, gdy jego córka i partner zginęli od ostrych szczęk lisa. Obraz ich bezwładnych ciał wciąż niezmiennie wyraźny nawet po tak wielu latach, nadal prześladował go w snach.
Jednak jego tęsknota i ból miały niedługo się zakończyć. Wiedział, że wkrótce spotka ich ponownie. Poprzez śmierć miał odnaleźć swoje ukochane koty, mimo że będzie musiał opuścić też innych bliskich.
– Niech zgadnę. Przemawia przez ciebie przeczucie? – Ciemnobrązowy kocur spojrzał nie niego nieco sceptycznie.
– Przeczucie. – Skinął potwierdzająco łbem. – Kiedy pierwszy raz mi cię przedstawiono jako mojego ucznia, też je miałem. I się nie myliłem. Wyrosłeś na zdolnego wojownika i wartościowego kocura. Cieszę się, że miałem okazję zostać twoim mentorem i jestem dumny z tego, jak daleko zaszedłeś. – Uśmiechnął się łagodnie. Nie zawsze było kolorowo, ale bardzo sobie cenił wspomnienia z ich wspólnie spędzonych chwil.
Bryza postawił lekko uszy, ale odwrócił wzrok. Odchrząknął.
– Sosnowa Łapa miał rację. Nie wyglądasz najlepiej… Wszystko w porządku?
Oboje tak naprawdę wiedzieli, że nie był w porządku. Jednak to było normalne. Naturalna kolej życia.
– Tak. Jestem tylko trochę zmęczony. – Cichy przymknął delikatnie powieki. – Proszę… Jeśli zasnę, obudź mnie, jak Sosnowa Łapa wróci.
– Dobrze. – Poczuł, jak drugi kocur kładzie się blisko niego. – Odpocznij, zostanę przy tobie.
– Dziękuję – szepnął i zamruczał pocieszony jego obecnością.
Gdzieś w oddali zerwał się wiatr, niosący ze sobą kojący zapach słońca i malin.

Z dedykacją dla Morriego i Mik - naszych wojownikowych świrów. 💝

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz