03 kwietnia 2024

Od Bashara – Rocznica (I)

Dantemu oczywiście nic nie powiedział, stawiając na element zaskoczenia i niespodziankę, bo oglądanie tego bezcennego wyrazu szoku zdobiącego syrenią twarz nigdy mu się nie nudziło. Poza tym zawsze, gdy Dante wiedział zawczasu o ich wspólnych planach, do głosu dochodziła ta jego chaotyczna natura, każąca do całości dodać coś od siebie i tak, jak Bashar zawsze z radością witał taki przypływ inicjatywy i inwencji twórczej, tak teraz zależało mu na tym, by wszystko poszło dokładnie według jego planów i postanowień. Dante miał tamtego dnia przyjść kompletnie nieprzygotowany.


Wieczór przechodził powoli w noc, lecz Bashar, uprzedzony wiadomością od Dantego, że jakiś skończony kretyn kręci nosem na koronki i że z Kuttnerem potrzebują więcej czasu, żeby natłuc mu rozumu do głowy, specjalnie trzymał rybę w lekko ciepłym piecu, a szampana i truskawki na deser w lodówce. Nawigacja wspominała, że dotarcie do domu powinno syrenowi zająć jakieś czterdzieści minut, ale Dante nie byłby sobą, gdyby nie pojawił się po dwudziestu, wpadając do mieszkania jak burza, z rozwianym włosem i oddechem ciężkim z wysiłku.
— Panie doktorze…! — Ozwało się z przedpokoju, nastąpiła lekko zdziwiona pauza. — Co to za okazja?
Bashar, ubrany w swój najlepiej skrojony i najbardziej oficjalny garnitur, przełamany spodniami od Dantego – tymi, które krawiec sprezentował mu w Solmarii – oraz ze starannie złożoną, walentynkową chusteczką wychylającą się ciekawsko z butonierki, powitał syrena pełnym samozadowolenia uśmiechem.
— Pozwolę ci zgadnąć.
Torba poleciała gdzieś pod ścianę, w pośpiechu zdjęta kurtka zawisła na wieszaku, okulary spoczęły na swoim miejscu na komodzie.
— Ten cymbał ordynator w końcu wyleciał?
— Pudło.
Obcasy stanęły przy szafce, Dante wparował do salonu. Powitalny pocałunek przeciągnął się rozkosznie, sprawił, że krawiec stracił na moment wątek.
— Czyli co w końcu z tym ordynatorem?
— Nadal na swym stanowisku.
— Kurwa.
Syren czmychnął w stronę kuchni. Zaszumiała woda, zapachniało konwaliami, Bashar zdążył tylko poprawić kwiaty w wazonie, nim Dante znalazł się z powrotem przy nim.
— Coś z tą babą z HRów?
— Też nie.
Syren prychnął.
— Awans?
— Nie.
— No to co takiego?
— Rocznica.
Dante zamarł, obdarzył go długim spojrzeniem, próbując przebić się za zasłonę rozbawionego uśmiechu i dociec, o cóż może chodzić jego lekarzowi.
— Rocznica czego? — spytał ciszej, niepewnie.
— Naszego związku. — Bashar stanął na palcach, musnął ustami policzek Dantego. — Chodź, usiądź do stołu, bo wystygnie.
Syren dał się posadzić, wciąż obdarzając Bashara zaskoczonym spojrzeniem.
— Nie, poczekaj, ja wiem, że nie mam pamięci do dat, ale kurwa, nasza rocznica to jest za parę miesięcy. Z tym to bym się nie pomylił.
— Zależy, co się bierze za początek związku — odparł Bashar.
Dante odruchowo podstawił talerz, gdy Bashar nakładał pieczoną rybę, lecz wzrok skupiał się tylko na lekarzu, a zdziwienie nie opuszczało spojrzenia.
— Nasz pierwszy pocałunek?
— Pokaz u Coco.
— Pokaz u Coco?
— Mhm.
Mężczyzna pozwolił ciszy zapaść, dając swojemu syrenowi chwilę na to, by poukładał myśli. To było doprawdy niesamowite uczucie, obserwować kalejdoskop myśli i emocji, tak wyraźnie widocznych na tym przystojnym obliczu, barwiący mroźnobłękitne spojrzenie innym odcieniem. Bashar sam ledwo trafił rybą we własny talerz, Dante zdawał się jednak tego nie zauważać.
— To… już wtedy byłeś zdecydowany? — spytał niepewnie.
— Owszem. Poza tym znasz mnie już od tej strony i wiesz, że nie myślałbym o nikim innym w podobnych kategoriach, nie mówiąc już o spotykaniu się. — Bashar chwycił sztućce. — Od tamtego momentu miałeś wyłączność, więc uznałem tę datę za początek naszego związku.
Dante niby trzymał w dłoniach sztućce, ale wisiały nad rybą nieruchomo.
— To serio wcześnie.
— Za wcześnie?
Syren od razu się ożywił, potrząsnął głową, zaprotestował.
— Nie, na pewno nie. W sumie ja też już nikogo potem nie szukałem, nawet nie przyszłoby mi to do głowy.
Na moment znów zapadło milczenie. Dante uśmiechał się lekko, błądząc wzrokiem po stole pełnym domowego jedzenia, przygotowanym przez mężczyznę, którego kochał, wedle tego, co mu smakowało. Gdy podniósł wzrok, Bashar już wyciągnął dłoń by pogłaskać jego policzek.
— Dobrze, że się znaleźliśmy, prawda?
— Najcudowniej — przyznał Dante.
Ryba, nowy przepis wypróbowany przez Bashara, wyszła dokładnie tak, jak obiecywał kucharz z AllTube. Po części była to pewnie zasługa umiejętności kulinarnych lekarza, po części skutecznego polowania na najświeższe i najlepsze składniki, lecz w głównej mierze była to zasługa towarzystwa. Bo przecież posiłek dzielony z ukochanym zawsze smakuje najlepiej.
— To teraz czas na prezent — powiedział Bashar, gdy na talerzach zostały tylko ości i pojedyncze plamki tłuszczu.
— Ale ja nic dla ciebie nie mam… — zafrasował się Dante, zaraz jednak pomysł wpadł do głowy. — Poczekaj, pójdę chociaż po kwiaty…
I już wstawał od stołu, zdecydowany wcielić pomysł w życie. Lekarz złapał go za rękę w ostatniej chwili.
— Dante, przecież już wszystko o tej porze jest zamknięte.
— To jutro pójdę.
— Za rok pójdziesz…
— I jutro, i za rok — przystał w końcu, uśmiechając się szeroko, wywołując na twarzy Bashara zrezygnowany uśmiech.
Syrena udało się usadzić na kanapie, zaraz po tym, jak Bashar przekonał go, by nie sprzątał jeszcze i zostawił talerze na stole, przecież nic się im nie stanie. Lekarz przysiadł zaraz obok, trzymając w dłoniach starannie przygotowany pakunek – nie zdążył nawet oprzeć się na kanapie, nim silne ramiona nie oplotły go ciasno, nie przyciągnęły bliżej, do szerokiego torsu. Dante wtulił policzek w jego skroń, podążył wzrokiem za błyszczącym papierem i fantazyjnie zawiązaną kokardką.
— To książka?
— Poniekąd — odparł wymijająco Bashar, przesuwając prezent bardziej w jego stronę. — Otwórz i zobacz.
Zadanie poradzenia sobie z opakowaniem zrobiło się nieco trudne, gdy ktoś nie zamierzał nawet wypuszczać ukochanego z ramion, ale jeśli komuś miało się to udać, tym kimś na pewno byłby Dante. Syren rozsupłał kokardkę, rozchylił papier i…
— Notes?
— Otwórz.
Dante poprawił się na kanapie, jeszcze mocniej przyciągnął do siebie Bashara, otworzył na pierwszej stronie.
Notes był gruby, gładki, oprawiony w twardą, skórzaną okładkę, czyniącą go odpornym na upływ czasu, podróże czy przeróżne wypadki mogące zagrozić zawartej na jego kartkach treści. Stworzony, by przetrwać długie lata, chroniąc wszystkie swoje zapiski, nie zaś być jedynie miejscem na ulotne notatki, o których zapomina się następnego dnia.
Pierwsza strona ukazała starannie podkreśloną datę, odległą dokładnie o rok, następnie zaś popłynęły za nią akapity równego, lekko pochylonego pisma, znanego z recept i skierowań.
Rzadko zmieniam zdanie. Myślę, że skoro czytasz te słowa, ta cecha mojego charakteru jest Ci dobrze znana — zaczął czytać Dante, nim zdanie się urwało, syren spojrzał na lekarza. — Bashar? Co to właściwie jest?
— Moje przemyślenia — odparł demon, wyciągając dłoń, przekładając kartkę. — O nas, rzecz jasna. Gdy chodziliśmy na randki, tu i tam, gdy wyjeżdżaliśmy razem albo spędzaliśmy wspólnie święta.
Kartka opadła, odsłaniając kolejne akapity tekstu, gładko omywające czerwony kształt przytwierdzony do papieru.
— To płatek goździka?
— Wprost z bukietu, który mi wtedy dałeś. — Bashar przerzucił jeszcze kilka stron. — Pozwoliłem sobie ubarwić całość drobnymi pamiątkami.
Szkic Dantego, ubrana w fiolet sylwetka na tle oranżerii. Potem kolejna data, kolejny zasuszony płatek kwiatu, akapity tekstu. I następna data, tym razem pojawiły się wklejone bilety i wydrukowane zdjęcie. Znów szkic, tekst, płatki kwiatów. Dante siedział nieruchomo, wpatrując się w migające przed oczami strony. Wtulony w niego Bashar czuł tylko ten przyspieszony puls i bardzo płytki oddech, gdy podtrzymujące skórzaną okładkę palce drżały lekko. Lekarz skorzystał z okazji, przerzucił strony tam, gdzie kończył się tekst, a zaczynały czyste kartki.
— Nie będziesz jutro chodził po żadne kwiaty, Dante. Oddaję ci ten notes, a ty zwrócisz mi go za rok, wypełnionego tak, jak będziesz chciał. A po kolejnym roku to ja ci go oddam, spisawszy moje przemyślenia, i będziemy się nim tak wymieniać, aż notes się skończy.
— I jak się skończy? — spytał cicho Dante.
— To kupimy nowy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz