12 kwietnia 2024

Od Bashara do Raouna

Bashar siedział wygodnie na kanapie, z nogami podwiniętymi na siedzisku i z barkiem opartym o szeroką, bokserską pierś, z głową wspartą na muskularnym ramieniu i bokiem przyjemnie otoczonym ciepłem silnej dłoni. Jego spojrzenie błądziło po ekranie tabletu, brwi marszczyły się lekko, gdy urządzenie wypluwało z siebie dobrze znane mu dźwięki i wypowiedzi. Dante oparł policzek o jego skroń.
— Wiesz, Bashar — zaczął, lekki śmiech brzmiał w głosie. — Powiedziałbym, że wyszedłeś naprawdę uroczo na tym filmiku. Patrz, jak profesjonalnie opowiadasz, normalnie sam już bardziej ogarniam, o co chodzi z tymi bólami głowy, żaden nauczyciel mi nigdy tak nie wytłumaczył.
Bashar spochmurniał, poirytowana zmarszczka pojawiła się między brwiami.
— Niestety nie jesteś jedyny w swojej opinii.
— Pewnie, że nie. Jak komuś coś się nie podoba, to niech idzie do lekarza, bo na pewno ma coś z głową, albo ja mu też mogę wyjaśnić, dlaczego się myli — oznajmił hardo. — Najlepiej ręcznie.
Bashar parsknął śmiechem, przewinął stronę w dół, zerknął na komentarze. Teraz to Dante spochmurniał, gdy mroźnobłękitne oczy przebiegły po linijkach paru losowych komentarzy, lecz zaraz na twarz znów wypłynął uśmiech, tym razem jednak nie łagodny i pogodny, ale groźny, zwiastujący perspektywę szybkiego i skutecznego wpierdolu.
— Jakimś chujkom się za dużo wydaje — mruknął, ściskając mocniej bok Bashara. — Jak myślą, że mają jakieś szanse, to zapraszam pod szpital, chętnie sobie z nimi pogadam. — Dante wyciągnął dłoń, przewinął jeszcze kawałek. — O, widzisz debila? „Pan doktor nie musiałby nic mówić, rozebrałbym się dla niego od razu”. Ten to za dzieciaka za dużo z huśtawek spadał. Gorszy frajer, niż Zapałka.
Komentarze się nie kończyły, Dante każdy okraszał trafnym podsumowaniem intelektu i szans danego delikwenta, przeskakując tylko te nieliczne wypowiedzi, które faktycznie odnosiły się do strony merytorycznej, nie zaś estetycznej filmiku.
— I co, naprawdę co tydzień będziecie te filmiki wypuszczać?
Bashar westchnął.
— Tak sobie zażyczył dział HR i jak na razie logiczne argumenty w rodzaju tego, że mój czas i umiejętności są zbyt cenne, by trwonić je na durnoty, rozbijają się o niezdobyty mur ignorancji i uporu pracujących tam ludzi.
— Hm, a nie próbowałeś im twardo powiedzieć, że „nie i chuj”?
— Próbowałem, z początku to działało, ale potem tamta kobieta wmanewrowała doktora Noira w całą sprawę, a ja oberwałem rykoszetem.
Bashar wyłączył w końcu tablet, odłożył go gdzieś na stolik i poprawił się na kanapie, przerzuciwszy nogi przez kolana Dantego.
— Dante — zaczął, łapiąc wzrokiem spojrzenie syrena. — Co byś zrobił, gdybyś chciał się uwolnić od tego typu obowiązku, a żadne „nie i koniec” by nie działało?
— A, to bardzo proste — odparł od razu syren, układając dłonie na szczupłych nogach. — Starałbym się uprzykrzyć wszystkim wokół życie. Wiesz, zapominałbym tekstu, przekręcałbym go albo pierdolił jak potłuczony. Kręciłbym się na tym zydelku, żeby kamerzysta nie mógł mnie złapać, a jakby trzeba było makijażu, to bym tarł oczy, żeby go rozmazać. Spóźniałbym się, oblałbym się kawą, nie wyciszałbym telefonu, żeby dzwonił w trakcie nagrania… Możliwości jest mnóstwo. Parę nagrań i pewnie sami by ci w końcu powiedzieli, że jest im bardzo przykro, ale muszą cię zastąpić kimś innym i już – problem z głowy.
Bashar się zasępił. Próbowali już podobnej taktyki z Raounem, z tym tylko, że tego typu zagrywki nie uderzały w tego, w kogo powinny. Dość mogli ich mieć ludzie na planie zdjęciowym, najęci z postanowienia działu HR, ale pomysłodawczyni całego przedsięwzięcia nie była tą, która musiała na nowo ustawiać kamerę, poprawiać światła, przerywać nagranie, bo tekst się komuś poplątał, albo biegać z pędzlem i pudrem, polując na nadmiernie świecące się nosy i czoła. Drugą kwestią była też reputacja Bashara. W końcu zachowując się na planie niczym bezrozumne dziecko, Bashar wyszedłby na człowieka niegodnego zaufania, nierozgarniętego i niepotrafiącego poważnie podejść do wykonywanej przez siebie pracy, a takiego świadectwa mężczyzna zdecydowanie nie chciał sobie wystawiać.
— Nie podoba ci się takie rozwiązanie? — spytał Dante, gdy lekarz nie odezwał się od razu, zamiast tego tylko bębniąc opuszkami po bokserskiej dłoni.
— Nie wiem, czy na pewno to właśnie tędy droga — odparł, następnie zaś podzielił się z syrenem swoimi wątpliwościami.
Dante zamyślił się, marszcząc brwi, lecz zaraz znów się rozpogodził.
— Nie martw się tak tym — powiedział, obdarzając świat swoim charakterystycznym półuśmiechem. — Najwyżej po prostu wejdę tam i cię wyniosę z tych nagrywek. Co, myślisz, że komukolwiek przyjdzie do głowy mnie zatrzymać? — spytał butnie. — A nawet jeśli, to ja mu ten debilny pomysł szybko wybiję z głowy. Będę miał co prawda zajęte ręce, ale specjalnie założę te najcięższe koturny. Nie będą mieli ze mną szans.
Bashar roześmiał się, sięgnął, przegarnął te złote loki, oparł skroń gdzieś o bark Dantego, w niemy sposób dziękując za wysłuchanie, za żarty i podniesienie na duchu.
I co prawda rozwiązania problemu z AllTube i oderwanymi od rzeczywistości pomysłami działu HR nadal nie miał, ale myśli wskoczyły na inne tory, zaczynały świtać mu nowe pomysły. Może trzeba mu było innego podejścia?


— Możemy spróbować — powiedział Raoun, wysłuchawszy opowieści o tym, jaki nowy pomysł na wymiksowanie się z filmikowego biznesu ma Bashar. — Ale nie wiem, czy to wystarczy.
— Na początku pewnie nie — przyznał otwarcie demon. — Ale to nie jest wojna, którą można wygrać jedną bitwą, mamy całą kampanię do przeprowadzenia.
Bashar co prawda nie był wojownikiem, lecz taktyka wojskowa należała do podstawy szlacheckiego wykształcenia, toteż jej tajniki demon poznał w paru różnych wersjach. Miał nadzieję, że mądrości starożytnych strategów okażą się pomocne również tutaj, w czasach współczesnych i na wirtualnym polu bitwy, rządzącym się trudnymi do zdefiniowania prawami.
— Jeśli ta baba z HR będzie na jej końcu przeklinać dzień, w którym wpadła na swój pomysł, wtedy dopiero ogłosimy kompletne zwycięstwo.
Dwa przedwieczne byty wymieniły uśmiechy zapowiadające zgrany teamwork, a także rychły koniec tej, która postanowiła uprzykrzyć im życie. Wiadomo przecież, że z bogami i demonami śmiertelnicy nigdy nie powinni zadzierać.


Podstęp się udał – ich nemezis nie uznała za podejrzane, że dwóch lekarzy zapałało nagle chęcią nakręcania tych filmików, którym jeszcze do niedawna byli tak przeciwni, usiłując wykręcić się od nich pracą, dyżurami, operacjami, koniecznością uczenia studentów i perspektywą wyjazdów na konferencje, aż kobieta sama musiała przegrzebać kartoteki i dokumentację, by zobaczyć, które wykręty są prawdziwe, które zaś wyssane z palca.
— Pierwsze koty za płoty — mówiła wtedy, uśmiechając się z ulgą. — Tak coś czułam, że przekonają się panowie do tego przedsięwzięcia. W końcu edukowanie innych to bardzo ważne zadanie!
Bashar starał się robić wrażenie człowieka, któremu alltubowa sława powoli uderzała do głowy, a perspektywa kciuków w górę, zostawianych pod filmikiem z nim stała się nagle sprawą najwyższej wagi. Cóż, patrząc z zewnątrz, coś takiego nie było wcale takie niemożliwe, ale jeśli ktoś choć trochę znał Bashara, wiedział, że mężczyzna nieczęsto zmienia zdanie, a zewnętrzne czynniki rzadko są w stanie go do tego zmusić. Lecz kobieta z działu HR nie była tego świadoma i postrzegała widać tę zmianę zdania jako swój osobisty sukces, robiąc dokładnie to, na co demon liczył.
Dzięki temu, na fali owego edukowania innych, Bashar podsunął własny temat, który mogliby wraz z Raounem przedstawić, zapewniając kobietę, że przygotują tekst do wypowiedzenia, grafiki do pokazania i wszystko inne. Zręcznymi słowy przekonali, by zaufała i pozwoliła wypuścić filmik tak, jak go lekarze opracowali, pozostawiając w ich gestii pieczę nad tym, co się w nim powinno znaleźć. Poleciało trochę argumentów o tym, że przecież to Bashar ma studentów, uczy ich, dobrze radzą sobie na egzaminach (bo tylko ci zdający u niego wejściówki mogli do nich podejść, a kto zdał wejściówkę u doktora Karima, nie bał się żadnych egzaminów), więc jak oni przygotują cały scenariusz, to nie ma szans, żeby nie było dobrze. W końcu otrzymali zgodę.
Rozwój raka dróg moczowych stanowił niezbyt przyjemny temat do poruszania, a sytuacja robiła się tylko gorsza, gdy profesjonalista w rodzaju Bashara zagłębił się w całą paletę przeróżnych objawów i dolegliwości mogących wskazywać na powstanie tego typu przypadłości. Mężczyzna specjalnie użył do tego celu najbardziej wystudiowanych, łacińskich terminów, czyniąc każde zdanie skrupulatnie zawiązanym i zaciśniętym węzłem, którego rozplątanie i zrozumienie wymagało zarówno biegłej znajomości terminologii, jak i wiedzy z dziedziny onkologii, nefrologii, transplantologii i jeszcze paru innych dziedzin.
— Panowie są pewni, że to będzie zrozumiałe dla innych? — spytała z lekką wątpliwością kobieta, na co Raoun obdarzył ją boskim uśmiechem, który powinien rzucić każdego śmiertelnika na kolana.
— Ależ oczywiście. Wszystko jest zgodne z podstawą programową w liceum ogólnokształcącym, więc na pewno filmik będzie interesujący dla innych. Pamięta pani materiał z liceum, prawda?
Kobieta zaśmiała się lekko, radość nie sięgała oczu, dłoń zacisnęła się mocniej na trzymanej teczce. Czy wszyscy ludzie z działów administracyjnych musieli wszędzie targać ze sobą jakieś przypadkowe teczki?
— Naturalnie, to nie były przecież trudne rzeczy.
— Właśnie! A poza tym nie możemy obrażać inteligencji naszych widzów, serwując im coś, co może im przedstawić każdy inny AllTuber. My jesteśmy w końcu profesjonalistami. Prawda, doktorze?
— Prawda — oszczędnie włączył się do rozmowy Bashar.
— Hm, widzę, że ktoś zużył cały zapas swojej gadatliwości na nakręcenie filmiku — Raoun nie przestawał się uśmiechać. — Nie szkodzi! Ważne, że nasi drodzy widzowie dostaną porcję konkretnej i dokładnej wiedzy, tak?
— Dokładnie — dodał onkolog.


— Przecież to jest jakiś obłęd — mruknął Bashar, ze zmarszczonymi brwiami przeglądając pierwsze komentarze pojawiające się zaraz po tym, jak filmik trafił do sieci.
— Mi to mówisz?
Specjalnie starali się mówić w najnudniejszy, najbardziej zawikłany sposób, na dodatek wybierając dość odstręczający temat, tymczasem zaś widzowie zdawali się kompletnie tym niezrażeni, i pod nowym filmikiem pojawiło się jeszcze więcej kciuków w górę, niż pod ostatnim. Komentarzy też przybywało i tu jeszcze Bashar łudził się, że może będą nieprzychylne, nawołujące do zmiany obsady, bo parze lekarzy widać odbiło, jeśli sądzili, że ktokolwiek ogarnie poplątane zdania, najeżone jeszcze zasiekami specjalistycznej terminologii, ale nie, im dłużej przewijał stronę, tym gorzej to wszystko wyglądało.
— Widzisz to? „Nie wiem, o co chodzi, ale pan doktor mógłby tak do mnie mówić cały wieczór” — Raoun skrzywił się, prychnął. — W planach nie było zanudzenie ich na śmierć?
— Było, ale widać przesadziliśmy — odparł Bashar, wybierając następny komentarz. — „Puściłam córce, od razu zasnęła! Najlepszy ASMR!”
— Zawsze marzyłem o byciu usypiaczem do dzieci — burknął Bóg Spirytyzmu. — Albo tutaj – „Poleciłam to mojej znajomej, jest zachwycona, zawsze podobali jej się faceci w kitlach”. Dobra, to co teraz, nasz genialny strategu? Masz w zanadrzu jakieś nowe trebusze?
— Lepiej — odezwał się Bashar, wyłączając ten nieszczęsny filmik. — Teraz spróbujemy złamać prawo.


— Nasz ostatni pomysł wypalił! — Raoun twardo przekonywał kobietę z działu HR. — Film podobał się jeszcze większej liczbie osób, niż ten pierwszy! My po prostu wiemy, czego ludzie potrzebują i co będą chcieli oglądać!
— Prawda, ale… — ostrożnie zaczęła zgłaszać wątpliwości.
— Nie ma żadnych ale! — Bóg profesjonalnym, uczonym gestem, uniósł w górę palec, niby nauczyciel pouczający swego studenta. — Sama pani mówiła, że nie jesteśmy tu amatorami, tylko profesjonalistami i powinniśmy dać widzom to, co mogą dostać jedynie od profesjonalistów.
— Tak mówiłam?
— Sam słyszałem — skłamał gładko Bashar.
— Hm, może akurat nie w takim przypadku…
— Ależ w takim! — wpadł jej w słowo Raoun. — Proszę się zastanowić, gdzie indziej będą mieli okazję nie tylko dowiedzieć się wszystkiego, ale i to zobaczyć!
— No właśnie z tym zobaczeniem…
— Proszę się tak nie krygować. Sama pani mówiła, że nie możemy się ograniczać jeśli chodzi o szerzenie wiedzy — naciskał dalej, nie pozwalając jej do końca dojść do słowa.
— Naprawdę nie sądzę, żebym mówiła aż tak…
— Pani własne słowa, przecież pamiętam — ponownie skłamał Bashar.
— Właśnie! — wsparł go Raoun, znów zwrócił się do kobiety. — To skoro mamy już wszystko ustalone, przejdźmy do tych nagrań!


Trzeci filmik ukazał się w sieci. Bashar i Raoun nie próżnowali.
— Jako co go zgłaszamy? — spytał Raoun, przebiegając wzrokiem listę powodów, dla których filmik nadawałby się do usunięcia, a publikujące go konto – do zamknięcia.
— Brutalne treści — odparł Bashar, klikając w odpowiedni przycisk. — Och, chcą, żeby to uściślić.
— Mhm… — Raoun zmarszczył brwi. — Sceny przemocy? Szerzenie terroryzmu?
— Może przemoc?
— No w sumie trzeba było się namęczyć z tą kością, to może podpadać pod przemoc, ale pamiętam, że to była ta pacjentka, którą musiałeś sterroryzować, bo zjadła śniadanie przed operacją.
— Ale tego nie ma na filmiku. Są tylko fragmenty z operacji.
Standardową procedurą było, by nagrać co poniektóre operacje, te ciekawsze, mogące potem posłużyć studentom za przykład tego, jak należy podejść do pacjenta i jego tkanek, jak poradzić sobie, jeśli stanie się coś nieprzewidzianego, czy jak poprawnie zastosować dane narzędzie. Filmik taki, opatrzony komentarzem na bieżąco, często stanowił główny materiał do nauki, gdy nie dało się sprawić, by studenci mogli oglądać operację na żywo.
— Dobra, to przemoc… A nie, czekaj, jest jeszcze opcja „treści wywołujące zgorszenie”. Gorszy cię widok tłuszczaka?
— Nie. Ale zwykłego śmiertelnika chyba by zgorszył.
— No to lecimy ze zgorszeniem…
Parę kliknięć później i dwóch przykładnych obywateli zgłosiło film, który łamał zasady tego, co można było pokazywać publicznie na AllTube.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz