03 kwietnia 2024

Od Maeve do Ignisa

Maeve nie potrafiła kłamać. I choć wielu to dziwiło, w końcu była aktorką, to jednak przecież jest wyraźna różnica między odgrywaniem roli, a bezczelnym oszustwem rzucanym w oczy kogoś, kto nie był świadomy tego, jaka jest prawda. Nigdy też nie próbowała wykształcić w sobie tej sztuki, ponieważ kłamać zwyczajnie nie chciała. Tym bardziej, jeśli miała do czynienia z kimś, kogo tak długo chciała poznać i w końcu, dzięki Dantemu, jej się udało. Dante nieraz wspominał o tym, że ten sfajczony brykiet znacznie traci przy bliższym poznaniu, co tylko umacniało wróżkę w przekonaniu, że Ignis jest osobą wartą znajomości. Głównie dlatego, że emocje Dantego nie pokrywały się z tym, co mówił o muzyku. 
W każdej innej więc sytuacji Maeve raczej wstrzymałaby się z mówieniem o swojej przypadłości, jednak teraz, jak sądziła, nie miała innego wyjścia, skoro nie chciała go oszukiwać i jednocześnie zapewnić, że ich rozmowa podczas imprezy u Dantego była godna zapamiętania. Przywykła już też do rozmaitych reakcji na tę wiadomość: od niedowierzania po żal tak głęboki, że miała ochotę uciec jak najdalej. Nie chciała, by traktowano ją z tego względu inaczej, aby na każdym kroku przypominano jej, że coś jest z nią nie tak. Pragnęła normalnego życia na tyle, na ile tylko mogła je mieć.
Dlatego doceniła, że rozmowa na temat amnezji nie przeciągnęła się, choć z pewnością nie podejrzewała, że zaraz po niej nastąpi propozycja odprowadzenia. Przez zaledwie ułamek sekundy zastanawiała się, czy nie jest to oferta wywołana tym irytującym rodzajem współczucia, jednak niczego takiego od niego nie wyczuła. I właśnie dlatego z radością zgodziła się, choć przecież czekał ich dość długi spacer.
Jak się jednak okazało, długa droga skracała się znacznie w dobrym towarzystwie, zwłaszcza na podjętej grze, którą wtedy, na tej imprezie, wymyśliła przecież na szybko, zaciekawiona, jak bardzo będą się ze sobą zgadzać, odgadując emocje i myśli innych ludzi, określać ich słowami piosenek. I zarówno wtedy, jak i teraz, bawiła się naprawdę nieźle, choć nie umknęło jej uwadze, że Ignis milkł nagle, gdy tylko przyciągali zaciekawione spojrzenia. No tak. Nie bez powodu zmieniał swój wygląd, próbując wmieszać się w tłum. W tej chwili charakterystyczny głos muzyka był znaczącą wskazówką na temat tego, kto przechadza się wśród zwykłych mieszkańców stolicy. I między innymi za to polubiła Ignisa. Jak wielu słynnych ludzi uzależniło się wręcz od atencji innych? I dlatego też nie odważyła się sama podejść do niego wtedy, na tamtej imprezie. W końcu była zaledwie jedną z wielu fanek, jakie muzyk do siebie przyciągał. A jednak, gdy szli rozświetloną stolicą, mijani przez imprezowiczów, zmęczonych pracowników wracających do domu, tak po prostu grając w wymyśloną grę, nie przyciągając spojrzeń innych niż tych zaciekawionych dwójką wariatów śpiewających na ulicy, nie czuła się tak, jakby przebywała z gwiazdą, a z dobrym znajomym, z którym można porozmawiać o wszystkim i o niczym. 
Uniosła brwi, w pierwszej chwili zdziwiona, gdy z ust muzyka wydobyły się pierwsze słowa jednej z jej ulubionych piosenek. Nie potrzebowała jednak więcej, by zrozumieć, kogo tym razem Ignis ma na myśli. Zaśmiała się, a skrzydła drgnęły, rozpostarły się na krótką chwilę, błyszcząc i mieniąc się kolorami w zimnym blasku ulicznej latarni. 
– Chyba wiem, o kogo chodzi. – Uśmiechnęła się szeroko. Jej wzrok, podobnie jak jego przed chwilą, powędrował w stronę sklepowej witryny odbijającej ich sylwetki. – Bardzo lubię tę piosenkę, choć jest bardzo smutna… – Uniosła zamkniętą dłoń przed siebie, a później powoli rozchyliła palce. Iluzoryczny, świetlisty motyl poruszył niepewnie skrzydełkami, po czym bezszelestnie wzbił się do lotu, by w końcu zlać się z blaskiem witryny wciąż otwartego sklepu i zniknąć. Maeve westchnęła cicho i wsunęła dłonie do kieszeni kurtki. 
– Co masz na myśli? – Ignis przeniósł wzrok z motyla na wróżkę, przyglądając jej się z zaciekawieniem, chcąc poznać jej punkt widzenia.
– Jest w końcu o odejściu. Pożegnaniu z kimś, kto sprawiał, że świat był lepszy, piękniejszy. Envole-toi d’ici, loin de moi, Je t’embrasse pour la dernière fois, Dans une autre vie, Nous serions libres – Zanuciła, choć dość cicho i nieśmiało. W końcu mimo wszystko pamiętała, że obok idzie Ignis, a śpiewanie nie było jej największym atutem. Odchrząknęła cicho i spojrzała z lekkim uśmiechem na idącego obok niej mężczyznę. – Brzmi, jakby już nigdy więcej mieli się nie zobaczyć… 
Ignis skinął głową. Rozumiał, co ma na myśli, jednak z pewnością nie był w stanie odkryć tego, jak bardzo wszystkie te słowa trafiają do serca dziewczyny, choć nawet ona nie była pewna, dlaczego. A jednak gdzieś w głębi niej tkwiło głębokie uczucie straty za czymś, czego nie potrafiła w żaden sposób określić. Gdyby ktoś zapytał ją, za czym tak bardzo tęskni, nie byłaby w stanie powiedzieć. Nie wiedziała. To coś było ukryte za kurtyną niepamięci, a jednocześnie musiało mieć tak wielkie znaczenie, że nie pozwalało zatrzeć wszelkich śladów swojego istnienia. Wołało o odnalezienie, jednak ona nie miała pojęcia, gdzie szukać. 
– Ta piosenka ma dla ciebie szczególne znaczenie, prawda? – zapytał Ignis, przyglądając jej się z uwagą. Maeve skinęła głową. 
– Prawda – przyznała bez zawahania. – Choć sama nie wiem dlaczego. Sprawia, że czuję tęsknotę za czymś, co minęło. I nawet nie wiem, co to jest. – Uśmiechnęła się lekko, kręcąc głową. Odetchnęła głęboko, trochę tęskniąc już do ciszy i nieco wilgotnego, chłodnego powietrza otaczającego dom na drzewie. Czuła się zmęczona całym dniem w teatrze, choć najbardziej atakiem, który nadszedł, jednak cieszyła się ze spaceru z Ignisem. Pamiętała, że nim go zaczęli, wspominał coś o budzie z kebabem, którego poszukiwał. Może znajdą jakąś inną? Rozejrzała się w poszukiwaniu fast fooda, których przecież po drodze powinno być całe mnóstwo. Zatrzymała się nagle, jednak wcale nie z powodu odnalezienia ambrozji wszystkich imprezowiczów.
– Słyszałeś? – zapytała, zerkając w stronę ciemnej alejki, w której cieniach kryły się śmietniki. Gwar ulicy zagłuszał pojedyncze dźwięki, jednak już po chwili z całą pewnością usłyszała cieniutki, nawołujący pisk. Maeve wyjęła ręce z kieszeni i powoli ruszyła w tamtą stronę, nasłuchując. Zbliżyła się do jednego z odrapanych kontenerów, szukając źródła dźwięku, które wkrótce pojawiło się samo.
Małe, wychudzone kocię, brudne jak nieszczęście, wyjrzało niepewnie spod sterty kartonów, wydając z siebie kolejny cienki pisk. Niebieskie ślepka wpatrywały się we wróżkę z niepewnością.
– Och, biedactwo… – mruknęła wróżka. Ostrożnie przykucnęła nieopodal i wyciągnęła z torby saszetkę z kocią karmą. Zawsze miała jakąś przy sobie, właśnie na taką okoliczność. Wycisnęła odrobinę jedzenia, cierpliwie czekając. 
Kociak wahał się. Z jednej strony bał się tego wielkiego, skrzydlatego stworzenia z szopą rudych włosów, a z drugie był jednak bardzo głodny, o czym świadczyły wystające spod skóry pokrytej pomarańczową sierścią żebra. W końcu jednak zapach jedzenia okazał się wystarczająco przekonującym argumentem. Wciąż ostrożnie i nieco koślawo, kociak zbliżył się do kupki z jedzeniem i zaczął pałaszować. Maeve ostrożnie wyciągnęła rękę, przekazała swój spokój zwierzęciu, po czym pogłaskała mokry łepek. Kociak, zajęty wcinaniem, nie zwrócił na nią szczególnej uwagi.
Obejrzała się przez ramię na Ignisa i uśmiechnęła lekko, niemal przepraszająco, że jeszcze przedłuża ich wyprawę. 
– Nie mogę go tutaj tak zostawić. – Wyciągnęła z torby szalik, którym otuliła zwierzątko, gdy to już zjadło. Zawiniątko wręczyła genashiemu. – Potrzymasz? Muszę zobaczyć, czy jest tu sam, czy są inne kociaki. 
Nawet gdyby Ignis nie chciał, to nie miał innego wyjścia. Kotek, owinięty szalikiem, wylądował w jego rękach, a Maeve zawróciła się, by zbadać dokładnie okolice śmietnika. Wróciła po chwili bez dodatkowych bezdomnych kociąt. 
– Zdaje się, że jest tu sam – powiedziała, głaszcząc palcem łepek kociaka, który, choć oczy miał wielkie jak spodki, to nie zamierzał uciekać. Wróżka roześmiała się – I chyba mu się u ciebie podoba. Zabiorę go do domu. Prowadzę dom tymczasowy dla zwierząt, akurat mam miejsce dla jeszcze jednego bezdomniaka – wyjaśniła. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz