Zgodnie z zaleceniami doktora Karima, które wybrzmiały jeszcze bardziej stanowczo niż zwykle po ostatnim ataku w klubie sportowym, Kindra miała odpoczywać.
Nienawidziła odpoczywać. A przynajmniej w taki sposób, gdy nie mogła robić nic oprócz siedzenia w domu i spacerów. SPACERÓW, KURWA. Czy ona wyglądała jak ktoś, kto sobie w ramach wolnego czasu po prostu spaceruje? Mogłaby to robić, gdyby dożyła szacownych lat osiemdziesięciu, a wtedy stawianie krok za krokiem równałoby się z pełnoprawnym treningiem, których w ostatnim dniu musiała zaniechać. To prawda, czuła się jak gówno bardziej niż zazwyczaj, jednak przez tę koszmarną statyczność nie była pewna, czy to kwestia fizyczna, czy też psychiczna.
Nos, tak pięknie trafiony przez Dantego (nie, żeby był taki dobry. To jej zdrowie zaczęło szwankować, dając mu okazję), goił się nieźle, choć tego typu rany nie powinny być żadnym problemem. Kiedyś, przed wybuchem, nie zdążyłaby na to zwrócić specjalnej uwagi, a może nawet nie byłoby żadnego problemu, bo jej kości były zwyczajnie twardsze, a organizm regenerował się szybciej. Po (być może zasłużonym, jeszcze nie była pewna) wpierdolu od Dantego, wycieńczającym treningu, czego wisienką na torcie był ten pieprzony atak, miała teraz trudności ze wstaniem z fotela czy zejściem po schodach. Bolał ją każdy mięsień, płuca też jakoś szybciej się męczyły i gdyby nie leki dobrane przez pana doktora, prawdopodobnie nie byłoby szans, aby własnoręcznie nalała sobie szklankę wody. Albo otworzyła piwo. Tak, zdecydowanie częściej sięgała ostatnio po to drugie.
Gniew, który czuła, idąc na sparing z Dantem, przycichł nieco, skrył się gdzieś głębiej, pozostając jedynie drażniącym, rozżażonym węgielkiem, a nie kurewskim pożarem trawiącym każdą komórkę jej ciała. Przynajmnej tyle pomógł porządny wpierdol, bo gonitwa myśli trwała nadal i ani na moment nie chciała się zatrzymać, pozwolić orczycy odetchnąć. Wciąż prześladowało ją zranione spojrzenie Ilary, gdy w kawiarni powiedziała jej, że nic z tego będzie. I nadal tak uważała, chociaż już nie z taką niezachwianą pewnością siebie jak jeszcze kilka dni temu, przed spotkaniem z Dantem. Gdzie u licha znalazł dodatkową szarą komórkę, która sprawiła, że Kindra dłużej zastanawiała się nad jego słowami, zamiast z miejsca uznać je za głupie pierdolenie? Może to uczucia tak zmieniają ludzi. Może wraz z oddaniem komuś serca stają się jebanymi ekspertami od spraw miłosnych? Choć z pewnością nie rozsądku. Nie było nic rozsądnego w dobrowolnym wiązaniu się z kimś, gdy nad głową wisiał wyrok śmierci. W jednym jednak miał nieco racji. Tak gwałtownym i stanowczym odrzucenie kobiety odbierała jej jakąkolwiek sprawczość.
Oczywiście, perspektywa rychłego odmeldowania się z tego świata nie była jedynym powodem, dla którego Kindra unikała jakichkolwiek związków. Te w przeszłości rozpadały się jak domki z kart, a ostatni z nich dobitnie uświadomił orczycy, że nie jest kimś, z kim można iść przez życie. Zajmowała ją praca, obowiązywały sekrety z nią związane. Nikt nie było wiadomo, czy z misji wróci żywa, czy jednak w czarnym, plastikowym worku albo wcale. Tajemnice, tajemnice i jeszcze raz cholerne tajemnice stawiały z czasem mur nie do przeskoczenia. Nie potrafiła mówić o uczuciach, ani tych złych, ani dobrych. Na bogów, była zaręczona, a nigdy nie powiedziała tego Leo, co on sam jej uświadomił, bo nigdy nie zwróciła na to uwagi. A to było chyba przecież istotne w związku. Szczerość, zaufanie, okazywanie sobie uczuć. Pewność, że ma się wsparcie w tej drugiej osobie. W Kindrze na próżno tego szukać.
I może Ilara powinna się o tym przekonać? Walentynkowy wieczór to zupełnie coś innego, niż codzienne życie. Na dobrą sprawę nie znały się ani trochę, więc może Kindra powinna dać jej się poznać. Pozwolić uświadomić sobie, że Ilara nie chce, a nie nie może pakować się w związek z kimś takim.
Teraz jednak zastanawianie się nad tym nie miało już większego sensu. Słowa padły i nie sposób było ich odwrócić. I tak może było najlepiej.
Z powodu gównianego stanu prowadzącej, kolejne zajęcia z samoobrony trzeba było odwołać, o czym każdy uczestnik został poinformowany poprzez maila. Kindrę nosiło, jednak grzecznie stosowała się do zaleceń doktora Karima, nie chcąc go złościć jeszcze bardziej. Odliczała jednak z niecierpliwością do dnia, aż w końcu będzie mogła powrócić do aktywności i ciało przestanie się tak wkurwiająco buntować. I w końcu ten dzień nadszedł.
– Dzień dobry paniom! – powitała swoje kursantki z werwą, wchodząc do niewielkiej sali w klubie sportowym, wynajętej przez nią specjalnie na tę okoliczność. Rzuciła torbę sportową pod ścianę i z uśmiechem spojrzała na czekające na nią kobiety.
– Wybaczcie tę przerwę, musiałam wziąć trochę… – Urwała, widząc nową uczestniczkę kursu. Nową, ale dobrze jej znajomą. W końcu to jej twarz prześladowała ją przez ostatnie dni, zwłaszcza gdy Kindra była uwięziona w domu sam na sam ze swoimi myślami. – Trochę wolnego – dokończyła zdanie po tym, jak przez te kilka sekund rozważała, czy Ilara jest tutaj naprawdę, czy też jedynie jej się przewidziało, bo wariuje już do reszty.
– Tym bardziej nie ma na co czekać i bierzemy się do roboty, co? – powiedziała niemal natychmiast. – Rozgrzewka i do roboty! – Huknęła, klasnęła w dłonie i stanęła przed kursantkami.
Była profesjonalistką. Dlatego właśnie Ilarę traktowała podczas zajęć dokładnie tak samo, jak każdą inną dziewczynę wykonującą pod jej okiem ćwiczenia. Każdej z nich poświęcała dokładnie tyle samo uwagi, poprawiając, wyjaśniając i motywując do jeszcze większego wysiłku. Długo czekała na te zajęcia. Brakowało jej ich nie tylko ze względu na możliwość poruszania się, ale też ze względu na nie. Na coraz większą pewność siebie, która prostuje plecy z poddańczego, przestraszonego pochylenia, dodaje blasku w oczach i uśmiech na twarzy. Jak z każdymi kolejnymi zajęciami są coraz mniej przestraszone, jak rozkwitają i uspokajają się myślą, że w przypadku niebezpieczeństwa mają jakąś szansę obronić się i uciec.
Obserwowała uważnie swoje kursantki. Również Ilarę. I być może znów myślała za dużo, ale nie mogła oprzeć się wrażeniu, że kobieta nie potrzebuje tych zajęć. Nie tak do końca. W jej postawie i ruchach było coś, co kazało przypuszczać Kindrze, że pięść miała przyjemność gwałtownie spotkać się z niejedną twarzą. Czy naprawdę chciała nauczyć się samoobrony, czy też powód był inny? Po ich ostatnim spotkaniu i reakcji Ilary, Kindra nie przypuszczała, że kobieta będzie szukać z nią kontaktu. Jak ją znalazła? Po social mediach kursu? Być może. Nie mogła jednak oprzeć się wrażeniu, że nad tym wszystkim unosi się dość intensywny, karpiowy smród. I jeśli ktoś do mnie dzwoni i prosi o pomoc, jeśli ktoś prosi o trupa, to tak, tego i ja chcę dla niej i to jej spróbuję dać. Zacisnęła gniewnie zęby. Cholerny Dante. Potnie go na dzwonka i usmaży w głębokim tłuszczu.
Uśmiechami i skinięciami głowy żegnała się z opuszczającymi salę kobietami. Zerkała jednak mimowolnie na Ilarę, która zdawała się specjalnie zwlekać z wyjściem. Kindra sięgnęła po butelkę wody, upiła solidny łyk. I co teraz? Miała do niej podejść, zagadać?
– Świetne zajęcia – Ilara, jakby czytając Kindrze w myślach, sama postanowiła do niej podejść. Orczyca spojrzała na nią.
– Dzięki. Chociaż mam wrażenie, że wcale ich nie potrzebujesz. Mylę się?
– Co? – Ilara uniosła brwi, wyraźnie zdziwiona. Pokręciła głową, wyraźnie zakłopotana. – Naprawdę? Wydawało mi się, że odstaję poziomem od innych kursantek – powiedziała, znów podnosząc wzrok na orczycę. Kindra również uniosła brwi, a złote oczy wyrażały dość poważne powątpiewanie. Oczywiście, że ni chuja jej nie wierzyła. W końcu na czym jak na czym, ale na obijaniu mord znała się naprawdę dobrze.
– No cóż… w każdym razie, naprawdę dobrze ci idzie – powiedziała jednak, nie zamierzając ciągnąć Ilary za język. Karpiowy smród wzmagał się. – Idziemy? Muszę oddać klucze nim zaczną się kolejne zajęcia. – Uniosła wspomniany pęk w dłoni i zadzwoniła nim cicho. Ilara skinęła głową. Chwyciły swoje torby i wyszły z sali.
– Myślałam, że nie będziesz chciała mnie znać po tym, co wydarzyło się w kawiarni. – Kindra zerknęła na idącą u jej boku kobietę.
– A wiesz, na Fotogramie wyświetliła mi się reklama kursu i postanowiłam spróbować swoich sił. W końcu takie umiejętności są bardzo przydatne. – Ilara patrzyła przed siebie, mocno zaciskając dłoń na pasku toby.
– Mhm… no ale to nie jedyne zajęcia… to znaczy, nie zrozum mnie źle, naprawdę ciszę się, że przyszłaś… – Kindra skrzywiła się w duchu. Naprawdę się cieszyła? No… w jakim sensie. Przede wszystkim jednak nie chciała, by Ilara pomyślała, że jest tu niemile widziana. – Zamierzasz chodzić regularnie?
– Ten kurs mam najbliżej – odpowiedziała Ilara bez mrugnięcia okiem. Spojrzała na Kindrę i uśmiechnęła się lekko. – I tak, zamierzam chodzić regularnie.
Kindra odwzajemniła uśmiech, kompletnie nie zdając sobie z tego sprawy. Cóż. Chyba faktycznie będzie miała okazję przekonać Ilarę, jak okropną osobą jest.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz