06 kwietnia 2024

Od Yu Tian do Dantego

Metro było dziś wyjątkowo puste, Fotogram wyjątkowo żywy, a sama Yu Tian wyjątkowo zmęczona życiem. Zdawało jej się, jakby od rana minęło już całe stulecie, tymczasem zegarek w telefonie jasno wskazywał upływ całych czterech godzin, co oznaczało, że kolejne cztery dzieliły ją od godzin szczytu, sześć do zamknięcia herbaciarni, osiem do otwarcia palarni i chuj-wie jak długo do znalezienia sensownego krawca. Ostatnio nie miała szczęścia do rzemieślników – albo nie wiedzieli o czym mówi albo wykonanie misternego haftu na kimonie przerastało ich zdolności albo wiedzieli o czym mówi i mieli umiejętności by spełnić jej zachcianki, ale za to kompletnie nie posiadali artystycznej duszy, a efekt pracy był co najwyżej średnio zadowalający, maszynowy. Gdzie im do wielkich rzemieślników minionej ery, gdzie do ludzi, którzy ubierali ją jeszcze w królewskim pałacu. Kiedyś to było, kiedyś to były czasy. I nikt nie narzekał, gdy za niezadowolenie metresy oblewano kulasy wrzątkiem.
Zniecierpliwiona podróżą, zabębniła długimi pazurami o ekran telefonu, rzuciła okiem w stronę tablicy z przystankami. Ile jeszcze?... Jeden, dwa… Jeśli pinezka Googole’a wskazywała w istocie dobre miejsce, to była całkiem niedaleko. Yu Tian odblokowała telefon, odpaliła stronę pracowni krawieckiej, po raz 46 obejrzała każde zdjęcie z galerii. Mifune twierdził, że znają się tam na rzeczy i że się nie rozczaruje – a przynajmniej nie tak, jak w “Szpileczkach” – a to już progres. Cień nadziei na przyjemne poczucie ożywienia. Ostatecznie, kimona i bogate hafty były jedynymi rzeczami, którymi mogła się cieszyć nawet w swoim życiu-po-życiu. Smak potraw i napojów był nieobecny, dotyk na skórze dziwnie przytłumiony, oczy dostrzegały słabe punkty ciała, najlepsze miejsca krwawej uczy, ale nie piękno drugiej osoby. Wyjątek od monotonnej reguły stanowiła tylko herbata, ale Yu Tian podejrzewała, że miało to związek z prostym faktem okoliczności jej śmierci.
Oderwała wzrok od ekranu, zasępiona powiodła spojrzeniem gdzieś w bok, w stronę rozsuwanych drzwi. Cóż. Tego, co nastąpiło po rzeczonej śmierci nie wspominała już od dobrej dekady. I wolała, by tak właśnie pozostało.
Metro zatrzymało się gładko, w głośniku zatrzeszczała nazwa przystanku, Yu Tian rozmasowała skroń z kwaśną miną. Ile jeszcze? Jeden?…
Uchyliła powiekę, gdy tylko poczuła na sobie czyiś wzrok, skrzyżowała spojrzenie z siedzącym naprzeciwko mężczyzną. Nie prezentował się źle, a jawnie egzotyczna aparycja natychmiast skojarzyła jej się z Altan Pingyuan, z Wielkimi Równinami. Tuż obok siedziała kobieta podobnej urody, ale jej wzrok nie był tak przychylny; prześlizgiwał się w górę i w dół po beztrosko odsłoniętych ramionach Yu Tian i niedbale zawiązanym pasie. “Nie tak się nosi kimono” – zdawało się mówić to spojrzenie i zacięte w wąską kreskę wargi obserwatorki.
Wampirzyca uśmiechnęła się do mężczyzny miło, zalotnie i poprawiła materiał w sposób tak ostentacyjnie nieudany, by odsłonił jeszcze kawałek skóry. A potem puściła do niego oczko, ku wyraźnej uciesze irytując tym nieznaną kobietę. Nim jednak konflikt wszedł w kolejną fazę, metro zatrzymało się po raz kolejny, Yu Tian szybko zerknęła na tablicę przystanku i wysiadła. Możliwość potencjalnego zrujnowania komuś dnia wyraźnie poprawiła jej humor; z entuzjazmem skontrolowała mapę i ruszyła w stronę schodków, zeszła na szeroki chodnik. W przeciągu niecałego kwadransa przystanęła przed całkiem obiecującym budynkiem wtulonym pomiędzy dwie potężne kamienice.
– No dobrze… – mruknęła pod nosem, odczytując elegancko wypisaną nazwę na szyldzie. “Guziki w Herbacie”? Yu Tian mrugnęła ospale, z niedowierzaniem. Co?... Rzuciła jeszcze okiem na różowy rower przypięty do stojaka tuż obok wejścia – uniosła brwi – nacisnęła klamkę.
Uderzył w nią zapach kociej sierści, świeżo wypranej tkaniny, barwników i osobliwa woń pary wodnej wydobywającej się z żelazka. Yu Tian bezszelestnie wsunęła się do środka, rozejrzała, w głębi ducha doceniając czyste i schludne wnętrze. Gdyby się wysilić mogłaby je uznać nawet za… przytulne?
Przytulne, powtórzyła w myśli. I skrzywiła się.
Dwa kroki później dostrzegła leżącego w fotelu kota, kot dostrzegł ją, a pomieszczenie wypełniło osobliwe przeświadczenie, że zaraz stanie się coś wyjątkowo nieprzyjemnego. Zwierzak zjeżył sierść, Yu Tian całkiem bezwiednie strzeliła kostkami dłoni, poruszyła palcami, poruszyła się po skosie, w stronę lady. Kot zasyczał ostrzegawczo, wampirzyca odpowiedziała mu tym samym i–
– Heeeej! – Na pole niedoszłej walki nagle wpadł ktoś trzeci. Yu Tian z trudem oderwała wzrok od kota – zdradziecka bestia, pewnie zaraz zajdzie ją od pleców – spojrzała na intruza. I zamarła.
Mrugnęła raz. Potem drugi. Obraz nie zmienił się.
– Dante? – wykrztusiła w końcu, ogarnęła go spojrzeniem od stóp aż po czubek głowy. – Co ty tu… uważaj!
Yu Tian rzuciła się w stronę kota-zdradzieckiej-bestii z pazurami, ale akcja została przerwana zanim tak naprawdę się zaczęła. Dante pochylił się sprytnie, wykorzystał jej pęd i jednym, płynnym ruchem przerzucił ją sobie przez ramię jak worek kartofli. Yu Tian sapnęła, spiorunowała kota spojrzeniem, ale ten tylko oblizał triumfalnie łapkę.
– Spokojnie, spokojnie – syren przeszedł się kawałek postukując obcasami i odstawił ją za ladą, poprawił różowe okulary – kota szefa nie rozszarpujemy, da? Kłopoty będę miał.
– Ach. Mhm.
Przez chwilę było słychać tylko wymowne odgłosy wymiotowania kłaczkiem.
– No – Yu Tian poprawiła misterne upięcie włosów, strzepnęła niewidzialny pyłek z powłóczystego rękawa – co tu robisz? Nie mów, że…
Dante wyszczerzył się, prezentując podrasowane wampirzym genem uzębienie.
– Aha. Pracuję tu.
– Co za marnotrawstwo dobrego ochroniarza – mruknęła, ale zaraz obrzuciła go ponownym spojrzeniem. Tym razem uważniejszym. – Ale jeśli choć w połowie jesteś tak dobry w szyciu, jak w robieniu za obstawę, to być może znalazłam to, czego szukałam.
– A to, czego szukałaś to-o?
– Krawiec, którego nie będę chciała wypatroszyć po kwadransie rozmowy – wyjaśniła całkiem niewinnie i zatrzepotała rzęsami.
Dante parsknął, pokręcił głową.
– Nic się nie zmieniłaś.
Yu Tian uśmiechnęła się kątem warg, poklepała go po ramieniu.
– Dziękuję. Ja za to ledwo cię, kurwa, poznaję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz