05 kwietnia 2024

Od Klary do Seymoura

Klara lubiła swoją pracę. Niewielkie muzeum miało tę niewątpliwą zaletę, że było – cóż – niewielkie. Spokojne, ciche, bez tłumów i fleszów. Pracowników też była raczej garstka, stanowili dobry i zgrany zespół.
Matka kręciła wprawdzie nosem, że w większej i bardziej „prestiżowej” galerii jej córka rozwinęłaby skrzydła i zdobyła znajomości, ale ona przez to miała na myśli wyłącznie swoją galerię. A dziewczynie zależało naprawdę na tym, żeby starać się o własnych siłach. Na linie była sama, tak samo jak wtedy, gdy przykładała dłuto do rzeźby. Wiedziała, że jeśli pozwoli sobie na uzależnienie się od matki i jej pozycji, później będzie jej trudno się uwolnić.
 I wcale nie było tak, że praca nie stawiała przed nią wyzwań. Miała wprawdzie częściej do czynienia z pracami mniej znanych twórców, ale uznawała to za zaletę. Czas był bezlitosny, nawet dla dobrze strzeżonych dzieł sztuki, a ona robiła, co w jej mocy, by go powstrzymać. Nieraz po artyście pozostało tylko jedno dzieło, bez żadnych kopii, bez wzmianek w większości podręczników. Czegoś skruszonego w pył nie dało się już poskładać. Trzeba było działać wcześniej. Każdy detal, każdy artysta, który kiedyś stworzył te dzieła sztuki, miały dla Klary wyjątkowe znaczenie. Więc i ona każdego dnia spędzała godziny, przywracając dawne prace do ich pierwotnej świetności. Czuła, że tym samym przywraca do życia nie tylko dzieła, ale również artystów, którzy je stworzyli. Miała nieraz wręcz wrażenie, że w trakcie pracy słyszy ich szepty. Wierzyła, że twórca zamyka cząstkę swojej duszy w swoich pracach. Żył więc tak długo, jak i to, co pozostawił.
Nawet jeśli nie rozmawiali ze sobą dużo, byli zgrani i Klara czuła, że współpracownicy podzielają bardzo podobne wartości. Podchodzili do siebie i do dzieł z szacunkiem oraz oddaniem. Dzielili się radością każdego sukcesu, zaskoczeniem odkrytych tajemnic, czy zmęczeniem przy trudnych renowacjach. Byli dla siebie wsparciem i motywacją do dalszej pracy.
Dlatego gdy tylko odniosła wrażenie, że coś jest nie tak z pewną ikoną, postanowiła przedyskutować sprawę z drugim konserwatorem, Walterem. Był mniej więcej w wieku jej ojca, specjalizował się w malarstwie religijnym. Zmartwił się spostrzeżeniami dziewczyny, ale po analizie zapewnił ją, że może być spokojna, bo z ikoną wszystko jest w porządku. Przyznał, że to jedna z jego ulubionych, dlatego też zna ją na wylot i byłaby trudna do podrobienia z racji wyjątkowości pochodzenia farb, których użyto do malowania tła. Potem rozgadał się o charakterystycznych zarysowaniach – a to powstałych w czasie, kiedy była wystawiona w świątyni i pocięła ją grupa wandali, z kolei inna, niemal niewidoczna, ale biegnąca po niemal całej przekątnej, była skutkiem przewożenia w bardzo nieodpowiednich warunkach do kradzieży artefaktu z muzeum, w którym wcześniej była wystawiana. Walter tak się zatracił w opowieści, że nawet nie zauważyli, kiedy było już po godzinach otwarcia muzeum i prawie ich zamknięto w środku. W każdym razie, jak podsumował, ikona niedawno przechodziła renowację, być może dlatego coś Klarze w niej nie pasuje, odzwyczaiła się od niej, skoro dłuższy czas była zdjęta z wystawy.
Uspokoiło ją to, ale na krótko. Ale nikt inny nie podzielał jej niepokoju, Walter zaczął w końcu przewracać oczami, ilekroć do niego podchodziła. W kwestii cierpliwości był bardziej podobny do jej matki niż ojca, chyba bardzo go drażniło, gdy odnosił choć cień wrażenia, że ktoś powątpiewa w jego kompetencje. Dał jej do zrozumienia, że powinna zostawić temat i zająć się swoją pracą.
Tego samego dnia napisała do Seymoura.


Muzyk nie był dla niej oczywistą osobą do zwierzeń. Polubiła go, doceniła jako twórcę, ale nie sądziła, że tak szybko przyjdzie jej wybrać jego nazwisko z listy kontaktów. A jednak siedział właśnie naprzeciwko niej, trzymał filiżankę i cierpliwie słuchał.
– Jebać zasady — powiedział od razu. – Zawsze podążałbym za sercem. 
Wtedy poczuła, że wybrała odpowiednią osobę.
Opowiedziała mu zatem historię ostatnich tygodni. Mówiła długo i ostrożnie – nie chciała marnować czasu Seymoura, ale jednocześnie nie było jej zamiarem, by rzucać oskarżenia na wiatr. Opisała wszystko tak dokładnie, jak dała radę, co było trudne, bo wiele opierało się po prostu na przeczuciu i tym, co mówiło jej serce. Ale artysta to rozumiał, potakiwał i pytał, gdy wątek wymagał rozwinięcia.
– Podsumowując – ich napoje już dawno temu wystygły – masz wrażenie, że ktoś od dłuższego czasu okrada muzeum? I podkłada falsyfikaty?
– To jedna z możliwości – zgodziła się. – Nie jestem pewna, co się dzieje, ale z eksponatami, które wracają z renowacji, jest coś nie w porządku.
– Nie zgadza się coś konkretnego? Coś się powtarza?
– Sama się zastanawiam. Czasem to właśnie ikona, czasem rzeźba. Mam wrażenie, że brakuje… cóż, aury przynależnej oryginałowi – kiedy mówiła na głos, czuła, że jej argumentacja kuleje. Kiedy wypowiadała to na głos, sama słyszała, że nie brzmi przekonująco. – Postacie mają zwykle trochę inne spojrzenia.
Kelnerka podeszła do ich stolika, zapytała, czy chcą coś jeszcze do picia. Seymour grzecznie odmówił, Klara poprosiła o szklankę wody.
– Rozmawiałaś o tym z kimś jeszcze? Na przykład z dyrektorką?
– Nie – oplotła palcami filiżankę, choć ta zdążyła wystygnąć. – Może rzeczywiście przesadzam. Konsultowałam to już z doświadczonym konserwatorem i nie podziela moich wątpliwości.
W jej naturze nie leżało bycie nachalną. Zrozumiała, że Walter się z nią nie zgadza i to szanowała, bo bywały dni, kiedy sama nie była pewna, co jej nie odpowiada. Mogła się mylić. On też. To, że nie uzyskała pomocy w jednym miejscu, nie oznaczało, że nie mogła szukać jej wcale. W akrobacjach było tak samo. Gdy nie wychodziła jej jedna figura, szukała nowych ćwiczeń i sposobów jej wykonania. Niemniej, wolała nie angażować póki co więcej członków zespołu.
– Warto, żeby były w tym przynajmniej trzy głowy.
– Dlatego do ciebie napisałam – uśmiechnęła się. – Poza tym w muzeum na stałe nie pracuje żaden inny konserwator. A, jak mówiłam, to przede wszystkim przeczucia. Nie chciałabym, by ktoś miał przez to problemy bez przewiny.
Seymour zamyślił się, pokiwał głową.
– Rozumiem. Jak w takim razie mogę pomóc?
Klara odetchnęła z ulgą.
– Dziękuję. Myślałam, żeby zacząć od wycieczki…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz