17 kwietnia 2024

Od Song Ana do George’a

Pierwszy dzień szkoły był dla Song Ana naprawdę dużym przeżyciem. W końcu nigdy wcześniej nie miał szansy uczestniczyć w niczym takim. Edukacja, którą zapewniał mu mistrz, różniła się zdecydowanie od sposobu, w jaki instytucja oświaty proponowała swoim uczniom. Przede wszystkim, brakowało mu trochę indywidualnego podejścia. Mentor był cały dla niego, a tutaj grupa składająca się z wielu osób nie miała nawet co liczyć na wyjątkowe traktowanie. Mimo tego Song An starał się przyzwyczaić. Jeśli chciał jak najlepiej wtopić się w społeczeństwo śmiertelników, musiał dać z siebie wszystko!

I nawet wszystko szło idealnie po jego myśli. Aż nadeszła lekcja historii.  Z początku Song An słuchał bardzo wnikliwie i z zaciekawieniem. Lubił tematy związane z cywilizacjami, ludźmi, kulturami i ich rozwojem. Często błagał swojego mistrza, aby ten opowiadał mu całymi godzinami o zagadnieniach poruszających historię śmiertelników. Stąd też Song Ana zaskoczyły pewne nieścisłości, o których wykład właśnie prowadziła nauczycielka historii.
Bitwa, o której szczegółach mówiła, odbyła się w całkiem innych okolicznościach i Song An był pewien, że część z przytaczanych przez nauczycielkę faktów, w ogóle nie miała miejsca. O pojedynku tym boski sługa słyszał z ust mistrza, który był jej naocznym świadkiem około 200 lat temu. Zaraz po walce bóg burzy wrócił na Grom i opowiedział o wszystkim Song Anowi, bardzo zainteresowanemu wydarzeniem, stąd zapamiętał wszystkie szczegóły. Nie rozumiał, dlaczego współcześnie pomijany był fakt, o zdradzie dowódcy — nauczycielka ciągle podkreślała jego waleczność i oddanie za sprawę, co prawdą w najmniejszym stopniu nie było.
Stąd też Song An zebrał się na odwagę i przerwał wywód, którego już nawet przez grzeczność, nie potrafił dłużej słuchać. Sądził, że może choć trochę uda mu się sprostować spojrzenie klasy na całą sprawę. Nawet przez chwilę nie przejmował się tym, że wszystkie oczy skierowały się w niego i z uniesiona głową wyszedł na środek sali, aby opowiedzieć, co tak naprawdę miało miejsce.
Ale nie spotkało się to z aprobatą nauczycielki. A właściwie wzbudziło w niej raczej negatywne uczucia, ponieważ nakazała Song Anowi usiąść, a następnie zaprosiła go na rozmowę po lekcji.
Boski sługa kompletnie nie potrafił tego zrozumieć. Spróbował przecież tylko powiedzieć, co tak naprawdę wydarzyło się podczas bitwy. Pełen konsternacji wrócił na swoje miejsce. Zerknął szybko w stronę George’a, zastanawiając się, co jego przyjaciel sądzi o całej tej sprawie. Niedługo później zauważył, jak chłopak napisał na kartce papieru słowa otuchy. Wtedy też spostrzegł rysunek kotka i szeroko uśmiechnął się do przyjaciela.
Po zajęciach George obiecał, że poczeka na Song Ana przed szkołą, a sam boski sługa musiał zostać jeszcze chwilę na rozmowie z nauczycielką.
— Co masz mi do powiedzenia na ten temat? — zapytała bojowo nastawiona kobieta.
— Tak właściwie to tylko prawdę — odparł dalej przekonany do swojej racji Song An. — Mój mi-, tam skąd pochodzę, znamy inną wersję tego wydarzenia.
Boski sługa w ostatniej chwili się poprawił. Wolał raczej nie wspominać o swoim mentorze, który wiedzą przerastał wszystkie osoby w tym budynku.
— Obawiam się więc, że znasz zafałszowaną historię — prychnęła kobieta. — To, co opowiedziałeś, to niczym niepotwierdzone bajki. Masz duże braki, jeśli chodzi o mój przedmiot i w związku z tym powinieneś szczególną uwagę przyłożyć do nauki. 
Mówiąc to, podała Song Anowi grubą książkę.
— Zapoznaj się ze wszystkimi tematami, a ja cię z nich przepytam w najbliższym czasie. 
— Ale- 
— Nie ma „ale”. To koniec naszej rozmowy, do widzenia.
Song An pożegnał się, zapakował opasłą księgę do torby i wyszedł na zewnątrz. Nie był zły na nauczycielkę. Wręcz przeciwnie. Była ona w końcu tylko zwykłą śmiertelniczką, która nie posiadała tak rozległej wiedzy, jak on sam. Musiałaby pożyć jeszcze co najmniej z dwa wieki, by nadrobić swoje braki!
Z myślą o tym, lekko rozbawiony Song An wyszedł na zewnątrz i zaczął szukać swojego przyjaciela. Dostrzegł go stojącego na uboczu. Z jakiegoś powodu George wydawał się być trochę przygnębiony, więc Song An postanowił go pocieszyć i opowiedzieć, bo właśnie miało miejsce:
— George? Słuchasz? Nie uwierzysz, co powiedziała mi… pani? Jak nazywa się pani od historii?
Szybko jednak zauważył, że przyjaciel chyba nie jest w najlepszym nastroju, ponieważ niedługo później przerwał mu słowami:  
— Song An, jestem… bardzo zmęczony.
Boski sługa przytaknął i przypomniał sobie to, czego nauczył się dzisiaj na biologii. Rozumiał, że George, jako dorastający młody śmiertelny człowiek, może nie mieć tyle energii, co on sam. Pożegnał więc przyjaciela i z uśmiechem na ustach opuścił teren szkoły. Oprócz niesnaski z nauczycielką historii szkoła właściwie mu się podobała. Dowiadywał się ciekawych rzeczy o ludziach, mógł ich obserwować i jeszcze lepiej uczyć się, jak powinienem zachować się w niektórych sytuacjach. Nie potrafił się więc doczekać następnego dnia, gdzie znów będzie mógł poznać coś nowego!
Skocznym krokiem udał się w stronę swojego mieszkania. Zastanawiał się, co ciekawego będzie robić już następnej doby. Z tego, co już zdążył się zorientować, pierwsze zajęcia określone są tajemniczym terminem „wychowanie fizyczne”. Od George’a dowiedział się, że będzie potrzebować specjalnego, wygodniejszego stroju do przebrania się. Song An mniej-więcej rozumiał, co przyjaciel ma na myśli. W końcu pracował jako maskotka w klubie koszykarskim i już niejednokrotnie widział, jak ubierają się zawodnicy. Kwestia stroju nie była więc dla niego najmniejszym problemem.
Po powrocie do mieszkania od razu zabrał się za czytanie podarowanego przez nauczycielkę podręcznika. Kolejne kartki przerzucał z pewnego rodzaju rozbawieniem, ponieważ każde kolejne opisane wydarzenie mijało się mniej lub bardziej z prawdą.
Nastał świt, a Song An już od dobrej godziny kręcił się po mieszkaniu. Chciał jak najlepiej przygotować się do nadchodzącego w szkole nowego dnia. Nie mógł też doczekać się spotkania ze swoim przyjacielem. Ciekawiła go też ów kwestia tajemniczego wychowania fizycznego.
Boski sługa założył eleganckie szaty, ponieważ chciał wyglądać jak najlepiej. Nie zapomniał jednak o dodatkowych ubraniach na przebranie. Zestaw ten składał się z zakupionej niedawno luźnej koszulki i wygodnych, długich spodni. Song An nie wiedział, czy będzie czuć się w tym komfortowo, ponieważ był przyzwyczajony do całkiem innego ubioru, ale postanowił przełamać się dla dobra swojej edukacji.
Przed szkołą czekał już na niego George. Chłopak wydawał się dziwnie wesoły, także pogodny nastrój udzielił się również Song Anowi.  
— Cześć! Czy już nie jesteś zmęczony? — dopytywał boski sługa, wspominając zdarzenia z dnia ubiegłego.  
— Już mi trochę lepiej — przyznał chłopak. — I musisz wpaść dzisiaj do mnie po zajęciach! Muszę ci kogoś przedstawić.
Song An przekrzywił głowę w zaciekawieniu. Nie dopytywał o powód zaproszenia, ale od razu się zgodził. Z chęcią pozna osobę, którą chce mu przedstawić George. Razem ruszyli w stronę placówki w kierunku, jak boski sługa właśnie się dowiedział, sali gimnastycznej.
Było to przestronne pomieszczenie. Po przeciwnych stronach wzdłuż ścian stały bramki lub wisiały kosze (które Song An doskonale znał ze swojej pracy). Miejsce to dokładnie przypominało mu hale sportowe, które odwiedzał jako maskotka. Pierwszy raz miał się jednak postawić w roli zawodnika, a nie kibica.
George zaprowadził go do szatni, gdzie musieli się przebrać. Song Anowi bardzo nie spodobało się to miejsce. Głównie przez nieprzyjemny zapach i ilość osób zgromadzonych na małej przestrzeni. Nie wyraził jednak głośno swojej niechęci, ale postanowił poszukać pozytywów — zaraz miały się odbyć zajęcia, których bardzo był ciekaw.
Wraz ze swoim przyjacielem przecisnęli się na drugą stronę szatni, gdzie znajdowało się mniej przebierających się uczniów i również dołączyli do zmiany ubrań. Song An dziwnie czuł się pozbawiony bezpiecznej warstwy długich po ziemię szat. W zwykłej koszulce i spodniach miał wrażenie, że nie ma na sobie nic.
— Będzie lepiej, jeśli zwiążesz włosy — usłyszał nagle poradę od George’a. Przytaknął w ramach podziękowań i ściągnął z nadgarstka wstążkę, którą chwilę później ścisnął włosy w niestaranny kucyk. 
George ubrał się trochę inaczej. Nie miał na sobie koszulki, a raczej dłuższą bluzkę z rękawami po same nadgarstki. Song An jednak nie dopytywał o powód tego, ponieważ uważał, że jeśli przyjacielowi jest tak wygodnie, to jest to najważniejsze.
Na sali gimnastycznej ustawili się w szeregu, a trener sprawdził obecność. Następnie odbyła się rozgrzewka. Wszelkie ćwiczenia rozciągające nie były dla Song Ana najmniejszym problemem. Zawsze miał dobrą kondycję, a jego mistrz szczególnie dbał o to, aby jego uczeń wykazywał się ogólną zwinnością. Stąd też każde z poleceń trenera wykonał bezbłędnie i nie obyło się to bez komentarzy pochwały w jego stronę. W międzyczasie boski sługa zerknął na swojego przyjaciela i od razu zauważył, że wychowanie fizyczne raczej nie jest jego ulubionym przedmiotem. George ćwiczenia wykonywał raczej niechętnie i powoli. 
 — Okej, to teraz zagramy w zbijaka!
Po sali rozległ się wesoły głos aprobaty. Song An zaś, nie miał pojęcia, na czym polega gra, a nazwa nie wskazywała na nic przyjemnego.  
— Nienawidzę zbijaka — powiedział George, podchodząc bliżej do boskiego sługi. — To się zawsze źle kończy?  
— Co chcesz przez to powiedzieć? — dopytywał Song An, zaciekawiony tajemniczą grą. Wkrótce dowiedział się zasad, został przydzielony do drużyny i rozgrywka rozpoczęła się na dobre.
Piłka latała ponad głowami uczniów. Na początku Song An niespecjalnie rozumiał, co się dzieje. Wiedział tylko, że musi jej unikać. Skakał w każdą stronę, robił szybkie uniki i bez najmniejszego problemu żaden z ataków nawet nie był w stanie go dosięgnąć. Piłka często tuż przelatywała nad jego głową czy prawie muskała jego ciała, ale zawsze w ostatniej chwili zręcznie odskakiwał. 
Nie mógł tego jednak powiedzieć o swoim przyjacielu, który odpadł już przy pierwszej rundzie. Mimo że Song An wyraził swój żal z jego przegranej, George wydawał się raczej zadowolony, że nie musi dalej grać. 
Song An dopiero w ostatnich rundach gry zrozumiał, że on też może rzucić piłką, jeśli tylko uda mu się ją złapać. Otworzyło mu to nowe możliwości na wygraną. Dużą zaletą boskiego sługi na pewno była jego szybkość. Znaczy się, nie mógł już osiągnąć swojej dawnej prędkości, ale dalej wyróżniał się spomiędzy innych uczniów. Niedługo później udało mu się pokonać wszystkich przeciwników i wygrać dla swojej drużyny. Rozległa się fala gratulacji, nawet aprobaty od trenera, a Song An z uśmiechem na ustach wszystkim podziękował. Miał wrażenie, że wychowanie fizyczne prawdopodobnie stanie się jego ulubionym przedmiotem w szkole.
Poprawił włosy, wzmocnił wstążkę i był gotów na zwycięstwo w kolejnej rundzie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz