28 kwietnia 2024

Od Merlina do Song Ana

— Wiesz co, w sumie to sam nie wiem — odparł Merlin z rozbrajającą szczerością.
— Nie wiesz, jakie rozmiary osiągają inne podobne mu smoki?
Czarodziej pokręcił głową.
— No właśnie problem jest taki, że ja nie wiem, jakie są podobne mu smoki. To znaczy, bo jak się pytaliśmy weterynarza, to on powiedział, że Falkor jest na pewno smokiem, co nie, ale nie powiedział, jakiego gatunku.
Dłoń Song Ana znieruchomiała, młodzieniec uniósł brwi.
— Falkor musi być w takim razie bardzo egzotycznym smokiem!
Egzotyczny smok poprawił się na macie, zerknął spod oka na Song Ana, próbując ustalić, co takiego się stało, że nie jest już szczotkowany, na co młodzieniec posłał mu uśmiech, wrócił zaraz do swego zajęcia.
— Nie wiem, może jest egzotyczny, a może… No, może być, że on to jest tak trochę takim smoczym kundelkiem — wyjaśnił w końcu.
Falkor prychnął, rzucił mu urażone spojrzenie.
— No nie bocz się na mnie — odezwał się do niego Merlin, nim wrócił uwagą do Song Ana. — Bo Falkor to jest z nami tak trochę przypadkiem.
— Przypadkiem? — Song An przechylił lekko głowę. — Znaleźliście go gdzieś?
— Nie, to nie tak. Po prostu było tak, że Melpomena — zaczął, mówiąc o swojej starszej siostrze — wzięła i postanowiła, że chce mieć jakieś zwierzątko, co nie?
Song An skinął głową.
— Zwierzątka domowe to na pewno fajna sprawa.
— Pewnie, że fajna — zgodził się Merlin. — Tylko ludzie zazwyczaj mają jakieś koty albo psy, czy, nie wiem, chomiki albo rybki.
— Tak, takie mniejsze zwierzaki to chyba mniej pracy…
— No dokładnie. Znaczy, wiesz, my mamy ogródek, to jakby Melpomena chciała wielkiego psa, to też byśmy dali radę, no ale w każdym razie, sprawa była taka, że rodzice się niespecjalnie chcieli zgodzić na zwierzaka.
— Naprawdę? Ale dlaczego? Skoro macie ogródek i w ogóle…
Merlin wzruszył ramionami.
— No, mówili, że zwierzak to obowiązek, no i też że jak będzie chory, to będzie trzeba z nim chodzić do weterynarza, a to jest raczej droga impreza. I, eeee, no im większy zwierzak, tym droższa, bo często jest tak, że jak się zwierzakowi leki podaje, to ich ilość zależy od tego, ile ten zwierzak waży — wyjaśnił Merlin, mając nadzieję, że niczego nie pokręcił.
Song An pokiwał z namaszczeniem głową.
— Czyli faktycznie, duży zwierzak to może być duży wydatek. Pewnie jeszcze więcej je.
— No, to też — odparł Merlin.
— Czekaj, czyli jeśli rodzice nie chcieli dużego zwierzaka, bo martwili się, że będzie dużo kosztował, to dlaczego macie smoka, a nie właśnie chomika? — spytał młodzieniec, szybko łącząc oczywiste fakty.
— Cóż, no Melpomena zrobiła tak, że poszła na bazar, i go po prostu kupiła. Falkora, w sensie.
— To tutaj na bazarze można kupić smoka?! — Song An nie potrafił ukryć zdziwienia.
— No właśnie nie można — odparł Merlin. — No, nie jest tak, że jak czegoś w sumie oficjalnie nie można, to tak totalnie nie można, więc cóż – Melpomena znalazła tam jakiegoś podejrzanego typa z kartonowym pudełkiem pod pachą, no i typ powiedział, że w pudełku ma totalnie prawdziwego smoka.
— I to był Falkor?
— No, to był Falkor, tylko wtedy to był wielkości może kota, i to takiego nie za dużego — powiedział Merlin, zerkając na moszczącego się na macie smoka.
Falkor już dawno przerósł rozmiarami Salema, ich magicznego, gadającego, czarnego kota, którego mama znalazła kiedyś przypadkiem na ulicy, gdy Salem był jeszcze ledwo wyziębionym i przemoczonym kociakiem, a potem przyniosła do domu. Salem zaś, będąc inteligentnym i wdzięcznym stworzeniem, pozwolił się obłaskawić i udomowić, następnie zaś zadziwił domowników elokwentnymi wypowiedziami, łagodnością charakteru i mądrością, której nie spodziewano się po zwierzęciu. Merlin do tej pory nie wiedział w sumie, jak to się stało, że Salem zaczął mówić i w ogóle był mądrzejszy niż sporo osób z jego klasy. Czy to była kwestia tego, że Salem od początku był niezwykły i magiczny? Czy może po prostu coś było w domu Spellmanów, co sprawiało, że cokolwiek zostawało w nim na dłużej, zyskiwało jakieś zaczarowane zdolności?
— Aż trudno to sobie wyobrazić — powiedział Song An, zerkając na smoka i wracając do szczotkowania łuskowatego boku. — Teraz jest zdecydowanie większy.
— No, teraz to ładnie urósł. Ale mieści się jeszcze w drzwiach na szerokość, więc nie jest źle.
— A co na to rodzice? Bo mówiłeś, że nie chcieli żadnego zwierzaka.
— No nie chcieli — Merlin westchnął. — Mama z Melpomeną się strasznie pokłóciły. Mama się mocno martwiła, że smok będzie niebezpieczny i że kogoś pogryzie, a Melpomena mówiła, że ona się nim zajmie i nikogo nie pogryzie, no i tak się sprzeczały. A potem stwierdziły, że smok zostanie na tę jedną noc, dopóki się nie znajdzie kogoś, żeby go do siebie zabrał i żeby Falkor mieszkał gdzieś, gdzie będzie mu lepiej.
Song An popatrzył na niego, przechylił lekko głowę.
— Myślisz, że gdzieś indziej byłoby mu lepiej, niż tutaj?
Merlin potrząsnął głową.
— Nie no, gdzie. U nas ma najfajniej. Co nie, Falkor?
Smok, jakby rozumiejąc jego słowa, ziewnął przeciągle, wyciągnął się mocniej na macie, prezentując do szczotkowania swój brzuch. Merlin uśmiechnął się, połaskotał smoka w stopę, wrócił do opowieści.
— No ale wiesz, na początku to jeszcze w ogóle nie wiedzieliśmy, że będzie z nami zostawał. I też Falkor był taki trochę no… Trudny do polubienia?
— Falkor był trudny do polubienia? — spytał Song An, a szczotka na powrót znieruchomiała w zaskoczeniu.
— No nie znał nas, to się stresował wszystkim, a chłop jest taki, że jak się zestresuje, to gryzie. Jak większość zwierzaków — odparł Merlin, sięgnął dłonią do smoka. Pogłaskał wyciągniętą szyję, Falkor zaś leżał już bezwładnie jak pacynka, całkowicie roztapiając się pod szczotką i głaskaniem.
— Ale chyba cię nie ugryzł…
— Mnie nie, ale dziewczyny to próbował capnąć. Na szczęście szybko się nauczył, że nie tędy droga i że jak będzie grzeczny, to wszystko będzie w porządku – dostanie jedzenie, głaski, zabawki i wszystko, czego będzie chciał. Jak chce, to nawet może z kimś z nas spać. Falkor jest… em, no nie jest akurat zmiennocieplny, jak inne gady, ale lubi, jak się go przytula i jak jest mu ciepło — Merlin wzruszył ramionami. — To jakiś totalny odlot, że chłop się sam ogrzewa, ale z drugiej strony smoki są magiczne, to wiadomo, że mogą się z nimi dziać jakieś cuda-wianki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz