W dzisiejszym feedzie Fotograma panował istny burdel, co dla Yu Tian nie stanowiło specjalnej nowości. Wszystkie zaobserwowane konta, jedno po drugim, dodawały relacje dotyczące jakiegoś orientalnego poparańca, jakby gościli w Stellaire co najmniej cesarza całego odłamka.
Twoj_Przyjaciel_Bog dodał relację spod stacji metra z której wynikało mniej-więcej tyle, że jest tam sporo ludzi. Głos mężczyzny utonął w ogólnym gwarze, szumie hamujących mechanizmów i odgłosach szeleszczącej kurtki; obiektyw telefonu szalał, tracił ostrość, drżał. Yu Tian skrzywiła się z niesmakiem, przeturlała na brzuch i przesunęła kciukiem w bok po ekranie, ominęła relację. Kolejną okazała się magic_Judytka, która w wyjątkowo podekscytowany sposób streszczała dzieje magii w jednym z odłamków, z godnym uwagi talentem do akcentów cytowała teksty źrodłowe. Obcy język chrzęścił w słuchawkach twardymi zgłoskami, kłuł uszy ostrością tonu. Mimo tego, że czarodziejka opowiadała o tamtejszej edukacji, można było odnieść wrażenie jakby miała do widza jakieś straszne pretensje. Kolejny ruch palca w bok, kolejna relacja, potem jeszcze następna, a wszystkie jednakowo mdłe i nijakie, niezdolne utrzymać jej uwagi na dłużej. Wampirzyca prychnęła i już-już miała odłożyć smartfon na niski stolik zawalony stertą dokumentów, gdy aplikacja odświeżyła stronę główną i zaprezentowała zdjęcie. Wybitnie interesujące, szalenie ciekawe i pozostawiające po sobie bardzo istotne pytanie: dlaczego nikt jej nie powiedział, że rzeczony gość, o ego przerastającym otchłań bezkresu, siedzi w jej własnej herbaciarni?
Telefon trafił na stolik z cichym stuknięciem, zaraz obok odłożyła cienki kabel słuchawek. Yu Tian zwinnie podniosła się z poduszek, poprawiła szeroki pas trzymający rozpustnie zsunięte z ramion kimono i złapała wachlarz.
– Yu Tian? – Przesuwne skrzydło drzwi odsunęło się z szelestem, do pokoju zajrzał pan Saadari. – Jesteś zajęta?
– Już nie – burknęła. – Co się dzieje na sali?
Pan Saadari westchnął, poprawił zsuwające się po nosie okulary.
– Mamy osobliwego gościa. Jego tłumacz gorąco prosił żebyś przyszła. Podobno chodzi o interes.
– Interesy załatwiam w palarni, nie tutaj. To miejsce miało być czyste, legalne… – wyliczała, uderzając wachlarzem w dłoń – …bezproblemowe, bezpieczne i–
– Chodzi o krokodyla.
Dłoń zastygła w pół ruchu. Yu Tian zmrużyła oczy.
– Skąd on wie o krokodylu?
Pan Saadari wzruszył chudymi ramionami, wyraźnie skurczył się pod jej spojrzeniem.
– Nieważne zresztą. – Machnęła lekceważąco wachlarzem i minęła go w progu. – Załatwię to.
Ruszyła eleganckim, jasnym korytarzem w stronę głównej sali. Minęła po drodze magicznie powiększone drzewko bonsai, ruchomy malunek zdobiący papierowy parawan i zdezorientowaną Hiyori. Tej ostatniej poświęciła ledwie okruch uwagi, przelotne spojrzenie, ale tyle wystarczyło by uznać, że nowy gość wywarł na niej zdecydowanie negatywne wrażenie. I przypalił rękaw.
Weszła do sali, rozejrzała się. Oddzielone papierowymi parawanami niskie stoliki były w większości opustoszałe, zapach herbaty wyjątkowo nikły. Yu Tian ogarnęła wzrokiem całe pomieszczenie, wyciągnęła szyję. Gdzie u licha schował się ten–...
– Pani Yu Tian? – Usłyszała gdzieś od boku, spojrzała w tamtą stronę. Tuż obok niej stał niewysoki chłopaczek z włosami zebranymi w krótką kitkę. W jednym uchu dyndał złoty kolczyk, reszta ubioru wskazywała na zagranicznego turystę z dalekiego orientu.
Wampirzyca uśmiechnęła się niedbale, samym kącikiem ust, powoli skinęła głową.
– Miło panią poznać. – Obcy skłonił się uprzejmie, według altańskich zwyczajów – mały skubaniec – nerwowym gestem poprawił grzywkę. – Czy zechciałaby pani poświęcić mi nieco swego czasu? – Gestem zaprosił ją w głąb sali, do jednego ze stolików ukrytych we wnęce.
Skinęła mu głową; lekko, niewymuszenie, w przeciągu sekund wpasowując się w rolę powszechnie znanej i miłej właścicielki herbaciarni. Podążyła za jego zaproszeniem, drobnymi krokami pokonała dzielącą ją odległość od wnęki, wślizgnęła się za parawan i bez śladu zaskoczenia obecnością osoby trzeciej zawinęła kimono pod nogi, usadowiła się na jednej z poduszek.
Obcy zajął swoje miejsce po jej lewej, dokładnie w połowie długości stołu, która dzieliła ją od…
– Arcymag Sallandiry, Strażnik Wieży, wielki książę pustyni, Serah-a-din El-Jafri.
Siedzący, albo może: nonszalancko wsparty o stos poduszek czarodziej sprawiał wrażenie wybitnie niezainteresowanego. W chwili wyliczenia skróconej wersji tytulatury i imienia oglądał swoją metalową rękawicę na prawej dłoni; złote szpony skrzyły się w promieniach słońca, przyciągały wzrok.
Yu Tian twardo nie spoglądała w stronę artefaktu, wzrok wwiercała w śniadą twarz arcymaga, jakby samą tą sztuczką miała nakłonić go do uniesienia spojrzenia.
– Cóż za zaszczyt – odparła niewymuszenie lekko – nie gościłam jeszcze tak wysoko postawionej osobistości. Herbaty? – dodała słodko, złudnie.
Arcymag spojrzał w stronę chłopaka z kolczykiem, ten zaraz dodał:
– Assahir pija tylko własną mieszankę.
– Czy więc szanowny assahir ma rzeczoną mieszankę przy sobie? – zwróciła się wprost do maga. Ten znów nie zaszczycił jej spojrzeniem, wypolerował szpony o krawędź ciemnej tuniki.
Kącik jej warg drgnął lekko, jakby powstrzymywanie się przed wydrapaniem mu oczu kosztowało coraz więcej i więcej. Jak on śmiał, jak on–
Obcy chyba to zauważył, bo zwabił jej uwagę krótkim, pociesznym uśmiechem.
– Isidoro D’Arienzo, astrolog i tłumacz – przedstawił się, skłonił uprzejmie głowę. – Obawiam się, że to nie jest odpowiednia pora na herbatę – arcymag prychnął ostentacyjnie – jesteśmy tu w konkretnej sprawie.
Yu Tian schowała dłonie w obszernych rękawach kimona, spojrzała to na jednego, to na drugiego. W końcu zwróciła się do arcymaga:
– Nie wspomniałeś, że jesteś zasranym księciem.
– Nie wspominałaś, że prowadzisz średniej klasy lokal herbaciany.
– Średniej klasy? – syknęła.
Arcymag podkręcił zadbanego wąsa, ostentacyjnie wolno rozejrzał się po pomieszczeniu.
– Nawet nie średniej. Powiedziałbym raczej, że…
– W konkretnej sprawie – wtrącił się astr0log z wesołym uśmiechem, który miał rozładować atmosferę. – Czy są pani znane losy pewnego magicznego krokodyla? – Wyjął telefon z kieszeni, szybko odnalazł właściwe zdjęcie, podsunął jej urządzenie. Yu Tian nawet na nie nie spojrzała, wciąż przewiercając wzrokiem arcymaga.
– Nie – wycedziła przez zęby. – Nie są mi znane.
– Isidoro – arcymag przechylił głowę, obcy język skaleczył jej nieprzywykłe uszy – wystaw jej negatywną opinię na Googol’u.
Astrolog jakby nie usłyszał. Uśmiechnął się za to ponownie, jeszcze milej i jeszcze szerzej.
– Pani wybaczy – powiedział, a potem rzucił w stronę kompana w tym samym, dziwnym języku: – To był twój pomysł, Serafinie. Dialog.
– Jak następnym razem będę miał głupi pomysł, to mi o tym powiedz.
Isidoro westchnął; w głosie dało się słyszeć ciepłe nuty rozbawienia.
– To jedyna droga wiodąca ku prawdzie.
Arcymag prychnął.
– Droga pod patronatem dziwki fortuny. Kismet, Isidoro. Los nigdy mi nie sprzyja.
Przez krótką chwilę nikt nic nie mówił. Yu Tian zabijała wzrokiem księcia, książę odpłacał jej tym samym, a astrolog krążył wzrokiem od jednego do drugiego, jakby doskonale świadom tego ile czasu zostało do eskalacji konfliktu w otwartą wojnę.
Isidoro odchrząknął.
– Krokodyl stanowi zagrożenie – spróbował raz jeszcze – zwłaszcza dla osób magicznych, jak i artefaktów. Gdyby trafiła do pani jakakolwiek informacja na jego temat…
Głos astrologa ścichł, Yu Tian odpłynęła myślami. Rzeczywiście, krokodyl był niebezpieczny. Rzeczywiście, zagrażał głównie magom, przedmiotom magicznym i rzuconym na stałe zaklęciom. Rzeczywiście, stanowił nieoszacowaną… pamiątkę dla arcymaga, sam jej o tym przecież powiedział. I może – ale tylko może – gdyby zaoferował jej coś niebywale cennego, zgodziłaby się pomóc.
Cały problem polegał jednak na tym, że krokodyl nie żył od dobrych paru miesięcy, a jego skórę powiesiła nad łóżkiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz