03 kwietnia 2024

Od Yu Tian - Śledztwo (I)

W dzisiejszym feedzie Fotograma panował istny burdel, co dla Yu Tian nie stanowiło specjalnej nowości. Wszystkie zaobserwowane konta, jedno po drugim, dodawały relacje dotyczące jakiegoś orientalnego poparańca, jakby gościli w Stellaire co najmniej cesarza całego odłamka.
Twoj_Przyjaciel_Bog dodał relację spod stacji metra z której wynikało mniej-więcej tyle, że jest tam sporo ludzi. Głos mężczyzny utonął w ogólnym gwarze, szumie hamujących mechanizmów i odgłosach szeleszczącej kurtki; obiektyw telefonu szalał, tracił ostrość, drżał. Yu Tian skrzywiła się z niesmakiem, przeturlała na brzuch i przesunęła kciukiem w bok po ekranie, ominęła relację. Kolejną okazała się magic_Judytka, która w wyjątkowo podekscytowany sposób streszczała dzieje magii w jednym z odłamków, z godnym uwagi talentem do akcentów cytowała teksty źrodłowe. Obcy język chrzęścił w słuchawkach twardymi zgłoskami, kłuł uszy ostrością tonu. Mimo tego, że czarodziejka opowiadała o tamtejszej edukacji, można było odnieść wrażenie jakby miała do widza jakieś straszne pretensje. Kolejny ruch palca w bok, kolejna relacja, potem jeszcze następna, a wszystkie jednakowo mdłe i nijakie, niezdolne utrzymać jej uwagi na dłużej. Wampirzyca prychnęła i już-już miała odłożyć smartfon na niski stolik zawalony stertą dokumentów, gdy aplikacja odświeżyła stronę główną i zaprezentowała zdjęcie. Wybitnie interesujące, szalenie ciekawe i pozostawiające po sobie bardzo istotne pytanie: dlaczego nikt jej nie powiedział, że rzeczony gość, o ego przerastającym otchłań bezkresu, siedzi w jej własnej herbaciarni?
Telefon trafił na stolik z cichym stuknięciem, zaraz obok odłożyła cienki kabel słuchawek. Yu Tian zwinnie podniosła się z poduszek, poprawiła szeroki pas trzymający rozpustnie zsunięte z ramion kimono i złapała wachlarz.
– Yu Tian? – Przesuwne skrzydło drzwi odsunęło się z szelestem, do pokoju zajrzał pan Saadari. – Jesteś zajęta?
– Już nie – burknęła. – Co się dzieje na sali?
Pan Saadari westchnął, poprawił zsuwające się po nosie okulary.
– Mamy osobliwego gościa. Jego tłumacz gorąco prosił żebyś przyszła. Podobno chodzi o interes.
– Interesy załatwiam w palarni, nie tutaj. To miejsce miało być czyste, legalne… – wyliczała, uderzając wachlarzem w dłoń – …bezproblemowe, bezpieczne i–
– Chodzi o krokodyla.
Dłoń zastygła w pół ruchu. Yu Tian zmrużyła oczy.
– Skąd on wie o krokodylu?
Pan Saadari wzruszył chudymi ramionami, wyraźnie skurczył się pod jej spojrzeniem.
– Nieważne zresztą. – Machnęła lekceważąco wachlarzem i minęła go w progu. – Załatwię to.
Ruszyła eleganckim, jasnym korytarzem w stronę głównej sali. Minęła po drodze magicznie powiększone drzewko bonsai, ruchomy malunek zdobiący papierowy parawan i zdezorientowaną Hiyori. Tej ostatniej poświęciła ledwie okruch uwagi, przelotne spojrzenie, ale tyle wystarczyło by uznać, że nowy gość wywarł na niej zdecydowanie negatywne wrażenie. I przypalił rękaw.
Weszła do sali, rozejrzała się. Oddzielone papierowymi parawanami niskie stoliki były w większości opustoszałe, zapach herbaty wyjątkowo nikły. Yu Tian ogarnęła wzrokiem całe pomieszczenie, wyciągnęła szyję. Gdzie u licha schował się ten–...
– Pani Yu Tian? – Usłyszała gdzieś od boku, spojrzała w tamtą stronę. Tuż obok niej stał niewysoki chłopaczek z włosami zebranymi w krótką kitkę. W jednym uchu dyndał złoty kolczyk, reszta ubioru wskazywała na zagranicznego turystę z dalekiego orientu.
Wampirzyca uśmiechnęła się niedbale, samym kącikiem ust, powoli skinęła głową.
– Miło panią poznać. – Obcy skłonił się uprzejmie, według altańskich zwyczajów – mały skubaniec – nerwowym gestem poprawił grzywkę. – Czy zechciałaby pani poświęcić mi nieco swego czasu? – Gestem zaprosił ją w głąb sali, do jednego ze stolików ukrytych we wnęce.
Skinęła mu głową; lekko, niewymuszenie, w przeciągu sekund wpasowując się w rolę powszechnie znanej i miłej właścicielki herbaciarni. Podążyła za jego zaproszeniem, drobnymi krokami pokonała dzielącą ją odległość od wnęki, wślizgnęła się za parawan i bez śladu zaskoczenia obecnością osoby trzeciej zawinęła kimono pod nogi, usadowiła się na jednej z poduszek.
Obcy zajął swoje miejsce po jej lewej, dokładnie w połowie długości stołu, która dzieliła ją od…
– Arcymag Sallandiry, Strażnik Wieży, wielki książę pustyni, Serah-a-din El-Jafri.
Siedzący, albo może: nonszalancko wsparty o stos poduszek czarodziej sprawiał wrażenie wybitnie niezainteresowanego. W chwili wyliczenia skróconej wersji tytulatury i imienia oglądał swoją metalową rękawicę na prawej dłoni; złote szpony skrzyły się w promieniach słońca, przyciągały wzrok.
Yu Tian twardo nie spoglądała w stronę artefaktu, wzrok wwiercała w śniadą twarz arcymaga, jakby samą tą sztuczką miała nakłonić go do uniesienia spojrzenia.
– Cóż za zaszczyt – odparła niewymuszenie lekko – nie gościłam jeszcze tak wysoko postawionej osobistości. Herbaty? – dodała słodko, złudnie.
Arcymag spojrzał w stronę chłopaka z kolczykiem, ten zaraz dodał:
Assahir pija tylko własną mieszankę.
– Czy więc szanowny assahir ma rzeczoną mieszankę przy sobie? – zwróciła się wprost do maga. Ten znów nie zaszczycił jej spojrzeniem, wypolerował szpony o krawędź ciemnej tuniki.
Kącik jej warg drgnął lekko, jakby powstrzymywanie się przed wydrapaniem mu oczu kosztowało coraz więcej i więcej. Jak on śmiał, jak on–
Obcy chyba to zauważył, bo zwabił jej uwagę krótkim, pociesznym uśmiechem.
– Isidoro D’Arienzo, astrolog i tłumacz – przedstawił się, skłonił uprzejmie głowę. – Obawiam się, że to nie jest odpowiednia pora na herbatę – arcymag prychnął ostentacyjnie – jesteśmy tu w konkretnej sprawie.
Yu Tian schowała dłonie w obszernych rękawach kimona, spojrzała to na jednego, to na drugiego. W końcu zwróciła się do arcymaga:
– Nie wspomniałeś, że jesteś zasranym księciem.
– Nie wspominałaś, że prowadzisz średniej klasy lokal herbaciany.
– Średniej klasy? – syknęła.
Arcymag podkręcił zadbanego wąsa, ostentacyjnie wolno rozejrzał się po pomieszczeniu.
– Nawet nie średniej. Powiedziałbym raczej, że…
– W konkretnej sprawie – wtrącił się astr0log z wesołym uśmiechem, który miał rozładować atmosferę. – Czy są pani znane losy pewnego magicznego krokodyla? – Wyjął telefon z kieszeni, szybko odnalazł właściwe zdjęcie, podsunął jej urządzenie. Yu Tian nawet na nie nie spojrzała, wciąż przewiercając wzrokiem arcymaga.
– Nie – wycedziła przez zęby. – Nie są mi znane.
Isidoro – arcymag przechylił głowę, obcy język skaleczył jej nieprzywykłe uszy – wystaw jej negatywną opinię na Googol’u.
Astrolog jakby nie usłyszał. Uśmiechnął się za to ponownie, jeszcze milej i jeszcze szerzej.
– Pani wybaczy – powiedział, a potem rzucił w stronę kompana w tym samym, dziwnym języku: – To był twój pomysł, Serafinie. Dialog.
– Jak następnym razem będę miał głupi pomysł, to mi o tym powiedz.
Isidoro westchnął; w głosie dało się słyszeć ciepłe nuty rozbawienia.
To jedyna droga wiodąca ku prawdzie.
Arcymag prychnął.
Droga pod patronatem dziwki fortuny. Kismet, Isidoro. Los nigdy mi nie sprzyja.
Przez krótką chwilę nikt nic nie mówił. Yu Tian zabijała wzrokiem księcia, książę odpłacał jej tym samym, a astrolog krążył wzrokiem od jednego do drugiego, jakby doskonale świadom tego ile czasu zostało do eskalacji konfliktu w otwartą wojnę.
Isidoro odchrząknął.
– Krokodyl stanowi zagrożenie – spróbował raz jeszcze – zwłaszcza dla osób magicznych, jak i artefaktów. Gdyby trafiła do pani jakakolwiek informacja na jego temat…
Głos astrologa ścichł, Yu Tian odpłynęła myślami. Rzeczywiście, krokodyl był niebezpieczny. Rzeczywiście, zagrażał głównie magom, przedmiotom magicznym i rzuconym na stałe zaklęciom. Rzeczywiście, stanowił nieoszacowaną… pamiątkę dla arcymaga, sam jej o tym przecież powiedział. I może – ale tylko może – gdyby zaoferował jej coś niebywale cennego, zgodziłaby się pomóc.
Cały problem polegał jednak na tym, że krokodyl nie żył od dobrych paru miesięcy, a jego skórę powiesiła nad łóżkiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz