26 kwietnia 2024

Od Ilary do Virgila

Ilara nie mogła powiedzieć, że przebywanie na salach pełnych wpływowych, zapewne równie niebezpiecznych osób było dla niej czymś zaskakującym i wprawiającym w zakłopotanie. Swe kroki stawiała pewnie, z dumą wymalowaną na twarzy, lecz w głębi duszy czuła, że coś się zmieniło, a lata stagnacji spędzonej z dala od jakichkolwiek niebezpieczeństw odcisnęły na niej swe piętno. Musiała się skupić, wytężyć umysł. Spokojnie, Ilara, to przecież nie twój pierwszy raz. I przez chwilę wydawało jej się, że naprawdę zdołała się opamiętać, jednak widok niesławnego pracownika muzeum skutecznie wybił ją z rytmu. Nie rozumiała dlaczego. Posturą nie różnił się przecież tak bardzo od osiłków, których krew wielokrotnie zbrudziła jej ręce, których ścierwo tak usilnie starała się usunąć ze splątanych od wiatru włosów. Gdyby się postarała, zapewne wciąż potrafiłaby przycisnąć go do ściany i siłą wydobyć niezbędne do rozwikłania zagadki informacje. A jednak się wahała. Spojrzawszy w jego krecie, przekrwione oczy poczuła, jak całe jej ciało odmawia posłuszeństwa, jak staje w miejscu i odmawia poruszenia się choćby o centymetr. Jak gdyby wpatrywała się w ślepia zdziczałej bestii, a nie pospolitego mężczyzny. Było w nim coś nadzwyczajnego, dziwnie znajomego, a Ilarę niezwykle rozjuszał fakt, że nie była w stanie wskazać przyczyny owego uczucia. Odruchowo sięgnęła dłonią ku wnętrzu marynarki, a znajomy chłód stali dodał jej nieco odwagi. Wciąż pamiętała swe dawne sztuczki i prędzej dałaby pokroić się żywcem, niż przekroczyła próg aukcji bez żadnej broni pod ręką. A Dantemu nie zamierzała nigdy powiedzieć, że potajemnie rozpruła kilka mniej ważnych szwów, by podszewka marynarki posłużyła jej jako pochwa na niewielkich rozmiarów nóż. Zrobiła to przecież nie tylko dla własnego dobra, ale również dla dobra Virgila.
— Postaraj się nie odchodzić za daleko. — Jej głos był stanowczy, niemal rozkazujący. Tembr, o którym dawno zapomniała. — I miej oczy dookoła głowy.
Złowróżbna uwaga była ostatnim, co kobieta rzuciła w stronę swego towarzysza, nim spokojnym krokiem ruszyła przed siebie. Stąpała ostrożnie, niemal bezszelestnie, sprawnie wymijając gości, a także rzeźby pojawiające się na jej drodze. Ilarze nie zależało na podziwianiu sztuki, na wytykaniu palcami, które z dzieł godne jest jej ciężko zarobionych pieniędzy. Nie spuszczała wzroku z dobrze znanej im twarzy. Sama jego obecność zrodziła w jej głowie setki pytań i zero sensownych odpowiedzi, które mogłaby przedyskutować z Virgilem. Uważna obserwacja pomogła jednak wysunąć jej kilka wniosków. Jego ruchy były wyuczone, mocne, a zarazem niezwykle ostrożne. Przypominał wojownika, przygotowującego się do ataku, do płynnego ścięcia kolejnej głowy. Być może był weteranem. Sam strój okazał się równie interesujący, co jego właściciel. Garnitur, który miał na sobie, zdecydowanie wykraczał poza budżet przeciętnego ochroniarza, czy kustosza. Butonierka wykonana była z nadzwyczajną wręcz precyzją, którą pochwalić może się zaledwie garstka krawców; klapy idealnie dopasowane do sylwetki, niezbyt szerokie, a jednocześnie nie za wąskie. Ilara zmarszczyła brwi. Mężczyzna albo latami oszczędzał na ten garnitur, albo obracał się w wyjątkowo wpływowym towarzystwie, albo (co szczególnie zaintrygowało kobietę) praca w muzeum nie stanowiła jego głównego źródła zarobku. Spojrzała wymownie w stronę Virgila, ukradkiem wskazując przy tym palcem ku jednemu z dostępnych dla gości balkonów. Mężczyzna natychmiast zrozumiał sygnały swej towarzyszki i już po chwili oboje znaleźli się na dworze, otuleni rześkim, wieczornym wiatrem. Upewniwszy się, że nie są podsłuchiwani, w czym pomógł im zaskakująco wyczulony słuch Virgila, Ilara wtajemniczyła mężczyznę we wszystko, co zaobserwowała przez ostatnie pół godziny. I choć posiadali zaledwie garść informacji, których połowę stanowiły zaledwie niepotwierdzone teorie, oboje zgodzili się, że obecność nieznajomego nie była przypadkowa. Jeśli chcieli zdziałać cokolwiek na tej aukcji, a nie jedynie zmarnować własny czas i pieniądze, musieli czym prędzej niepostrzeżenie pozbyć się mężczyzny. Do tego musieli zrobić to na tyle ostrożnie, żeby nie dać się przy tym zauważyć. Wciąż ciążyła bowiem nad nimi możliwość, że nieznajomy był zamieszany w całą sprawę znacznie bardziej, niż początkowo zakładali.
— Szczerze, nie wpadłam jeszcze na to, jak to zrobić. — westchnęła ciężko — Chciałam się po prostu upewnić, że się rozumiemy.
Gdy wrócili do głównej sali, odetchnęli z ulgą, zauważając, że mężczyzna nie zmienił zbytnio swojego położenia. Wciąż z ogromnym wręcz zapałem opowiadał grupie kobiet o ukrytej symbolice obrazów Joana Mirry. A jednak w tej z pozoru identycznej kompozycji pojawił się nowy, nieobecny dotąd szczegół, na którego widok Ilarze zaświeciły się oczy. Wino, do tego czerwone. Rackham dopiero teraz zauważyła krążące pomiędzy gośćmi kelnerki z tacami pełnymi kryształowych kieliszków. Na twarz piratki wkradł się złowrogi uśmiech, taki, którym przed laty obdarzała swą załogę za każdym razem, gdy przedstawiała im kolejny brawurowy plan. Przeniosła spojrzenie na stojących przy ścianie ochroniarzy, do złudzenia przypominających żołnierzy ściągniętych tu prosto z pola bitwy. Dokładnie na to liczyła. Jeśli pracownik muzeum faktycznie współpracował z osobami odpowiedzialnymi za organizację aukcji, a być może również stojących za kradzieżą obrazów, ochrona powinna obyć się z nim dość łagodnie. Fałszywy pokaz siły, który ostatecznie skończy się jedynie pouczeniem.
— Mam plan. Ale żeby cokolwiek nam on dał, potrzebuję, żebyś uważnie obserwował ruchy ochrony i naszego dobrego znajomego.
Virgil przytaknął, niemal od razu wchodząc w powierzoną mu rolę. Ilara sama skłonna byłaby uwierzyć, że za tymi pięknymi oczami nie kryje się absolutnie żaden podstęp. Po raz kolejny cieszyła się, że ma go po swojej stronie. Kobieta odetchnęła głęboko, po raz kolejny rozpoczynając swój jakże niewinny obchód po sali. I zupełnie jak poprzednio, tym razem również nie spuszczała wzroku z celu. Obserwowała jego ruchy, sprawnie unikając rzucanych na boki spojrzeń, które mogłyby zdradzić jej obecność. Musiała pozostać nieuchwytna, nie miała innego wyjścia. W końcu jednak znalazła się wystarczająco blisko, oddzielona od nieznajomego jedynie masywnym posągiem autorstwa Macieja Demona. Nie marnowała ani sekundy, czując, jak widmo spektakularnego niepowodzenia dyszy jej w kark. Jeden sprawny, potajemny ruch dłonią wystarczył, by wino w kielichu niebezpiecznie zabulgotało, rozgrzało do temperatury tak nienaturalnie wysokiej, że rozsadziło naczynie od środka, przyozdabiając tym samym najbliższy mężczyźnie obraz głęboką czerwienią. Ilara usłyszała wrzask, tupot ciężkich, żołnierskich butów, jednak nie czekała, by na własne oczy zobaczyć konsekwencje własnych działań. Była przecież jedynie przechodniem, gapiem zbyt rwącym się ku licytacji, by poświęcać uwagę cudzemu nieszczęściu. Okrążyła salę raz jeszcze, nim ponownie przystanęła obok Virgila.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz